Dylematy równościowego liberała

Liberalizm jest w kryzysie – z taką tezą zdążył się już pogodzić cały świat zachodni. Jeśli nawet nie jako idea, to na pewno jako szerszy projekt liberalnej demokracji. Spośród dziesiątek metod, jakie proponuje się, aby ją odrodzić, jedna jest nieustannie pomijana, choć stanowi kanon filozofii politycznej XX wieku. Mowa
o koncepcji sprawiedliwości i sprawiedliwego społeczeństwa Johna Rawlsa. A kto wie, czy nie udałoby się jej wprowadzić także na gruncie polskim.

Kilka dekad transformacji

         Trudno jednak zrozumieć tezy amerykańskiego filozofia bez odniesienia się do funkcjonującego obecnie porządku polityczno-gospodarczego. Ten, jak wskazano, nazwać należy liberalnym albo neoliberalnym. W Polsce to obszerne skądinąd zagadnienie pojmuje się specyficznie; kształtowanie się jego rozumowania rozpoczęło się, rzecz jasna, już wraz z transformacją ustrojową. Dość sprawnie przeprowadzona przez Leszka Balcerowicza i ekipę jego współpracowników (w tym harvardzkiego ekonomistę Jeffreya Sachsa[1]), położyła podwaliny pod późniejszy progres gospodarczy kraju, ale jednocześnie obciążyła społeczeństwo ogromnymi kosztami. Z tego też powodu poddawana jest szerokiej krytyce, i to nie tylko przez zaprzysięgłego wroga Balcerowicza, profesora Grzegorza Kołodkę[2].

         Idee zachodnie, z których czerpała transformacja, wraz z upływem lat zaczęły zataczać coraz szersze kręgi, ulegając przy tym nieuchronnemu spaczeniu. Porządnej definicji neoliberalizmu, o którym pisali kiedyś m.in. Milton Friedman, Friedrich von Hayek i Ludwig von Mises, nie da się ukuć. Jednak w powszechnym rozumieniu zlał się on w jedno z promowaniem postaw skrajnie wolnorynkowych: minimalizacją podatków, masową prywatyzacją, deregulowaniem gospodarki w każdej sferze czy trzymaniem
w ryzach budżetu. Nad Wisłą, po dekadach rządów sterowanych arbitralnie, hasło nieograniczonej swobody gospodarczej padło na podatny grunt. Warto w tym kontekście spojrzeć choćby na tekst filozofa Tomasza Markiewki. Jak pisał, w kanonie neoliberalizmu jest przekonanie, że rynek bezstronnie i obiektywnie weryfikuje nasze zdolności; traktowanie walki o godne warunki pracy jako roszczeniowości; [czy] wiara w to, że nasze zarobki są kwestią naszego indywidualnego wyboru – że ostatecznie to my decydujemy, czy chcemy pracować za marną pensję na umowie śmieciowej, czy prosperować jako przedsiębiorcy[3].

         Z jednej strony ujęcie to brzmi ekstremalnie – i łatwo byłoby określić je jako typowe narzekania sympatyka lewicy. Nie da się jednak ukryć, że patrzenie na wolny rynek jako emanację maksymalnej wolności i przeto dobro absolutne wpisało się na stałe w polskie programy polityczne. Sztandarowym tego przykładem jest obniżenie składki zdrowotnej dla przedsiębiorców, firmowy pomysł posła Polski 2050, Ryszarda Petru. W roku 2025 biznesmeni mieliby płacić stałą część dochodów (9% od 75% minimalnego wynagrodzenia), jeśli ich zysk mieściłyby się w konkretnych widełkach[4]. Szybko jednak okazało się, że wprowadzenie takiego rozwiązania odbędzie się kosztem zubożenia Narodowego Funduszu Zdrowia. Roczne ubytki tej instytucji oszacowano na ok. 4,6 miliarda złotych; do 2034 roku Fundusz mógłby stracić nawet 59 miliardów[5].

