Stare nowe rozdanie, czyli kto tak naprawdę wybiera w tajskich wyborach?

Ilustracja: Alicja Matusiak
Artykuł ukazał się w 13. numerze kwartalnika „Młodzi o Polityce”

Tajlandia – kraj, kojarzący się nam z rajskimi plażami i budzącymi zazdrość zdjęciami na Instagramie rodaków, którym trochę brzęka w kieszeni. Niestety ta kraina mlekiem i miodem płynąca, znana z przepięknych krajobrazów oraz przyjaznych tubylców, jest też krajem, który doświadczył najwięcej zamachów stanu wśród współcześnie istniejących państw – 12 udanych i 7 nieudanych od 1932 roku[1]. Ostatni miał miejsce w 2014 roku, gdy junta wojskowa odsunęła od władzy premier Yingluck Shinawatrę, siostrę obalonego w 2006 roku, również podczas puczu, premiera Thaksina Shinawatry.

W literaturze możemy znaleźć określenie błędne koło tajskiej polityki, w której od dekad niestabilne, demokratycznie wybierane rządy cywilne przeplatają się z rządami wojskowymi, siłą przejmującymi władzę pod pretekstem przywrócenia porządku. Tajlandią od lat wstrząsają starcia między konserwatywnymi monarchistami, związanymi z establishmentem wojskowym a prodemokratycznymi reformistami. Najbardziej rozpoznawalnymi przedstawicielami tych drugich jest rodzina Shinawatra. Ci, co ciekawe, choć są jednymi z najbogatszych ludzi w kraju, cieszą się wielkim poparciem wśród mniej uprzywilejowanych dzięki postulatom skupiającym się na rozbudowaniu programu socjalnego i poprawie jakości życia na wsi. W pewnym sensie potyczki polityczne między tymi dwoma obozami odzwierciedlają głębokie podziały społeczne pomiędzy elitami miejskimi a zubożałą, ale coraz bardziej świadomą politycznie, ludnością wiejską.

Jeśli wcześniej mogło się wydawać, że pałeczka jest przerzucana między dwoma twarzami tego samego establishmentu – bogatą armią a bogatymi biznesmenami – w tegorocznych wyborach można było wyczuć lekką zmianę kierunku wiatru.

Tajlandia w 2023 roku

Tajlandia jest monarchią konstytucyjną od 1932 roku, kiedy to zakończyła się, trwająca od powstania państwa, era monarchii absolutnej. Według konstytucji król powinien pełnić wyłącznie funkcje ceremonialne, lecz poprzez podporządkowanie sobie wojska i popieranie przeprowadzanych przez nie przewrotów, król Rama X (Maha Vajiralongkorn) wciąż pilnie strzeże swojej centralnej pozycji w tajskim życiu politycznym. Po zamachu stanu w 2014 roku przez 5 lat krajem rządziła junta wojskowa. W 2017 roku uchwalono nową konstytucję zapewniającą Tajskim Królewskim Siłom Zbrojnym[2] możliwość nominacji wszystkich 250 senatorów w wyższej izbie Zgromadzenia Narodowego. Mimo że niższa izba parlamentu – Izba Reprezentantów – składająca się z 500 posłów jest wybierana co 4 lata w demokratycznych wyborach powszechnych, to nie ma ona możliwości samodzielnego utworzenia rządu. Każdy nowo wybrany premier musi bowiem uzyskać poparcie 50% wszystkich członków obu izb Zgromadzenia Narodowego, co nie jest możliwe bez głosów wybieranych przez wojsko senatorów[3]. W 2019 roku rozpoczęła się długo oczekiwana, obiecana przez wojsko zachodnim liderom, demokratyzacja kraju. Jednak zdaniem międzynarodowych organizacji pozarządowych, przeprowadzonym wtedy wyborom daleko było do demokratycznych norm: delegalizowano partie polityczne, aresztowano i oskarżano ich działaczy, a jakikolwiek opór społeczny brutalnie dławiono. W wyniku tych wydarzeń premierem pozostał Prayut Chan-o-cha, człowiek odpowiedzialny za przeprowadzenie zamachu stanu w 2014 roku i stojący na czele wojskowego rządu przez 5 poprzednich lat. Tajlandia nie doczekała się wtedy żadnych realnych zmian. Tak więc, mimo demokratyzacji reżimu, wojsko nadal utrzymuje kontrolę nad wszystkimi decyzjami politycznymi w kraju.

