Sejmowe komisje śledcze – zasłużona sprawiedliwość czy sejmflix i kino akcji?

Ilustracja: Mateusz Szostek
Artykuł ukazał się w 15. numerze kwartalnika „Młodzi o Polityce”

Mija czwarty miesiąc od powołania nowego rządu Donalda Tuska, a tematem obecnym na ustach wszystkich nieprzerwanie jest owiany tajemnicą termin czas rozliczeń. Jeszcze pod koniec zeszłego roku Sejm zdecydował o powołaniu trzech komisji śledczych mających na celu wyjaśnienie najgłośniejszych afer z okresu rządów Prawa i Sprawiedliwości: organizacji prezydenckich wyborów korespondencyjnych w 2020 roku, afery wizowej oraz tzw. afery Pegasusa dotyczącej inwigilacji dokonywanej na polityczne zlecenie partii w latach 2015-2023. Tym samym komunikat koalicji rządzącej wydaje się być jasny – PiS nie ma co liczyć na amnestię, a przeszłość nie zostanie odkreślona grubą linią, jak to postulował w 1989 roku Tadeusz Mazowiecki. Kiedy atmosfera staje się coraz gęstsza, a do politycznego worka rozliczeń wrzucanych jest coraz więcej nowych wątków i faktów, polskie społeczeństwo pozostaje podzielone. Blisko 41,6% Polaków uważa, że komisje śledcze mają szansę rozliczyć afery i jest za ich powołaniem[1]. Jednocześnie po stronie obecnej opozycji bardzo silne są głosy mówiące o procesach pokazowych i igrzyskach planowanych przez nowy rząd. Czym rzeczywiście są więc komisje śledcze i jaki jest ich cel? Co może wydarzyć się przez najbliższe miesiące i jakie mogą być tego konsekwencje dla Prawa i Sprawiedliwości?

Czym są komisje śledcze?

Sejmowa komisja śledcza to instytucja, która do polskiego porządku prawnego została wprowadzona ustawą z 21 stycznia 1999 roku. W jej skład wchodzi do 11 posłów, powoływanych przez Sejm bezwzględną większością głosów. Charakterystyczną cechą są uprawnienia prokuratorskie, dzięki którym jej członkowie mają prawo do przesłuchiwania świadków zgodnie z zasadami kodeksu postępowania karnego, w celu sporządzenia sprawozdania i przedłożenia go Marszałkowi Sejmu. Wbrew temu, co można by jednak zakładać, kompetencje komisji są dosyć ograniczone. Nie jest ona trybunałem ani sądem, a jej prace nie kończą się wydaniem wyroku. W trakcie śledztwa istnieje co najwyżej możliwość zwrócenia się do Prokuratora Generalnego o dokonanie określonych czynności w celu usprawnienia postępowania. Zgodnie z pierwotnym założeniem celem działania tego ciała jest więc przeprowadzenie dogłębnego dochodzenia w sprawach istotnych z punktu widzenia interesu publicznego, w których zaistniało przypuszczenie nadużycia władzy i złamania prawa. Po zakończeniu prac komisja może natomiast jedynie wystąpić ze wstępnym wnioskiem (decyzją ⅔ jej składu) o postawieniu wskazanych funkcjonariuszy publicznych do odpowiedzialności przed Trybunałem Stanu.

Czego pragnie nowy rząd?

