Przybyliśmy, Zobaczyliśmy, Pozostaliśmy – Historia drugiej Iberii w Ameryce

Ilustracja: Zuzanna Jacewicz
Artykuł ukazał się w 10. numerze kwartalnika „Młodzi o polityce”

Coś ty, Kolumbie, zrobił Europie,

Że ci trzy groby we trzech miejscach kopie,

Okuwszy pierwej…[1]

Norwidem rozpoczynając ten artykuł, chcę mocno podkreślić, do kogo należy zasługa rozpoczęcia gwałtownych przeobrażeń olbrzymiego pasa ziemi, dziś nazywanego Amerykami. Terenu od wschodnich wybrzeży rozłożonych nad Oceanem Atlantyckim po pasma Kordylierów i Andów. Krzysztof Kolumb dopływając do wybrzeża wyspy, należącej do archipelagu Bahamów, 12 października Anno Domini 1492 rozpoczął nową erę. Sam zdecydowanie nie był świadom swego dokonania. Do końca życia wydawał się wierzyć, że oto stanął u progu Japonii, w tamtym czasie obdarzonej dźwięcznym mianem Cipangu. Sława odkrywcy się zgadzała, choć nie co do tego, czego dokonał. Z kolei jego mocodawcy widzieli przede wszystkim korzyści bardziej namacalne. Ziemia, ludzie, bogactwa – wszystko to bez określonej przynależności. Przynależności w rozumieniu europejskim. Czas naświetlić, jak przebiegał proces kolonizacji hiszpańskiej i portugalskiej w Ameryce Łacińskiej oraz późniejszy rozkwit wyjątkowej kultury, jak kształtowała się działalność misyjna Kościoła, a także i rozwój samodzielności tych ziem.

Co zakrywa Atlantyk?

Wielkie odkrycia geograficzne rozpoczęły się dopiero w XV wieku z wielu powodów. Najważniejszą kwestią, było zagarnięcie ortodoksyjnego Konstantynopola przez muzułmańskich Osmanów i w konsekwencji, utrata ważnego emporium na trasie szlaku handlowego prowadzącego do Jedwabnego Szlaku. Czy w dalszym ciągu można było handlować poprzez muzułmański Wschód? Owszem, ale opłaty dodatkowe, jakie zaczęto narzucać giaurom, czyli chrześcijanom, stały się horrendalnie wysokie. Nieopłacalność pozyskiwania dóbr luksusowych takich jak przyprawy, zwłaszcza pieprz, cukier czy kadzidło była oczywista. Ponadto, pośrednictwo w tym obrocie sprawowały włoskie republiki kupieckie, na czele z Wenecją, które do i tak znacznej ceny dorzucały kolejne obciążenia. Za funt pieprzu (karoliński – około 409 gramów) można było kupić w XV wieku w Polsce… całą wieś. Znalezienie innej drogi do Indii, skąd pozyskiwano sporą część towarów z tejże listy, stawało się sprawą priorytetową. Do tego doszła chęć ekspansji terytorialnej, którą w ramach swych możliwości prowadziło każde państwo średniowieczne. Kastylia oraz Portugalia, przez wieki walczyły z muzułmańskimi Maurami, wypierając ich z Półwyspu Iberyjskiego w ramach rekonkwisty (conquista – hiszp. podbój) co stanowiło główne zadanie polityki tych państw. Gdy więc muzułmanie od dłuższego czasu (od połowy XIII wieku), zajmowali ledwie mały, niegroźny emirat ze stolicą w Grenadzie, państwa chrześcijańskie mogły zacząć patrzeć szerzej i dalej niż Europa.

Pierwsza uczyniła to Portugalia, w której osobą odpowiedzialną za sprawy morskie był królewicz Henryk, zwany potem Żeglarzem. Jego armia w 1415 roku, zdobyła dla królestwa portugalskiego afrykańskie miasto Ceuta, zapewniając mu tym samym udział w zyskownym handlu afrykańskim. Widząc ekonomiczne korzyści, Henryk wspierał ekspansję morską, w tym celu zakładając pierwszą nowożytną akademię morską i punkt kartografii w Sagres. Przypisuje mu się także wynalezienie karaweli, typu statku, mającego możliwości pokonywania otwartego morza na długim dystansie, bez potrzeby ciągłego zawijania do portów[2]. Wynalazek ten, choć oczywiście są wątpliwości, czy był to przebłysk książęcego geniuszu, czy wysiłek jego badaczy oraz nawigatorów, znacząco zrewolucjonizował możliwości morskie, pozwalając na dalsze i niebezpieczniejsze podróże, co Portugalia dość szybko wdrożyła w życie. Gdy książę Henryk umierał w 1460 roku, jego podwładni dokonali odkrycia sporych części wybrzeża Afryki, oraz wysp wschodniego Atlantyku, skolonizowali Maderę oraz Azory i właśnie szykowali się do zajęcia Wysp Zielonego Przylądka. Oprócz tego Portugalia zakładała umocnione osady handlowe w najbardziej korzystnych miejscach na wybrzeżu Afryki, zwane faktoriami. Przynosiły one spore dochody i stanowiły o roszczeniach królestwa do ziem przyległych. W tym samym czasie zaczynał, niestety, kwitnąć handel niewolnikami, których afrykańscy i arabscy władcy sprzedawali w zamian za towary europejskie. Portugalczycy mają tu wielkie, w przenośni oczywiście, zasługi, pomimo faktu, iż Kościół ustami papieży i literami bull papieskich potępiał i zakazywał im tego procederu[3] (bulla „Sicut dudum” z 1435 roku).

