Wykolejeni. Dlaczego piłkarska reprezentacja Polski przez ostatnie lata zalicza regres?

Ilustracja: Zuzanna Jacewicz
Artykuł ukazał się w 14. numerze kwartalnika „Młodzi o Polityce”

Z pewnością piłka nożna to w Polsce sport narodowy. Futbol nad Wisłą jest zjawiskiem socjologicznym, zaś sama dyscyplina, w ślad za ogromną rzeszą Polaków śledzących z mniejszą bądź większą uwagą rozgrywki krajowe oraz zagraniczne,  budzi ogromny szum  medialny. Nic więc dziwnego, że wokół piłkarskiej reprezentacji Polski narosło niezdrowe wręcz zainteresowanie. Wszelkie wydarzenia związane z Kadrą zajmują umysły milionów rodaków. To zaś stanowi świetną pożywkę dla mediów, które taśmowo publikując kolejne relacje i komentarze (okraszone nierzadko sensacyjnym tonem) napędzają koło reprezentacyjnej obsesji. W konsekwencji każdy sukces fetowany jest nieproporcjonalnym do niego uniesieniem, natomiast każde niepowodzenie przyjmowane jest jako katastrofa.
Widoczne jest to również obecnie. Drużyna narodowa zakończyła bowiem swój udział w kwalifikacjach do Euro 2024, nie osiągając bezpośredniego awansu do turnieju, mając jednak pewną furtkę w postaci baraży. Są one ostatnią szansą na udział w mistrzostwach Starego Kontynentu. Sęk w tym, że mierna gra oraz szereg afer wokół kadry znacząco uderzyły w wizerunek grupy.  Brak bezpośredniego awansu z grupy, która wydawała się jedną z najłatwiejszych w historii naszych kwalifikacji, a na domiar złego kompromitujący dwumecz ze wschodzącym potentatem europejskiej piłki – Mołdawią, sprawiły, że większość kibiców nie wierzy w awans. Co więcej, niejednokrotnie można było się zetknąć z opinią, iż hipotetyczna obecność w czempionacie po prostu nam się nie należy, a zamiast Polski lepiej poradziłyby sobie reprezentacje państw kojarzących się raczej jako piłkarskie peryferia (za to grające ambitniej od Biało-czerwonych). By zrozumieć, jaką drogę przebrnęła polska kadra do jej obecnego położenia, cofnijmy się o dekadę.
         W 2013 roku reprezentacja znajdowała się w rozsypce. Krótka i, delikatnie mówiąc, nieudana kadencja Waldemara Fornalika zakończyła się brakiem awansu na Mistrzostwa Świata. Polacy grali kiepsko, zaś mecze usypiały nawet najbardziej zagorzałych kibiców. Oczywista była potrzeba rewolucji, zarówno na stanowisku szkoleniowca, jak i wykrystalizowania się w końcu stałego składu po wielokrotnych roszadach w zespole. W konsekwencji ówczesny prezes PZPN, Zbigniew Boniek, powierzył stanowisko selekcjonera Adamowi Nawałce z misją awansu do Euro 2016. Nawałka, choć nie był faworytem mediów i kibiców, dość szybko zaczął zyskiwać zaufanie. Przełomowym momentem ówczesnej kadry był rozegrany 11 października 2014 roku mecz z reprezentacją Niemiec zakończony zwycięstwem 2:0. Pierwsza w historii victoria nad sąsiadami zza Odry wywołała eksplozję radości w Polsce i zapoczątkowała ogromne zainteresowanie drużyną. Pomagało w tym stworzenie zajmującego się tematyką kadry kanału na Youtube „Łączy nas piłka”, którego twórcy zza kulis pokazywali zgrupowania reprezentacji. Na Euro Polska zakwalifikowała się bez większego problemu, zaś na samej imprezie doszła do ćwierćfinału, ulegając jedynie przyszłym mistrzom, to jest Portugalczykom. Było to najlepsze osiągniecie Biało-czerwonych w historii występów na Mistrzostwach Europy. Nic więc dziwnego, że eliminacje do odbywających się w 2018 roku Mistrzostw Świata rozpoczęto z ogromnym optymizmem. Te nasza kadra przebrnęła pomyślnie – awansując z pierwszego miejsca w grupie. Widać było jednak już pierwsze symptomy słabości drużyny, które zostały bezlitośnie obnażone przez Duńczyków w przegranym 0:4 blamażu w Kopenhadze.  