Wyczekiwany czas rozliczeń koalicja rządząca rozpoczęła od powołania trzech komisji: do zbadania okoliczności przeprowadzenia wyborów prezydenckich w 2020 roku w formie głosowania korespondencyjnego (tzw. wyborów kopertowych), afery wizowej oraz czynności-operacyjno rozpoznawczych podejmowanych m.in. z wykorzystaniem oprogramowania Pegasus. Jak zapowiadają jednak członkowie rządu, to dopiero początek. W planach jest powołanie przynajmniej jeszcze kilku komisji, w tym m.in. w sprawie wyjaśnienia afery zbożowej, za czym silnie optują zwłaszcza politycy Polskiego Stronnictwa Ludowego[2]. Dlaczego to tak ważny element strategii koalicji rządzącej? Nie bez powodu jest to jedno z pierwszych poważniejszych podjętych przez nią działań w pierwszych miesiącach rządów. Od czasów utworzenia instytucji komisji śledczych charakter polskiej polityki ewoluował na tyle, że dziś ich powołanie pełni kilka dodatkowych, nieoczywistych ról. W odwołaniu do teorii socjologa Roberta K. Mertona w tej strategii wyróżnić można by dwie zasadnicze funkcje: manifestu oraz funkcję utajnioną[3]. Realizacja pierwszej z nich jest raczej oczywista. W narracji nowej większości rozliczenie rządów PiS-u wydaje się być niczym innym niż symbolicznym zwycięstwem dobra nad złem, triumfem demokracji czy początkiem nowej ery. Jest też wyjściem naprzeciw oczekiwaniom elektoratu – ludzi, którzy na marszu 4 czerwca uwierzyli postulatom mówiącym o bliżej nieokreślonym przywróceniu sprawiedliwości i lepszej Polsce. Znacznie bardziej interesujące wydaje się być natomiast to, co kryje się pod powierzchnią. Mniej jawną funkcją powołania komisji śledczych może być m.in. pilna potrzeba zarządzania kapitałem politycznym oraz utrzymania zadowolenia i uwagi wyborców, po dosyć długim i nużącym procesie tworzenia się rządu. Przyszedł czas, aby Koalicja Obywatelska zaczęła realizować swoje konkrety, a rozliczenie PiS-u wydaje się być najbardziej spektakularnym początkiem. Jak pokazały oglądalność i popularność pierwszych obrad komisji, dla opinii publicznej stanowią one swoiste show, które do tej pory skutecznie odciągało jej uwagę od innych problemów (np. sprawy Centralnego Portu Komunikacyjnego). Ciekawym zjawiskiem są również możliwości zbudowania kariery przez poszczególnych polityków. Takimi osobami są m.in. przewodniczący komisji ds. wyborów kopertowych, Dariusz Joński czy Michał Szczerba, szef komisji ds. afery wizowej. Jako że nie zajmują oni stanowisk w rządzie, ich rosnąca popularność związana z pracami komisji to zręczne zagranie na rzecz ulokowania ich ambicji i szansa na wspięcie się po szczeblach politycznej kariery. To nowa funkcja komisji śledczych, która co zaskakujące, nie od początku ich funkcjonowania była oczywista. W przypadku pierwszej w historii komisji śledczej w sprawie afery Rywina, jej rosnąca popularność, której beneficjentem stał się m. in. Zbigniew Ziobro, stanowiła dla polityków niemałe zaskoczenie. Kiedy stało się jasne, że komisja znalazła się w centrum uwagi opinii publicznej, niektórzy z nich postanowili dokonać zmian w jej składzie[4]. To właśnie wtedy pojawił się pomysł, aby w komisjach partie umieszczały nazwiska, które wzbudzą sympatię i zainteresowanie publiki.

Wybory, które się nie odbyły

Pierwszą z powołanych w grudniu 2023 roku komisji jest komisja ds. wyborów kopertowych. Przypomnijmy – kiedy w marcu 2020 roku pandemia była w rozkwicie, PiS podjął decyzję o organizacji wyborów prezydenckich w formie korespondencyjnej. Następnie 8 kwietnia uchwalił w tej sprawie ustawę, a marszałek Sejmu Elżbieta Witek wyznaczyła datę wyborów na 10 maja tego samego roku. Organizację wyborów zlecono nie Państwowej Komisji Wyborczej, a Poczcie Polskiej oraz, co za tym idzie, jednostce ją kontrolującej, czyli Ministerstwu Aktywów Państwowych. Przystąpiono wówczas do drukowania kart do głosowania, a także wystąpiono do samorządów z wnioskiem o udostępnienie danych osobowych wyborców. W późniejszej ocenie Najwyższej Izby Kontroli były to działania bezprawne, ponieważ ówczesny Prezes Rady Ministrów Mateusz Morawiecki nie miał podstawy prawnej do wydawania decyzji związanych z organizacją wyborów. Poczta Polska miała również naruszyć przepisy RODO. Celem prac komisji jest wyjaśnienie okoliczności oraz ocena legalności działań, w wyniku których na organizację wyborów, które, jak wiemy, ostatecznie nie doszły do skutku, wydano blisko 70 mln złotych.