Ważnym narzędziem sprawowania kontroli nad tajskim życiem społecznym jest surowe prawo lèse-majesté[4]. Pod pretekstem obrazy majestatu rodziny królewskiej, aresztuje się i skazuje opozycyjnych polityków, aktywistów społecznych czy niewygodnych dziennikarzy. Tajscy królowie nigdy w pełni nie pogodzili się z utratą pełni władzy w 1932 roku. Po objęciu tronu w 1946 roku król Rama IX (Bhumibol Adulyadej) sprzymierzył się z armią w celu utrzymania swoich wpływów. Dla krainy Syjamu wiązało się to z prawie stuleciem systemu neorealistycznego, w którym te dwie grupy bronią statusu quo, z całkowitym lekceważeniem praw swoich rodaków.

Jednak Tajlandia w 2023 roku to nie ta sama Tajlandia, co w roku 2014. To już nawet nie ta sama Tajlandia, którą można było okiełznać represjami w 2019 roku. Tajlandia w ciągu ostatniej dekady doświadczyła intensywnego wzrostu ekonomicznego, szybkiej urbanizacji, otwarcia na zagranicznych inwestorów oraz turystów. W 2023 roku do urn poszło nowe pokolenie Tajów, które nie pamięta już świetności politycznej rodu Shinawatra i ich cywilnych rządów, ale aż za dobrze pamięta ich brutalny upadek. Młodzi, którzy wychowali się pod żelazną władzą reżimu to też młodzi, których zestarzały establishment nie rozumie wcale. Pokolenie zglobalizowane i anglojęzyczne, śledzące w mediach społecznościowych zagraniczne zrywy demokratyczne ostatnich lat i ich porażki. Pokolenie gotowe na zmiany.

Wyborcza niespodzianka

Tutaj wchodzi on, cały na biało – Pita Limjaroenrat, lider partii Move Forward[5], który skradł serca Tajów i, ku zaskoczeniu wszystkich komentujących, wygrał wybory parlamentarne w 2023 roku. Relatywnie młody, charyzmatyczny i postulujący radykalne zmiany w tajskiej polityce, porwał tłumy i mimo ograniczonych środków na kampanię jego partia zdobyła 151 miejsc na 500 możliwych w Izbie Reprezentantów. Do postulatów ugrupowania należało m.in. napisanie nowej konstytucji, wprowadzenie równości małżeńskiej, zakończenie obowiązkowego poboru do wojska i zniesienie przepisów dotyczących lèse-majesté. Odważne posunięcie, biorąc pod uwagę to, że żadna inna partia nie zdecydowała się na poruszenie tematu obrazy majestatu podczas kampanii, obawiając się represji ze strony władzy. Pita jednak zapowiedział wyprowadzenie Tajlandii ze straconej dekady pod rządami reżimu wojskowego, a jego priorytetem ogłoszona została demilitaryzacja, demonopolizacja i decentralizacja kraju[6].

Sukces Move Forward przekroczył najśmielsze oczekiwania i pozostawił krajowych oraz zagranicznych komentatorów z opadniętą szczęką. Ci jednak szybko pozbierali się, by zacząć opiewać wynik wyborów jako polityczne trzęsienie ziemi, wiatr zmian czy świt nowej ery[7]. Biorąc pod uwagę fakt, że przedwyborcze sondaże jako faworyta bezsprzecznie wskazywały Pheu Thai[8], czyli ugrupowanie, którego twarzą jest córka Thaksina Shinawatry – Paetongtarn Shinawatra – i które do tej pory pozostawało największą partią opozycyjną, był to niezwykły wyczyn. Pheu Thai uplasowało się w tych wyborach na drugim miejscu, zdobywając 141 mandatów. Jednak w porównaniu do przedwyborczych prognoz, które uznawały jej wygraną za rzecz pewną, jest to w pewnym sensie porażka.

Pita Limjaroenrat zajął się polityką w 2019 roku, kiedy otrzymał mandat parlamentarny z ramienia nowo powstałej partii Future Forward[9]. Dzięki swoim charyzmatycznym przemówieniom został okrzyknięty wschodzącą gwiazdą tajskiej opozycji[10]. Jednak niedługo po wyborach partia została zdelegalizowana, a jej liderzy wyrzuceni z parlamentu w oparciu o politycznie umotywowane oskarżenia. Pita został mianowany na lidera jej następczyni – Move Forward. Historia jednak lubi się powtarzać, gdyż Pita tuż przed tegorocznymi wyborami również usłyszał zarzuty w dwóch sprawach sądowych o rzekome nieujawnienie posiadanych udziałów w spółkach medialnych. W przypadku uznania go za winnego, grozi mu do 10 lat więzienia, 20-letni zakaz zajmowania się polityką i grzywna[11].

