Prosto w serce – krytyczne spojrzenie na kampanię wyborczą Lewicy

Ilustracja: Zofia Waga

Lewica wróciła do władzy w Polsce. Lewica straciła niemal połowę mandatów w Sejmie. Oba z powyższych twierdzeń są z logicznego punktu widzenia zdaniami prawdziwymi. Lewica odniosła w wyborach do parlamentu w 2023 roku pyrrusowe zwycięstwo. To zdanie, jak i wiele następnych w niniejszym tekście, nosi natomiast walor opinii. Opinii, której w moim mniemaniu wymaga sposób, w jaki lewicowcy prowadzili swoją kampanię wyborczą. Lewica jest jedyną oprócz Prawa i Sprawiedliwości formacją polityczną, której wynik wyborczy jest gorszy niż 4 lata temu. W 2019 roku na Lewicę zagłosowało około 2,3 miliona wyborców, co przełożyło się na 49 mandatów w Sejmie[1]. 4 lata później oddało na nich głosy już około 1,8 miliona głosujących, co poskutkowało otrzymaniem jedynie 26 mandatów w izbie niższej polskiego parlamentu[2]. Eufemizmem jest stwierdzenie, że jest to wynik niekorespondujący z oczekiwaniami czy aspiracjami przedstawicielek i sympatyków polskiej lewicy. Jednakże gdy identyfikujemy i analizujemy efekt końcowy, zasady prawidłowego rozumowania nakazują przyjrzenie się przede wszystkim przyczynom takiego stanu rzeczy. A tych na kampanijnej ścieżce Lewicy nie brakowało.

Kryzys przywództwa

Nie wymaga dowodu twierdzenie, że przeciętny wyborca utożsamia partię z jej liderem. Taka percepcja nie ogranicza się przecież jedynie do polityki. Typowy fan zespołu Queen, słuchając ich przebojów, myśli o Freddiem Mercurym. Przeciętnie zorientowany entuzjasta piłki nożnej wiedząc, że mecz rozgrywa Manchester City – myśli o Erlingu Haalandzie. Karkołomną, zdawałoby się, próbę przełamania tego stereotypu podejmują na rodzimej scenie politycznej ugrupowania związane z lewicą. I zdają się one być na tyle przekonane o słuszności obranej przez siebie drogi, że począwszy od 2011 roku, w każdych następnych wyborach parlamentarnych, główny komitet lewicowy prezentuje coraz więcej liderów.

Wybory do Sejmu i Senatu w 2011 roku były bowiem ostatnimi, w których polska lewica miała jednego lidera – wówczas był nim Grzegorz Napieralski. W 2015 roku komitet Leszka Millera i Janusza Palikota nie przekroczył ośmioprocentowego progu wyborczego ustalonego dla koalicji, w związku z czym w parlamencie lewicy zabrakło. W 2019 roku wróciła do niego za sprawą trzech liderów: Roberta Biedronia, Włodzimierza Czarzastego i Adriana Zandberga. Zdobyć serca i zaufanie wyborców w 2023 roku miała pomóc Lewicy już aż szóstka Avengersów. Tym razem, oprócz wspomnianego tercetu z 2019 roku, do kierownictwa komitetu dołączyły liderki: Magdalena Biejat, Agnieszka Dziemianowicz-Bąk oraz Joanna Scheuring-Wielgus.

Wyjście poza schemat związany z jednoosobowym przewodzeniem projektowi politycznemu, pomimo bycia wyjątkiem od zasady, nie jest obce polskim realiom politycznym. XXI wiek rozpoczęliśmy od powstania Platformy Obywatelskiej, czyli formacji założonej przez Andrzeja Olechowskiego, Macieja Płażyńskiego i Donalda Tuska. Ten ostatni, zanim przyjął wyłącznie wodzowski styl uprawiania polityki, prowadził kampanię również w tandemie, chcąc do spółki z Janem Rokitą podzielić się w 2005 roku dwoma najważniejszymi stanowiskami państwowymi. Naturalnym do cna połączeniem politycznym byli również bracia Lech i Jarosław Kaczyńscy, którzy sami zrealizowali plan Tuska i Rokity, pomimo przedwyborczych zapewnień, że takie rozwiązanie nie jest ich intencją. W tym roku w duecie pracowali prezes Polskiego Stronnictwa Ludowego – Władysław Kosiniak-Kamysz oraz lider Polski 2050 – Szymon Hołownia, współtworząc projekt Trzeciej Drogi. Żadne ze wspomnianych ugrupowań nie decydowało się jednak na przewodzenie kampanii przez aż sześcioosobową grupę. Co więc skłoniło polskich lewicowców do takiej decyzji?