Panie Joński, nie jest pan rządcą, ani sędzią, ani prokuratorem

Na przewodniczącego komisji śledczej Sejm wybrał Dariusza Jońskiego, posła Koalicji Obywatelskiej. Na jego zastępców wyznaczono natomiast Waldemara Budę (PiS), Jacka Karnkowskiego (KO) oraz Bartosza Romowicza (Polska 2050). Jednym z pierwszych przesłuchiwanych został Jarosław Gowin, który wiosną 2020 roku zdecydowanie sprzeciwiał się organizacji wyborów kopertowych i w konsekwencji 9 kwietnia podał się do dymisji z funkcji rządowych. Według jego zeznań głównym pomysłodawcą tego przedsięwzięcia miał być Adam Bielan, a ekipa rządząca, na czele z Jarosławem Kaczyńskim, miała od początku zdawać sobie sprawę z faktu, że organizacja takich wyborów w sposób legalny i bezpieczny dla obywateli będzie niemożliwa. Przesłuchanie Gowina z pewnością należało jak do tej pory do jednych z ciekawszych i bardziej zaskakujących, ponieważ nie ukrywał on swojego krytycznego stosunku do byłego koalicjanta. W dalszej kolejności przesłuchani zostali: Michał Wypij (ówczesny wiceprzewodniczący Klubu Parlamentarnego PiS) oraz Artur Soboń (były sekretarz stanu w Ministerstwie Aktywów Państwowych). Prawdopodobnie najbardziej wyczekiwane przesłuchanie odbyło się jednak 24 stycznia, kiedy to na komisji pojawił się Jacek Sasin, były szef Ministerstwa Aktywów Państwowych, któremu przypisuje się największą rolę w organizacji wyborów. Trwające prawie sześć godzin zeznania świadka okazały się jednak nie tyle monotonne, co niejednoznaczne i stawiające pod znakiem zapytania zjednoczenie i spójność wersji polityków byłego obozu rządzącego. W trakcie zeznań Sasin niejednokrotnie umniejszał swojej roli w organizacji wyborów, a za głównego odpowiedzialnego wskazywał… Mateusza Morawieckiego. Dalsze przesłuchania Michała Dworczyka i Elżbiety Witek upłynęły natomiast pod znakiem wymijających odpowiedzi na pytania oraz usprawiedliwiania się słabą pamięcią. To, co wydaje się być jednak najbardziej charakterystyczne dla kolejnych posiedzeń komisji to liczne przepychanki słowne i prowokacje między posłami, wśród których szczególnie wyróżnia się postać Przemysława Czarnka. Politycy PiS-u utrzymują narrację, zgodnie z którą działalność komisji śledczej ma charakter pokazowego procesu politycznego, a ich udział w obradach jest rodzajem kontroli oraz okazją do wskazania nadużyć nowego rządu. W konsekwencji prace komisji często przypominają, znane z obrad Sejmu, konfrontacje partii rządzącej z opozycją. Występuje tutaj jednak ewidentna nierówność podmiotów, która dla posłów PiS-u jest oczywiście niezręczna. Panie Joński, nie jest pan rządcą, ani sędzią, ani prokuratoremwykrzyczał Przemysław Czarnek, po raz kolejny uciszany przez Przewodniczącego komisji[5]. Duże emocje wzbudził również moment, w którym poseł Paweł Jabłoński został wykluczony ze składu komisji z uwagi na podważenie jego bezstronności. Jak ujawniły zeznania, miał on bezpośrednio doradzać Mateuszowi Morawieckiemu w sprawie organizacji wyborów. Jego miejsce po ponad tygodniu wakatu zajął Michał Wójcik (Suwerenna Polska).

Dwie wersje wydarzeń

Obserwując posiedzenia komisji, nietrudno zauważyć, że w ich trakcie dochodzi do starcia między dwoma stronami, usiłującymi dowieść słuszności własnej wersji wydarzeń. Celem koalicji rządzącej jest zebranie dowodów na nielegalność działań podjętych przez polityków PiS-u przy organizacji wyborów kopertowych. Druga strona chce natomiast wskazać na osoby winne temu, że wybory nigdy nie doszły do skutku. Zdaniem partii Jarosława Kaczyńskiego są to w szczególności Małgorzata Kidawa-Błońska, Rafał Trzaskowski oraz Borys Budka, którzy dążyli do ich obstrukcji, aby umożliwić zmianę kandydata i tym samym zwiększyć szanse na wygraną ich partii. Wniosek o postawienie tych polityków przed komisją został jednak odrzucony. Niewątpliwie osobą, w którą najsilniej uderzyć mogą działania komisji, jest Mateusz Morawiecki. O ile wybory korespondencyjne nie pozbawiły PiS-u władzy w 2020 roku, a okazały się jedynie nieudanym samobójstwem politycznym, byłemu Prezesowi Rady Ministrów tym razem może nie być tak łatwo uniknąć odpowiedzialności[6].