Wbrew pozorom jednak Pita Limjaroenrat nie wziął się znikąd. Nie pochodzi on „z mas”, a dorastał w zamożnej rodzinie. Jego ojciec był doradcą ministra rolnictwa, a wujek bliskim współpracownikiem Thaksina Shinawatry. On sam ukończył prestiżowe uniwersytety: Thammasat w Bangkoku, a także Harvard i Massachusetts Institute of Technology w Stanach Zjednoczonych. Następnie pracował w rodzinnym konglomeracie żywnościowym. Dlaczego więc zyskał takie poparcie wśród zwykłych Tajów?

W społeczeństwie łaknącym zmian, Pita objawia się jako realna alternatywa dla, wydawałoby się, wykutego w kamieniu reżimu. Shinawatrom nie udało się już kilka razy – może warto więc spróbować trzeciej drogi? (pun intended). Wykształcony, przystojny i o nienagannym poczuciu stylu, podczas kampanii świetnie odwoływał się do swoich powiązań z miejską klasą średnią. Partii udało się zdobyć niemal każdą dzielnicę Bangkoku (32/33), w tym także zająć okręgi, które od zawsze były niezdobywalnymi bastionami Pheu Thai. Wykształcił sobie opinię osoby, posiadającej technokratyczną wizję, a nie polityka-aktywisty,[12] co pozwoliło mu zdobyć poparcie bardziej konserwatywnych wyborców, którzy szukają konkretnych rozwiązań, a nie pustych obietnic i pięknych idei. Move Forward była nowa na rynku i znana z zajmowania bezkompromisowych stanowisk w poprzednim parlamencie. Partia ta już przed wyborami wykluczyła jakąkolwiek koalicję z partiami wojskowymi, powiązanymi z zamachem stanu w 2014 roku. Była to obietnica, której Pheu Thai widocznie unikało. Zauważalne też było, że kandydaci Move Forward mieli mniej zasobów finansowych niż ich rywale. Kampania odbywała się więc w dużej mierze w mediach społecznościowych, a można było nawet zobaczyć przyszłych parlamentarzystów dojeżdżających na wiece wyborcze na rowerach[13]. Dzięki temu wyglądali oni na zdeterminowanych, a ich wizja wydawała się znacznie jaśniejsza niż innych partii.

Jednak największą rolę w sukcesie Move Forward odegrali młodzi. Choć wyborcy poniżej 26. roku życia stanowią zaledwie 14% z 52 milionów Tajów uprawnionych do głosowania, ciężko pracowali oni, aby przekonać starszych wyborców do głosowania razem z nimi. Na wiecach młodzi wyborcy witali Pitę jak celebrytę. Każdy chciał sobie z nim zrobić zdjęcie, pojawił się nawet fanart.[14] Internet zalała fala memów i postów popierających postulaty ugrupowania. Warto też przyjrzeć się wybranym przez partię kandydatom. Z list Move Forward startowało wielu liderów protestów studenckich z 2020 roku, które przelały się przez kraj w wyniku rozczarowania latami rządów wojskowych i pokazały jak bardzo tajska młodzież jest głodna zmian[15]. Tym razem chęć zmiany dotychczasowego statusu quo zamiast na ulicach, znalazła swoje ujście w lokalach wyborczych, przynosząc konkretne rezultaty.

Złudne nadzieje i złamane obietnice

Po majowych wyborach czuć było nadzieję w narodzie. Zachodnie media mówiły o oszałamiającym ciosie dla wojskowego reżimu, ogniste przemówienia Pity zdobywały miliony wyświetleń na mediach społecznościowych, a na ulicach Bangkoku widać było charakterystycznie pomarańczowe[16] wiece poparcia. Przez krótki czas tego lata wydawało się, że Tajlandia może wreszcie znaleźć się u progu prawdziwie reprezentatywnego rządu[17].