         A ponieważ ochrona zdrowia finansowana jest w głównej mierze właśnie ze składki płaconej przez przedsiębiorców, państwo musiałoby do budżetu NFZ dopłacać, pokrywając stratę. Proponowana reforma to zdecydowanie ruch w złą stronę – przy takim podejściu do opodatkowania dochodów ostatecznie ciężar podatków znów spadnie na podatki pośrednie, zwiększając ogólne proporcjonalne obciążenia podatkowe gospodarstw o najniższych dochodach – mówił Michał Myck, szef Centrum Analiz Ekonomicznych, think-tanku zajmującego się sprawami finansowania m.in. działań państwa[6]. Ustawa jest obecnie na końcowym etapie prac, ale prawdopodobnie będzie wymagać gruntownej redefinicji, jeśli miałaby przejść przez Sejm i Senat. Pomysłowi Petru opiera się ministra zdrowia Izabela Leszczyna, Lewica też pomysłu nie poprze, a Prawo i Sprawiedliwość domaga się gwarancji, że państwo dofinansuje straty NFZ.

Nowy reformator

         Projekt składki nie jest jednak jedynym neoliberalnym krokiem podjętym przez koalicję rządzącą. Drugi taki manewr wykonał premier Donald Tusk, proponując 10 lutego 2025 r. stworzenie zespołu ds. deregulacji gospodarki. Przewodzenie mu powierzył twórcy InPostu, miliarderowi Rafałowi Brzosce, a ten błyskawicznie wziął się do pracy, co zaowocowało stworzeniem i opublikowaniem już w ciągu miesiąca projektów pierwszych zmian. Chodzi chociażby o ukrócenie nadużyć urzędowych, ograniczenie stosowania kar w podatku VAT czy zmiany w wymogach raportowania ESG (raporty te dotyczą działalności zgodnej z zasadami zrównoważonego rozwoju)[7]. Wszystko w imię likwidacji przepisów absurdalnych oraz szeroko pojętego aktywizowania obywateli. Brzoska zapewniał, że na utworzonej przez jego zespół stronie internetowej na 8,5 tysiąca zgłoszeń aż 70% wystosowali obywatele, a nie przedsiębiorcy. W ciągu 100 dni ma być gotowe łącznie 300 propozycji zmian prawnych[8].

         A co Brzoska rozumie pod pojęciem deregulacji? Do tej pory odpowiadał głównie na przykładach. Jedną z nich jest metoda tzw. „low hanging fruits”, czyli nisko wiszące owoce, gdzie mamy istniejące systemy, które umożliwiają uwolnienie energii obywatela
i przedsiębiorcy, zwłaszcza tego mikroprzedsiębiorcy
[9]. Szef InPostu zarzeka się też, że choć modyfikacje prawne mają się dokonać na wielu płaszczyznach, nie planuje żadnych nowości, które mogą uderzyć w pracowników. Swoją narrację koncentruje na inwestycjach. Jeżeli my uwolnimy tę energię, która w naszym kraju drzemie cały czas,
w obywatelach, w przedsiębiorcach, w ludziach
[…], to to jest najważniejsze […]. Dzisiaj musimy się zastanowić, jak zwiększać wydajność przedsiębiorstw. Zwiększać inwestycje – stwierdzał[10]. Jak łatwo można się domyślić, Brzoska opiera się opakowywaniu gospodarki nowymi przepisami, stąd, mimo iż deklaruje się jako entuzjasta Unii Europejskiej, liczbę regulacji w unijnym prawodawstwie uważa za kulę u nogi Wspólnoty w kontekście rywalizacji z USA i Chinami. Brzoska, przedsiębiorczy self-made man, jest szczególnie wyczulony na optymalizację i doskonałe organizowanie wszystkiego, co tylko jest w zasięgu jego ręki. Ale żaden z niego człowiek bez skazy. Do dziś ciągnie się za nim chociażby odium afery ze spółką Integer, jego własnym biznesowym dzieckiem, które sprzedał, pozostawiając na lodzie 1,2 tys. pracowników. Rozliczył się z nimi dopiero po kilku latach[11].

