Lokalne rozwiązania globalnych problemów – o Ruchach Miejskich

Ilustracja: Mateusz Szostek
Artykuł ukazał się w 15. numerze kwartalnika „Młodzi o Polityce”

             Wszystko zaczyna się od pytania, kto tak naprawdę rządzi w mieście. Na jego czele stoi oczywiście władza samorządowa, wybrana w powszechnych wyborach, legitymująca się często silnym mandatem społecznym. Polityka lokalna różni się jednak od krajowej. Z dala od światła kamer niejednokrotnie tworzą się hermetyczne środowiska elit trzymających władzę za mglistą fasadą demokracji. I nie mowa tu wyłącznie o małych samorządach – na 60 foteli w Radzie m. St. Warszawy, 59 przypada politykom z PO i PiS[1]. Rządząca Platforma bez większego problemu przyjmuje więc samodzielnie własne uchwały, skupiając w jednym ręku niepodlegającą dyskusji władzę. I tak od 22 lat. W tym krajobrazie pozostałe ugrupowania polityczne, środowiska wpływu, organizacje pozarządowe czy strona społeczna doświadczają niemałych trudności w wywieraniu realnego wpływu na władzę. Mogą jedynie współpracować bądź pogodzić się z marginalizacją albo walką na nierównym gruncie. Zdawałoby się więc, że mamy gotową odpowiedź na pytanie o przyczynę wzrostu aktywności mieszkańców i formalizowania przez nich swojej działalności. To jednak wyłącznie jedna ze składowych, bardziej skomplikowanej układanki, która nie wyjaśnia, skąd u obywateli bierze się rosnące zaangażowanie w sprawy lokalne. W tym tekście przyjrzymy się zagadnieniu ruchów miejskich, które na przestrzeni ostatnich lat zyskują na znaczeniu i wywierają coraz większy wpływ na kształtowanie polityk samorządowych.
            Na zachodzie zaczęło się po kryzysie z 2008 roku. Wraz ze zmianą koniunkturą światowej gospodarki, odwrócił się sposób myślenia młodych ludzi – stało się jasne, że nie uda im się powtórzyć sukcesu swoich rodziców. Kryzys wymusił również doraźne zaciskanie pasa i uciekanie się do rozwiązań mających pomóc przetrwać trudny okres powyżej minimum egzystencji. To właśnie na gruncie normalizacji zachowań z tamtego okresu zaczęły się pojawiać ruchy squaterskie czy freegańskie, a szafy wypełniła moda z lumpeksów. Dobrze wykształceni młodzi ludzie, kończący szkoły po podwyżce czesnego, z wysokimi kredytami studenckimi i bez perspektyw musieli przedefiniować swój pomysł na siebie i wizję rzeczywistości[2]. Ten szereg wydarzeń, zbiegając się w czasie ze wzrostem świadomości na temat zmian klimatycznych i postępującą atomizacją społeczną, dał impuls do powstania nowego typu aktywizmu miejskiego. Narodził się w opozycji do społeczeństwa opartego na modelu gospodarki neoliberalnej, wpisując się w transnarodową kulturę rozczarowania[3] i objawił protestami – począwszy od Grecji w 2008, przez Iran w 2009 i Wielką Brytanię w 2010, aż po ruch Occupy Wall Street w Stanach Zjednoczonych w 2011 roku. Działał inaczej niż znane dotychczas ruchy. Działalność nie była sformalizowana i ustrukturyzowana, komunikacja opierała się na mediach społecznościowych, a liderzy występowali rotacyjnie lub kolegialnie. Charakterystyczne było działanie w danej sprawie, zdające się łączyć ludzi o podobnych przekonaniach i celach wokół konkretnej idei, niż tworzących regularnie i organicznie pracujący podmiot. Choć w przedstawionym kształcie działają na zachodzie do dziś, w polskiej rzeczywistości, znacznie słabiej dotkniętej kryzysem finansowym z 2008 roku, funkcjonowały mniej radykalnie i opierały się na naśladowaniu zachodnich wzorców. Jednocześnie to właśnie w Polsce postępowała formalizacja takich ruchów społecznych, co zapewniało im wyższą pozycję, łatwiejszy dostęp do finansowania ich działalności i usunięcie wielu przeszkód rozwojowych stojących przed spontanicznie zebraną grupą obywateli.