Jednak kilka tygodni później, w lipcu, świat patrzył, jak tajskie Zgromadzenie Narodowe dwukrotnie odmawia Picie mandatu premiera. Od razu po wyborach Move Forward zgromadziło wokół siebie koalicję złożoną z ośmiu partii koalicyjnych, w tym Pheu Thai, zrzeszającą 313 posłów – przytłaczającą większość Izby Reprezentantów. 22 maja partie podpisały historyczne memorandum wymieniające 23 postulaty, które koalicyjny rząd miał wprowadzić w życie. Lista zawierała m.in. przywrócenie demokracji, wprowadzenie równości małżeńskiej, reformę wymiaru sprawiedliwości oraz systemu bezpieczeństwa. Widocznie jednak pominięta została kwestia lèse-majesté. Do zostania premierem Pita potrzebował jednak łącznie 375 głosów z całego Zgromadzenia Narodowego, a popierający wojsko senatorowie skutecznie niweczyli wszelkie próby utworzenia rządu. Wiatr zmian, który przygnało za sobą Move Forward, przyniósł zbyt wiele świeżego powietrza dla siedzącego w dusznym bunkrze tajskiego establishmentu – gdy powiewy zaczęły zagrażać ich przywilejom, po prostu zamknęli przed nimi drzwi.

Nie jest to nowa sytuacja. Tajowie przyzwyczajeni są do tego, że decyzje polityczne wymykają im się z rąk. Nauczyły ich tego powtarzające się zamachy stanu i represje. Ale tym razem coś jeszcze złamało tajskie serca – zdrada.

2 sierpnia Pheu Thai ogłosiło, że opuszcza ośmiopartyjną koalicję i podejmie próbę utworzenia nowej, nie uwzględniającej Move Forward. Po czym sprzymierzyło się z dziesięcioma prowojskowymi i neutralnymi partiami, w tym tymi odpowiedzialnymi za zamach stanu w 2014 roku, tworząc nową koalicję i mianując Srettha Thavisina na premiera. Z poparciem większości senatu otrzymał on misję tworzenia rządu 22 sierpnia 2023 roku. Co ciekawe, kilka dni wcześniej, po 15 latach wygnania, do kraju powrócił, by rozpocząć odbywanie kary więzienia, Thaksin Shinawatra, obalony w puczu z 2006 roku premier i ojciec jednej z przywódczyń Pheu Thai. Pragnienie powrotu do ojczyzny wyrażał on publicznie od jakiegoś czasu, jednak obawiał się wrócić, gdyż groziły mu kolejne politycznie umotywowane oskarżenia o korupcję. W zamian za zgodę na powrót do kraju, publicznie prosił o przebaczenie i potępił proponowane przez opozycję zmiany mające ograniczyć wpływy monarchii. Rojaliści, którzy wcześniej przeklinali Thaksina jako wroga publicznego numer jeden, teraz wiwatują na jego powrót, mając nadzieję, że pomoże im to w spacyfikowaniu większego zagrożenia: Move Forward i reprezentowanej przez nią zmiany pokoleniowej. Pojawiły się spekulacje na temat porozumienia między Pheu Thai a juntą wojskową: ta druga miała umożliwić powrót Thaksina do kraju w zamian za podporządkowanie się partii w parlamencie[18]. Przede wszystkim jest to jednak złamanie zaufania wyborców. Ankiety pokazują, że 64% wyborców było przeciwko koalicji z prowojskowymi partiami[19]. Wprawdzie Pheu Thai wciąż zapowiada spełnienie swoich obietnic wyborczych, lecz nikt już raczej się nie łudzi – bo tą jedną, najważniejszą, złamali.

Zaglądając do sąsiadów

Kontynentalna część Azji Południowo-Wschodniej znana jest ze swoich autorytarnych rządów i wojskowych zamachów stanu. Mimo pewnego otwarcia na zagranicznych turystów i inwestorów, ścisłej współpracy ze swoimi demokratycznymi partnerami w ASEAN-ie oraz serii zrywów prodemokratycznych w ostatnich latach, reżimy te pozostają niezwyciężone. Laos i Wietnam wciąż są rządzone przez komunistów, Kambodża jest w rękach rodziny dyktatora Hun Sena od blisko 40 lat, a Mjanma[20] ostatnio pojawiła się w nagłówkach światowych mediów z powodu przeprowadzonego tam zamachu stanu. Czym więc różni się Tajlandia i jakie ma szanse na zmianę własnego losu?

