Pomaturalne podsumowanie edukacyjnych reform PiS

Ilustracja: Zofia Waga
Artykuł ukazał się w 12. numerze kwartalnika „Młodzi o Polityce”

Pamiętacie ten czas, gdy wszyscy wokół straszyli Was nieubłaganie zbliżającymi się terminami egzaminów maturalnych? Tymi, które podobno zadecydują o całej Waszej przyszłości, a być może będą świadczyć również o Was samych? Będą miernikiem Waszej wartości, ale też czasu i poświęcenia włożonych przez Was w naukę… Wróćcie też wspomnieniami do innych problemów, z którymi się wówczas zmagaliście. Być może było to pierwsze zerwanie, kłótnia z przyjaciółką czy ledwo wywalczona dwója z matematyki. Przede wszystkim jednak, przypomnijcie sobie o strajkach nauczycieli, pandemii wirusa COVID-19, a także wojnie, która niektórych z Nas zaskoczyła na niecałe trzy miesiące przed egzaminami. Licealiści zdający maturę w roku szkolnym 2022/2023 zmagali się jednak z jeszcze jednym wyzwaniem – reformą edukacji. Jako pierwsi pisali oni egzamin dojrzałości w nowej formule, po reformie oświaty wprowadzonej przez rządzących z Prawa i Sprawiedliwości w 2017 roku. Jak poradzili sobie tegoroczni maturzyści? Czy rzeczywiście potraktowano ich ulgowo, by pokazać jak trafionym pomysłem była ta reforma?

Nowe reguły gry

Komentarzy na temat zmian oświatowych nie brakuje – wypowiadają się fachowcy w dziedzinie systemu edukacji i nauczania, ale też Ci, przez których przemawia albo skrajna nienawiść, albo miłość do obecnej władzy. Należy się jednak zastanowić co tak naprawdę zmieniła reforma. Bez rozróżniania na pomysły dobre i złe. Po prostu – co ciekawego w MEN-ie?

Reforma oświaty z 2017 roku zakładała m.in. likwidację gimnazjów i powrót do, znanej przez większość naszych rodziców, ośmioletniej szkoły podstawowej. W roku 2019 miał miejsce ostatni egzamin gimnazjalny. Po jego wynikach rozpoczął się tzw. podwójny nabór. Choć, z oczywistych względów, uczniowie nie rywalizowali o te same miejsca, ponieważ większość szkół średnich rozszerzyła pulę klas, to konkurencja była zacięta i stresująca jak nigdy dotąd.

Nie należy zapominać także o zmianach w samej podstawie programowej. Poprawkom uległ bowiem nie tylko zakres materiału. Dodatkowe godziny zajęć czy zdecydowanie dłuższa lista lektur to dopiero podnóże góry lodowej zwanej reformą edukacji. Na przykładzie języka polskiego najłatwiej zauważyć również zmiany w samej strukturze egzaminu maturalnego, o której błędem byłoby nie wspomnieć. Arkusz został podzielony nie na dwie, jak dotychczas, ale trzy części. Ilość zadań może być, w zależności od konkretnego arkusza, dużo większa niż w przypadku formuły z 2015 roku. Co więcej, również część z wypracowaniem uległa znacznym przekształceniom – nie ma możliwości napisania interpretacji wiersza, a temat rozprawki można wybrać spośród jedynie dwóch podanych.

Przytoczenie przeze mnie tego stanu rzeczy nie pojawiło się w tym artykule bez przyczyny. Matura ta miała być w swoim założeniu trudniejsza i dużo bardziej wymagająca dla tegorocznych zdających. Ale dlaczego? Do jakiego rezultatu mają doprowadzić zmiany w strukturach arkuszy, ilości materiału czy godzin przeznaczanych na dany przedmiot? Co mają dać wyższe wymagania wobec uczniów?

,,Zasadniczym celem reformy jest podniesienie poziomu nauczania ogólnego’’

Takie zdanie mogliśmy usłyszeć z ust Doradcy Prezydenta Andrzeja Dudy do spraw wdrażania reformy oświaty[1]. Obóz rządzący motywuje swoje działania chęcią podniesienia poziomu nie tylko samych egzaminów, ale także nauczania, wymagań i zdobywanych przez uczniów umiejętności. Stara się więc odchodzić od, według siebie, zbyt prostego procesu egzaminacyjnego, by zastąpić go takim, który zmotywuje leniwych uczniów do nauki, a tych pracowitych dodatkowo wyróżni.