Dwie wizje liberalizmu

         Jak wszystkie powyższe projekty mają się do meritum tekstu – myśli Johna Rawlsa? Otóż ich wspólnym mianownikiem jest założenie, z którym badacz raczej by się nie zgodził. Wypływa z nich wszak przekonanie, że przedsiębiorczość jest kwestią indywidualną, cechą osobowości, której rozwojowi państwo powinno sprzyjać, promując najzdolniejszych. Odwaga do podejmowania ryzyka, samodzielnego prowadzenia działalności, bycie kowalem własnego losu – to przecież rzeczy, których podjąć się może jednostka, nie grupa.

         Takie myślenie odziera jednak przedsiębiorczość z jej drugiego oblicza, bardziej kolektywnego, o którym pisali m.in. ekonomiści Richard Thaler i Ha-Joon Chang. Przytaczali oni, że warunkiem sine qua nonsukcesu jest nie tylko pomysł i własne zdolności, lecz istniejąca infrastruktura naukowa, przepisy dotyczące handlu, system edukacji, otoczka finansowa (umożliwiająca pozyskanie kapitału), wreszcie prawo do własności intelektualnej[12]. Tu właśnie do rozważań wkracza Rawls, przekonany, że liberalizm może kreować system odmienny od zastanego – przecież u swoich początków nie koncentrował się wyłącznie na ekonomii. W tradycyjnym znaczeniu oznaczał zespół idei bazujących na indywidualnej wolności jednostki, zapewniających pluralizm, rządy prawa oraz podział władz. Gospodarka rynkowa to nie jego dominanta, a jeden z równorzędnych elementów składowych[13].

         Dziś jest już oczywiste, że nie sprawdziły się antycypacje Francisa Fukuyamy
o tzw. końcu historii i globalnym przejęciu pałeczki przez liberalną demokrację. Liberalizm zatracił swoje zdolności społeczne, nie znalazł odpowiedzi na zmiany klimatyczne, chwiejny rynek finansowy, problem prekariatu. W skrócie – ustępuje pola agresywniejszym ideologiom, oferującym proste rozwiązania dla skomplikowanych problemów. Co paradoksalne, częściowo odpowiada za to wewnętrzny konflikt w łonie samej idei. Dla modelowych wyznawców liberalizmu przyszłość powinna być bowiem otwarta, czyli taka, która sama siebie określa. Polityka liberalna to metoda prób i błędów, reforma, a nie rewolucja, ciche zwątpienie zamiast krzykliwej pewności. Ta polityka preferuje rywalizację o najlepsze rozwiązanie zamiast proklamowania wielkich idei o tym, jak ułoży się przyszłość. To mądre i ludzkie, ale czysty pragmatyzm nie wystarcza. W czasach narastającej niepewności solidny koncept na przyszłość to podstawa – pisze Ralf Fücks, dyrektor Centrum Liberalnej Nowoczesności, think-tanku politycznego z Berlina[14].

         Nad owym konceptem pracował właśnie Rawls, który osią swojego modelu społecznego uczynił kategorię sprawiedliwości. Języka zasięgnął u całego spektrum klasyków filozofii. Po pierwsze, u Arystotelesa, głoszącego, iż sprawiedliwość jest identyczna z doskonałością etyczną. Po drugie, u Thomasa Hobbesa, Johna Locke’a, Jeana-Jacquesa Rousseau czy Immanuela Kanta. Locke bowiem stawiał nacisk na obronę zbioru praw własności jako dobra powszechnego; Rousseau uważał za konieczne istnienie podstawowych norm, na których oparto by ustrój; Kant traktował człowieka jako cel, każdy miał być bezinteresowny i posłuszny wobec imperatywu, ale tym imperatywem było dlań „prawo moralne we mnie”[15].