            Choć przypisanie kategorii miejskiej Occupy Wall Street może na pozór budzić wątpliwości, warto zwrócić uwagę na to, co jest faktycznym obiektem zainteresowania ruchów opisywanych określanych mianem miejskich. Już u swojej genezy wywodzą się z szerszego myślenia i sprzeciwu wobec globalnego modelu funkcjonowania społeczeństw. Dobrze wykształceni, młodzi ludzie działają w pierwszej linii tam, gdzie problemy współczesnej rzeczywistości krystalizują się najsilniej, a więc w wielkomiejskich ośrodkach. Mając niskie zaufanie do instytucji i brak wiary w realną sprawczość na wielką skalę, decydują się wykorzystywać narzędzia protestu lokalnego tam, gdzie ich działania mogą przynieść rzeczywistą zmianę. Powtarzając więc za Michaelem Foucaultem czy Edwardem Soją, mamy do czynienia ze zwrotem przestrzennym[4], a więc uznaniem samej przestrzeni za fakt społeczny. W ten sposób konflikt został przeniesiony na nową płaszczyznę. W partykularyzmie aktywizmu miejskiego, a więc jego skupieniu na konkretnych sprawach, chodzi o coś zdecydowanie większego. Wymiana kładki na przejście naziemne to bowiem nie tylko wyraz troski o okolicznych mieszkańców z ograniczoną mobilnością, ale również rodzaj wyrażenia manifestu inkluzywności, jako części światopoglądu aktywistów.
            Główną deklarowaną motywacją lokalnych liderów pozostaje „chęć zrobienia czegoś pożytecznego w swojej okolicy” – taki pogląd wyraża aż 89% z nich[5]. Na drugim miejscu jest „rozwiązanie konkretnych problemów” (62%), zaś ze znacznie niższym wynikiem pojawia się „kontynuacja działań społecznych”, a więc dążenie do stałego działania (28%). Nic dziwnego, że na pierwszych miejscach dominują deklaracje pobudek altruistycznych, to właśnie z nimi identyfikuje się niezarobkowe działania na rzecz lokalnych społeczności. Trudno jednak uwierzyć, że stanowią one wyłączną motywację. Choć deklaracje chęci „kontynuacji kariery politycznej”, „wypełnienia wolnego czasu” czy „wypromowania własnej osoby” to udział poniżej 5% ankietowanych, to sytuacja kształtuje się zupełnie inaczej, kiedy spojrzymy na wyniki drugiego pytania w tym samym badaniu, a więc jakie są motywacje innych liderów. Dla dominujących, altruistycznych postaw spadek wynosi niemal 1/4, z kolei tych egoistycznych, skupionych na budowaniu siebie działaniem to wzrosty z kilku do dwudziestu, a nawet trzydziestu procent. Prawdę znajdziemy zapewne gdzieś pomiędzy powyższymi deklaracjami. Warta uwagi jest dualistyczna teoria nieracjonalnego działania, ukorzeniająca główne źródło motywacji w etyce i poczuciu słuszności określonych działań. Dzięki uznaniu praktyk w tym obszarze za zgodne z ładem normatywnym społeczności, staje się dla aktywistów adekwatną płaszczyzną działania, na której mogą realizować również egoistyczne cele[6]. 
            Choć używamy terminu “ruchy miejskie” jako ogólnego pojęcia do opisu pewnego rodzaju aktywizmów, to nie są to zjawiska homogeniczne. Różnią się między sobą nie tylko w kategoriach geograficznych – inne na wschodzie i zachodzie Europy, inne w dużych i małych ośrodkach miejskich, ale również w kwestii wyrażanych poglądów. Wszystko zaczyna się zazwyczaj od zainteresowania konkretnymi sprawami, na przykład tematem zmiany planu zagospodarowania przestrzennego Osiedla Domków Fińskich na warszawskim Jazdowie[7]. Plany wprowadzenia zmian godzących w dotychczasowy charakter przestrzeni zaktywizowały organizacje pozarządowe, mieszkańców i stronę społeczną z przeróżnymi afiliacjami. Działania w ramach ruchów miejskich nie są z reguły uwiązane politycznie, a ich partykularny charakter pozwala wyjść poza standardowe ramy interpretacyjne, opierając się na własnych przekonaniach, a nie wypracowanych narracjach wokół dualizmu prawej i lewej strony.
Początkowe zebranie rozproszonej grupy osób, której zależy na danej kwestii, może się niekiedy okazać początkiem czegoś znacznie większego. Świetnym przykładem jest Masa Krytyczna, która bez struktur, finansowania i osobowości prawnej, a nawet logotypu, była w stanie zmienić reguły gry, według których od lat 80. środowiska prorowerowe działały na rzecz zmiany w priorytetach budowy infrastruktury komunikacyjnej[8]. Chociaż klasyczne towarzystwa i organizacje walczyły o sprawę już od połowy XIX w., przemiany lat 90. XX w. wraz z uczynieniem samochodu symbolem przyłączenia Polski do zachodu Europy, niezwykle utrudniły im to zadanie. Warszawska Masa Krytyczna ruszyła w 1998 roku. Jej założenia były proste. Rowerzyści ruszali wspólnie dużą grupą