Od tego meczu Adam Nawałka zaczął modyfikować ustawienie zespołu odchodząc z klasycznego, ale już czytelnego dla rywali 4-4-2,  w kierunku formacji z trzema stoperami. Koncepcja ta jednak zawiodła, a nieudany występ na Mistrzostwach Świata zakończył się dymisją trenera.
         Reprezentację objął Jerzy Brzęczek, którego wybór jawił się jako jeszcze bardziej egzotyczny pomysł niż zatrudnianie Nawałki 5 lat wcześniej. Początki wyglądały nieźle – w pierwszym meczu zremisował w Lidze Narodów z reprezentacją Włoch po obiecującej grze. Z biegiem czasu było jednak coraz gorzej. Choć Kadra pomyślnie przeszła przez eliminacje do Euro 2020, zrobiła to w kiepskim stylu. Sama gra opierała się w głównej mierze na męczeniu się z każdym przeciwnikiem i liczeniu na łut szczęścia lub indywidualny błysk Roberta Lewandowskiego (jak w rewanżu ze Słowenią). Brak wyraźnego planu na mecze i słaba postawa w Lidze Narodów (należy jednak przyznać – będącej rozgrywkami drugo lub trzeciorzędnymi), spowodowały utratę zaufania do Brzęczka przez kibiców, związek, a co najważniejsze przez piłkarzy[1]. Zbigniew Boniek, uległszy presji, w styczniu 2021 roku zwolnił selekcjonera, powołując na jego miejsce Portugalczyka Paulo Sousę. Za jego kadencji Polska zagrała na Euro 2020 (odbywającego się w 2021 roku z powodu pandemii Covid-19), nie wychodząc jednak z grupy. Reprezentacja zakwalifikowała się natomiast do baraży Mistrzostw Świata w Katarze mających się odbyć pod koniec 2022 roku. Kadrze Sousy udało się zremisować po dobrej grze z dwoma potentatami: na Euro z Hiszpanią, zaś w eliminacjach z Anglią, co w tracie kadencji poprzednika wydawało się nieosiągalne. Dość niespodziewana rezygnacja Portugalczyka na kilka miesięcy przed meczami barażowymi postawiła jednak reprezentację w trudnej sytuacji. Nowy Prezes PZPN Cezary Kulesza próbując ratować sytuację postawił na faworyta mediów, sprawdzonego ligowca, mającego na koncie pewne sukcesy z reprezentacją do lat 21 – Czesława Michniewicza. Drużyna pod jego wodzą wygrała mecz barażowy ze Szwecją, dzięki czemu zakwalifikowała się do finałów Mistrzostw Świata. W Lidze Narodów, która miała być przetarciem przed rozgrywanym pod koniec roku Mundialem, Polsce szło ze zmiennym szczęściem. Obok niezłych spotkań zdarzały się kompromitacje, jak choćby porażka 1:6 z Belgią. Pewien ferment wśród opinii publicznej dodatkowo siała kwestia kontrowersyjnej przeszłości selekcjonera, którego część dziennikarzy oskarżała o udział w aferze korupcyjnej kilkanaście lat wcześniej[2]. Niemniej reprezentacja do turnieju w Katarze przystępowała z dużymi nadziejami na awans do fazy pucharowej. Ten udało się osiągnąć, choć o stylu i meczach takich, jak ten z Argentyną, pewnie najlepiej zapomnieć. Biało-czerwoni odpadli w 1/8 finału z ówczesnymi mistrzami świata Francuzami, choć – dla odmiany – po dobrej grze. Prawdziwe trzęsienie ziemi miało przyjść jednak dopiero po turnieju.
 