W Mjanmie junta wojskowa rządziła od zamachu stanu w 1988 roku, w 2010 roku rozpoczynając obiecaną partnerom międzynarodowym erę demokratyzacji. W 2012 roku przeprowadzone zostały pierwsze demokratyczne wybory i został utworzony cywilny rząd. Mimo że wojsko wciąż konstytucyjnie utrzymywało 25% miejsc w parlamencie i wszystkich najważniejszych instytucjach państwowych, wydawało się, że nadciągają nowe czasy dla birmańskiej polityki. Jednak w 2021 roku, po przytłaczającym zwycięstwie opozycji w wyborach, Tatmadaw, czyli birmańskie wojsko, przeprowadziło zamach stanu, aresztując liderów opozycji i przejmując władzę. Do dzisiaj Mjanma jest w stanie społecznego chaosu z ponad 24000 aresztowanymi i 1500 zabitymi podczas protestów[21].

Tajscy wojskowi bardzo dobrze dogadują się z tymi birmańskimi – w końcu łączą ich wyznawane wartości, sposoby utrzymania władzy i potrzeba przetrwania na arenie międzynarodowej. Patrząc na analogiczne wydarzenia na birmańskim podwórku, wielu obserwatorów obawiało się powtórzenia tego scenariusza w kraju Syjamu. Jednak w Tajlandii na razie obyło się bez przelewu krwi. Przyczyną może być struktura systemu, która zapewniła wojsku kontrolę nad utworzeniem rządu. Mówi się też o większej elastyczności i wyrafinowaniu politycznym tajskiego establishmentu. Tajlandia jest również dużo bardziej zależna od zachodnich inwestorów, a turystyka stanowi dużą część jej gospodarki. Tajski rząd nie może więc pozwolić sobie na złą reputację na arenie międzynarodowej.

W gruncie rzeczy jednak nie wiadomo, czy pozorne godzenie się tajskiego establishmentu na częściowe odsunięcie na bok w polityce utrzyma się na dłużej. Możliwe jest, że pod społeczną i międzynarodową presją ustąpią, by zacząć uprawiać partyjną politykę. W końcu część społeczeństwa wciąż ich popiera, a byłe autorytarne partie na całym świecie często bywają wybierane ponownie. Możliwe też, że, tak jak w Mjanmie, po 10 latach nieudanej demokratyzacji wojskowi ponownie pociągną za spust. Może zrobią to nawet jutro. W kraju przyzwyczajonym do zamachów stanu, każda próba demokratyzacji wiąże się z ryzykiem powrotu do punktu wyjścia.

Same rozczarowania?

Obserwując wydarzenia w Tajlandii na przestrzeni ostatnich miesięcy (jak i dekad) trudno nie być rozczarowanym. Po majowej fali radości i nadziei, sierpniowe ziarnko goryczy jest jeszcze trudniejsze do przełknięcia. Jednak czy rzeczywiście nic się nie zmieniło?

Tajlandia po raz pierwszy od dekady przeprowadziła w pełni demokratyczne wybory, w których sromotnie przegrały prowojskowe partie. Wiodącą partią w rządzie jest partia opozycyjna o dość progresywnych postulatach, która zdobyła tylko 10 mandatów mniej niż partia, która wygrała wybory. Po raz pierwszy od dekady premierem nie jest już wojskowy generał. Obyło się również bez przelewu krwi i kolejnego zamachu stanu.

Historia pokazuje, że kraje w Azji Południowo-Wschodniej demokratyzują się powoli, a kraje, w których establishmentowi daje się możliwość wyjścia z sytuacji z twarzą, demokratyzują się mniej krwawo. Może tegoroczne wybory w Tajlandii nie skończyły się tak, jak wyborcy mieli nadzieję, ale nie można uznać, że były kompletną porażką. Może tymczasowy sojusz z wojskiem i stadialne odsuwanie ich od pełni władzy jest koniecznym wyborem, pozwalającym uniknąć najgorszego. Może zmiany do krainy Syjamu muszą przyjść małymi kroczkami, stopniowo krusząc skostniały i stary reżim. Choć możliwość powtórzenia się scenariusza birmańskiego wciąż spędza niektórym sen z powiek, tajska szansa na pokonanie własnych duchów przeszłości wciąż pozostaje jak najbardziej żywa. Przez Tajlandię nie przeszedł w tym roku spodziewany huragan, jednak wiatr wciąż wieje, przynosząc ze sobą ostrożną nadzieję.