Pierwszą propozycją rozwiązania zagadki zdaje się być niemal oczywista potrzeba redukcji ryzyka poniesienia odpowiedzialności za ewentualną porażkę wyborczą. Prawidła opinii publicznej są nieubłagane – jednoosobowy lider musi wziąć na swoje barki niemal całą winę za potencjalną przegraną własnego projektu politycznego. Każda kolejna osoba u władzy sprawia, że odpowiedzialność zarówno za małe potknięcia, jak i spektakularne porażki stopniowo się rozmywa. Nie za słodki tort zostanie podzielony na bardzo małe kawałki, a wina za ewentualne niepowodzenie będzie wspólna, czyli niczyja.

Drugą odpowiedzią może być fakt, że obecnie polska lewica stanowi kooperację Nowej Lewicy (to jest połączenia Sojuszu Lewicy Demokratycznej i Wiosny) oraz Lewicy Razem, czyli trzech różnych środowisk o innych korzeniach. Pomimo deklarowanej (i niezaprzeczalnie wyglądającej na zgodną) współpracy oraz wspólnego celu, zupełnie normalnym i oczywistym jest to, że między koalicjantami trwa ciągła rywalizacja. Nawet jeśli nie o dominację, to przynajmniej o wpływy każdego ze stronnictw. W takiej sytuacji wybór jednego lidera byłby jak złożenie hołdu, bo w grze o sumie zerowej zwycięzca może być tylko jeden.

Trzeci powód jest w moim mniemaniu najbardziej prozaiczny. Bo może należy przyjąć tezę, że obecnie na polskiej lewicy nie ma człowieka o wystarczająco charyzmatycznej osobowości, solidnym umocowaniu politycznym i niezachwianej mentalności lidera. Człowieka, który mógłby zmienić oblicze polskiej lewicy i poprowadzić ją do zwycięstwa, a przynajmniej do przekroczenia progu 15%, który obecnie pozostaje dla niej w sferze marzeń i teorii. Obecnie niestety nie są to ani posiadający komunistyczną przeszłość Włodzimierz Czarzasty, ani polityk-celebryta Robert Biedroń, ani silnie polaryzujące poglądami w sferze społecznej kobiety lewicy. Kroki w kierunku samodzielnego skutecznego przewodzenia polską lewicą mógłby podjąć Adrian Zandberg, któremu udaje się zrywać z etykietą radykalnego socjalisty w koszulce z podobizną Karola Marksa. Zdaje się jednak, że na rodzimego Keira Starmera przyjdzie lewicy jeszcze poczekać.

Sam w sobie sygnał wysłany przez Nową Lewicę można odczytać dwojako i interpretacje te zdają się znajdować na dwóch przeciwległych biegunach. Z jednej strony jest to odważny i stanowczy komunikat w stronę wyborców: jesteśmy równoważni, traktujemy się po partnersku – nikt z nas nie jest najważniejszy. Nie potrzebujemy wyroczni, prezesa, szefa ani nikogo, kto miałby decydować za wszystkich. Jesteśmy dojrzałym projektem politycznym i podkreślamy wartość współpracy i wzajemnej pomocy. Z drugiej strony tego rodzaju decyzja polityczna oznacza, że lewica nie dysponuje aktualnie osobą, która byłaby w stanie wziąć polityczną odpowiedzialność za projekt polityczny i de facto przyznaje się do bycia podzieloną. Polska lewica nie jest w stanie wskazać kandydata na premiera, bo nawet nie wierzy w to, że uda się jej wygrać wybory lub być siłą polityczną decydującą o przyszłości Polski albo chociaż o kształcie przyszłego rządu. Można postawić w takim rozrachunku pytanie, gdzie kończy się realistyczne myślenie o polityce, a gdzie zaczyna defetyzm?