Jednym z głównym argumentów rządzących do wprowadzenia reformy były problemy wychowawcze wywołane przez powstanie 3-letniego gimnazjum. Zdaniem profesora Andrzeja Waśki, powołującego się na ,,wiele publikacji’’, na uczniów niekorzystnie wpływała nagła zmiana środowiska, która przekładała się bezpośrednio na efekty w nauce, a także zachowania społeczne. Każdy z Nas mógł spotkać się z taką, mniej lub bardziej agresywną, narracją w mediach – niekiedy mniej lub bardziej agresywną w słowach, ale rzeczywiście często można było usłyszeć, bądź wyczytać, o niemalże patologicznym środowisku gimnazjalnym. Czy tak rzeczywiście było? To już zostawiam Waszym przemyśleniom, bazującym na doświadczeniach własnych, jak i Waszych rówieśników.

Nowy model nauczania ma ponadto kłaść nacisk na edukację w zakresie nauk humanistycznych oraz wiedzy historycznej. Nieprzypadkowo podkreślane są te dwie konkretne dziedziny. Ma to wpływać na kształcenie silniejszej tożsamości narodowej, postaw patriotycznych i szeroko rozumianego przywiązania młodych Polek i Polaków do ojczyzny. Wiąże się to bezpośrednio z hasłami głoszonymi przez partię, wskazującymi jak ważne są dla niej wszelkie tradycje. Nikogo zatem nie powinien dziwić fakt, że właśnie te dziedziny są tymi, na których rozwinięciu najbardziej zależy PiS-owi – a co za tym idzie – ministrowi Przemysławowi Czarnkowi.

Nie zapomniano również o kształceniu zawodowym. Dostrzeżono, że należy z większymi niż dotychczas staraniami się nim zająć. Powoływano się na zapotrzebowanie na rynku nie tylko polskim, ale również międzynarodowym, na jednostki z wykształceniem praktycznym po technikach bądź szkołach zawodowych. To stanowiło pewnego rodzaju podanie dłoni ówcześnie niedocenianym placówkom tego rodzaju. Kwestia ta niezaprzeczalnie jest istotna w dalszym rozwoju polskiego systemu edukacji, który powinien dbać nie tylko o licealistów i przyszłych studentów, ale też o tych, którzy już wcześniej chcą obrać konkretną zawodową ścieżkę.

Podsumowując – według PiS reforma miała na celu dokładniejszą weryfikację uczniów tak, aby rzeczywiście największe szanse na dobre studia mieli ci, którzy uczciwie pracowali na swój sukces. W tym celu zlikwidowano gimnazja, zmieniono organizację pracy w liceach i innych placówkach, zmieniono struktury egzaminów i postawiono na rozwój szkół zawodowych i techników.

Przeciwnicy reformy edukacji

Wprowadzone zmiany nie spotykają się rzecz jasna z samymi przychylnymi opiniami. Istnieje wiele głosów przeciwnych reformie oświatowej Czarnka. W niektórych artykułach możemy przeczytać, że przeprowadzane zmiany mają na celu wzmocnić konserwatywny wymiar edukacji, zarówno jeśli chodzi o podstawę programową, (nacisk na nauczanie historii, wychowanie obywatelskie czy naukę społeczną Kościoła)[2]. W związku z tym, Ministra Edukacji i Nauki oskarża się również o ,,postawienie „tamy” pojawianiu się w szkołach „lewicowych ideologii”, promujących liberalny styl życia, głoszonych przez edukatorów seksualnych, czy „latarników” z postępowych organizacji pozarządowych”[3]. Może być w tym wszystkim ziarno prawdy. Przedstawione działania tworzyłyby bez wątpienia logiczny element układanki partyjnej narracji Prawa i Sprawiedliwości. Pasowałoby idealnie do głoszonych wartości i chronicznego, żeby nie powiedzieć obsesyjnego, podejścia do wartości tradycyjnych – odrzucającego jednocześnie w znacznym stopniu te nowoczesne.