Kastylia do wyścigu po nowe ziemie zamorskie weszła lekko spóźniona, lecz udało jej się uzyskać w latach 70. XV wieku wyłączność praw do Wysp Kanaryjskich, znanych już od starożytności. Po podbiciu miejscowych plemion zwanych Guanczami, żyjących niezmiennie od trzech tysiącleci w epoce brązu, Kastylijczycy ustanowili wysuniętą bazę morską, która wielokrotnie miała okazać się bezcenna. Dwór w Lizbonie nie miał jednak ochoty wpuszczać konkurencji na swoje morza, za jakie uważano południowe partie Atlantyku. Wobec faktu, iż właśnie skończyła się wojna o sukcesję kastylijską, która wyniosła do władzy Izabelę Katolicką wraz z jej mężem Ferdynandem, postanowiono zawrzeć porozumienie. Układ bardzo wyraźnie dzielił skórę na niedźwiedziu. We wrześniu 1479 roku w Alcáçovas wydano traktat, który oprócz uregulowania spraw w Europie, pozwalał Portugalczykom mieć wyłączność do eksploracji ziem położonych na południe od Wysp Kanaryjskich. Ugoda wydawać by się mogło, że jasno określająca podział, nie utrzymała się jednak długo. Powodem był… Krzysztof Kolumb.

Italiański uparciuch

Kolumb urodzony we włoskiej Genui, od lat zamieszkiwał w okolicach portugalskiej Madery, wżeniony w tamtejszą szlachtę. Twierdził on, coraz odważniej, że droga do Indii, wyszukiwana próbami opłynięcia przez Portugalczyków Afryki, jest karkołomna, lub co najmniej cięższa od jego koncepcji. Dla Kolumba sprawa była prosta; należało udać się na zachód. Azja miała w jego mniemaniu, według niepełnych relacji słuchanych przez niego rybaków i żeglarzy, leżeć kilkanaście dni żeglugi od Azorów. Koncepcja, gdyby była prawdziwa, dawałaby pierwszemu krajowi, który otworzyłby taki szlak niesamowite korzyści finansowe i polityczne. Projekt nie musiał być kosztowny, co jeszcze bardziej powinno, w opinii Kolumba, skłonić do jego mecenatu koronowane głowy Europy. Okazało się jednak inaczej. Pierwsza oferta złożona doświadczonej w odkryciach Portugalii została odrzucona przez króla Jana II. Francuski monarcha również nie był zainteresowany propozycją. Dopiero audiencja u Izabeli i Ferdynanda władców Kastylii i Aragonii, przyniosła wyczekiwany sukces. Jako że Grenada – ostatni punkt oporu muzułmańskiego, skapitulowała i po siedmiu wiekach rządów Maurów wracała do chrześcijan, to monarchowie mogli zająć się podbojem nowych ziem. Kolumb dostał zgodę, fundusze i tytuły. Wyprawa ruszyła 3 sierpnia 1492 roku i po dwóch miesiącach (a nie kilkunastu dniach, jak sam przed wyprawą twierdził) dotarła do archipelagu Bahamów. Była to nowa, zupełnie nieznana ziemia, do której podczas tej wyprawy dorzucił jeszcze Kubę i Hispaniolę. Po założeniu małej osady dla rozbitków ze statku Santa Maria o nazwie La Navidad, która stała się pierwszym od czasów normańskich osiedlem europejskim w Ameryce, Kolumb wrócił do Europy, gdzie został przywitany jak bohater. Mimo to, nie powiedział, że odkrył zupełnie nowy ląd. Mimo jasnych znaków świadczących o czymś przeciwnym, uparcie twierdził, podpierając się relacjami Marca Polo, że to wyspy leżące u bram Państwa Środka. Jako że przywiózł złoto oraz tubylców, którym nadano do dziś używane miano Indian, zdecydowano się na kontynuację jego eskapad. W sumie Kolumb odbył jeszcze trzy wyprawy, które pozwoliły na rozrysowanie map o nowe tereny: Jamajkę, Portoryko, niektóre wyspy Małych Antyli oraz wybrzeża Hondurasu, Nikaragui oraz deltę rzeki Orinoko. Mimo to gdy w 1506 roku umierał, nie był szczęśliwy. Jego kariera załamała się po udowodnieniu, że niemiłosiernie eksploatował Indian, którzy zostali podporządkowani jego władzy jako wicekróla Indii Zachodnich. Także jego despotyczne nastawienie zrażało do niego podkomendnych, co zakończyło się w 1500 roku aresztowaniem go i sprowadzeniem do Europy. Choć został ułaskawiony i przewodził ostatniej czwartej wyprawie, to nie odzyskał już swych wpływów. Na koniec życia mógł uznać swoje odkrycia jako Nowy Świat, a nie części Azji[4]. Niewątpliwie musiała się do tego przyczynić udana ekspedycja Portugalczyka Vasco da Gamy, który w latach 1497-98 odbył podróż do Indii, opływając Afrykę. Dokonania Kolumba mimo to są znaczące i zapoczątkowały kolejne ważne światowe przeobrażenia.