Przyjaciółki, wrogowie i ta wielka, straszna kradzież

Niezaprzeczalnie jedną z najważniejszych platform komunikacji z wyborcami w czasie kampanii wyborczej są dziś media społecznościowe. Gdy śledziłem poczynania Lewicy na Instagramie, dostrzegałem konkretne tendencje w stymulacji i kształtowaniu przez lewicowców przekazu medialnego kierowanego do Polek i Polaków. Przygotowując ten tekst, postanowiłem przyjrzeć się bliżej postom publikowanym na profilu tego ugrupowania. W czasie oficjalnej kampanii wyborczej Lewica opublikowała 202 posty na swoim Instagramie[3]. Wyłączając z tego zakresu 42 posty poświęcone wyłącznie autopromocji[4], wciąż pozostaje 160 postów dotyczących kwestii polityczno-programowych i to analiza ich treści może okazać się źródłem ciekawych wniosków.

48 z nich Lewica poświęciła kwestiom, nazwijmy je roboczo, „światopoglądowym”, to jest niedotyczącym gospodarki, praw pracowniczych, zabezpieczenia socjalnego, infrastruktury, polityki zagranicznej, etc. Do tej grupy zaliczyłem takie aspekty jak prawa kobiet, prawa osób LGBTQ+, sekularyzacja, aborcja, in vitro, a także prawa zwierząt. Liczba postów pokazuje, jak wielką wagę spin doktorzy Lewicy przyłożyli przede wszystkim do zatrzymania tych grup wyborców, dla których Lewica jest w założeniu co najmniej drugim wyborem. Innymi słowy, skupiono się głównie na zabieganiu o głosy obywateli o światopoglądzie społecznie progresywnym, na czym ucierpiał przekaz kierowany do zwykłych zjadaczy glutenu. Szczególnie wymowna w tym kontekście jest kategoria praw zwierząt, ponieważ Lewica poświęciła jej dwa razy więcej postów (6), niż ogólnopolskiemu problemowi wykluczenia komunikacyjnego (3). Lewicy (zwłaszcza kandydatom Lewicy Razem) należy jednak oddać, że często wspominali w kampanii o problemach dotyczących polityki mieszkaniowej (11 postów) oraz prawach pracowniczych (9 postów). Niemniej to kwestie światopoglądowe zdominowały dyskurs w prowadzonej przez polską lewicę kampanii. Szczególnego podkreślenia wymaga kwestia obecności kobiet w tym dyskursie. Problematyka przestrzegania ich praw została poruszona w 15 opublikowanych postach. Co więcej, wpisów poruszających problemy dotyczące w szczególności kobiet i skierowanych bezpośrednio do nich było 31. Kobiety stanowiły tak istotny element dyskursu Lewicy, że ta poświęciła im osobną konwencję o nazwie „Siła kobiet”[5]. Była jednak kategoria, która zdobyła więcej punktów niż kwestie światopoglądowe. Aż 50 postów z całej puli zawierało treści stanowiące ataki na partię rządzącą (24) lub na Konfederację (26). Dotyczyły one zarówno bieżących wydarzeń (np. afera wizowa), jak i wstydliwych, codziennych przypadłości polskiej prawicy (np. Janusz Korwin-Mikke obrażający kobiety). W oparciu o dane przedstawione powyżej, zasadnym zdaje się zadać pytanie: czy taka kampania się Lewicy opłaciła?

Skuteczność kampanii wyborczej powinna być oceniana przez pryzmat jej ostatecznego wyniku i jak zostało to podkreślone na początku tekstu, nie są to wyniki dla Lewicy zadowalające. Szerszego kontekstu wynikom wyborów z 15 października nadają szczegółowe dane, zebrane według kryteriów wykonywanego zawodu wyborców oraz ich płci (rozumianej binarnie). Tym samym Lewica osiągnęła wyższe poparcie wśród grupy specjalistów (11,3%) lub pracowników sektora usług (10,7%), a dużo niższe w takich grupach zawodowych jak robotnik (5,1%), czy emeryci i renciści (5,5%)[6]. Wśród kobiet, Lewica osiągnęła 4. wynik (10,1%), zaś wśród mężczyzn 5 (6,9%). Dla porównania, wynik Lewicy wśród kobiet spadł w porównaniu z wyborami w 2019 roku o niemal 3 punkty procentowe. Warto wskazać, że analogicznie wzrosło wśród kobiet poparcie dla Koalicji Obywatelskiej (z 29,9% w 2019 roku do 33% w 2023 roku)[7].

