Społeczeństwo bez szkoły

Ilustracja: Hanna Janasik
Artykuł ukazał się w 5. numerze kwartalnika „Młodzi o polityce”

Dzisiejsza szkoła to przede wszystkim obowiązek. Tak o niej myśli większość uczniów, rodziców, nauczycieli. Do 18. roku życia wszyscy muszą się uczyć. Oczywiście, może się to odbywać w różnych miejscach, w różnych warunkach (w tym w Edukacji Domowej). Mimo to wszystkich tak samo obowiązują ustawy, rozporządzenia i co najważniejsze… programy nauczania.

Wyobraźmy sobie społeczeństwo, w którym nie ma szkoły. Szkoły we współczesnym rozumieniu, czyli jako budynku, klas szkolnych, programu, zeszytów, sprawdzianów, rozkładu lekcji…

Co widzimy? Czy jest to chaos, pogłębiająca się patologia młodych ludzi, analfabetyzm? Czy może wręcz odwrotnie?

Kiedy nie ma szkoły, każdy uczy się tego, czego naprawdę chce, kiedy chce, ile chce. Wiedza jest wolna, a każdy ma do niej swobodny dostęp – bez przymusu. Brzmi jak utopia? Być może.

Myślę, że ani jedna, ani druga przedstawiona opcja nie jest możliwa. Nie warto jednak nigdy popadać w radykalizm. Prawda leży gdzieś pośrodku.

Szkoła wydaje się być ważną instytucją, istotnym miejscem. Powszechny dostęp do nauki jest wielkim błogosławieństwem dla ludzi. Jednak większość z nas słysząc słowo „szkoła” ma na myśli trudne czasy dzieciństwa, kiedy trzeba było wstawać z samego rana, siedzieć pół dnia na nudnych lekcjach, uczyć się masy niepotrzebnych rzeczy. Dodatkowo wielki stres związany z odpytywaniami, sprawdzianami, egzaminami… na samą myśl włos się jeży na głowie.

Czy szkoła bez tego wszystkiego jest jeszcze możliwa?

W 2021 roku mija 50 lat od ukazania się książki Społeczeństwo bez szkoły, Ivana Illicha, austriackiego filozofa. Była to odważna i pionierska wizja społeczeństwa bez szkoły. Mówiła ona, że społeczeństwo nie tylko może, ale i powinno się jej pozbyć .

Dla Illicha szkoła to nie budynek, instytucja, przepisy. Dla niego to pewnego rodzaju sposób myślenia, stan umysłu. To ustanowione w XIX wieku status quo, którego nikt nie ma zamiaru zmieniać. Bo przecież tak zawsze było, więc po co rewolucja. Teraz przynajmniej mamy kontrolę, nadzór nad tym co się dzieje w oświacie. Jeżeli naruszylibyśmy zastany porządek, nie wiadomo co by się wydarzyło.

Prawdziwie odszkolnienie społeczeństwa to uwolnienie się ze schematycznego i sztywnego myślenia o szkole. Współczesne myślenie o szkole (mało różniące się zresztą od tego XIX-wiecznego) sprawia, że jest ona miejscem… bez sensu. Już dawno przestała wychowywać, kształtować wolnego i myślącego człowieka, a tylko produkuje, kolejnych absolwentów, którzy mają papierek.

W książce Deschooling Society Ivan Illich wzywa do likwidacji szkoły, która jest narzędziem manipulacji wykorzystywanym przez system. Poskramia całkowicie i systematycznie. Zatem jest pierwszą i najważniejszą przeszkodą w drodze do wolności edukacyjnej.[1]

Człowiek wtłoczony w instytucję poddaje się alienacji. Człowiek wychowany w uszkolnionym społeczeństwie nie odczuwa już potrzeby niezależności. Zostaje ofiarą kolejnych totalnych instytucji.