Traktat z Tordesillas

Koncepcja podboju nowych ziem była w średniowieczu prosta. Wszystkie tereny, jeśli były zamieszkane przez pogan, należały do tak zwanego patrymonium świętego Piotra (innego niż Państwo Kościelne). Co znaczyło, że ich dysponentem był Ojciec Święty. Na takiej zasadzie Krzyżacy otrzymali od niego błogosławieństwo do zajmowania ziem nadbałtyckich w XIII wieku[5]. Jeśli chodzi o Nowy Świat, koncepcja ta była cały czas aktualna. Izabela i Ferdynand, korzystając z wielkiego ułatwienia, jakim było to, że zasiadający na tronie papieskim Rodrigo Borgia był ich rodakiem, zwrócili się do niego o zatwierdzenie praw Hiszpanii (od zakończenia rekonkwisty można mówić o jednym państwie zamiast Kastylii i Aragonii) do nowo odkrytych ziem. Aleksander VI nie wahał się długo i wydał 3 maja 1493 roku stosowną bullę – „Inter Caetera”. W dokumencie tym orzekał, że wszystko, co znajduje się co najmniej 100 lig (320 mil morskich) na zachód od Azorów, po wsze czasy ma należeć do Hiszpanii. Wobec takiego rozwiązania natychmiast zaprotestowała Lizbona. Mając mocnego asa w rękawie, którym była znakomita i bardziej doświadczona flota, Portugalia wymusiła na Izabeli i Ferdynandzie dalsze rozmowy, które zakończyły się w czerwcu 1494 roku. Dokument, który przeszedł do historii jako traktat z Tordesillas, dzielił świat na zachodzie bardziej sprawiedliwie dla upartych Portugalczyków. Dystans od Azorów został zwiększony – granica przebiegać miała nie 100 a 370 lig na zachód. Około 1200 mil bezkresnej wody, która nie obejmowała żadnych odkrytych przez Kolumba ziem. Hiszpanie zdecydowali się oddać lekką ręką wielki bezkres morza, będąc przekonanymi o bezużytecznych korzyściach, które Jan II miał wyciągnąć z tego układu. Kilka lat później, okazało się, że przeciwnie, Portugalczycy mieli nosa do interesu. W 1500 roku Pedro Álvares Cabral dostrzegł zupełnie nowy ląd. Teren znajdował się po portugalskiej stronie linii demarkacyjnej i wkrótce rozpoczęto tam kolonizację. Krainę tę dziś zwiemy Brazylią.

Konkwistadorzy-rekordziści

Hiszpanie podczas ekspedycji admirała Kolumba, nie przyłączali faktycznie do ziem hiszpańskich terenów stałego lądu. Starczało im początkowo opanowywanie wysp Antyli Większych, z czego największą była Kuba, zdobyta na polecenie drugiego wicekróla Indii Zachodnich Diego Kolumba. Po 1511 roku zarządcą dobrze prosperującej Kuby został ambitny i przedsiębiorczy towarzysz Kolumba, Diego Velázquez de Cuéllar noszący znaczący tytuł Adelantado. Z jego inicjatywy lub działając w oparciu o jego bazę, w ekspedycje wyruszały wielkie tuzy konkwisty. Wymieńmy choć kilkoro z nich. Vasco Núñez de Balboa, eksplorator Panamy oraz odkrywca Pacyfiku, szlachcic o dyplomatycznym usposobieniu umiejący przekonać Indian do pokojowych zamiarów. Podle zabity przez rywali w majestacie prawa i w imieniu króla, nie mającego pewnie interesu w likwidacji swego zaradnego poddanego. Juan Ponce de León, były gubernator Portoryko i marzyciel szukający Fontanny Młodości. W pogoni za nierealnym marzeniem, odkrył Prąd Zatokowy i jako pierwszy Europejczyk stanął nogą na Florydzie. Umarł wskutek rany zadanej przez Indian[6]. Pánfilo de Narváez, stronnik i następca Velázqueza, okrutnik nieliczący się ze zdaniem swych doradców. Pacyfikator ludności tubylczej, w pogoni za miastami pełnymi złota wyruszył w 1527 roku na Florydę, gdzie roztrwonił potencjał 600 ludzi pogrążając ich w głodzie i walkach. Zginął podczas sztormu, który zatopił jego ekspedycję. Jednym z ocaleńców był skarbnik wyprawy Álvar Núñez Cabeza de Vaca, nieliczny z konkwistadorów o szlachetnym sercu i szczerej chęci poznania Indian. Ten przeszedł do historii jako protoplasta Wojciecha Cejrowskiego – boso i bez europejskiego odzienia wraz z trzema ocalałymi towarzyszami przeszedł kilka tysięcy kilometrów w ciągu 8 lat, lecząc i nauczając napotykanych Indian. Po dotarciu do swoich krajan, spisał swe wrażenia, a także zdobytą wiedzę w dziele „Naufragios y comentarios[7]”.

