Polska gospodarka łapie zadyszkę przed wyborami – rozmowa z Radosławem Ditrich

Radosław Ditrich – dziennikarz Obserwatora Gospodarczego. Absolwent studiów ekonomicznych, pasjonat makroekonomii i analiz demograficznych.

Maria Lipińska: Jak obecnie przedstawia się sytuacja makroekonomiczna Polski w porównaniu do ubiegłego roku?

Radosław Ditrich: Wiele zależy od tego, jaką perspektywę czasu przyjmiemy. Ostatnie dane nie napawają optymizmem. PKB spadł w II kwartale o 1,3% w ujęciu rocznym, zaś względem poprzedniego kwartału spadek wyniósł aż 3,7%. Nie licząc pandemicznego roku 2020, tak kiepskich wyników nie widzieliśmy od czasów transformacji ustrojowej. Podobne wnioski wyciągniemy, jeśli wydłużymy perspektywę do początku 2022 roku, kiedy na Ukrainie wybuchła wojna. Pod względem wzrostu PKB od początku 2022 roku, jedynie Estonia wypada od nas gorzej w UE. Dane należy traktować z dużą ostrożnością, ponieważ GUS ma problem z odsezonoweniem wskaźników. Realnie spadek może być płytszy, niż podał GUS. Podobnie było z danymi w pierwszym kwartale, z tą jednak różnicą, że wtedy były one prawdopodobnie zbyt dobre.

Z czego wynika ten problem?

Problem z odsezonowaniem towarzyszy ekonomistom od początków pomiarów. Pewne zjawiska makroekonomiczne mają sezonowy charakter. Oznacza to, że nasilają się one w pewnym okresach, a w innych notujemy znacznie niższy poziom. W uproszczeniu, podczas wakacji i ferii zimowych hotele i turystyka zanotują większy przychód niż na przykład podczas jesieni. Dane odsezonowuje się także o liczbę dni roboczych. Dzięki temu możemy lepiej śledzić kondycję gospodarki.

Czy to oznacza, że nasza gospodarka ma poważne problemy?

W dłuższej perspektywie nie wygląda tak źle. Jeśli wrócimy do początków pandemii koronawirusa, to nasz spadek PKB był jednym z najmniejszych w UE. Stało się tak m.in. dzięki silnemu eksportowi. Dobrym przykładem mogą być meble, AGD czy RTV, na które popyt wzrósł ze względu na lockdowny. To dzięki temu przez pandemię przeszliśmy niemal suchą stopą, odrabiając spadki PKB w dwa kwartały. Należeliśmy w 2021 roku do liderów wzrostów PKB od początku pandemii. Nasza gospodarka w latach 2022-2023 wygląda już niestety zauważalnie gorzej. Ostatnie spadki są w dużej mierze konsekwencją wyjazdu Ukraińców z Polski oraz pogorszenia sytuacji gospodarczej przez wojnę na Ukrainie.

Mimo tego spadku PKB, mamy bardzo niski poziom bezrobocia. Czy to zasługa polityki obecnego rządu?

W pewnym sensie tak, ale takie stwierdzenie będzie jednak zbyt głębokim uproszczeniem. Jeszcze gdy wstępowaliśmy do Unii Europejskiej, bezrobocie wynosiło około 20% i było najwyższe we UE. Gdy PIS obejmował władzę, było ono już zauważalnie niższe i w trendzie wzrostowym. Czasy prosperity w Europie sprawiły, że spadło ono do najniższych poziomów w UE. Pandemia nie spowodowała wzrostu bezrobocia, który obserwowaliśmy po 2008 roku, ale będąc uczciwym, trzeba zauważyć, że w innych krajach też tego nie zaobserwowaliśmy. Obecny kryzys różnił się reakcją rządu. Hojne wsparcie utrzymało rynek pracy w ryzach, ale uwolniło inflacyjnego demona. Można więc powiedzieć, że świat dokonał wyboru. Wyższe rachunki są ceną, jaką zapłaciliśmy za stabilną sytuację gospodarczą. Mimo wszystko należy docenić, że bezrobocie w Polsce jest obecnie jednym z najniższych w UE, a jeszcze w kwietniu było ono najniższe. Tak niskie poziomy bezrobocia pokazują, że sytuacja gospodarcza nie jest aż tak zła.

Jednak, kiedy wybuchła wojna nie było takie pewne, czy ten trend zostanie utrzymany.

