29 lipca miałem przyjemność uczestniczyć po raz pierwszy na przystanku Tour de Konstytucja, który odbył się w Tomaszowie Mazowieckim. Motywem przewodnim wydarzenia były jednomandatowe okręgi wyborcze (JOW-y), zaś problemem debaty to, czy są one kluczem do sprawiedliwości wyborczej, czy może na odwrót – pułapką demokracji.
Tego upalnego dnia, pośród słuchaczy na skażonym betonozą placu Kościuszki, nie udało mi się dostrzec Pawła Kukiza, choć to temat skrojony idealnie pod pana posła. Dlaczego akurat pod deputowanego z Opolszczyzny? Ano dlatego, że pan Kukiz jest od lat głośnym orędownikiem wprowadzenia JOW-ów w wyborach do Sejmu.
Jednomandatowe okręgi wyborcze w porządku prawnym III RP już mamy – istnieją od 2011 roku, kiedy to na podstawie nowego kodeksu wyborczego odbyły się po raz pierwszy wybory ze zmienioną ordynacją, ale tylko do Senatu. Wprowadzenie JOW-ów we wszystkich okręgach w wyborach do Sejmu, postulowane nie tylko przez ruch Kukiz’15 (w latach 2000. prowodyrem tego rozwiązania była również Platforma Obywatelska), wiązałoby się natomiast z koniecznością zmiany Konstytucji. Na to wskazywał zresztą obecny na przystanku prof. Wojciech Sadurski, mówiąc, że ów system nie zachowuje zasady proporcjonalności. Dodał również, że prowadzi on do zubożenia w parlamencie. W podobnym tonie wypowiadał się kolejny panelista, sędzia Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku Wojciech Hermeliński, który wskazał, że w przypadku okręgów jednomandatowych mamy do czynienia z sytuacją, gdzie reprezentowana będzie tylko opcja wygrana, pomimo zróżnicowanych wyników wyborczych.
We współczesnej politycznej rzeczywistości obecność JOW-ów w wyborach do Senatu zdążyła sporo namieszać, bo zmusiła niejako partie opozycyjne do połączenia sił i wypracowania w 2019 roku „paktu senackiego”, czyli porozumienia Koalicji Obywatelskiej, Lewicy oraz Polskiego Stronnictwa Ludowego o wystawieniu w każdym okręgu wspólnego kandydata z jednej opcji politycznej tak, by głosy wyborców opozycyjnych nie dzieliły się (co w konsekwencji dawało zwycięstwo kandydatowi Prawa i Sprawiedliwości). Pomyślne rozwiązanie, które przyniosło zwycięstwo podczas wyborów do izby drugiej tego samego roku, skłoniło ugrupowania dzisiejszej opozycji do ponownego zawiązania paktu przed wyborami tej jesieni, który niebawem ma zostać ogłoszony.
Przystanek odbywający się następnego dnia w Rawie Mazowieckiej poświęcony był z kolei instytucji głosowania przez pełnomocnika. Uczestnicy panelu prowadzonego przez Danutę Przywarę zastanawiali się, czy wskazuje ona na elastyczność demokracji, czy na narażenie jej na manipulacje. Przywilej ten, obecny w polskim prawie od 2009 roku, dotyczy wyborców, którzy ukończyli 60. rok życia, a także osób niepełnosprawnych w stopniu umiarkowanym bądź znaczącym. Instytucja ta ma swoje wady – z tego względu, że wybory są tajne, nie ma możliwości sprawdzenia, czy pełnomocnik zagłosował na kandydata, którego uprzednio wskazał wyborca. Dlatego ważne jest, aby pełnomocnikiem została osoba, do której mamy pełne zaufanie. Niemniej, możliwość głosowania przez pełnomocnika pojawiła się w polskim kodeksie wyborczym, aby zapewnić powszechność wyborów. Takie rozwiązanie pozwala więc na uczestnictwo w święcie demokracji, nawet w sytuacji, kiedy wyborca nie jest w stanie fizycznie zjawić się w lokalu wyborczym.
Jednym z aspektów, jaki podczas tego weekendu udało mi się zaobserwować, jest to, że na przystankach pośród słuchaczy wciąż brakuje młodych ludzi. Zauważyłem również na własne oczy – a nie jak dotąd tylko w przekazach medialnych – jak głęboko spolaryzowanym społeczeństwem jesteśmy, a obserwacja ta podsycana była kierowanymi do nas pytaniami „z jakiej partii jesteśmy?” lub czy mamy może naklejki z biało-czerwonymi sercami (będącymi symbolem jednej z partii opozycyjnych). Wskazuje to zatem, iż dla istotnej części Polaków jakiekolwiek wydarzenia, związane z debatą nt. konstytucyjnych praw, obowiązków i wolności obywateli, są nadal utożsamiane tylko i wyłącznie z jedną stroną sporu politycznego. A przecież Konstytucja dotyczy każdego bez wyjątku.
Jak słusznie zauważył Robert Hojda, nie tylko Konstytucja RP, ale również „flaga to nasz symbol, symbol obywatelski – nie bójmy się jej więc wyciągać i wystawiać przed domem”. Nie pozwólmy, aby ta czy inna opcja polityczna zawłaszczyła sobie coś, co powinno być przedmiotem dumy wszystkich mieszkańców naszego kraju, niezależnie od poglądów.
Tej jesieni ja – i prawie 1,5 miliona osób – po raz pierwszy możemy pójść do urn wyborczych, żeby oddać swój głos. To, ile faktycznie z nas tam pójdzie, dowiemy się już po 15 października. III edycja Tour de Konstytucja poświęcona została właśnie tematom wyborczym, aby pomóc zrozumieć zawiłe mechanizmy głosowania i całej jego otoczki, a hasło „Głosuję na Polskę” podkreśla apartyjność inicjatywy. Podczas spotkań, przy stanowisku TdK – poza egzemplarzami Konstytucji RP – mamy zwój, na którym każdy uczestnik może napisać, dlaczego w tym roku idzie na wybory. Ile ludzi, tyle powodów – ale jeden szczególnie zapadł mi w pamięć. „Bo jestem odpowiedzialny za swoją przyszłość”.
Swój patriotyzm możemy wyrazić nie tylko poprzez oddanie głosu w wyborach, ale także aktywne uczestnictwo jako obserwator społeczny, członek komisji bądź mąż zaufania. Te – jak to nazwał pomysłodawca TdK – „24 godziny dla Polski” niech będą wyrazem tego, że demokracja jest nie tylko na naszych ustach, ale objawia się również poprzez nasze działania.