Problemy w Związku
By zrozumieć sytuację polskiej kadry, nie sposób pominąć tematu Polskiego Związku Piłki Nożnej. Instytucja ta przez lata cieszyła się złą sławą siedliska korupcji i kolesiostwa. Kolejne afery, które przez dekady nawiedzały rodzimy futbol, często były zamiatane pod dywan, a ludzie biorący w nich udział po okresach banicji (nierzadko spowodowanych pobytami w jednostkach penitencjarnych) wracali do świata polskiej piłki. Na stadionach środowiska kibicowskie dawały co prawda wyraz swojej frustracji skandując wulgarne hasła pod adresem organizacji, jednakże z oczywistych przyczyn oburzenie to nie miało żadnego przełożenia na politykę PZPN. Wraz z początkiem prezesury Zbigniewa Bońka odbiór organizacji zaczął się jednak zmieniać. Nowy sternik PZPN chciał zerwać z wizerunkiem anachronicznej, siermiężnej i zabetonowanej instytucji. W konsekwencji znacząco polepszył się pion organizacyjny wokół reprezentacji, zaś w mediach społecznościowych kadra zaczęła być przedstawiana w nowoczesnej, atrakcyjnej formie (czego przykładem był wspomniany już kanał „Łączy nas piłka”). Równolegle schowano część skompromitowanych działaczy. Stworzono również Komisję ds. Mediów i Marketingu pod przewodnictwem Janusza Basałaja, w skład której wchodzili również ważni dziennikarze sportowi na czele z Mateuszem Borkiem[3]. Atmosferze dookoła tych działań pomagały także zwycięstwa reprezentacji. Boniek wygrał reelekcję w cuglach, jednak druga kadencja nie była już tak udana. Porażki na dużych turniejach, nietrafione nominacje trenerskie i coraz częstsze angażowanie się w słowne przepychanki na znanym portalu społecznościowym nadszarpnęły wizerunek byłego piłkarza m.in. Juventusu czy Romy. Niemniej, na tle poprzedników kadencja Zbigniewa Bońka wydaje się relatywnie spokojna i udana pod względem sportowym.
Powyższego nie można jednak powiedzieć o rządach następcy, a więc obecnego włodarza Związku, Cezarego Kuleszy. Zaczęły się one co najmniej burzliwie, gdyż tylko kilka miesięcy po objęciu stanowiska nowy Prezes PZPN musiał zmierzyć się z kryzysem wywołanym wspomnianym opuszczeniem kadry przez Paulo Sousę, który niespodziewanie zerwał kontrakt, by trenować brazylijskie Flamengo. Problem został jednak dość szybko rozwiązany mianowaniem Czesława Michniewicza na nowego selekcjonera. Znany był bowiem jako trener-zadaniowiec, potrafiący dość dobrze przygotować swoje drużyny do turnieju. Było to o tyle ważne, iż Polska w dwa miesiące później miała rozegrać baraże o awans do katarskiego Mundialu. Warto przy tym zaznaczyć, że drużyny prowadzone przez Michniewicza nigdy nie grały spektakularnej piłki, zamiast niej preferując defensywny pragmatyzm. Cel udało się osiągnąć i Polska zakwalifikowała się na Mistrzostwa Świata.
         Przygotowania do imprezy naznaczone były jednak mniejszymi lub większymi wpadkami wizerunkowymi. Oprócz wspomnianej już debaty nad przeszłością selekcjonera głośnym echem odbiła się sprawa ochroniarza, którego na zgrupowaniu przydzielił PZPN Robertowi Lewandowskiemu. Dominik G. (pseudonim Grucha),okazał się być oskarżonym o udział w zorganizowanej grupie przestępczej słynącej z organizacji  bójek i uprowadzeń. Dodatkowo do dziś  w sieci znaleźć można zdjęcia, na których Grucha wykonuje nazistowskie pozdrowienie[4]. PZPN po wybuchu afery zwolnił ochroniarza, lecz niesmak pozostał. Sprawie dodatkowego kolorytu dodaje fakt, iż Dominik G. wywodził się ze środowisk kibicowskich Jagiellonii Białystok, której wieloletnim prezesem był Cezary Kulesza.
         Na samym Mundialu atmosfera wokół kadry również była nerwowa. Polska mimo wyjścia z grupy grała słabo, czego najlepszym podsumowaniem był mecz z Argentyną i rzekome prośby polskich piłkarzy, aby Albicelestes zwolnili grę, ponieważ strata kolejnej bramki oznaczałaby odpadnięcie Polaków z turnieju. Czesław Michniewicz natomiast nieustannie toczył słowne wojenki z nieprzychylnymi dziennikarzami[5]. Prawdziwym trzęsieniem ziemi była jednak afera dotycząca premii za awans do fazy pucharowej katarskiej imprezy. Głównym jej aktorem był premier Mateusz Morawiecki, który zaproponował  kadrowiczom nagrodę w wysokości 30 milionów złotych za wyjście z grupy. Już sam ten fakt wydaje się bulwersujący, ponieważ ofertę złożył szef Rady Ministrów oferując, bądź co bądź, milionerom, (którzy i tak dostaliby premię z PZPN), górę publicznych pieniędzy. Jeszcze bardziej szokująca wydaje się zgoda piłkarzy na przyjęcie premii. Cała transakcja miała pomijać przy tym Związek, co rozwścieczyło Cezarego Kuleszę, który poczuł się zakulisowo rozgrywany przez Kadrę i politycznych decydentów. Co gorsza, rozdźwięk w tej sprawie słychać również między zawodnikami. Swoją wersję wydarzeń przedstawił  rezerwowy bramkarz Łukasz Skorupski:
Wychodzimy z grupy i zamiast się cieszyć, nagle zaczęliśmy kłócić się o tę premię. Ci mają mieć tyle, inni tyle. Ale to tak się kłóciliśmy, że nie gadaliśmy z pewnymi zawodnikami. A dzień wcześniej razem śpiewaliśmy. Zbliżał się mecz z Francją. „Lewy” mówi, rada drużyna: „Panowie, dogadajmy się. Nie możemy myśleć o premii, tylko o meczu”. Dogadaliśmy się, żeby już nie rozmawiać o tej premii. Z całym szacunkiem dla pieniędzy, ale nikomu na kadrze ich nie brakuje. Wrócił spokój, zagraliśmy mecz[6].
Słowom tym zaprzeczył sam Lewandowski, a także Wojciech Szczęsny, jednakże tak istotny rozdźwięk, a przede wszystkim wyciągnięcie tematu na światło dzienne przez Skorupskiego, ujawnia zgrzyty wewnątrz drużyny. W konsekwencji zamieszania posadę stracił Michniewicz, piłkarze zaś zaufanie kibiców.
 