Wszyscy jesteśmy więźniami systemu szkolnego, zarówno od strony produkcji, jak i od strony konsumpcji. Zaślepia nas przesadna wiara, że wiedza ma wartość jedynie, jeśli jest nam narzucona, a my z kolei możemy narzucać ją innym. Próba uwolnienia się od koncepcji szkoły napotyka podobny opór, jaki napotykamy w nas samych, kiedy próbujemy wyrzec się nieograniczonej konsumpcji i poniechać poglądu, że można kierować innymi dla ich dobra. Nikt nie jest całkowicie zabezpieczony przede wszystkim ze strony innych w procesie szkolenia.[2]

Deschooling – a co to takiego?

Illichowi właśnie zawdzięczamy termin „deschooling”, czyli odszkolnienie.[3] A co to właściwie oznacza?

  • Wszyscy, którzy chcą się uczyć mają możliwość dostępu do wszystkich zasobów edukacyjnych

Możemy wyobrazić sobie sytuację, kiedy to do pracowni biologicznej czy chemicznej można wchodzić tylko na czas lekcji i tylko pod ścisłym nadzorem. Wszystkie atlasy, pomoce naukowe są „pod kluczem”. Najlepiej, żeby dzieci nie dotykały ich bez pozwolenia.

Można powiedzieć, że dzisiaj ten postulat w pewien sposób został spełniony, bo przecież każdy ma wolny dostęp do bibliotek, zasobów internetowych. Ale.. czy na pewno? Zdalna edukacja pokazała, że nie do końca tak jest. Często uczniowie nie posiadali wystarczających kompetencji cyfrowych, nie wiedzieli jak szukać informacji w Internecie. Nie lepiej poradzili sobie nauczyciele – wielu z nich narzędzia do komunikacji online były wiedzą tajemną”. Co więcej, choć, może trudno w to uwierzyć, wiele osób jest wykluczonych cyfrowo.

A szkoła jest często ogrodzonym, zamkniętym budynkiem, gdzie nie może pojawić się każdy, kto chce się uczyć. Wstęp mają ci, którzy posiadają legitymację, ci wybrani, którzy się dostali (często walcząc w konkursach świadectw). Klasy są zamknięte, a używanie narzędzi może odbywać się tylko pod nadzorem nauczyciela.

  • Dostępne narzędzia dla wszystkich, aby mogli dzielić się swoją wiedzą, zdolnościami, umiejętnościami

Internet daje ogromne możliwości dzielenia się wiedzą. I rzeczywiście, wszyscy (oczywiście, ci którzy mają dostęp do Internetu) mają otwarte drzwi do wielkiej wiedzy i zasobów naukowych. Filmy, podcasty, kursy, szkolenia. Nie trzeba dzisiaj być nauczycielem, żeby uczyć w Internecie. Jest to z jednej strony spełnienie pragnień Illicha, z drugiej zaś stanowi zagrożenie. Bo.. jak sprawdzić, czy jest to wiedza oparta na dowodach naukowych? No właśnie – tej kompetencji brakuje społeczeństwu. Jak odróżnić prawdę od fikcji w Internecie? Tego niestety nie umiemy. Fake newsy szerzą się na potęgę. Taka jest cena wolności.

  • Ci, którzy chcą się czymś podzielić, mogą podać to do publicznej wiadomości

Tutaj właśnie dotykamy ważnej kwestii – czy bezwzględna wolność wypowiedzi w nauce jest akceptowalna? Czy możemy pozwolić na szerzenie każdego światopoglądu, każdego pomysłu, na przeprowadzanie każdego eksperymentu? Zdecydowanie jest to kwestia natury etycznej i filozoficznej. Stąd tak bardzo ważna nauka etyki, której współczesna szkoła… nie uczy.

Czy to brzmi prowokacyjnie?

Illich mawiał, że kształcenie nie może być obowiązkowe. Ciekawym postulatem filozofa było to, aby każdy uczeń mógł samodzielnie ustalać co będzie robił w klasie, a szkoła zapewniałaby propozycje takich zajęć. Mogłyby być one prowadzone zarówno przez wykwalifikowanych pedagogów, psychologów, specjalistów, jak i przedsiębiorców, rzemieślników, a nawet rolników.