  1. M. Fisher, Thailand has had more coups than any other country. This is why, “The Washington Post”, 3.12.2013, https://www.washingtonpost.com/news/worldviews/wp/2013/12/03/thailand-has-had-more-coups-than-any-other-country-this-is-why/ (dostęp z 10.08.2023).

  2. Royal Thai Armed Forces.

  3. N. Kipgen, Militarization of Politics in Myanmar and Thailand, w: “International Studies” 53(2), 2016, s. 153–172.

  4. Po francusku: obraza majestatu.

  5. Po angielsku: idźmy naprzód.

  6. T. Doksone, K. Ng, Pita Limjaroenrat: Who is the leader of Thailand’s Move Forward party?, “BBC News”, 16.05.2023, https://www.bbc.com/news/world-asia-65595311 (dostęp z 26.08.2023).

  7. J. Head, Thailand elections: Voters deliver stunning blow to army-backed rule, “BBC News”, 15.05.2023, https://www.bbc.com/news/world-asia-65567781 (dostęp z 26.08.2023).

  8. Z taj. พรรคเพื่อไทย, Partia dla Tajów.

  9. Po angielsku: w przyszłość do przodu.

  10. R. Ratcliffe, Pita Limjaroenrat: Thai voters’ change candidate, cut down by senators, “The Guardian”, 19.07.2023, https://www.theguardian.com/world/2023/jul/19/pita-limjaroenrat-the-change-candidate-for-thai-voters-cut-down-by-senators (dostęp z 26.08.2023).

  11. Ibidem.

  12. Por.: R. Ratcliffe, op. cit.

  13. J. Head, Thailand election: The young radicals shaking up politics, 7.05.2023, “BBC News”, shttps://www.bbc.com/news/world-asia-65491533 (dostęp z 5.09.2023).

  14. Termin zapożyczony z języka angielskiego, oznaczający działalność artystyczną w środowisku fanów (Wikipedia). Jest to forma wyrażania sympatii przez młodzież poprzez tworzenie grafik, komiksów, czy rysunków z wizerunkiem wspieranych osób lub ulubionych postaci fikcyjnych. W artykule odniesienie dotyczy grafik i plakatów, przedstawiających lidera partii Move Forward w korzystnym świetle, własnoręcznie tworzonych przez jego najmłodszych wyborców i publikowanych w Internecie lub wręczanych mu podczas wieców wyborczych.

  15. Pr.: J. Head , Thailand election: The young radicals… op. cit.

  16. Pomarańczowy to oficjalny kolor Move Forward.

  17. P. Chachavalpongpunhead, Everybody Won in Thailand’s Election, Except the Voters, “New York Times”, 2.08.2023, https://www.nytimes.com/2023/08/02/opinion/thailand-election-move-forward.html (dostęp z 26.08.2023).

  18. Ibidem.

  19. Al Jazeera, Thailand’s Pheu Thai allies with military rivals to form new government, “Al Jazeera”, 21.08.2023, https://www.aljazeera.com/news/2023/8/21/thailands-pheu-thai-to-ally-with-military-rivals-to-form-new-government (dostęp z 26.08.2023).

  20. W Polsce Komisja Standaryzacji Nazw Geograficznych Poza Terytorium Rzeczypospolitej Polskiej przy Głównym Geodecie Kraju (KSNG) zaleca stosowanie krótkiej nazwy Mjanma, z zastrzeżeniem, że poprawną nazwą wariantową pozostaje Birma. W większości literatury, w odniesieniu do okresu po 1988 roku, stosowana jest nazwa Mjanma. Ta nazwa stosowana będzie więc również w tym artykule. Według tej samej agencji językiem urzędowym Mjanmy jest język birmański, lecz jako przymiotnik, dopuszczone są słowa birmański oraz mjanmański. Ludność Mjanmy jest wciąż w większości tłumaczeń nazywana Birmańczykami, chociaż KSNG oficjalnie dopuszcza również nazwy Mjanmańczyk, Mjanmanka, Mjanmańczycy. W tej pracy stosowanymi słowami są Birmańczycy i birmański, z powodu łatwiejszej wymowy oraz z uwagi na szacunek wobec nazw zakorzenionych w języku polskim.

  21. Assistance Association for Political Prisoners (Burma), https://aappb.org/ (dostęp z 26.08.2023).