Feralne eliminacje
         Atmosfera wokół kadry nie polepszyła się nawet mimo wyboru Fernando Santosa na nowego szkoleniowca Orłów. Szkoleniowiec, który w 2016 roku poprowadził Portugalię do pierwszego w historii mistrzostwa Europy, wydawał się rozsądnym wyborem, potrafiącym ujarzmić największe gwiazdy (wszak wiele lat prowadził Cristiano Ronaldo et consortes). Jego celem miało być też przeprowadzenie, w ramach gry w łatwej grupie eliminacyjne, wymiany pokoleniowej w polskiej kadrze. Jasne było bowiem, że reprezentacyjny czas wiekowych liderów pokroju Kamila Glika czy Grzegorza Krychowiaka dobiega końca. Santos zaliczył falstart, przegrywając w wyjazdowym debiucie z Czechami. Później wygrał jednak z Albanią i nic nie wskazywało na nadchodzącą katastrofę. Ta miała miejsce w Kiszyniowie 20 czerwca 2023 roku. Mimo dobrej pierwszej połowy i prowadzenia 2:0, Polska uległa Mołdawii przegrywając 3:2. Porażka była szokiem dla kibiców i przyczynkiem do drwin i memów dla opinii publicznej. Komentatorzy wskazywali na brak charakteru drużyny czy deficyt cech przywódczych u kapitana, a więc Roberta Lewandowskiego. Blamaż ze 171. reprezentacją rankingu FIFA szybko podkopał zaufanie do selekcjonera. Coraz częściej mówiło się o problemach z komunikacją. Santos nie władał innym językiem niż portugalski, co w połączeniu z raczej introwertycznym charakterem mogło tylko wzmagać trudności w drużynie. Zarzucano mu pomijanie piłkarzy grających w Ekstraklasie, którą, choć zapewne słusznie, uznawał za zbyt mierną sportowo, by przyglądać się jej ze szczególną uwagą. Nasza rodzima liga mogła jednak stanowić rezerwuar nowych twarzy w kadrze. Tych natomiast brakowało, ponieważ w ciągu swojej przygody z reprezentacją Polski Santos nie pozwolił zadebiutować żadnemu zawodnikowi[7]. Portugalczyk, wzorem Michniewicza, nierzadko wdawał się również w utarczki słowne z dziennikarzami na konferencjach prasowych. Na obronę szkoleniowca należy przyznać jednak, iż niejednokrotnie odpowiadał  na żenująco tabloidowe pytania żurnalistów. Równolegle w PZPN-ie wybuchały kolejne afery, z których największą była sprawa Mirosława Stasiaka. Pojechał on z kadrą na wyjazdowy mecz do Mołdawii w charakterze gościa. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że były już działacz jest osobą prawomocnie skazaną za korupcję oraz zdyskwalifikowaną przez sam PZPN. Ogromne oburzenie, które przetoczyło się przez polską infosferę, wymusiło na Kuleszy reakcję. Ta okazała się dość nieudolna, a okraszona takim oświadczeniem:  
 