Wojna była wielkim zaskoczeniem i niewiadomą. Początkowo odstraszyła ona większość inwestorów, którzy planowali ulokować pieniądze nad Wisłą. Z czasem odnotowaliśmy jednak powrót zagranicznego kapitału. Niskie bezrobocie wynika także z sytuacji demograficznej. Brakuje rąk do pracy, a ujemny przyrost naturalny zintensyfikuje ten problem. Mimo to bezrobocie wśród młodych jest dwucyfrowe. Warto jednak zaznaczyć, że w każdym kraju UE bezrobocie wśród młodych jest wyższe od ogólnego poziomu. Dlaczego tak się dzieje? Młodzi dorośli mają gorszą pozycję negocjacyjną od innych pracowników. To m.in. wynik mniejszej dostępności studentów. Jeżeli ktoś poszukuje pracownika, to chętniej przyjmie tego dyspozycyjnego i z większym doświadczeniem. Dodatkowo, w Polsce nie jest powszechna praca na część etatu, co prowadzi do zmniejszenia dostępności zatrudnienia dla osób łączących życie zawodowe z nauką czy wychowaniem dzieci.

Czy osoby, które nie mieszkają w dużych miastach mają gorzej?

Tak. Jest to dosyć intuicyjne i widoczne w danych zjawisko. Wynik to z mniejszej dostępności atrakcyjnych ofert pracy czy wykluczenia komunikacyjnego. To między innymi dlatego na wsiach więcej dorosłych nadal żyje ze swoimi rodzicami. Znaczna część tych osób nie ma żadnego źródła dochodu. Jeśli mówimy o samym rynku pracy, to nie należy patrzeć jedynie na poziom bezrobocia. Jakiś czas temu opisywałem ciekawy wskaźnik — European Job Quality Index. To indeks, który ocenia jakość rynku pracy na podstawie szeregu cech, takich jak: autonomia pracy, siła nabywcza zarobków czy atrakcyjność godzin pracy. Polska wypada tragicznie. Gorsza jakość oferowanej pracy jest jedynie w Grecji.

Indeks jakości pracy w 2021 r. według płci

Indeks jakości pracy w 2021 r. według subindeksów i płci[1]

W jaki sposób na sytuacje młodych mogą zmienić unijne przepisy o zakazie bezpłatnych staży?

Myślę, że może mieć to pozytywny wpływ, ponieważ więcej osób podejmie taki staż. Prawdopodobnie przełoży się to na spadek bezrobocia. Dotychczas dużo młodych osób musiało pracować za darmo, a po upływie stażu i tak były zwalniane. Kolejną istotną kwestią są również umowy śmieciowe, których nie brakuje na rynku.

Czym charakteryzuje się obecny kryzys gospodarczy?

Dla obywateli najbardziej dotkliwe są dwa skutki — wysoka inflacja oraz idący za nią wzrost stóp procentowych. Wyższe stopy pogłębiają braki na rynku nieruchomości przez ograniczenie podaży nowych mieszkań.

W jaki sposób kryzys gospodarczy dotyka młodych ludzi?

Młodzi tracą na kryzysach szczególnie mocno, bo należą do grupy, która w pierwszej kolejności jest zwalniana podczas redukcji zatrudnienia. Są badania, które wskazują, że roczniki wchodzące na rynek pracy w okresie kryzysu, już do końca życia zarabiają mniej niż inni. Obecnie mamy wysokie stopy procentowe, które utrudniają decyzję o wzięciu kredytu, a niewielu stać na zakup mieszkania za gotówkę. Dobrym pomysłem są ulgi podatkowe dla młodych, których przykładem jest zerowy PIT do 26 roku życia.

Jakie rozwiązania mógłby zaproponować przyszły rząd, aby zmniejszać skutki kryzysu? 

W kontekście młodych na pewno należy przeprowadzić szeroką reformę edukacji i postawić na jakość kształcenia. Wielu studentów jest wykluczonych z rynku pracy ze względu na nieelastyczne plany zajęć, co utrudnia im podjęcie pracy. Dofinansowałbym również uczelnie techniczne, ponieważ nasz kraj ma rozwinięty przemysł, który potrzebuje inżynierów. To szczególnie istotne w perspektywie dynamicznie rosnącego przemysłu zbrojeniowego, który zgłasza zapotrzebowanie na tysiące specjalistów.

Niezbędne jest wdrożenie reform w zakresie wykluczenia komunikacyjnego. To wyklucza osoby pracujące w systemie zmianowym, a także ogranicza możliwości edukacyjne i zarobkowe osób ze wsi i małych miejscowości.

Czy kryzys gospodarczy jest powiązany z niskim przyrostem naturalnym?

