Wybory samorządowe nie wzbudzają tylu społecznych emocji co pozostałe elekcje. Tak jest przynajmniej w ogólnopolskiej debacie. W niemal wszystkich większych miastach wynik prezydenckiej elekcji da się z góry przewidzieć, a kwestia układu sił w sejmikach wydaje się być odzwierciedleniem jesiennych wyborów parlamentarnych. Inaczej jest, gdy przyjrzymy się mniejszym miejscowościom. Choć i tu sporo pozostanie bez zmian, bo aż w 420 gminach o stanowisko wójta/burmistrza ubiega się tylko jeden kandydat. Wydaje się jednak, że mieszkańcy zdają się przywiązywać dużą wagę do tego, kto w następnych zajmie się rozwiązaniem otaczających ich problemów. W końcu miażdżąca większość osób sprawujących władzę wykonawczą w samorządach pochodzi z własnych, a nie partyjnych komitetów. Z Warszawy czasami tego nie widać, ale w Polsce ludzie głosują na nazwiska, a nie logo tej czy innej politycznej organizacji. Możemy to zauważyć nie tylko przy wyborach na wójta, burmistrza czy prezydenta, ale również przy głosowaniu do rady powiatów, o gminach nie wspominając.
Skąd mimo to przeświadczenie, że nikt się tymi wyborami nie interesuje? Chyba z medialnej bańki, w której żyjemy. Obecna sytuacja polityczna w Polsce budzi tyle emocji, że ciężko skupić się na tym co lokalne. Za nami najważniejsze wybory w historii, a na horyzoncie mamy następne, bardzo istotne z perspektywy wprowadzenia realnych zmian w naszym kraju – wybory prezydenckie. I chyba zdecydowana większość z nas czeka już tylko na moment, w którym pożegnamy ostatni relikt poprzedniego układu.
Zatem przynajmniej na chwilę skupmy się na tym co tu i teraz. Przyjrzyjmy się temu, co dzieje się w polskim samorządzie. Zobaczmy, jak wprowadzone kiedyś zmiany oddziałują na dzisiejszą rzeczywistość. I pamiętajmy, że wszyscy jesteśmy samorządem.
Pamiętajmy też, że zamek demokracji buduje się cegiełka po cegiełce, a odbudowuje jeszcze mozolniej… Zatem siódmego kwietnia dołóżmy kolejną i nie spoczywajmy na laurach. Tej wiosny, tak samo jak minionej jesieni, życzę nam samych dobrych wyborów!