W  nawiązaniu do publikacji na temat uczestników wyjazdu do Kiszyniowa na mecz reprezentacji Polski z Mołdawią, informujemy, że za każdym razem przekazujemy naszym partnerom biznesowym określoną pulę miejsc. Mirosław Stasiak był uczestnikiem wyjazdu na zaproszenie jednego z partnerów (ze względu na zasady poufności, nie możemy informować, którego z nich)[8].
 
Publikacja, zamiast załagodzić sprawę, tylko ją zaostrzyła. Żaden z wielu sponsorów kadry nie chciał być łączony ze skorumpowanym byłym działaczem. Najdobitniej zaprotestowały takie firmy jak InPost czy Tarczyński, które otwarcie rozważały zerwanie współpracy ze związkiem, do czego ostatecznie nie doszło. Jak wkrótce wyszło na jaw, Stasiak został zaproszony jako osoba towarzysząca przez serwis internetowy Inszury.pl. Podmiot ustami jednego ze współwłaścicieli spółki kierującej stroną przyznał się do błędu, tłumacząc się nieznajomością osoby towarzyszącej i brakiem wiedzy o jego przeszłości. Niezależnie jednak od winy sponsora powstaje pytanie, dlaczego nikt w związku nie zorientował się, kto zabierany jest na pokład samolotu do Kiszyniowa i kto będzie siedział w jednej loży z najważniejszymi przedstawicielami PZPN. Jak się okazało nie była to jedyna afera związana z meczem w Mołdawii, ponieważ nieco później światło dzienne ujrzała historia powrotu reprezentacji z wyjazdu. Wracający samolotem do Warszawy piłkarze nagabywani byli przez nie zawsze trzeźwych gości, komentujących ich wstydliwą porażkę lub nachalnie proszących o zdjęcia[9]. Informacja ta wobec znacznie bardziej medialnych, to jest afery związanej z Mirosławem Stasiakiem i samej porażki z Mołdawią, nie odbiła się jednak aż takim echem.
Nieprzekonujące zwycięstwo z Wyspami Owczymi, porażka z Albanią i ekstremalnie napięta sytuacja wokół kadry skłoniły Santosa do rezygnacji ze stanowiska, co zresztą spotkało się z aprobatą PZPN-u. W miejsce Portugalczyka zatrudniony został weteran ekstraklasowych ławek trenerskich, Michał Probierz. Ten, jak na razie, pokonał Wyspy Owcze, zremisował z Mołdawią i Czechami oraz towarzysko wygrał z Łotwą. Prawdopodobnie poprowadzi kadrę w meczach barażowych (z Estonią i w razie zwycięstwa –Walią lub Finlandią). Ciężko na razie jednak ocenić pracę nowego selekcjonera ze względu na krótki staż i niewiele jednostek treningowych z drużyną.
 
Co dalej z Reprezentacją
         Krótki okres pracy szkoleniowców zdaje się być symptomatyczny dla ostatnich lat w reprezentacji Polski. Od rezygnacji Nawałki w 2018 kadra przeżyła pięciu szkoleniowców. Dla porównania, w takim samym przedziale czasowym Adam Nawałka zdążył podnieść drużynę z marazmu, odnieść sukces na wielkiej imprezie, zakwalifikować się na Mundial, ponieść na nim klęskę i zrezygnować z prowadzenia reprezentacji. Od tego czasu zespół nie dość, że się nie rozwinął, to w zasadzie  zaliczył regres. Częsta zmiana trenera nie pozwoliła wypracować schematów pasujących do wizji konkretnego szkoleniowca. Również kibice, napędzani snami o potędze Orłów (w końcu po Euro 2016 przebiliśmy się na krótko do czołowej 10 rankingu FIFA), napompowali balonik oczekiwań wobec kadry, któremu ta nie potrafiła sprostać. Jest to o tyle przykre, że na papierze Polska dysponuje co najmniej solidnymi zawodnikami, a młodzi piłkarze wchodzący do reprezentacji w klubach nierzadko prezentują bardzo wysoki poziom. Drużynie brakuje jednak liderów. Zmiana pokoleniowa, która wymusiła rezygnację z dających już zdecydowanie mniej argumentów sportowych Glika czy Krychowiaka, pozbawiła zespół kręgosłupa, który trzymał szatnię. Bez dawnych towarzyszy Lewandowski okazał się znacznie mniej charyzmatycznym przywódcą niż się to wcześniej wydawało. Co gorsza, perspektywy nie są optymistyczne. Oglądając prawdopodobnie ostatnie miesiące Wojciecha Szczęsnego w bramce reprezentacji i schyłkowy okres Roberta Lewandowskiego jasne jest, że Biało-czerwonych niebawem czeka potężny deficyt zarówno przywódców (nawet jeśli niedoskonałych), jak i gwiazd światowego formatu. To może się w konsekwencji, wobec słabej gry, przełożyć na mniejsze zainteresowanie grą kadry, a więc i odejściem części sponsorów. Bez nich trudniej będzie z kolei znaleźć fundusze chociażby na programy rozwojowe dla młodzieży, co w dłuższej perspektywie replikować będzie marazm polskiego futbolu. Pięć lat w piłce nożnej to eon, który w przypadku naszej kadry zmarnowano. Nie widać również jak na razie żadnej wizji wyjścia z sytuacji poza doraźnymi działaniami. Regularne afery związane z PZPN-em nie pomagają w poprawie sytuacji. Pytaniem otwartym pozostaje kwestia czy związkowi oficjele widzą wagę problemu i czy ekipa Cezarego Kuleszy będzie w stanie zapanować nad kryzysem. Na razie nic na to nie wskazuje.
        