Prowadzenie przez Lewicę kampanii skoncentrowanej głównie na kwestiach światopoglądowych, skierowanej z zasady do kobiet, okazało się nieskuteczne. Chciałbym podkreślić, że takie zabiegi bynajmniej nie były nieuzasadnione. Ograniczenie prawa do aborcji, zinstytucjonalizowana nagonka na osoby nieheteronormatywne, czy przejawy braku rozdziału państwa od Kościoła stanowią tematy, które wymagają nie tyle mowy, co krzyku. Nie twierdzę, że Lewica postawiła na niewłaściwego konia. Twierdzę, że nie zadbała dostatecznie o inne. Niski wynik Lewicy wśród męskiego elektoratu nie wynika z wrodzonej niechęci mężczyzn do lewicowych wartości, tylko z tego, że ugrupowanie niejako osierociło tę grupę elektoratu, pozwalając jej odpłynąć w stronę prawicy. Podkreślenia wymaga również kolejna gorzka dla polskiej lewicy konkluzja. Uwydatniając w swoim programie kwestie związków partnerskich, in vitro, czy wolnej aborcji do 12. tygodnia ciąży, nie zauważyła tego, że analogiczne postulaty zaproponowała Koalicja Obywatelska[8]. W takiej sytuacji naturalnym odruchem politycznym powinno być odbicie dyskursu w stronę tego, co różni te dwie partie (zabezpieczenia socjalne, prawa pracownicze, regulacja rynku). Lewica nie zrobiła tego, pozwalając KO odebrać sobie elektorat, jednocześnie nie walcząc o poszerzenie go o kolejne grupy społeczne. Donald Tusk znów dał się poznać jako polityk doskonale rozumiejący prawidła rządzące procesem wyborczym, w tym przypadku prawo silniejszego, do którego koniec końców odeszli wahający się wyborcy Lewicy. I nawet w obliczu niemal pewnej powyborczej koalicji taki manewr stanowi gangsterski chwyt, który uderzył lewicowy sztab prosto w serce, które zgodnie ze swoim hasłem mieli po lewej stronie. Wątpliwości budzi też zasadność prowadzenia przez Lewicę zmasowanej kampanii negatywnej. Ta okazała się być bowiem nieskuteczna zarówno względem Prawa i Sprawiedliwości, jak i Konfederacji. Lewica nie odebrała PiS-owi elektoratu socjalnego, czego mogła przynajmniej spróbować. Zrezygnowała też z walki o elektorat Polski powiatowej. Lewicowcy nie odebrali przez swoje działania głosów Konfederacji z bardzo prozaicznego powodu. Mianowicie grupy docelowe elektoratów obu komitetów zupełnie się nie pokrywają. Słaby wynik Konfederacji jest faktem, ale nie ziścił się on ze względu na partyzanckie prztyczki Lewicy. Powodów ataku na Konfederację doszukiwałbym się gdzie indziej. Ofensywa Lewicy mogła być podyktowana potrzebą mobilizacji własnego elektoratu poprzez wywołanie poczucia zagrożenia ze strony przeciwnika o skrajnie odmiennych wartościach. Wynik Lewicy pokazuje, że nie udało się takiego efektu wywołać, co w połączeniu z niezwykle wysoką frekwencją powinno być dla lewej strony szczególnie bolesne. Lewica skupiła się na krytyce, punktowała wady, wskazywała ułomności. Roztrząsała mankamenty programowe rywali, zapominając o tym, że nie zawsze wskazywanie minusów jednej strony sprawi, że plusy drugiej zostaną wyeksponowane. Nie stymulowała wyobraźni Polek i Polaków do tego kim mogą być. Zamiast tego uderzała w zbiorowe sumienie, pytając: dlaczego tacy nie jesteście?