Choć te nazwiska przeszły do historii, to szczyt sławy osiągnęło De facto dwóch. Obydwaj byli zresztą niedalekimi krewni. Hernán Cortés i Francisco Pizarro dokonali więcej, niż ktokolwiek inny dla bogactwa swego oraz Hiszpanii. Co więcej, na swe konto zaliczyli zniszczenie imperiów Azteków oraz Inków. Niewątpliwie ich nazwiska są znane, dlatego pominę opisanie ich zadziwiającego podboju. Faktem jest, że to z ich dokonań, najwięcej pożytku miała Korona, Kościół i poszczególni konkwistadorzy. O ile Cortés toczył trzyletnią, spektakularną kampanię przeciwko państwu zdecydowanie zmilitaryzowanemu i społeczności oddanej krwawemu kultowi azteckich bogów, to Pizarro dokonał jednego, celnego uderzenia, od którego imperium Inkaskie rozpadło się niczym domek z kart[8]. Korzyści były wielkie. Było nim nieużywane przez Indian w celach finansowych złoto, tony kruszcu mającego zastosowanie najwyżej estetyczne. Hiszpania dzięki temu skarbowi, osiągniętego z perspektywy metropolii, niewielkim kosztem, mogła prowadzić politykę ekspansjonistyczną w Europie przez dziesięciolecia. A jednak, złoto i srebro, zwłaszcza wydobywane z góry Potosí, finalnie zrujnowało gospodarkę Iberii, doprowadzając do straszliwej inflacji i zapaści gospodarczej imperium hiszpańskich Habsburgów. Jednakże, to stało się faktem dopiero w wieku XVII[9]. Do tego czasu podbite ziemie, zorganizowano administracyjnie w wicekrólestwa. Najznaczniejszym było Wicekrólestwo Nowej Hiszpanii, utworzone w 1535 roku, a mające swą siedzibę na gruzach stolicy azteckiej, w nowym mieście Meksyk. W swym szczytowym momencie, a więc po zakończeniu wojny siedmioletniej (1756-1763) obejmowało zasięgiem ziemie od dzisiejszych stanów Oregon, Utah i Dakota Północna, po Florydę i Portoryko na wschodzie, Kostarykę na południu oraz Kalifornię na zachodzie. Drugim najpotężniejszym organizmem hiszpańskim było Wicekrólestwo Peru, założone w 1542 roku, ze stolicą w Limie. Choć w pewnym momencie obejmowało jurysdykcyjnie praktycznie większość Ameryki Południowej przydzielonej Hiszpanii w wyniku traktatu z Tordesillas, to finalnie stanowiło to ledwie około 30% szczytowego obszaru. Z niego wydzielono Wicekrólestwa Nowej Granady (1717 rok, siedziba w Bogocie) oraz Wicekrólestwo Rio de la Platy (1776 rok, centrum władzy w Buenos Aires). Cztery wielkie jednostki, dzieliły się na mniejsze obszary, wśród których znajdowały się kapitanie, prowincje czy audiencje[10].