Choć oczywiście wcale nie takie powody musiały przyświecać rządowi, to następujący stan rzeczy, w połączeniu ze współczesnymi problemami społecznymi i prawnymi, obserwowanymi protestami czy nawet burzliwymi dyskusjami internautów w mass mediach, dość dobitnie ukazują obraz zdecydowanie zniechęcający do popierania reformy edukacji. Obecne rządy są na tyle kontrowersyjne i tak bardzo spolaryzowały społeczeństwo Polski, że możliwe jest dostrzeganie jedynie tego typu ,,podstępów’’, bądź całkowita ślepota na ich ewentualne występowanie. Przeciwnicy reformy nie ustają w staraniach by wykazywać jak bardzo szkodliwa światopoglądowo, społecznie i kulturowo jest reforma edukacji dla przyszłych pokoleń. Obawiają się powstania społeczeństwa zacofanego, nietolerancyjnego i nienowoczesnego, które nie będzie potrafiło odnaleźć się nie tylko w świecie zachodnim, ale też wschodnim, ze względu na brak umiejętności otwierania się na nowe kultury.

Jak widać, nie taki diabeł straszny…

Pora na nieco danych statystycznych. Opinie o reformie słyszymy różne, w zależności od środowiska, w jakim się znajdujemy. Może nam się wydawać, że wszyscy uważają ją za całkowitą porażkę, jednak czy rzeczywiście tak jest? Zobaczmy, co w sprawie reformy edukacji powiedziały liczby. W końcu w ostatecznym rozrachunku politycznym tylko one się liczą, prawda?

Centrum Badania Opinii Społecznej w 2018 roku (a więc rok po wprowadzeniu zmian w drodze ustawy) przeprowadziło pakiet analiz, w którym respondenci odpowiadali na pytania stricte związane z ich odczuciami w sprawie omawianej reformy. Fakt dla niektórych zaskakujący może stanowić to, że podsumowując wszystkie wyniki można jasno stwierdzić, iż polskie społeczeństwo wypowiada się pozytywnie o przeprowadzonej reformie. Dwie trzecie respondentów (bo aż 67%) uważa, że wprowadzony w 2017 nowy system oświaty jest lepszy niż ten wcześniej obowiązujący. Co więcej, 37% ocenia go jako zdecydowanie lepszy. Opinię negatywną wyraża łącznie 21% respondentów, co stanowi zdecydowaną mniejszość[4].

 

Komunikat z badań, Ocena systemu edukacji po roku od wprowadzenia reformy, Centrum Badania Opinii Społecznej, 2018,
str. 5

Należy jednak pamiętać, że przedstawione wyniki ograniczają się jedynie do stwierdzenia przez respondenta, który z modeli oświatowych jest jego zdaniem lepszy. Na ukazany rezultat badania mogły wpłynąć więc czynniki takie jak nie tylko sympatia bądź antypatia do reformy i obozu rządzącego, ale również własne doświadczenia, tzn. głosować za formułą ośmioletniej szkoły podstawowej mogły osoby, które same w takim systemie się uczyły i to stanowiłoby podstawę ich opinii, a nie fakty, realne dane, czy opinia wypracowana np. na podstawie doświadczeń dzieci respondentów. Jednak liczby to liczby. Musimy więc przyjąć, że Polacy ogółem z faktu przeprowadzenia reformy są zadowoleni.

Bardzo ciekawe i nieco odmienne rezultaty prezentuje natomiast badanie następne, które może niejako zobiektywizować wyniki badania poprzedniego. Zadając respondentom zdecydowanie bardziej szczegółowe pytania, wyłania się zgoła inny obraz reformy z 2017 roku. Okazuje się, że większość rzeczywiście uznała nowelizację za potrzebną (52%), jednak w kwestii stwierdzenia jej dobrego przygotowania przeważają głosy negatywne (aż 40%). Powątpiewanie wśród odpowiadających wzbudziła również kwestia prawidłowego jej przeprowadzenia.