ulicami miasta, nie tylko blokując ruch samochodowy w ramach protestu, ale również pokazując swoją siłę i determinację, występując w licznej reprezentacji. Policyjne pacyfikacje okazywały się przeważnie nieskuteczne, mimo podjęcia niekiedy nadzwyczajnych środków (wykorzystywania oddziałów prewencji w pełnym rynsztunku z bronią gładkolufową). Kończyły się za to wygranymi przez aktywistów wieloletnimi procesami w sądach. Jeżdżenie ulicą rowerem było i jest legalne, zwłaszcza że na przełomie wieków brakowało jakiejkolwiek alternatywnej infrastruktury dla jednośladów. Aktywistom nie brakowało determinacji, w dalszym ciągu spotykali się na protestach ogłaszanych na słupach, pocztą pantoflową i w rodzącym się Internecie, a kiedy rzecznik warszawskiego ZDM Marek Woś wypowiedział niesławne zdanie: „Warszawa to nie wieś, żeby po niej rowerem jeździć”, wykorzystali ten frazes  bezlitośnie[9]. Działanie w ramach protestu było tylko jedną z metod. Aktywiści zaczęli wchodzić na drogę urzędową, kierując pisma do ratusza czy rozpoczynać dyskusje na hucznych otwarciach kolejnych, pozbawionych infrastruktury rowerowej, inwestycji. Nawet kiedy dla świętego spokoju władze miasta zdecydowały się sfinansować budowy dróg dla rowerów (zawierających ostre zakręty, nawierzchnię z bruku czy schody), środowisko poszukiwało merytorycznych rozwiązań, przygotowywało ekspertyzy czy wyjazdy studyjne do lepiej dostosowanych miast europejskich, będących przykładem dobrze funkcjonującej infrastruktury dla jednośladów. Dopiero z czasem samorządy nauczyły się współpracować z rowerzystami, traktować ich agendę jako cenny kapitał wyborczy i wprowadzać odpowiednie dostosowania do swoich programów. Do grona sprzymierzeńców, op
rócz ratuszy, dołączały środowiska pieszych i osób wykluczonych komunikacyjnie, gdyż kładka czy wysoki krawężnik stanowią problem dla znacznie szerszej grupy mieszkańców. Masa Krytyczna jest przykładem sukcesu na wielką skalę, który udało się uzyskać oddolnie, bez struktur i zewnętrznego finansowania. To nie tylko zmiany na konkretnych ulicach miast Polski, ale także w przyjętych standardach, ustawodawstwie, a przede wszystkim mentalności.
Przytoczony przykład wskazuje, że ruchy miejskie działają przy pomocy znacznie szerszego wachlarza narzędzi niż tylko bezpośredniego protestu. Oprócz blokad, manifestacji czy zagłuszania wydarzeń, warto zwrócić uwagę na opór towarzyszący zamknięciu baru mlecznego Prasowego, który przez Gazetę Wyborczą został okrzyknięty najbarwniejszym protestem 2011 roku[10]. W sprzeciwie przed odebraniem lokalnej społeczności miejsca z budżetowym i pożywnym jedzeniem, a także historycznym charakterem, mieszkańcy nielegalnie zajęli lokal, w którym przygotowywali i rozdawali przechodniom pierogi[11]. Niebagatelne znaczenie odgrywa również kontakt z samorządem – zarówno ten za pośrednictwem pism, podań i zapytań, jak i wykorzystując proponowane narzędzia. Partycypacja rozwija się w Polsce w ostatnich latach na szeroką skalę i zjawiska, takie jak konsultacje społeczne czy budżety obywatelskie są już stosunkowo powszechne[12]. W ten sposób władze oddają część odpowiedzialności i pole do aktywności mieszkańcom, uwalniając się jednocześnie od oskarżeń o ignorancję. Choć sama idea jest cenna i zasadna, to nadal w gestii samorządu pozostaje to, jak odniesie się do oddolnych propozycji i czy w ogóle z nich skorzysta. Problem leży nie tylko po stronie licznych ograniczeń prawnych, takich jak twarde ramy czasowe, ale również lekkiego obchodzenia się z nim po stronie władz. Proceder ten doskonale obrazuje przykład odrzucenia legalnie wybranego projektu z warszawskiego Budżetu Obywatelskiego przez Burmistrza, gdy pomysł był niezgodny z jego antyrowerowymi poglądami[13]. Aby zachować sprawczość w tych warunkach, aktywiści z ruchów miejskich stają przed trudną decyzją czy wziąć sprawy we własne ręce i ruszyć w wyścigu po formalną władzę, czy też utrzymać dotychczasową apolityczność. Większość niesformalizowanych przedsięwzięć o luźnej strukturze nie może sobie na to pozwolić, jednak są i takie, które decydują się włączyć w lokalną politykę.