Komisja ds. afery Pegasusa

To najważniejsza komisja obecnej kadencji. Dzisiaj chyba nikt z członków nie będzie żartował, że Pegasus to koń ze skrzydłami – tak w poniedziałek 19 lutego 2024 na pierwszym posiedzeniu komisji ds. afery Pegasusa mówiła jej przewodnicząca Magdalena Sroka[7]. Istotnie, jest to prawdopodobnie największa z afer z okresu rządów PiS-u, w której sprawie nadal wiadomo stosunkowo niewiele. Oprogramowanie Pegasus zostało zakupione przez Centralne Biuro Antykorupcyjne, które w okresie między 16 listopada 2015 r. a 20 listopada 2023 r. wykorzystywało go do inwigilacji osób publicznych, w tym przedstawicieli ówczesnej opozycji. Według Marcina Bosackiego, wiceprzewodniczącego komisji, podsłuchiwanych miało być ponad sto osób[8]. We wnioskach pojawia się długa lista nazwisk osób, których taka kontrola operacyjna mogłaby dotyczyć; to m.in.: Krzysztof Brejza, Roman Giertych, Jacek Karnowski, Waldemar Skrzypczak, Ewa Wrzosek, Adam Hoffman, Dawid Jackiewicz, Mariusz Antoni Kamiński, Sławomir Nowak, Grzegorz Napieralski, Paweł Tamborski, Rafał Baniak czy Jakub Banaś[9]. Celem komisji jest nie tylko, wskazanie skali nadużyć, ale także wyjaśnienie, z jakich źródeł CBA otrzymało środki na zakup oprogramowania. Według doniesień 25 mln złotych miało pochodzić z Funduszu Sprawiedliwości, którego dysponentem jest Ministerstwo Sprawiedliwości. Było to więc niezgodne z ustawą o CBA, która wskazuje, że jego działalność może być finansowana jedynie bezpośrednio z budżetu państwa. Przed komisją mają się stawić Ernest Bejda, Jarosław Stróżny (byli szefowie CBA), jak i Mariusz Kamiński oraz Maciej Wąsik. Zapowiadane są także przesłuchania Mateusza Morawieckiego oraz Beaty Szydło. 15 marca doszło natomiast do wyczekiwanego postawienia przed komisją Jarosława Kaczyńskiego. Kluczowy w roli świadka może okazać się również ówczesny minister sprawiedliwości, Zbigniew Ziobro, który na ten moment ma być jednak niedysponowany ze względu na nowotwór przełyku. Niemniej, jak przekonuje poseł Bosacki, jeżeli Ziobro rzeczywiście jest chory i zostanie to potwierdzone, może on zostać przesłuchany poza terenem Sejmu – a nawet udzielić odpowiedzi na piśmie.

Nieoczekiwany zwrot akcji

W ostatnim czasie szokująca okazała się informacja, jakoby inwigilowani mieli być nie tylko politycy opozycji, ale także członkowie PiS-u. Na liście znaleźć mieli się między innymi Ryszard Terlecki, Marek Suski, Adam Bielan, Marek Kuchciński, a nawet sam Mateusz Morawiecki[10]. Duże zaskoczenie wywołało zwłaszcza ostatnie z wymienionych nazwisk. Jak zaznacza jednak Marcin Bosacki, na razie nie ma stuprocentowej pewności co do tego, czy były premier również był podsłuchiwany. Niezależnie od tego, czy te doniesienia są prawdziwe, unaoczniają one wewnętrzne problemy byłej partii rządzącej, z którymi zdaje się zmagać już od dłuższego czasu.

Komisja ds. afery wizowej

To ostatnia z powołanych jak dotąd komisji śledczych, która swoje prace rozpoczęła najpóźniej, ponieważ dopiero w ostatnim tygodniu lutego. Jej celem jest zbadanie nadużyć, zaniedbań i zaniechań w zakresie legalizacji pobytu cudzoziemców na terytorium Polski oraz określenie dokładnej liczby osób, które nielegalnie przekroczyły granicę RP w okresie od 12 listopada 2019 r. do 20 listopada 2020 r. Mowa tutaj nawet o 340 tys. osób, które na przestrzeni ostatnich lat otrzymały polskie wizy w zamian za łapówki. W poniedziałek 26 lutego przed komisją stanęły pierwsze osoby – Piotr Wawrzyk, były wiceminister spraw zagranicznych, uznawany za kluczowego świadka, oraz jego współpracownik Edgar Kobos. Ku zaskoczeniu wszystkich, przesłuchanie pierwszego ze świadków zakończyło się po blisko dwudziestu minutach, po tym jak Wawrzyk zeznał, że nigdy nie złamał prawa i odmówił składania zeznań. Wcześniej jego pełnomocnik złożył wniosek formalny o wyłączenie przewodniczącego komisji Michała Szczerby z posiedzenia pod zarzutem braku bezstronności. Nie zdobył on jednak większości. Znacznie ciekawsze było natomiast przesłuchanie następnego świadka, którego część odbyła się w trybie niejawnym. Kobos powiedział, że opinia publiczna powinna mieć możliwość poznania prawdy o tzw. aferze wizowej – [a]ferze, która według niektórych polityków nie była nawet aferką, ta afera jest jednak faktem, a ja jestem jedną z wielu osób, które w niej uczestniczyły, a jednocześnie jedną z niewielu, a być może nawet jedyną, która obecnie ma odwagę przyznać się do swoich działań i spróbować zmierzyć się z ich konsekwencjami[11]. Następnie przeszedł do opisywania skali nadużyć, jako głównych odpowiedzialnych wskazując Piotra Wawrzyka oraz byłego ministra spraw zagranicznych Zbigniewa Rau. Biorąc pod uwagę, że jeszcze we wrześniu 2023 roku Mateusz Morawiecki przekonywał, że afera została wyolbrzymiona i nadużycia dotyczyły może 250 albo 300 wiz, kolejne posiedzenia tej komisji mogą okazać się naprawdę ciekawe.