Wydaje się nam, że dziecko trzeba zmusić, zmotywować, ustawić. W rzeczywistości jest wręcz przeciwnie. Dziecko ze swej natury pragnie uczyć się i poznawać świat. Szkoła zabija ten naturalny proces uczenia się, tłumi chęć nauki, spontaniczne poznawanie świata.

Deschooling to proces, który jest podstawą funkcjonowania człowieka, w którym dziecko nie jest wtłoczone w szkolną rutynę i mentalność. Jest to rozwijanie zdolności uczenia się poprzez samostanowienie i poszukiwanie zainteresowań i pasji.

Nie oznacza to lekceważenia aktu uczenia się czy studiowania w szkołach. Wyobrażenie Illicha o społeczeństwie bez szkoły zapewniałoby, że każdy ma wybór, czy on (lub jego dziecko) uczęszcza do szkoły. Zamiast być zmuszanym do zdawania testów przed wejściem do szkoły lub odmawiania możliwości uczenia się pożądanego tematu, ludzie mieliby swobodę wyboru sposobu uczenia się.

Człowiek nie uczy się dzięki szkole. To co z niej wyciąga, to przekonanie o tym, że dyplom oznacza wysoką wartość człowieka, o tym, że należy się podporządkować i zbytnio nie wychylać. Myślenie o szkole jako instytucji, to myślenie przemocowe.[4] Celem szkoły nie jest rozwój jednostki, a przez to społeczeństwa, a kontynuacja jej rzekomej misji tylko dla niej samej. Szkoła nie jest dla dzieci i społeczeństwa. To właśnie oni muszą się podporządkować machinieszkonej. Według Johna Holta, zwolennika unschoolingu, społeczeństwo pozbawione edukacji byłoby społeczeństwem, w którym każdy miałby najszerszy i najswobodniejszy możliwy wybór uczenia się tego, czego chce się nauczyć, czy to w szkole, czy w jakiś zupełnie inny sposób.[5]

Szkoła i jej negatywne implikacje

  • Wpływ na lokalną kulturę i gospodarkę

Szkoła to pewnego rodzaju przymusowa asymilacja do istniejącego systemu społecznego i ekonomicznego. Uczymy się tam wzorców zachowań ukształtowanych przez rynek. A różnice kulturowe przestają się liczyć. Dzieci z małych wsi mają poczucie niższości wobec uczniów wielkomiejskich. Często wstydzą się swojego pochodzenia, lokalnej gwary i tradycji.

  • Stres i depresja związane ze szkołą

Warunki szkolne dla każdego są źródłem stresu i wielu nieprzespanych nocy. Gorsze oceny, niszowe zainteresowania, niezdanie egzaminu, matury mogą być źródłem zaniżenia poczucia własnej wartości. Zwłaszcza klasyfikacja poprzez oceny prowadzi do nieracjonalnego patrzenia na dziecko poprzez (często przypadkowe) numerki w dzienniku. Nauczyciele i rodzice często nie pomagają, a stają się kolejnym elementem represji. Dlaczego czwórka, a nie piątka? Dzieci mojej koleżanki zawsze zdają za pierwszym razem! Dlaczego nie możesz być jak Twoja starsza siostra? Brzmi znajomo?

  • Nieefektywność lub sprzeczność z celem

Kiedy czytamy programy i cele nauczania, wszystko brzmi perfekcyjnie! Absolwent będzie miał szereg umiejętności i tyle wiedzy, że głowa mała. Dzięki tym wszystkim zasobom, każdy, nawet ten pochodzący z nizin społecznych wyjdzie na ludzi. Czy aby na pewno?

Szkoła zamiast pomagać w wyjściu z ubóstwa i patologii społecznej często utrwala ten wzorzec. Społeczeństwo w taki właśnie sposób jest reprodukowane i.. koło się toczy. Szkolna aura często utrwala ubóstwo i podziały klasowe. Co więcej, bardzo wyrafinowany system kar szkolnych jest tylko katalizatorem utrwalania destrukcyjnych zachowań. Kary uczą oszukiwania, kombinowania, obniżają poczucie sprawczości i pewności siebie.