Don’t

Sam start w wyborach wymaga politycznego określenia się, ale niekoniecznie musi być związany z wejściem do krajowej polityki. Ruchy miejskie, jak już było wspomniane, to różnorodne organizacje składające się z różnych ludzi o różnych poglądach. Jedne działają lokalnie, inne regionalnie, jednocześnie mając różne sympatie polityczne. Na drodze do kształtowania pluralistycznej, lokalnej sceny politycznej stoi system d’Hondta, który w okręgach liczących średnio około 6 mandatów, lokuje realny próg wyborczy na poziomie kilkunastu procent poparcia. Nie mogą się z nim mierzyć nawet małe i średnie komitety partii ogólnokrajowych, co skutkuje wspomnianym w pierwszym rozdziale duopolem i stawia wielkie wyzwanie przed małymi, lokalnymi organizacjami bez silnego zaplecza czy funduszy. Oczywiście sukces wyborczy nie jest niemożliwy, czego dowodzi spektakularny wynik Stowarzyszenia Razem dla Bielan będącego drugą siłą polityczną w radzie tejże dzielnicy w kadencji 2018-2024. Partykularny charakter działań, połączony z dobrym brzmieniem szyldu apolityczności i wysokiego poparcia w Polsce dla NGO potrafi przynieść zaskakująco pozytywne rezultaty i w lokalnej skali pozwala stawać w szranki z ogólnopolskimi rozpoznawalnymi komitetami[14]. Choć nadal nie jest możliwe zbudowanie pluralistycznej lokalnej sceny politycznej z udziałem przedstawicieli wielu ruchów, to dobrym pierwszym krokiem jest wprowadzanie do niej lokalnych aktywistów bez silnego partyjnego uwikłania, za którym nie zawsze idzie doświadczenie w regionie. Większą trudność, w tym samym warszawskim samorządzie (który posłuży w dalszej części za przykład), napotykali kandydaci do rady miasta czy kandydaci na prezydenta, w miejscach gdzie dwie największe partie pozostawały bezkonkurencyjne. Osiągniecie sukcesu wyborczego na tym poziomie wymaga formowania komitetów cieszących się potencjalnym poparciem na poziomie przynajmniej kilkunastu procent. Tak, na drodze kompromisów, został uformowany blok z lewej strony sceny politycznej, łączący Lewicę, Razem i stowarzyszenie Miasto Jest Nasze, pod wspólną kandydaturą na prezydentkę Warszawy Magdy Biejat. Inny stołeczny przykład to współpraca Polski 2050 i Polskiego Stronnictwa Ludowego, z ruchami miejskimi, którym nie było po drodze z lewicą. Do ruchów miejskich z kolei nie można zaliczyć Bezpartyjnych Samorządowców, którzy mimo swojego szyldu i kilku rozpoznawalnych twarzy z pocztu samorządowców z Dolnego Śląska przypominają kształtem partię polityczną w klasycznym rozumieniu. W najbliższych wyborach połączą siły z Konfederacją, popierając m.in. kandydaturę Przemysława Wiplera na urząd prezydenta m.st. Warszawy, pozostając w gronie komitetów małych lub średnich z poparciem w granicach kilku procent. Lokalni aktywiści są niejednokrotnie drenowani do silniejszych partii, a ich koalicje z organizacjami pozarządowymi są zawsze obarczone ryzykiem dla NGO. To może być jednak jedyna droga dla większych ruchów miejskich, które w obecnej sytuacji tylko współpracując ze średnimi partiami mogą rozbijać duopole PiS-PO na szczeblu samorządowym. W osiągnięciu tego celu już za chwilę zdecydowanie może pomóc wyjątkowo niskie poparcie dla obecnej opozycji.
To, czy większe ruchy miejskie zaczną z czasem przyjmować kształty partii, jest jeszcze trudne do orzeczenia.  Mówimy bowiem o zjawiskach funkcjonujących dopiero od kilkunastu lat, na przestrzeni których wybory samorządowe odbyły się raptem 3 razy. Najbliższe lata pokażą jaką przyszłość mają przed sobą. Czy będą częściej rządzić w swoich lokalnych samorządach? Czy może mówienie o krajowej polityce przez pryzmat przestrzeni miejskiej okaże się pierwszym krokiem w budowaniu nowego typu partii politycznych? Przekonamy się, jednak pewne jest, że już teraz ruchy miejskie są źródłem rekrutacji nie tylko aktywistów, ale również elit politycznych, kształtujących lokalne polityki w swoich okręgach. To zjawisko wciąż nowe, ale o ogromnym potencjale kształtowania przyszłych polityk nie tylko w partykularnej, lokalnej skali, ale wprowadzających inne spojrzenie na decentralizację, wspólnotowość i nacisk na narzędzia demokracji bezpośredniej.