Za Boga, Króla i Królestwo

Jak zostało już wspomniane, pierwszym gubernatorem nowo odkrytych ziem był Krzysztof Kolumb, który jednak nie radził sobie z tym zadaniem. Korona hiszpańska bardzo szybko zaczęła organizować warstwę urzędniczą na Antylach, chcąc ująć w karby porządek w swoich posiadłościach. Było to zadanie niełatwe. Za ocean wyprawiały się wszystkie stany społeczne, zwłaszcza stosunkowo liczna jak na warunki europejskie szlachta, która po zakończonym okresie rekonkwisty w Hiszpanii nie miała nic do roboty. Europejczyków kusiły opowieści o niezmierzonych bogactwach i ziemi, która nie należała do nikogo (według reguł mieszkańców Starego Kontynentu oczywiście), co napędzało imigrację. Pierwszą stałą hiszpańską osadą (która nie została zniszczona przez tubylców jak La Navidad) została Isabella – założona w 1493 roku na cześć królowej, mieszcząca się na Hispanioli (dzisiejsze Haiti i Republika Dominikany). Wyspa ta na dwie dekady stała się centrum koordynacyjnym kolonizacji Antyli. Dla nowych osiedleńców istotną sprawą stała się kwestia miejscowej ludności indiańskiej. Przewaga technologiczna i dyscyplina pozwalała na wytępianie i podporządkowywanie sobie miejscowych. Ci, nie stworzywszy uprzednio żadnego organizmu państwowego, byli łatwym celem dla dysponujących bronią palną Hiszpanów. Europejczycy, gdy już ich wzięli do niewoli, to nierzadko zapędzali do katorżniczej pracy. Indianie pracowali na plantacjach trzciny cukrowej, przy wyrębie dżungli czy w kopalniach kamieni szlachetnych oraz złota. Bardzo wielu umierało. Taki był obraz pierwszych kilkunastu do kilkudziesięciu lat działania europejskich osadników. Miało się to zmienić wraz z narastającą kontrolą Korony i Kościoła nad samowolką miejscowych posiadaczy ziemskich, którzy wykorzystywali system nadziału terenów zwany encomiendą do granic możliwości. Encomienda była działką ziemi zawierającą populację, którą przybywający Hiszpan otrzymywał za zasługi od lokalnego gubernatora w imieniu korony hiszpańskiej. Mógł zarządzać nią jak mu się żywnie podobało, pod warunkiem jej cywilizowania[11]. Co znaczyło, że formalnie musiał tę poddaną ludność chronić i uczyć chrześcijaństwa. Często warunków tych, w obliczu braku kontroli, nie dopełniano. W zamian Encomendero mógł ściągać z autochtonów podatki w naturze lub pieniądzu (o ile taki był już wprowadzony do obiegu). System ten był znacząco nieefektywny i doprowadził do znacznego przetrzebienia ludności indiańskiej[12]. Dodatkowo musiała się ona zmagać z zestawem chorób, które przywiezione przez Europejczyków, bywały wysoce zabójcze (odra, ospa, tyfus). Co ciekawe, potrafiło to działać w obie strony – z Ameryki do Europy zawleczono o wiele groźniejszy rodzaj kiły. Jeśli chodzi o stosunki seksualne między osadnikami a Indianami, to rzecz jasna występowały i to w znacznej ilości. Musimy uświadomić sobie jedną rzecz. Europejscy osadnicy przybywali przeważnie sami – bez żon, bez dzieci, przynajmniej w pierwszych latach swej bytności w Nowym Świecie. Wobec tego, często wchodzili w miłosne relacje z miejscowymi kobietami, czasem niestety wykorzystując do tego siłę, choć nie było to regułą. Z tych związków rodziły się dzieci mieszanego pochodzenia, które później nazwano Metysami. Zbliżało to Hiszpanów i Indian, co wraz z kolejnymi dekadami pozwoliło na w miarę harmonijne współżycie tych różnych społeczności. Poziom wymieszania tych grup różnił się w zależności od terytorium, o czym będę mówił dalej.

Portugalia miała trochę inny system osadzania kolonistów. Początkowo korona portugalska nie spieszyła się z przejmowaniem ziemi. Starczało jej zakładanie faktorii handlowych, niezwykle dochodowych, trudniących się pozyskiwaniem brezylki brazylijskiej, czyli świetnego do wyrobu mebli drzewa. Zagrożenie ze strony handlarzy francuskich, bardzo aktywnie działających w obszarze przydzielonym Portugalii, sprawiło, że Portugalczycy przyspieszyli proces zajmowania ziemi. Korona podzieliła teren na czternaście wielkich działek zwanych kapitaniami, które powierzono nie arystokratom, lecz zasłużonym i zdolnym oficerom niższego pochodzenia[13]. Sens tego rozwiązania był jeden. Oczekiwano, że Ci, którzy nie mają przywilejów oraz bogactwa, skolonizują ten teren lepiej, w nadziei wzbogacenia się. I faktycznie tak było, choć kosztowało to wiele wysiłku. W celu lepszej koordynacji procesu zajmowania ziemi, król Jan III Aviz, powołał w 1548 roku Gubernatorstwo Generalne Brazylii, z siedzibą w São Salvador da Bahia. Gubernator miał pilnować porządku, interesów królewskich oraz rozsądzać konflikty między kapitanami. Portugalczycy co do spraw ludności mieli bardzo intrygujące nastawienie. Z jednej strony przymuszali Indian do prac na plantacjach o wiele bardziej niż Hiszpanie, co zmieniło się dopiero po 1548 roku. Trudnili się także handlem niewolnikami, w ramach handlu trójkątnego, co stało w kontrze do zachowania Hiszpanów, którzy unikali zakazanego przez papieża procederu. Jednakże nie mieli oporów w zakresie mieszania się Europejczyków z Indianami, później zaś uwalnianymi Afrykanami. Portugalczycy uważali za korzystne integrowanie się społeczeństwa i nie byli w tym zakresie rasistami.