Szkoła jako instytucja totalna

Szkoła posiada wiele cech instytucji totalnej. Przede wszystkim obezwładnia ona uczniów całkowicie. Obejmuje nad nimi kontrolę, chce mieć wpływ na każdy aspekt jego życia – na myśli, czyny, emocje, a nawet ubiór czy makijaż.

Drugą cechą totalną jest kontrola – uczeń w szkole musi być podwładnym. Zawsze jest najniżej hierarchii. Jest tylko dzieckiem, nieogarniętym człowiekiem, który przecież nie zna życia. Zauważmy, że jeżeli uczeń/ uczennica dobrze się sprawuje, ma dobre oceny (to najważniejsze!) to często dorośli mówią: Będą z ciebie ludzie. Cóż za komplement? Będę KIEDYŚ człowiekiem, pewnie jeżeli skończę szkołę ze wzorowym zachowaniem i świadectwem z czerwonym paskiem. Bo przecież póki co człowiekiem nie jestem, na pewno nie pełnowartościowym.

Odrobina spontaniczności, eksperymentowania z wyglądem, testowanie różnych hobby, wieczne próby – na to w szkole nie ma miejsca. Trzeba być grzecznym i przewidywalnym.

Czy mogę wyjść do toalety? Czy mogę jeść, pić? To standardowe pytania w szkolnej klasie. Jest to niezwykle upokarzające dla człowieka. Aby zaspokoić podstawowe potrzeby fizjologiczne musi się prosić o pozwolenie. Często nauczyciel jest z kawą, herbatą na lekcji, nosi obcasy i makijaż. Ale to on tutaj ma władzę – więc może.

Wygląd i rozkład klas – typowe odzwierciedlenie hierarchii szkoły. Nauczyciel z przodu, obok tablicy to ten, kto ma wiedze i władzę. Uczniowie, twarzą do nauczyciela patrzą tylko na plecy kolegów i koleżanek. Nieważne! Ważne, żeby widzieli nauczyciela i tablicę, prawda? Każdy ma swoją prywatną przestrzeń – pół ławki i krzesło. A najbardziej cenioną umiejętnością jest sprawne ściąganie i oszukiwanie. A umiejętność współpracy, komunikacji oraz wyszukiwania informacji schodzi na dalszy plan. We współczesnym świecie rola nauczyciela jest zupełnie inna niż nawet kilkadziesiąt lat temu. Dzisiaj nauczyciel nie przekazuje już wiedzy. Każdy w przeciągu kilku sekund może wyszukać informacje w sieci. Ważne, aby uczeń miał przewodnika, towarzysza w tej drodze poszukiwań. Jak szukać, gdzie, w jaki sposób weryfikować informacje?

Szkoła jako instytucja nadzoru

Aby wejść w dorosły świat pracy, mechanizmów rynkowych, kapitalizmu potrzebujemy przepustki, biletu wstępu. Takimi karnetami są dyplomy, świadectwa, certyfikaty. Rynek kapitalistyczny ma bardzo dużo wspólnego ze szkołą. Instytucje edukacyjne mają monopol na kształtowanie podstaw wiedzy społeczeństwa. Decydują czego warto się uczyć, a czego nie. Szkoła zatem napędza mechanizm produkcji dóbr i popyt na pewne wzorce. Z czasem całe społeczeństwo uważa je za ważne i pożądane. Dlaczego? Bo tak zawsze było.

Wolny rynek i szkoły prywatne, często uważane za mające więcej swobody, tylko pogłębiają problem. Bogaci, wpływowi rodzice, którzy chcą wykupić swoim dzieciom lepszy produkt. Wierzą, że ich dzieci będą lepiej przygotowane do rywalizacji na rynku pracy. Stać ich na korepetycje, dodatkowe zajęcia, tylko po to, aby zdobyć jak najwyższy wynik na świadectwie.

Rodzi to w dzieciach nienasycenie, że trzeba ciągle lepiej i więcej. Natomiast jeżeli nie dają sobie rady, to oznacza, że są słabe i niewystarczające.

Potrzeba ciągłego wzrostu i postępu powoduje, że nauczyciele i rodzice (produkty edukacji) czują przymus, aby ich dzieci były jeszcze lepsze i wydajniejsze. A w przyszłości były posłusznymi pracownikami korporacji.