Niski przyrost naturalny w Polsce wynika przede wszystkim zbyt małej liczby urodzeń. Pierwszym obszarem, w którym widać obciążenie państwa osobami starszymi, jest system emerytalny. Im więcej mamy osób starszych, tym trudniej będzie zapewnić seniorom godną emeryturę. Drugim obszarem jest ochrona zdrowia. Leczenie osób starszych jest droższe, więc wymaga zaangażowania większych środków. Mamy duży niedobór w zakresie opieki geriatrycznej. Kolejnym aspektem jest rynek pracy, ponieważ za mało osób wchodzi na rynek pracy, aby zastąpić odchodzące na emeryturę pokolenie. Będzie to spory problem w kontekście kluczowych zawodów, takich jak pielęgniarka, nauczyciel czy kierowca ciężarówki itd. Dodatkowo im mniej osób w wieku produkcyjnym, tym mniej osób, które odprowadzają podatki. Ostatnim aspektem związanym z kryzysem demograficznym jest niewystarczająca liczba urodzeń do zapełnienia potrzeb służb i wojska. Jeżeli obecny rząd planuje 300 tys. armię, to oznacza, że w wojsku służyć będzie więcej osób, niż urodzi się w 2023 roku. Obecne prognozy wskazują, że liczba urodzeń wynosie ok. 280 tys.

Jakie mogą być pozytywne aspekty zmiany demograficznej?

Na pewno możemy spodziewać się większych inwestycji w kapitał ludzki. Kadry będą lepiej wykształcone, a tym samym będziemy lepiej zarabiać. Będzie to także impuls do zmiany systemu edukacji i reformy ochrony zdrowia. Mam nadzieję, że normą staną się masowe badania profilaktyczne. Chciałbym, aby powszechne badania zaczęły obowiązywać coraz większą część Polaków — szczególnie osób starszych. Należy zachęcać ludzi do takich badań. Mogłyby na przykład powstać specjalne centra diagnostyczne, w których w ciągu jednego dnia bylibyśmy w stanie wykonać wszystkie podstawowe badania. Lepsza diagnostyka to niższe koszty leczenia. Mniejsza liczba ludności oznacza także wzrost zasobu kapitału per capita. Same firmy będą miały większą motywację do zwiększenia efektywności i automatyzacji procesów. Może to także sprawić, że osoby z osób z grup wykluczonych społecznie będą mieć większą szansę na znalezienie pracy, bo po prostu będzie ciężej o pracownika. Spadnie więc ubóstwo wśród osób wykluczonych.

Jak przeciwdziałać tym negatywnym skutkom zmiany demograficznej?

Podwyższenie wieku emerytalnego, mimo tego, że wiąże się z wielkim oporem społecznym, jest przykrą koniecznością w obliczu starzejącego się społeczeństwa. Jest to niestety kwestia czasu, bo system emerytalny już teraz jest drogi. Pojawia się także propozycja wprowadzenia dłuższego urlopu wypoczynkowego: na przykład w wieku 40 albo 50 lat będzie można wziąć dodatkowy rok urlopu na odpoczynek lub podratowanie swojego zdrowia. Oczywiście byłby to urlop płatny i dzięki temu Polacy mogliby polepszyć dobrostan psychiczny i fizyczny. To może pomóc w “dotrwaniu” do wyższego wieku emerytalnego. Musimy także pomyśleć o aktywizacji osób starszych, aby zachęcić ich do pracy w ramach dorabiania do emerytury.

Zmiana demograficzna powinna także nieść ze sobą gruntowną reformę ochrony zdrowia w zakresie lepszego planowania leczenia i zwiększenia wykrywalności nowotworów. Nie można także zapominać o takich obszarach jak psychiatria dziecięca czy geriatria. Przydałoby się odciążyć lekarzy z procedur administracyjnych i lepiej zorganizować pracę. Jeśli chodzi o rynek pracy, to przede wszystkim postawiłbym na automatyzację i inwestowanie w nowe technologie.

Czy polityka migracyjna może zmniejszać zmianę demograficzną?

Może tutaj Kanada jest doskonałym przykładem. Kanada w zeszłym roku przyjęła blisko pół miliona migrantów i oparła na tym swoją politykę walki ze zmianami demograficznymi. Dzietność w Kanadzie nie jest wcale dużo wyższa niż w Polsce. Na samym początku powinna powstać spójna i kompleksowa polityka migracyjna Polski. Mówimy nie tylko o planowaniu kanałów, przez które będziemy sprowadzać migrantów, ale także o ich asymilacji i umiejscowieniu na rynku pracy. Niestety większość demografów obecnie mówi wprost, że nie obecnie w Polsce nie mamy żadnego pomysłu na politykę migracyjną. Polega ona na wpuszczaniu do kraju kolejnych migrantów.