 

Komunikat z badań, Ocena systemu edukacji po roku od wprowadzenia reformy, Centrum Badania Opinii Społecznej, 2018, str.9

Przedstawione badania rzucają nowe światło na, tylko pozornie, ciepło przyjętą reformę oświaty. Widzimy, że znaczną większość stanowi pozytywny odzew w stosunku do samego pomysłu reformy oświatowej, jednak od strony praktycznej – jej przygotowania i wdrożenia, zauważalne jest wiele niepewności i niezadowolenia społecznego. Wyniki tych badań są bardzo istotne i powinny być wskazówką nie tylko dla obecnie rządzących, ale także opozycji i partii, która wygra w następnych wyborach. Wskazują bowiem na fakt, że obywatele orientują się w sprawach tak istotnych dla państwa i są w stanie ocenić wedle własnych kryteriów jakość wprowadzanych zmian.

Na podstawie powyższych badań można jednoznacznie stwierdzić, iż Polacy z faktu przeprowadzenia reformy są zadowoleni, jednak ze sposobu jej wdrożenia – nie za bardzo.

Ciemna strona mocy (tj. reformy)

Badania dowodzą, że polskie społeczeństwo w większości pozytywnie ocenia kwestię znowelizowania prawa oświatowego. Jak jednak wiemy, każdy kij ma dwa końce i reforma także te dwa końce ma. Warto pochylić się w szczególności nad sytuacją nauczycieli, szczególnie tych nauczających wcześniej w placówkach gimnazjalnych. W źródłach takich jak Portal Samorządowy, w artykułach z końca 2018 roku, przeczytać możemy: Na początku października Związek Nauczycielstwa Polskiego […] podał, że w wyniku reformy pracę straciło 6,5 tys. nauczycieli, a ponad 18,5 tys. ma ograniczony etat lub pracuje w kilku szkołach, albo przeszło w stan nieczynny[5]. Nie brzmi to dobrze, prawda? Oczywiście strona rządowa odbija te argumenty, podając wiele innych ,,atutów’’, głównie finansowych, faktu przeprowadzenia reformy. Nie zmienia to jednak faktu, że wiele stanowisk nauczycielskich uległo usunięciu, wielu pedagogów musiało szukać nowego miejsca pracy, a wielu z nich może liczyć jedynie na części etatu, będąc tym samym zmuszanym do podejmowania pracy w różnych placówkach lub prowadzenia zajęć indywidualnych. Smutna prawda jest taka, że reforma systemu edukacji przysporzyła wielu stresów również nauczycielom. Sytuacja, w której muszą oni uczyć w dwóch (lub więcej) szkołach naraz, a ponadto poświęcać własne wieczory na korepetycje by móc godnie żyć, nie powinna mieć miejsca w państwie w centrum Unii Europejskiej. I żadne liczby tej krzywdy nie naprawią.

Czy warto było szaleć tak?

Kwestia ostatecznej oceny wdrożenia w rzeczywistość reformy edukacji wprowadzonej w 2017 roku przez Prawo i Sprawiedliwość musi poczekać do czasu wyników egzaminów maturalnych. Ponadto wydaje się, że nawet wynik pierwszej ,,edycji’’ matury w nowej formule nie da jasnej odpowiedzi co do skuteczności i ostatecznego bilansu zysków i strat reformy Czarnka. By obiektywnie ocenić działania, które dokonały niemałego przewrotu w polskim systemie nauczania, musi upłynąć wiele lat. Dopiero wówczas będziemy w stanie stwierdzić: czy warto było szaleć tak?

  1. Oficjalna strona Prezydenta RP Andrzeja Dudy, https://www.prezydent.pl/kancelaria/aktywnosc-doradcow/prof-wasko-cel-reformy-edukacji-to-podniesienie-poziomu-nauczania,12192, [dostęp: 29.05.2023].

  2. rp.pl, https://www.rp.pl/nauczyciele/art8553521-tomasz-pietryga-reforma-edukacji-konflikt-miedzy-nauczycielami-a-ministrem-czarnkiem, [dostęp: 29.05.2023].

  3. Ibid.

  4. Komunikat z badań, Ocena systemu edukacji po roku od wprowadzenia reformy, Centrum Badania Opinii Społecznej, 2018.

  5. portalsamorządowy.pl, Reforma edukacji: Jak wiele zmieniło się w 2017 r.?, https://www.portalsamorzadowy.pl/edukacja/reforma-edukacji-jak-wiele-zmienilo-sie-w-2017-r,102208.html, [dostęp: 29.05.2023].