Dzisiaj szkoła to element gospodarki wolnorynkowej. Wszystkie rezultaty muszą być mierzalne, a każda czynność udokumentowana. Niejednokrotnie nauczyciele muszą spędzać masę czasu nad opracowywaniem scenariuszy, dokumentacji, testów, dzienników. Prowadzi to do tego, że na budowanie prawdziwej i rozwijającej relacji z uczniami nie ma już ani czasu, ani siły.

Czy lepiej być szczęśliwym woźnym czy nieszczęśliwym prezesem banku?

Szkoły są miejscem, gdzie trzeba wykonywać polecenia, gdzie trzeba przestrzegać reguł i zachowywać się w określony sposób. Z jednej strony jest to zrozumiałe, ponieważ wychowywanie człowieka wiąże się z zapoznaniem z pewnymi regułom rządzącymi światem i społeczeństwem. No właśnie… i tutaj dochodzimy do ciekawej kwestii. Do życia w jakim społeczeństwie przystosowuje nas szkoła? Czy nie przede wszystkim w takim, gdzie liczy się gra pozorów, dobra ocena, wzorowe zachowanie, gdzie lepiej się nie wychylać i nie mieć własnego zdania. Zarówno dzieci, jak i nauczyciele pozbawieni są podmiotowości. Nie czują sprawczości, nie wiedzą, że mogą wyjść z inicjatywą stworzenia czegoś nowego. Że tak naprawdę szkoła to ICH miejsce i mogą oni kształtować ją w dowolny sposób, tak, aby lata spędzone w tej instytucji były czasem prawdziwego rozwoju. Przede wszystkim rozwoju emocjonalnego, społecznego, duchowego. Szkoła powinna uczyć tego, jak być człowiekiem, a nie jak najlepiej zarabiać i osiągać sukces.

Szkoła w obecnym kształcie zaczęła powstawać w XIX wieku. Był to czas gwałtownego rozwoju przemysłu. Styl życia ludzi się zmieniał, dlatego potrzebna była masowa, zestandaryzowana edukacja.

System szkolny to przede wszystkim system stworzony przez człowieka, na potrzeby konkretnej sytuacji. Świat zmienia się gwałtownie, a szkoła nadal tkwi w XIX wieku! Ówczesny system został utworzony na potrzeby militarnego państwa. Wszystkim sterowali centralni urzędnicy, to oni ustalali programy i plany nauczania. Przede wszystkim celem było stworzenie człowieka posłusznego administracji i jak najbardziej wydajnego w fabryce. Rytm jego pracy wyznaczał dzwonek.[6]

Człowiek nie lubi zmian, dlatego wydaje nam się, że szkoła taka jaka jest ma zbawienny wpływ na ludzi.[7]

Zmierzenie się z przestarzałą formą szkoły byłoby tak dużym wyzwaniem, że większość z nas woli udawać, że wszystko jest w porządku i tak już musi być.

Schole to termin oznaczający czas wolny. To właśnie prawdziwie efektywny proces uczenia się. W tym znaczeniu szkoła to relacja mistrz – uczeń, gdzie liczy się prawdziwa relacja, otwartość, dialog. Jest to pomysł starożytnych Greków – forma spędzania czasu wolnego, który odbywa się w ramach czasu szkoły[8]

Dobrowolna, samodzielna lektura, zabawy, spontaniczne dyskusje – tym przede wszystkim jest nauka.

Czy ktokolwiek dzisiaj ma na uwadze etymologię słowa szkoła? Kiedy myślimy o naszym czasie spędzonym w szkole, to daleko mu chyba do czasu wolnego. Raczej wszyscy z utęsknieniem czekali na wakacje, ferie, weekendy. Właściwie dlaczego? Może właśnie dlatego, że wtedy był czas na swobodną zabawę, na zajęcie się tym, czym naprawdę się interesujemy i co nas fascynuje.

Dzisiaj szkoła jest przymusową instytucją, gdzie powinien panować porządek, rygor i najlepiej, żeby uczeń siedział cicho i za bardzo nie chciał dyskutować.