Koalicja Zemsty Obywatelskiej

Narracja o politycznej zemście, rewanżyzmie i bezwzględnych rozliczeniach przemawia do wyobraźni wielu wyborców, zwłaszcza stałego elektoratu Platformy Obywatelskiej. Perspektywa wymierzenia sprawiedliwości i odpowiedzi cynizmem na cynizm jest z pewnością satysfakcjonująca dla przeciwników PiS-u, przez ostatnie dwie kadencje parlamentu pozostawionych w stanie bezsilnego oczekiwania na ten moment. Czy na polskiej scenie politycznej w 2024 roku obowiązywać więc zacznie prawo talionu? Politycy Zjednoczonej Prawicy na odwet muszą być przygotowani. Szef gabinetu Prezydenta RP Marcin Mastalerek, nazywając nowy rząd Koalicją Zemsty Obywatelskiej, wskazuje jednak na to, że partia poradzi sobie z nadchodzącymi wydarzeniami[12]. Wielu jej członków liczy również na bardziej umiarkowane i zrównoważone stanowisko Trzeciej Drogi, która mogłaby pomóc stonować radykalne zapędy swojego koalicjanta. Niewątpliwie strategią PiS-u na obecną chwilę jest więc spokój. Cytując słowa Jacka Sasina, jak ktoś nie ma nic do ukrycia, to się nie ma czego obawiać[13]. Pytanie jednak, jak długo partii uda się robić dobrą minę do złej gry i kiedy ta zasłona zacznie opadać, ujawniając coraz to poważniejsze problemy oraz zarzuty.

Czy PiS ma strategię?

Obserwując zachowania kolejnych poddawanych przesłuchaniom polityków PiS-u, zauważyć można pewne powtarzalne zachowania. Za wcześnie jest chyba jednak, aby nazywać je ogólnie przyjętą strategią. Wspólna wydaje się być narracja, zgodnie z którą prace komisji mają charakter pokazowy, a raporty są już dawno napisane. Często przywoływany jest argument, jakoby prace komisji miały być zbędne i odciągały uwagę rządzących od istotniejszych problemów. Kolejnym powtarzającym się zachowaniem jest dążenie do przedłużania prac komisji, zarówno jeśli chodzi o procedury jak i poprzez wymijające, ogólnikowe czy niezwiązane z tematem odpowiedzi na pytania. Za przykład posłużyć może tutaj głośny przypadek Artura Sobonia, postawionego przed komisją ds. wyborów kopertowych. Były wiceminister finansów na każde pytanie odpowiadał formułką: wszystko, co miałem do powiedzenia w objętej przesłuchaniem sprawie, zawarłem w swobodnej fazie swojej wypowiedzi[14]. Za obstrukcję jej prac komisja wystąpiła do sądu o nałożenie na Sobonia kary porządkowej w wysokości 3 tysięcy złotych. Mimo że przy przesłuchaniach następnego świadka, Jacka Sasina, wyłączona została możliwość swobodnej wypowiedzi, dochodziło do dalszego przedłużania się obrad. Były Minister Aktywów Państwowych wdał się w kłótnię z Przewodniczącym komisji po tym jak, zamiast odpowiadać na pytania, skupił się na opisywaniu tła i kontekstu wydarzeń z czasów pandemii COVID-19. Dążenie do przedłużania obrad nie jest jednak zachowaniem całkowicie pozbawionym sensu. Jak sam podkreślał Dariusz Joński, koalicji rządzącej zależy na jak najszybszym przeprowadzeniu śledztwa. Mowa tutaj o kilku miesiącach, a nie o latach. Dla KO jest to z pewnością istotne głównie z powodów wizerunkowych. Przeciągające się procesy z czasem tracą przecież zainteresowanie opinii publicznej. Posłowie PiS-u niejednokrotnie usiłowali również podważyć legalność powołania składów komisji. Już na pierwszym posiedzeniu komisji ds. afery Pegasusa politycy największego klubu opozycyjnego wnieśli sprzeciw wobec nieumieszczenia reprezentanta ich partii w prezydium. Jak argumentował poseł Ozdoba, jest to wyraźny sygnał, jaka jest intencja rządzących, którzy w ten sposób łamią zasady demokratycznego państwa prawa. Kwestionowane jest również, zdaniem PiS-u nieproporcjonalne, przyznanie miejsc ich klubu parlamentarnego w komisji. Obecnie w każdej z komisji zasiada po czterech posłów tej partii, mimo że zdaniem jej członków powinno być ich przynajmniej pięciu. Jest to sprawa trudna do rozstrzygnięcia, ponieważ ustawa z 1999 roku nie określa żadnych sprecyzowanych parytetów w komisjach. Nie mówi również o obowiązku umieszczenia przedstawicieli konkretnych partii w prezydium. Jedynym stawianym wymogiem jest fakt, że skład komisji powinien odzwierciedlać reprezentację w Sejmie klubów i kół poselskich mających swoich przedstawicieli w Konwencie Seniorów, odpowiednio do jej liczebności[15]. W takim przypadku posłowie powinni zdać się na zasady higieny parlamentarnej i dokonać jak najbardziej sprawiedliwego podziału miejsc.