        
 [1]Najlepszym tego zobrazowaniem jest sławna reakcja Roberta Lewandowskiego poproszonego o scharakteryzowanie pomysłu, jaki Kadra miała na mecz z Włochami w listopadzie 2020 roku. https://www.youtube.com/watch?v=_61er2izM54 [dostęp;20.11.2023].

[2]Cezary Kawecki, Szymon Jadczak grzmi: „Dzień hańby”. Reakcje na konferencję Michniewicza https://www.sport.pl/pilka/7,65037,28060204,internauci-reaguja-na-konferencje-michniewicza-nie-pamietam.html [dostęp;20.11.2023].

 [3] Bliskie relacje z niektórymi dziennikarzami stanowiły atut w postaci większej sterowalności PR PZPN. Z czasem jednak część opinii publicznej zaczęła krytykować Bońka za kolesiostwo i zbyt duży wpływ mediów na sytuację w Związku.

[4]Szymon Jadczak, Ujawniamy. PZPN zatrudnił Robertowi Lewandowskiemu ochroniarza z gangu neonazistów https://wiadomosci.wp.pl/ujawniamy-pzpn-zatrudnil-robertowi-lewandowskiemu-ochroniarza-z-gangu-neonazistow-6832147436939936a [dostęp;22.11.2023].

 [5]Mateusz Miga, Rok od rozpoczęcia mundialu. Zgruzowany duch sportu https://sport.tvp.pl/74227573/reprezentacja-polski-rok-od-rozpoczecia-mistrzostw-swiata-czeslaw-michniewicz-i-afera-premiowa  [dostęp;22.11.2023].

[6]Łukasz Olkowicz,  Wszystko wypłynęło. „Tak się kłóciliśmy o premie, że nie gadaliśmy z pewnymi zawodnikami” [TYLKO U NAS] https://przegladsportowy.onet.pl/pilka-nozna/reprezentacja-polski/lukasz-skorupski-tak-sie-klocilismy-o-premie-ze-nie-gadalismy-z-pewnymi-zawodnikami/ys6v8bj  [dostęp;23.11.2023].

[7]Jan Piekutowski, Jeden z największych grzechów Santosa. Następny selekcjoner nie może na to pozwolić. „Szokująca statystyka”,https://www.meczyki.pl/newsy/jeden-z-najwiekszych-grzechow-santosa-nastepny-selekcjoner-nie-moze-na-to-pozwolic-szokujaca-statystyka/220931-nhttps://www.meczyki.pl/newsy/jeden-z-najwiekszych-grzechow-santosa-nastepny-selekcjoner-nie-moze-na-to-pozwolic-szokujaca-statystyka/220931-n [dostęp: 23.11.2023].

[8]Marek Wawrzynowski,   PZPN kłamie? To Kulesza podjął decyzję. Ujawniamy kulisy afery Stasiaka https://przegladsportowy.onet.pl/pilka-nozna/pzpn-klamie-to-kulesza-podjal-decyzje-ujawniamy-kulisy-afery-stasiaka/0jdfwc2 [dostęp: 24.11.2023].

[9]Łukasz Olkowicz,  Skandal podczas powrotu kadry Polski z Mołdawii. Piłkarze zażenowani https://przegladsportowy.onet.pl/pilka-nozna/reprezentacja-polski/skandal-podczas-powrotu-kadry-polski-z-moldawii-pilkarze-zazenowani/6tcgjky [dostęp: 24.11.2023].