Szkoła nauczy cię życia, a ono przecież nie jest łatwe – to często powtarzana prawda. Ile dzieci daje się zahartować? Ilu szkoła łamie kręgosłup? Ile wyrzuca na margines, pozbawiając szans by odkryły, w czym są mocne, w czym mogą w przyszłości przysłużyć się społeczeństwu, i by rozwijały te cechy?[9]

Siły umacniające system edukacji

Kształcenie przymusowe jest dominującym typem edukacji w większości krajów. Przepisy dotyczące szkolnictwa zmieniają ten system niemal w monopol. Dlatego też stanowi on atrakcję dla grup posiadających interesy gospodarcze czy polityczne (doradztwo, usługi edukacyjne, dostawcy materiałów edukacyjnych, partie polityczne) przyczyniając się do ich zabezpieczenia lub poszerzenia. Prowadzi to do większej liczby przepisów oraz coraz większego wpływu na system edukacji, co tylko czyni z niego jeszcze bardziej atrakcyjny środek umożliwiający realizację celów gospodarczych i politycznych.

Ponad sto lat edukacji przymusowej uwarunkowało pięć pokoleń obywateli w taki sposób, aby uwierzyli, że takie szkolnictwo jest normalne.[10]

John Taylor Gatto: Obowiązkowa edukacja uczy niepewności, świadomości istnienia klas, obojętności, zależności emocjonalnej i intelektualnej, a także warunkowej pewności siebie. [11]

Eksperymenty

Inna edukacja jest możliwa. Szkoły alternatywne powstawały i powstają. Ciekawym przykładem z naszego podwórka jest szkoła w Mikołowie. Prowadził ją w latach 1935-1939 przez Aleksandra Kamińskiego (autora m.in. Kamieni na szaniec. Dzieci pracowały w grupach, miały możliwość współpracy i porozumiewania się. Nie musiały siedzieć przez godziny w ławkach, a mogły swobodnie poruszać się po sali. Głównym celem szkoły było rozbudzanie wewnętrznej motywacji w uczniach, budowanie atmosfery przyjaźni i zaufania, a nie kontroli i przymusu.[12]

Aleksander Kamiński mawiał, że w szkole XIX wieku to nauczyciel produkował nauczanie, a uczniowie je reprodukowali, stając się poszczególnymi egzemplarzami uczniów i pozostając przy tym odrębnymi i niespójnymi ze sobą jednostkami, które nie zostały połączone dzięki wspólnej pracy. [13]

Innym ciekawym przykładem jest szkoła Lileskole założona w latach 70. w Szwecji. Jej założyciele mówili, że chcą stworzyć przestrzeń wolności dla dzieci, gdzie będą mogły one bawić się, eksperymentować i uczyć tworzenia wspólnoty. Było to przedsięwzięcie stworzone przez 60 rodzin, 75 dzieci i 6 nauczycieli. Zapewniali oni, że najważniejsza lekcja to rozmawianie i słuchanie siebie nawzajem. W Internecie można obejrzeć film obrazujący życie tej społeczności, nosi on tytuł We have call it school.[14] Jest to tytuł wymowny, ponieważ władzę nie pozwalały na tego typu eksperymenty, jeżeli nie były one nazwane szkołą. Szkoła osadzona w systemie jest bezpieczna i łatwa do kontrolowania.

Obecnie istnieje wiele alternatywnych form szkolnictwa, powołano do życia Europejską Demokratyczną Wspólnotę Edukacji (EUDEC), która łączy aktywistów w tworzeniu nowatorskich rozwiązań, które ożywić ogólną zmianę. Niestety – tego typu inicjatywy funkcjonują w ramach szkół niepublicznych. Bardzo trudno je wprowadzić w szeroki system szkolnictwa publicznego. Edukacja publiczna, dostępna dla każdego, funkcjonuje według centralnych zasad opartych na hierarchii, kontroli, posłuszeństwie, odgórnie określanych przepisach, programach nauczania i wszechobecnych systemach oceny (zarówno uczniów jak i nauczycieli).[15]

Celem nauki ma być kształtowanie i próba zrozumienia siebie pod względem psychologicznym, egzystencjalnym, moralnym, a nie zdobywanie wiedzy! To stawianie pytań, to prowadzenie ciągłego dialogu. Szkoła przede wszystkim nie rozumie uczniów. I ich potrzeb.[16] Nie chce, żeby wchodzili oni w dyskusje, polemikę.