Kogo zaskoczył Jarosław Kaczyński?

            Długo wyczekiwane przesłuchanie prezesa PiS-u przed komisją ds. Pegasusa pokazało natomiast, że wbrew wszelakim pogłoskom, zarówno on jak i jego partia, mają się dobrze i nie zamierzają ułatwiać pracy swoim politycznym oponentom. W poniedziałek 15 marca lider PiS wspólnie z posłami Mariuszem Goskiem i Jackiem Ozdobą zręcznie rozgrywał regulaminowe triki i niemal sparaliżował początek prac komisji[16].  Tym samym ukazał brak przygotowania i kompetencji jej członków. Jak tego dokonał? Już na samym początku posiedzenia Kaczyński podniósł tezę, że część jego wiedzy jest objęta tajemnicą państwową i nie może jej wyjawić bez zezwolenia odpowiednich organów państwowych. Z tego powodu, ku zaskoczeniu członków komisji, odmówił złożenia ślubowania w pełnym zakresie. Do Sądu Okręgowego w Warszawie został następnie skierowany wniosek o ukaranie posła za nieuprawnione odmówienie przysięgi. Zostanie od jednak najpewniej oddalony z jednej prostej przyczyny – prezes PiS-u miał w tym przypadku rację, dzięki czemu zręcznie uwolnił się od odpowiedzialności prawnej. Jeżeli komisja przed przesłuchaniem nie wystąpiła do odpowiednich organów o zwolnienie świadka z tajemnicy, odmowa złożenia ślubowania zostanie najprawdopodobniej uznana przez sąd za zasadną. To poważna wpadka członków komisji, która może wpłynąć na efektywność śledztwa, a także słono kosztować koalicję rządzącą pod względem wizerunkowym. Jarosław Kaczyński miał odgrywać przecież rolę kluczowego świadka w sprawie Pegasusa. Jednocześnie postawienie prezesa byłej partii rządzącej przed komisją śledczą miało być rodzajem triumfu i symbolem. Fakt, że tak się nie stało, stawia pod znakiem zapytania dalszą przyszłość czasu rozliczeń.

Trybunał Stanu – martwa instytucja?

To praktycznie zapomniana w polskim konstytucjonalizmie instytucja, która za sprawą minionych wyborów zyskała niespotykaną wcześniej popularność. Wzajemne grożenie sobie postawieniem przed Trybunałem Stanu przez polityków znajduje się już właściwie na porządku dziennym podczas obrad Sejmu. Stało się to głównie za sprawą dosyć ambitnych postulatów Koalicji Obywatelskiej, która w swoich 100 konkretach zamieściła obietnicę postawienia przed TS prezydenta Andrzeja Dudę, Mateusza Morawieckiego, Jacka Sasina, Zbigniewa Ziobrę, Adama Glapińskiego, Macieja Świrskiego oraz Piotra Glińskiego[17]. Czy jest to jednak możliwe do zrealizowania? Koalicja rządząca na chwilę obecną dysponuje większością 248 posłów oraz 66 senatorów. W przypadku Prezydenta RP wniosek w takiej sprawie musiałoby przegłosować Zgromadzenie Narodowe (połączony Sejm i Senat) większością ⅔ (374 parlamentarzystów). Jest więc to na ten moment praktycznie niemożliwe. Inaczej jest w przypadku posłów, członków Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, Prezesa Najwyższej Izby Kontroli czy Prezesa Narodowego Banku Polskiego, wobec których wniosek może zostać przegłosowany w Sejmie bezwzględną większością. Warto jednak zaznaczyć, że w całej historii III RP skazane przez TS zostały jedynie dwie osoby, Dominik Jastrzębski (ówczesny minister współpracy gospodarczej z zagranicą) oraz Jerzy Ćwiek (były prezes Głównego Urzędu Ceł), w związku z tzw. aferą alkoholową z 1997 roku. Współcześnie Trybunał Stanu zdaje się pełnić w polskiej polityce raczej funkcję straszaka i miecza Damoklesa niż realnej możliwości. Obecnie jedyną osobą, wobec której taka procedura może wydawać się prawdopodobna, jest prezes NBP Adam Glapiński. Z tego faktu wydaje się zdawać sprawę również PiS. Na początku grudnia ubiegłego roku posłowie tej partii skierowali do Trybunału Konstytucyjnego przepis ustawy o Sądzie Najwyższym, który mówi o zawieszeniu osoby postawionej przed TS w czynnościach związanych ze sprawowaniem jej funkcji oraz wskazujący na większość głosów potrzebną do postawienia przed TS prezesa NBP. Wydaje się jednak, że Glapiński jeszcze długo będzie mógł spać spokojnie. Sam fakt osiągnięcia przez koalicję rządzącą wymaganej większości niczego jeszcze nie determinuje. Przypomnijmy chociażby sytuację z 2015 roku, kiedy to tuż przed wyborami parlamentarnymi koalicja PO-PSL nie zdołała postawić przed TS Zbigniewa Zbiory, mimo że na papierze dysponowała odpowiednią większością (zabrakło wówczas 5 głosów).