Ludność europejska w nowym domu

Rzućmy teraz okiem na społeczeństwo przybywające na karawelach, karakach i galeonach zza Atlantyku. Musimy sobie uświadomić, że Hiszpania jak teraz nie jest ojczyną jednego narodu, tak samo nie była nią w wieku XV i XVI. Partykularyzmy były znacznie bardziej widoczne i nawet ustrojowo Korona Hiszpanii nie stanowiła unitarnego ciała. Zajrzyjmy do tytulatury najpotężniejszego szesnastowiecznego władcy Hiszpanii, urodzonego w 1500 roku w Antwerpii Karola V. A więc: Z Bożej łaski uświęcony i wybrany cesarz rzymski, po wieki August, król Niemiec, Włoch, Hiszpanii, Kastylii, Aragonii, Leónu, Węgier, Dalmacji, Chorwacji, Nawarry, Grenady, Toledo, Walencji, Galicji, Majorki, Sewilli, Kordoby, Murcji, Jaén, Algabres, Algeciras, Gibraltaru i Wysp Kanaryjskich, król Neapolu i Sycylii, Sardynii i Korsyki, król Jerozolimy, król Zachodnich i Wschodnich Indii oraz innych wysp i lądu stałego Morza Oceanicznego […]. Dużo tytułów? Oczywiście, że tak, ale przerzucanie się roszczeniami stanowiło emanację potęgi i prestiżu monarchii. Czym więcej tym lepiej. Jednakże widzimy jak bardzo różna była świadomość polityczna Hiszpanów, skoro jedno państwo dzielili na wiele krajów. Tak więc udający się do Ameryk poddani korony hiszpańskiej, byli Galisyjczykami, Leończykami, Andaluzyjczykami, Baskami, Katalończykami itd. Za takowych też się uważali, co więcej używali swoich języków, nie zaś stosowanego w urzędach czy na dworze królewskim kastylijskiego. To powodowało pewną dezintegrację kolonistów, którzy nie stworzyli jednego etnosu kulturowego, mimo że byli sobie pokrewni w ramach mówienia językami iberyjskimi. Doliczmy do tego także innych osiedleńców pochodzących z pozostałych części Imperium Hiszpańskiego – a znaleźć można było tam chociażby Niemców, Włochów czy Holendrów. Ich głównym łącznikiem w takim wypadku musiało stać się wspólne wyznanie. Rzymskokatolickie ma się rozumieć. A co ze wzrastającą pozycją druku, który być może zapoczątkowałby pięcie się w górę języka urzędowego, czyli kastylijskiego, i osłabianie znaczenia innych języków Iberii wśród mieszkańców tak w Europie jak w Nowym Świecie? Odpowiedź może być zaskakująca. Druk hiszpańskojęzyczny owszem, bujnie się rozwijał, ale poza Hiszpanią. Korzystając z tego, że Habsburgowie rządzili w wielu częściach Europy, hiszpańskojęzyczne pozycje były drukowane w takich miastach jak Antwerpia, Bruksela, Neapol, Wiedeń, Mediolan czy Rzym. A były to często wybitne dzieła literatury, takie jak „Celestina” autorstwa de Rojasa – uznawana za pierwszą nowożytną powieść czy sławny „Don Kichot” de Cervantesa. Europa zaczytywała się w hiszpańskiej kulturze lecz Hiszpania w europejskiej – nie. Książki w ograniczonej liczbie dostawały się do kraju przez Pireneje, jednak do najliczniej importowanych pozycji należała literatura religijna – głównie łacińskojęzyczna, co cementowało językowe status quo. Tak w Europie, jak i Nowym Świecie[14].

Ewangelizacja Nowego Świata

Jedną z oficjalnych przyczyn podbojów hiszpańskich w Ameryce była chęć (bardziej lub mniej szczera) nawrócenia ludów indiańskich na chrześcijaństwo. Wola królowej Izabeli była zdecydowanie jasna w tym zakresie. Jako żarliwa katoliczka bardzo gorliwie czuwała nad sprawami wiary w swym królestwie, dając do zrozumienia, że nie podoba jej się obecność muzułmańskiego emira na Półwyspie Iberyjskim. Po zdobyciu Grenady dość mocno i stanowczo wspierała proces konwersji miejscowych Żydów i muzułmanów. Mimo dopuszczania ostrych kar za brak konwersji na chrześcijaństwo (konfiskaty mienia, banicja, rzadko, ale jednak stos) to dla nowo odkrytych ziem w Nowym Świecie, a zwłaszcza ich mieszkańców, miała zupełnie inne oblicze. Od początku uznawała Indian za swoich poddanych, których trzeba sprowadzić do świata chrześcijańskiego. Co więcej solennie zakazywała obracania ich w niewolników, a przysłanych przez Kolumba zakładników natychmiast kazała uwolnić i odesłać do Ameryki. Na łożu śmierci, w swym testamencie wyraziła jasno jakie są cele Korony Hiszpańskiej co do Nowego Świata – rozszerzanie granic Królestwa, opieka nad tubylczymi poddanymi i ich konieczna ewangelizacja[15]. Dwór królewski w Valladolid miał oparcie w tej sprawie w Kościele. Do obrońców wolnej woli i praw podstawowych Indian zaliczali się zakonnicy – najpierw dominikanie i franciszkanie, do których dołączyli później nowo założeni jezuici. Ruszając do Ameryki mnisi mieli możliwość zobaczenia jak wygląda „pokojowa” misja cywilizacyjna. Konkwistadorów w przeważającej mierze interesowały zyski i nowe ziemie, toteż nie oszczędzali miejscowej ludności, co więcej nie angażowali się w jej ochrzczenie. Bardzo to przypominało mentalność Krzyżaków podczas walk z Litwinami o Żmudź w XIV i XV wieku.