A na koniec… mała rekomendacja

  • Zlikwidować matury!

Matura jest bez sensu; po pierwsze nie sprawdzaja ona niczego, nie mówi nic o człowieku i jego umiejętnościach. Co dobrego, pozytywnego, wniosła presja na zdaną maturę? Może to, że wielu zdolnych i kreatywnych ludzi mogło wybić się, oferując wszelkiego rodzaju kursy maturalne. Duża część maturzystów pobiera dodatkowe lekcje, korepetycje, wykupuje kursy maturalne.

Wiadomo, bezpiecznie jest uczestniczyć w czymś, co jest mierzalne. Łatwo powiedzieć: miałem 30% z matury, a Ty 29% nie zdałeś!!” I kto tutaj jest „lepszy”, inteligentniejszy?

  • Zlikwidować kanon lektur!

Lista lektur była, jest i będzie narzędziem ideologicznym państwa w szkole. Istotne jest kontrolowanie tego, co czytają ludzie w szkole, by kontrolować przyswajane przez nich wartości i tym samym wpływać na ich światopogląd. Narody, które formowały się w XIX wieku, potrzebowały pewnego zestawu lektur, które pomagałyby przetrwać świadomości narodowej. I nie byłoby nic w tym złego, gdyby nie to, że owe dzieła były głównie tworzone przez elity. Dzisiejszy zbiór lektur to przede wszystkim ukłon w stronę klasyki polskiej literatury i dzieł sprzed kilkuset lat. Wspaniale! Ale czy na pewno uczniowie siódmej, ósmej klasy są w stanie zrozumieć przesłanie trudnego, mozolnego, a nierzadko nudnego utworu, który mówi o czasie historycznym, o którym oni nie mają pojęcia? Nauka literatury w szkole powinna być spójna z nauką historii. Wtedy miałoby to jakiś sens. Obecnie jednak dzieci są zmuszone czytać ogromne, wspaniałe dzieła literackie, które są dla nich zupełnie niezrozumiałe i bezsensowne.

Zabija to w młodych ludziach pasję do literatury i czytania. Bo czytanie kojarzą oni głównie z przymusem czytania nudnych książek.

Po drugie… wiele do życzenia pozostawia sposób omawiania danych lektur. Uczniowie są zmuszeni do pisania testów, szczegółowych sprawdzianów z treści. Naprawdę? To naprawdę takie ważne w co byli ubrani bohaterowie? Co się wydarzyło na stronie 10?

Okazuje się, że najważniejsze jest zapamiętywanie mało znaczących faktów, które mało się mają do zrozumienia przesłania książki.

Literatura jest wspaniałą drogą do poznawania człowieka, świata, rzeczywistości w której żyjemy. Rozwija wyobraźnię i krytyczne myślenie. Jednak… w szkole tego nie doświadczysz.

Prawo a szkoła

Warto przyjrzeć się także przepisom konstytucyjnym, które mówią o obowiązku szkolnym. Konstytucja mówi, że każdy ma prawo do nauki, aby zaraz potem stwierdzić, że do 18 roku życia istnieje obowiązek nauki. Następnie, że zakres obowiązku szkolnego określa ustawa.

Obywatele mają obowiązki – nauki i szkolny. Ustawa mówi:

Art.  35.  [Obowiązek szkolny]

1. Nauka jest obowiązkowa do ukończenia 18. roku życia.

2. Obowiązek szkolny dziecka rozpoczyna się z początkiem roku szkolnego w roku kalendarzowym, w którym dziecko kończy 7 lat, oraz trwa do ukończenia szkoły podstawowej, nie dłużej jednak niż do ukończenia 18. roku życia[17]

Ostatecznie, wychodzi na to, że do ok. 16 roku życia istnieje przymus szkolny. Pozostaje pytanie, czy przymus szkolny to faktycznie jedyna możliwość realizowania do 16 roku życia obowiązku nauki?[18] To wydaje się absurdalne: zlikwidować obowiązek szkolny, a pozostawić obowiązek nauki. [19] Jednak w ostatecznym rozrachunku wniosłoby większą wolność nauki, co wiązałoby się z większą podmiotowością i samostanowieniem obywateli.