Skok wiary potrzebny od zaraz

Najbliższe miesiące będą dla polskiej lewicy bardzo ważne. Nadchodzące wybory samorządowe i europejskie, ale przede wszystkim bieżące wydarzenia parlamentarno-rządowe powinny dać politykom Lewicy odpowiedź na pytanie: co z nami będzie? Już do samego rządu Donalda Tuska klub parlamentarny Lewicy wszedł razem, ale jednak osobno. Kluczowa może się okazać debata nad obecną tożsamością Lewicy, zarówno pod kątem liderowania, jak i ukształtowania przez nią sposobu komunikacji z potencjalnym wyborcą. Z pewnością jest wiele osób, które będą usatysfakcjonowane zbiorowym zarządzaniem, ale nie sądzę, że liczba tych osób wychodzi poza pewną część obecnego elektoratu Nowej Lewicy. Polacy jako naród z rozkoszą oddają się dyskretnemu urokowi jednowładztwa sprawowanego przez mniej lub bardziej charyzmatycznego przywódcę. Liderzy i liderki lewicy powinni pamiętać, że większość, której zdobycie jest konieczne do sprawowania władzy, nie ma zbyt wysublimowanego podniebienia. Z kolei nisko wiszące owoce miewają bardzo słodki smak. Jeśli chodzi zaś o kolejne kampanie wyborcze, to ciężko mi się oprzeć wrażeniu, że Lewica potraktowała tę ostatnią jako test integralności swojego kompasu moralnego. Potrzeba otwierania się na nowe elektoraty została zlekceważona na rzecz uzyskania zapewnienia, że lewica jest w porządku z samą sobą. Niemniej, co pokazuje wynik wyborów, z takim nastawieniem ciężko jej będzie myśleć o sukcesie. Nasuwa się więc pytanie: czy polska lewica cierpi na lęk przed rozwojem? Tegoroczna kampania kreuje obraz Lewicy jako projektu politycznego, który ledwo przekracza 10% poparcia, a i ten cel w tym roku nie został osiągnięty. Jednak powyborcza retoryka lewicowców (wszak Lewica wróciła do rządu!), daje podstawę by myśleć, że dobrze się czują z takim poparciem i nie widzi im się walczyć o więcej. Czy jednak celem polityki nie jest władza i sposobność do rozdawania kart przy stole równych graczy? By jednak zasiąść na najwygodniejszym z foteli, Lewica potrzebuje odnaleźć w sobie determinację i wolę przekonania Polaków do swojej wizji państwa. To, czy polskim lewicowcom wystarczy odwagi, pokaże tylko czas.

  1. Obwieszczenie Państwowej Komisji Wyborczej z dnia 14 października 2019 r. o wynikach wyborów do Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej przeprowadzonych w dniu 13 października 2019 r., https://sejmsenat2019.pkw.gov.pl/sejmsenat2019/pl/obwieszczenia/37489 [dostęp: 21.12.2023].

  2. Obwieszczenie Państwowej Komisji Wyborczej z dnia 17 października 2023 r. o wynikach wyborów do Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej przeprowadzonych w dniu 15 października 2023 r., https://www.pkw.gov.pl/aktualnosci/informacje/obwieszczenie-pkw-z-dnia-17-pazdziernika-2023-r-o-wynikach-wyborow-do-sejmu-rzeczypospolitej-polskie [dostęp: 21.12.2023].

  3. Profil „__lewica” na platformie Instagram, https://www.instagram.com/__lewica/ [dostęp 21.12.2023].

  4. Przez autopromocję Autor rozumie przykładowo informacje o zbliżających się konwencjach, prezentację sylwetek poszczególnych kandydatów Komitetu, jak i mające wpłynąć pozytywnie na wizerunek kandydatów zdjęcia z kotami.

  5. Relacja z poświęconej roli kobiet konwencji wyborczej Lewicy: https://lewica.org.pl/aktualnosci-radom/10025-konwencja-lewicy-sila-kobiet-relacja-z-jej-przebiegu [dostęp: 21.12.2023].

  6. Artykuł opisujący dane dot. wyników wyborów pośród poszczególnych grup zawodowych: https://fashionbiznes.pl/wybory-2023-jak-glosowaly-grupy-zawodowe/ [dostęp: 21.12.2023].

  7. Artykuł opisujący dane dot. wyników wyborów wg. płci: https://natemat.pl/516802,wyniki-wyborow-2023-jak-glosowali-mezczyzni-i-kobiety-podzial-wedlug-plci [dostęp: 21.12.2023].

  8. Program wyborczy Koalicji Obywatelskiej: https://100konkretow.pl/ [dostęp: 21.12.2023].