Zakonnicy słali donosy do Korony, która reagowała, acz ospale. Do największych aktywistów na rzecz praw Indian należał dominikanin i prawnik, ojciec Bartolomeo de Las Casas. W młodych latach towarzyszył Kolumbowi i przez pierwsze lata pobytu w Ameryce zachowywał się jak typowy konkwistador – wyzyskiwał ziemię i gnębił ludność. Jednakże po przyjęciu święceń, doznał całkowitej przemiany duchowej. Powrócił do Europy z raportami na temat sytuacji za Atlantykiem. Otrzymał misję rzecznika Indian od kardynała Cisnerosa i z tym zadaniem radził sobie bardzo dobrze, podróżując po Ameryce Łacińskiej, interweniując tam, gdzie mógł na rzecz ulżenia miejscowym. Było to jednak karkołomne zadanie dla tylko jednego człowieka. Wobec tego odwiedzał dwór królewski tak często jak mógł, oczekując realnego wsparcia króla i cesarza Karola V. Doczekał się go, gdy w 1542 roku władca promulgował „Leyes Nuevas, zbiór praw dla kolonii amerykańskich, zakazujących pod groźbą konfiskaty i banicji zniewalania Indian i zmuszania ich do katorżniczej pracy[16]. System encomiend wobec tego zaczął się chwiać, lecz nie zanikł całkowicie aż do XVIII wieku.

Las Casas miał jeszcze zasłynąć dwiema rzeczami. Pierwsza to słynna debata, jaką odbył z wybitnym humanistą i teologiem Juanem Ginésem de Sepúlvedą. Obaj mieli sprzeczne wizje na temat tego, czy podbój Ameryk był moralny. Sepúlveda, który nigdy w Ameryce nie był, uważał, że powinnością władcy chrześcijańskiego jest oświecać pogan niosąc im Chrystusa czy tego chcą czy nie. Konkwista zatem była uzasadniona, zwłaszcza, że niektóre ludy indiańskie (Aztekowie, Majowie, Inkowie) składali ofiary z ludzi, co humanitarne zdecydowanie nie było. Las Casas z kolei uważał, że chrystianizacja jest słuszna, lecz powinna przebiegać pokojowo i bez uciekania się do przemocy. Argumentował, że widok uzbrojonych Hiszpanów, wzbudza w Indianach tylko chęć oporu wobec nauk misjonarzy i nie daje szczerych nawróceń. Podboje Korteza czy Pizarra uważał za niesprawiedliwe. Debata dworska, której przysłuchiwał się Karol V, trwała z przerwami od jesieni 1550 do wiosny 1551 roku. Choć oficjalnie nie wyłoniono zwycięzcy, to urzędnicy dworscy mieli odtąd przykazane realizować postulaty Las Casasa. Pozwoliło to na bujniejszy rozrost organizacji diecezjalnej i kościelnej w Nowym Świecie, co krępowało samowolkę konkwistadorów, będących często jedynymi przedstawicielami Hiszpanii na miejscu. Drugie osiągnięcie ojca dominikanina to spisanie wielkiej relacji o krwawym podboju Ameryki „Brevísima relación de la destrucción de las Indias”. Księga wywołała szok w Europie i doprowadziła do zwiększenia kontroli Korony nad posiadłościami kolonialnymi. Gdy Las Casas umierał w 1566 roku nie było już silnych i zorganizowanych państw indiańskich w Ameryce Łacińskiej, lecz zauważalnie ulżono w sporej mierze już schrystianizowanej, choć płytko, ludności indiańskiej[17].

Misyjne nowatorstwo

Zasługą misjonarzy zakonnych niewątpliwie było przetrwanie języków indiańskich. Gdy spojrzymy na dane dotyczących państw Ameryki, z łatwością możemy dostrzec rozległą obecność języków keczua, náhuatl, guarani, a także wielu innych. W przeciwieństwie do duchowieństwa diecezjalnego, zakonnicy realizowali chrystianizację poprzez maksymalne zbliżenie się do ludności nawracanej. Nazywa się to inkulturacją. Nauczenie się ich języka było dla nich koniecznością, jeżeli chcieli trwale zasiać chrześcijaństwo. I faktycznie pozwalało to sprawniej nawracać tysiące Indian, choć nie zawsze szło łatwo. Wiele słów natury filozoficzno-teologicznej nie miało swych odpowiedników w miejscowych narzeczach, co przy słowotwórstwie Europejczyków mogło dawać przedziwne rezultaty. Zawsze gdy była taka możliwość, misjonarze starali się odnajdywać w zawiłościach kultur plemiennych. Apostoł Brazylii, żyjący w XVI wieku, Józef Anchieta mimo bycia zdecydowanie ułomnym fizycznie (deformacja kręgosłupa i zanik mięśni), aktywnie starał się poznać swoje owieczki. Do jego osiągnięć zaliczyć można założenie największego miasta Ameryki Południowej – São Paulo, nawrócenie tysięcy Indian czy… wprowadzenie do kultury ludu Tupi koncepcji rodzeństwa czy małżeństwa[18].