[1] https://wybory2018.pkw.gov.pl/pl/geografia/146501#results_vote_council

[2] B. Lewenstein, E. Zielińska, A. Gójska, Aktywizmy miejskie – próba rekonstrukcji zjawiska, 2020, Aktywizmy miejskie (pp.7-36), Wydawnictwo Naukowe Scholar

[3] P. Mason, Skąd ten bunt? Nowe światowe rewolucje (pp. 102), 2013, Warszawa, Wydawnictwo Krytyki Politycznej

[4] L. Mumford, Miasto, (p.5-7) 1996 Polis, nr. 6

[5] P.Zbieranek, M. Iwanowska, Co motywuje lokalnych liderów do aktywności obywatelskiej, 2020, Aktywizmy miejskie (p.319-341), Wydawnictwo Naukowe Scholar

[6] P.Zbieranek, M. Iwanowska, Co motywuje lokalnych liderów do aktywności obywatelskiej, 2020, Aktywizmy miejskie (pp.319-341), Wydawnictwo Naukowe Scholar

[7] Julia Dragović, Osiedle Jazdów w Warszawie – drewniana enklawa w środku stolicy. Zobacz pierwsze osiedle powojennej Warszawy, 25.01.2024, Architektura Murator [dostęp 24.02.2024, 15:00]
https://architektura.muratorplus.pl/krytyka/osiedle-jazdow-domki-finskie-w-warszawie-drewniana-enklawa-w-srodku-stolicy-historia-zobacz-pierwsze-osiedle-powojennej-warszawy-aa-u4mR-eFNg-cXBj.html

[8] R. Muszczenko Rafał Muszczynko, Miasta przyjazne rowerzystom – strategie wpływu na rowerową politykę miejską, 2020, Aktywizmy miejskie (pp. 103-116), Wydawnictwo Naukowe Scholar

[9] M. Pluciński, Warszawa to nie wieś, żeby jeździć po niej rowerem, 1.04.2004, NGO.pl
https://publicystyka.ngo.pl/warszawa-to-nie-wies-zeby-jezdzic-po-niej-rowerem

[10] W. Karpieszczuk, M.Dubrowska, Prasowy Bar Mleczny – Najbarwniejszy protest 2011, 31.12.2011, Gazeta Wyborcza (dostęp: 24.02.2024, 15:00) https://wyborcza.pl/7,75398,10894067,prasowy-bar-mleczny-najbarwniejszy-protest-2011.html

[11] E. Zielińska, Hackerspace’y, ogrody społeczne, niezależne centra kultury. Samoorganizacja w przestrzeni miejskiej w Polsce w XXI w., 2020, Aktywizmy Miejskie, Wydawnictwo Naukowe Scholar

[12] A.Gójska, Konsultacje społeczne jako narzędzie rozwiązywania konfliktów miejskich, 2020, Aktywizmy Miejskie, Wydawnictwo Naukowe Scholar

[13] K. Jaroch, Praga-Północ nie realizuje projektu rowerowego z budżetu obywatelskiego. „Bo we władzach są samochodziarze”24.05.2023 r., Gazeta Wyborcza [dostęp 24.02.2024 r. 15:00]
https://warszawa.wyborcza.pl/warszawa/7,54420,29789183,praga-polnoc-nie-realizuje-projektu-rowerowego-z-budzetu-obywatelskiego.html

[14] P.Zbieranek, M. Iwanowska, Co motywuje lokalnych liderów do aktywności obywatelskiej, 2020, Aktywizmy miejskie (pp.319-341), Wydawnictwo Naukowe Scholar