Podsumowanie: Wyczekiwana sprawiedliwość czy jej teatralizacja?

Pierwsze posiedzenia komisji śledczych przypominają nam o obecnych od lat w polskiej polityce problemach oraz pytaniach, na które do tej pory nie znaleziono odpowiedzi. Która strona ma rację? Kto powinien mieć wyłączne prawo do wymierzenia sprawiedliwości? Wreszcie, jak dokonać rozliczeń w spolaryzowanym społeczeństwie i państwie pogrążonym w postępującym kryzysie konstytucyjnym? Wbrew powszechnym przekonaniom, w Polsce tradycja egzekwowania odpowiedzialności politycznej czy konstytucyjnej nie jest zbyt silnie zakorzeniona. O rozliczeniach wspominał PiS w kampanii 2015 roku, podobnie jak wcześniej czyniła to koalicja PO-PSL. W obu przypadkach nie doszło jednak do wszczęcia procedury przed Trybunałem Stanu. Czy tym razem będzie podobnie? Dla nowego rządu rozliczenia to obecnie coś więcej, to skomplikowany proces, na który jest on gotów poświęcić najwięcej uwagi i wysiłku. Niestety łatwiej jest rozliczać niż rządzić. Jest to też z pewnością o wiele bardziej spektakularne i aprobowane przez opinię publiczną. W przyszłości w sytuacji, w której komisji miałoby powstać jeszcze więcej, może dojść do tzw. inflacji komisji śledczych. Oznacza to zaangażowanie w ich pracę zbyt dużej liczby posłów i w konsekwencji wyłączenie z obrad znacznej części parlamentu. Skutkowałoby to spowolnieniem prac Sejmu i zmniejszeniem jego efektywności. Pytaniem ostatecznym jest jednak, czy ta gra jest tego warta? Czy jest to rzeczywiste dążenie do wyjaśnienia prawdy, czy niepoważny teatr polityczny? Po latach rządów Prawa i Sprawiedliwości Polacy zdecydowanie zasługują na wyjaśnienie licznych afer i przypadków łamania praworządności przez polityków tej partii. Obrady komisji, trwające często kilka, a nawet kilkanaście godzin – transmitowane są przez środki masowego przekazu, a co za tym idzie, implikują niejako automatycznie ich swoistą teatralizację[18]. W konsekwencji ich działalność może być odbierana przez niektórych jako element quasi-rozrywkowy, nazywany żartobliwie przez przedstawicieli pokolenia Z sejmflixem. Skłonność do teatralizacji nie jest jednak równoznaczna z utratą merytoryki i możliwości ustalenia prawdy przez komisje. Wręcz przeciwnie – rzetelne i obiektywne ustalenie faktów nadal jest możliwe. Do tego potrzeba jednak dużego profesjonalizmu, cierpliwości i… konsensusu politycznego. Czy jest to w ogóle osiągalne? Dowiemy się tego w najbliższych miesiącach.

[1]Sondaż: Większość Polaków chce komisji śledczych w Sejmie, „Rzeczpospolita”, 29.11.2023, https://www.rp.pl/polityka/art39486681-sondaz-wiekszosc-polakow-chce-komisji-sledczych-w-sejmie [dostęp 24.02.2024].