Zmiana myślenia

Deschooling to przede wszystkim zmiana myślenia. Zmiana mentalna. Oznacza modyfikację definicji szkoły. Edukacji jako nakazów, zakazów, kontroli, systemu nagród i kar. Uczenia się pod plan, program, egzamin – wiecznej presji.

Kluczowi w procesie deschoolingu są… politycy i rodzice, a także uniwersytety. Właśnie oni tworzą trzon systemu. To oni muszą zainicjować zmianę. Presja sukcesu, rywalizacja, ciągły zysk – to wartości, które kształtowane są przez nas wszystkich i każdy powinien czuć się odpowiedzialny za to, aby nie wtłaczać ich w głowy dzieci już od przedszkola.

  1. Por. Łukasz Weber, Ivana Illicha społeczeństwo bez szkoły, http://www.austriart.pl/2017/12/ivana-illicha-spoleczenstwo-bez-szkoly/ (dostęp 1 września 2021r.)

  2. Ivan Illich, Społeczeństwo bez szkoły, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1976.

  3. Tamże.

  4. P. Hartkamp, Zamiast edukacji przymusowej. Apel o przestrzeganie praw dziecka w edukacji, Element, Gliwice 2017.

  5. P. Stefaniak, Myślenie o edukacji sprowadzamy do myślenia o produkcji, 21.07.2021 krytykapolityczna.pl (dostęp 1 września 2021r.)

  6. A. Motylewska, Tkwimy w XIX-wiecznym modelu edukacji stworzonym na potrzeby państwa pruskiego!, https://czasnamontessori.pl/tkwimy-w-xix-wiecznym-modelu-edukacji-stworzonym-na-potrzeby-panstwa-pruskiego (dostęp 1 września 2021r.)

  7. M. Marcela, Selekcje. Jak szkoła niszczy ludzi, społeczeństwa i świat, Znak, Kraków 2021.

  8. J. Masschelein, Maarten Simons, Szkoła jako czas wolny, przeł. Maciej Łagodziński, Poznań 2020.

  9. A. Szyłło, Godzina wychowawcza. Rozmowy o polskiej szkole, s. 5.

  10. P. Hartkamp, Zamiast edukacji przymusowej…dz. cyt.

  11. J.T. Gatto, Dumbing US Down, the Hidden Curriculum of Compulsory Schooling, New Society Poblishers 1992

  12. M. Marcela, Selekcje…dz. cyt.

  13. A. Kamiński, Aktywizacja i uspołecznianie uczniów w szkole podstawowej, Warszawa 1960, s. 107-169

  14. W have to cal lit school, https://www.youtube.com/watch?v=FF-iBao1Qi8 (dostęp 1 września 2021 r.)

  15. Konferencja międzynarodowa pt. Szkoły partycypacyjne dla lepszej demokracji, kwiecień 2017r., THE NETWORK OF DEMOCRATIC CITIZENSHIP SCHOOLS NR 01 I 2017, https://ec.europa.eu/programmes/erasmus-plus/project-result-content/b8f79e95-1c70-4583-b12d-e0b2b76414ef/Schools%20%26%20Democracy%20PL.pdf (dostęp 1 września 2021r.)

  16. M. Marcela, Selekcje.. dz.cyt.

  17. USTAWA z dnia 14 grudnia 2016 r. Prawo oświatowe (Dz. U. z 2021 r. poz. 1082).

  18. Tamże.

  19. M. Matyszkowicz, Znieśmy obowiązek szkolny, 15.10.2015r , https://teologiapolityczna.pl/mateusz-matyszkowicz-znie-my-obowi-zek-szkolny (dostęp 1 września 2021 r.)