Mimo wprowadzania praw ochronnych dla ludności tubylczej, to koloniści europejscy często dalej lekceważyli sobie królewskie prawa, zwłaszcza będąc setki kilometrów od kolonialnych ośrodków władzy. Często to zakony dawały jedyną realną osłonę przed samowolą wojskowych i miejscowych notabli. Przykładem ochronnym takiego systemu były redukcje misyjne. Osady, których centrum był kościół, otoczony gospodarstwami rolnymi, oprócz których w okolicy znajdowała się szkoła, szpital, magazyny, ogrody czy cmentarz. Władzę bezwzględną sprawowali tam na mocy przywilejów jezuici, którzy potrafili tym samym zarządzać społecznościami nierzadko liczącymi po kilka tysięcy ludzi. Redukcje istniały na terenach Brazylii, Paragwaju czy Argentyny i były skutecznymi ośrodkami misyjnymi, gospodarczymi i edukacyjnymi. Analfabetyzm w tamtejszych ośrodkach był znikomy, choć co ciekawe nie istniała tam też własność prywatna. Osady te istniały do lat 60. XVIII wieku, do kasaty jezuitów[19].

Do zakończenia okresu panowania hiszpańskiego, czyli do mniej więcej roku 1821, Ameryka Łacińska została w praktyce schrystianizowana w wyznaniu katolickim. Niewątpliwie było to wielkie osiągnięcie, które wzmacniało związki kulturowe miejscowych potomków Europejczyków, Metysów i Indian z metropolią hiszpańską. Kościół odegrał znaczącą rolę zbliżając ludy Ameryk do stylu życia europejskiego, a jednocześnie przechował sporą część ich dziedzictwa, choć oczywiście, odrzucając większość tego co należało do pogańskiego stylu życia sprzed konkwisty. Dlatego spora część wiedzy i osiągnięć tamtych ludów musiała niestety przepaść. Dzisiaj, co ciekawe, można odnotować sporą pentekostalizację ludności Ameryki Łacińskiej, czyli przechodzenia na zielonoświątkowe chrześcijaństwo, co rozpoczęło się po II soborze watykańskim. W krajach takich jak Gwatemala czy Honduras, wartości populacji katolickiej i protestanckiej są niemal takie same[20]. Zwiastuje to nową erę w historii społeczeństw Ameryki Łacińskiej, a kto wie, może zdefiniuje na nowo ich kulturę?

  1. C. K. Norwid, Coś ty Atenom zrobił Sokratesie…, Paryż 1856.

  2. J. Silva de Sousa , O księciu Henryku Żeglarzu 1394-1460, „O portal de História” 2015, https://www.arqnet.pt/portal/artigos/jss_infante.html [dostęp: 28.11.2022]

  3. Encykliki papieskie, https://www.papalencyclicals.net/eugene04/eugene04sicut.htm, [dostęp 26.11.2022].

  4. A. Barillé, Il Etait Une Fois… Les Amériques L’Amérique! Procidis Paryż 1991.

  5. N. Morton, Krzyżacy w Ziemi Świętej 1190–1291, Warszawa, 2018.

  6. A. Barillé, Il Etait Une Fois… Les Amériques, L’époque des conquistadors, Procidis Paryż 1991.

  7. A. Barillé, Il Etait Une Fois… Les Explorateurs, Cabeza de Vaca. Procidis Paryż, 1996.

  8. Ringier Axel Springer Polska, 100 osób, które zmieniły świat, Warszawa, 2009

  9. https://encyklopedia.pwn.pl/haslo/Hiszpania-Historia;4201801.html, [dostęp 30.11.2022]

  10. H. Kamen, Imperium Hiszpańskie. Dzieje Rozkwitu i upadku, Warszawa 2008.

  11. J. Lockhart and S. Schwartz, Early Latin America. New York: Cambridge University Press

  12. H. Kamen, Imperium Hiszpańskie. Dzieje Rozkwitu i upadku, Warszawa 2008.

  13. M.C. Eakin, Historia Ameryki Łacińskiej. Zderzenie kultur. Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego Kraków, 2009.

  14. Kamen Henry, „Imperium Hiszpańskie. Dzieje Rozkwitu i upadku”, Warszawa 2008.

  15. Ringier Axel Springer Polska, 100 osób, które zmieniły świat, Warszawa, 2009

  16. https://historia.nationalgeographic.com.es/a/leyes-nuevas-alegato-favor-indios_6799[dostęp 30.11.2022]

  17. Kamen Henry, „Imperium Hiszpańskie. Dzieje Rozkwitu i upadku”, Warszawa 2008.

  18. Damaglio Carlos Cezar, „Misja José de Anchiety – apostoła Brazylii”, Londyn, 2002.

  19. Kamen Henry, „Imperium Hiszpańskie. Dzieje Rozkwitu i upadku”, Warszawa 2008.

  20. U.S. Census Bureau, International Data Base, data dostępu: 26.11.2022