[2]Cztery komisje śledcze? Poseł PSL chce zbadania także sprawy tzw. afery zbożowej, PAP, 23.11.2024, https://www.pap.pl/aktualnosci/cztery-komisje-sledcze-posel-psl-chce-zbadania-takze-sprawy-tzw-afery-zbozowej [dostęp 25.02.2024].

[3] Robert K. Merton: napięcie socjologia i teoria, “Educareforma”, 12.10.2023, https://educareforma.com.br/pl/robert-k-merton-napiecie-socjologia-i-teoria[dostęp 26.02.2024].

[4] A. Dudek, Historia polityczna Polski 1989-2012, Kraków 2013, s. 493.

[5] https://www.sejm.gov.pl/sejm10.nsf/biuletyn.xsp?documentId=F01DE2DB92B12317C1258ACA004C1C06  [dostęp 26.02.2024].

[6] J. Flis, W. Ciszewski, Nieudane samobójstwo polityczne: ustawa o powszechnym głosowaniu korespondencyjnym w wyborach prezydenckich 2020, “Studia Socjologiczno-Politologiczne. Seria Nowa”, t. 12, nr 1, 2020.

[7] Czy da się osiodłać Pegasusa [rozmowa z Piotrem Kładocznym], „OKO.Press”, 20.02.2024, https://oko.press/czy-da-sie-osidlac-pegasusa-rozmowa-z-piotrem-kladocznym [dostęp 26.02.2024].

[8]Nie dziesiątki, a ponad stu podsłuchiwanych. „Informacje z wysokich źródeł PiS-owskich”, „TVN24”, 20.02.2024, https://tvn24.pl/polska/inwigilacja-pegasusem-marcin-bosacki-nie-dziesiatki-a-ponad-stu-podsluchiwanych-informacje-z-wysokich-zrodel-pis-owskich-st7782083 [dostęp 26.02.2024].

[9]Komisja ds. Pegasusa zaczęła zbierać dane, „Dziennik Gazeta Prawna”, 20.02.2024, https://www.gazetaprawna.pl/wiadomosci/kraj/artykuly/9436856,komisja-ds-pegasusa-zaczela-zbierac-dane.html [dostęp 26.02.2024].

[10]Wiceszef komisji ds. Pegasusa: politycy PiS wiedzą, że byli inwigilowani, „PAP”, 14.02.2024, https://www.pap.pl/aktualnosci/wiceszef-komisji-ds-pegasusa-politycy-pis-wiedza-ze-byli-inwigilowani [dostęp 26.02.2024].

[11] Edgar Kobos przed komisją śledczą. „Kierownictwo polityczne Zjednoczonej Prawicy usiłowało tuszować aferę wizową”, „Bankier.pl”. 26.02.2024, https://www.bankier.pl/wiadomosc/Afera-wizowa-Edgar-Kobos-przed-komisja-sledcza-8701436.html [dostęp 27.02.2024].

[12]Szef gabinetu prezydenta: Część opozycji chce się mścić, to Koalicja Zemsty Obywatelskiej. Trzecia Droga twierdzi, że na to nie pozwoli, „wPolityce.pl”, 26.10.2023, https://wpolityce.pl/polityka/668322-mastalerek-czesc-opozycji-to-koalicja-zemsty-obywatelskiej  [dostęp: 26.02.2024].
[13]System Pegasus w Polsce? „Jak ktoś nie ma nic do ukrycia, to się nie ma czego obawiać”, „TVN24”, 4.09.2019, https://tvn24.pl/polska/jacek-sasin-w-sprawie-systemu-pegasus-uczciwi-obywatele-moga-byc-spokojni-ra966639-ls2612399 [dostęp 26.02.2024].
[14]Soboń przed komisją 121 razy powiedział to samo. Joński: rozważamy wniosek do prokuratury, „PAP”, 23.01.2024, https://www.pap.pl/aktualnosci/sobon-przed-komisja-121-razy-odpowiedzial-samo-jonski-rozwazamy-wniosek-do-prokuratury [dostęp 26.02.2024].

[15] Ustawa z 21 stycznia 1999 r. o sejmowej komisji śledczej (Dz. U. z 2016 r. poz. 1024).

[16] Sezon na grillowanie odwołany. „W takiej formie prezes Kaczyński nie był od dawna”, „Newsweek”, 15.03.2024, https://www.newsweek.pl/polska/polityka/sezon-na-grillowanie-odwolany-w-takiej-formie-prezes-kaczynski-nie-byl-od-dawna/rqq2fkd [dostęp: 16.03.2024].

[17] https://100konkretow.pl/rozliczenie-rzadow-pis/ [dostęp 26.02.2024].

[18]A.Drynda, Sejmowe komisje śledcze w praktyce politycznej III RP, Katowice 2019, s.86.