Co w takim razie powinien zrobić przyszły rząd, aby rodziło się więcej dzieci?

Nie powiem nic odkrywczego. Ważne jest kilka obszarów: stabilny rynek pracy, tanie mieszkania, dobra opieka okołoporodowa, a także przywrócenie finansowania in vitro.

Do końca 2023 roku zostały trzy miesiące, jakie są prognozy dotyczące kryzysu na najbliższy czas?

Najgorsze już za nami. W tej chwili będziemy raczej wchodzić w etap wzrostów, ale w tym roku wzrost gospodarczy nie będzie imponujący. Jeżeli przekroczy on 1% PKB, to będzie to dobry wynik. W przyszłym roku wzrost będzie wyższy oraz stabilniejszy. Złą wiadomością jest to, że podwyższona inflacja zostanie z nami na dłużej. Myślę, że stopy procentowe spadną przed wyborami ze względów politycznych. Należy jednak uczciwie zauważyć, że konsumpcja jest obecnie bardzo niska, co pokazuje, że podwyżki zadziałały. Niski wzrost PKB i spadająca inflacja z pewnością zachęcają RPP do dalszych obniżek stóp procentowych.

Od przyszłego roku nastąpi zwiększenie płacy minimalnej, czy może to wpłynąć negatywnie na gospodarkę?

Oczywiście, że nie można wykluczyć takiej opcji. Największym zagrożeniem jest utrwalenie inflacji. Po drugie istnieje ryzyko redukcji zatrudnienia, ale trudno ocenić, jak przełoży się to na rynek pracy. Płaca minimalna będzie niedługo stanowić połowę średniego wynagrodzenia. Będzie to jeden z najwyższych poziomów na świecie. Można więc powiedzieć, że wkraczamy na nieznane wody i ocena skutków dalszych takich podwyżek może być trudna.

Czy to jest dobry kierunek?

Myślę, że poziom, który osiągamy w tej chwili, nie powinien być już przekraczany. Jeszcze w 2021 roku płacę minimalną zarabiało 1,7 miliona osób. W przyszłym roku to może być ponad 3,5 miliona, czyli mówimy tu o dwukrotnym wzroście osób, które zarabiają płacę minimalną. Jest to niebezpieczne zjawisko i myślę, że nie powinniśmy już dążyć do dalszego zwiększania tej liczby.

W porównaniu do lat ubiegłych, w kampanii wyborczej nie porusza się zbytnio tematu wejścia Polski do strefy euro. Dlaczego ten temat został zepchnięty na dalszy plan?

Niskie poparcie dla euro może być zaskakujące, ponieważ Polacy przeważnie nie oceniają polityki NBP zbyt dobrze. Mimo wszystko, większa zależność walutowa od zagranicy jest dla wielu nieakceptowalna. Z kolei niemiecka bierność w pierwszych dniach wojny pokazała, że nie jest to tak pewny sojusznik, jak można było wcześniej zakładać. Potencjalna porażka Ukrainy byłaby wielkim problemem dla Polski. Niesmak, jaki pozostał, po kontrowersyjnych działaniach naszego sąsiada może sprawiać, że część Polaków znacznie bardziej docenia naszą autonomię w obszarze walutowym. Myślę, że nie doczekamy się w najbliższych latach euro w Polsce.

Jakie będzie największe wyzwanie gospodarcze dla nowego rządu?

Jeśli chodzi o najbliższe kwartały, to jest nim prawdopodobnie podwyższona inflacja. W dłuższej perspektywie widzę dwa duże wyzwania: transformacja energetyczna i kryzys demograficzny. Na trzecim miejscu umieściłbym utrzymanie dalszego wysokiego wzrostu gospodarczego. Dalsze gonienie najbogatszych gospodarek może wymagać dostępu do najnowszych technologii. Chodzi o to, żebyśmy przestali być państwem, które produkuje tylko najprostsze komponenty, ale samo rozwija nowoczesne technologie i tworzy innowacje. Walka o fabryki układów scalonych dobrze pokazuje, że nasza pozycja na świecie w tym zakresie nie jest niska, ale nadal zostajemy w tyle m.in. za Niemcami, gdzie których Intel chce budować swoje fabryki.

  1. European Job Quality Index – rynek pracy w Polsce jest fatalny. Gorzej tylko w Grecji, [dostęp: 20.09.2023] https://obserwatorgospodarczy.pl/2023/07/03/european-job-quality-index-rynek-pracy-w-polsce-jest-fatalny-gorzej-tylko-w-grecji/.