Sprawiedliwość przede wszystkim

         Złączywszy to z koncepcją tzw. „umowy społecznej”, Rawls doszedł do wniosku, że wolność musi być powiązana z równością praw i absolutnym zakazem powiększania nierówności kosztem ubogich. Jak prawda w systemach wiedzy, tak sprawiedliwość jest pierwszą cnotą społecznych instytucji – tym zdaniem zaczyna się analityczna część „Teorii sprawiedliwości”, jego bestsellerowego dzieła[16]. Ale „umowa społeczna” w starych ramach już nie wystarcza. Amerykanin postanowił poddać ją odświeżeniu, odrzucając motyw własnych korzyści.

Służy temu eksperyment myślowy zwany „zasłoną niewiedzy” (z ang. veil of ignorance). Wyobraźmy sobie bezludną wyspę, na którą trafia szereg rozbitków. Załóżmy jednak, zupełnie abstrakcyjnie, że zyskali oni świadomość dosłownie przed chwilą. Chcąc utworzyć sprawiedliwą umowę społeczną, każdy z nich powinien założyć, że nie wie nic o tym, kim jest i gdzie przyszedł na świat. Dlatego też przyjmuję, że strony znajdują się za zasłoną niewiedzy. Nie wiedzą, jaki wpływ miałyby różne alternatywy w ich konkretnym przypadku, i zmuszone są oceniać zasady wyłącznie na podstawie ogólnych względów […]. Przede wszystkim nikt nie zna swego miejsca w społeczeństwie, swej pozycji klasowej czy statusu społecznego; nie wie też, jakimi naturalnymi aktywami i uzdolnieniami obdarzył go los – inteligencją, siłą itp. – tłumaczył Rawls[17].

Innymi słowy, człowiek to tabula rasa, jest zaznajomiony jedynie z ogólnymi faktami dotyczącymi organizowania się grup ludzkich. Z innymi ludźmi jest
w symetrycznych relacjach, różnice są nieznane. Dzięki temu cała grupa jest zdolna osiągnąć porozumienie, stworzyć „sytuację pierwotną”, gdzie przyjęte są jedynie te zasady, które gwarantują największe szanse na realizację własnych wizji dobra[18]. A stąd blisko już do clou koncepcji – sprawiedliwości jako bezstronności. Bezstronność oznacza akceptację wolności, dostosowanie się do wymogów ogólnych, oznacza równość. I to nie tylko równość formalną, czyli zapewnianą przez prawo, ale również równość poziomą, funkcjonującą w strukturach instytucji i interakcjach społecznych. Dlatego dwa główne pryncypia sprawiedliwości Rawlsa to odpowiednio fakt, iż każda osoba winna mieć równe prawo do jak najszerszego całościowego systemu równych podstawowych wolności, dającego się pogodzić z podobnym systemem dla wszystkich oraz teza, że nierówności społeczne i ekonomiczne mają być tak ułożone, aby funkcjonowały
z korzyścią dla tych przesuniętych na margines[19].

A propos równości, Rawls nie zaniedbuje kwestii dóbr. Istnieją dla niego dobra podstawowe, dzielące się z kolei na naturalne i społeczne. Naturalne – takie jak uroda, talent, zdrowie – nie podlegają redystrybucji, są przyrodzone i przez to nierówne. Dobra społeczne – dochody, status, uprawnienia – dają się już podzielić, najlepiej tak, aby zrekompensować niedostatki tych pierwszych, naturalnych[20]. Wisienką na torcie i ideą spajającą wszystko powyższe jest zaś wolność. Ale – jak wiadomo od dawna – nie
w kontekście absolutystycznym. Wówczas bowiem stanowi bardziej zagrożenie niż atut, pozwala każdemu naginać się do granic, niesie ze sobą ryzyko doprowadzenia do krzywdy kogoś innego. Ale już wolność do zgromadzeń, wolność słowa czy wolność wyboru to dla Rawlsa aksjomaty.

Więcej demokracji w demokracji

         Wynikające z tego inspiracje można przełożyć na projekty polityczne. Zajął się tym m.in. Daniel Chandler, ekonomista, filozof i autor książki o wielce symbolicznym tytule „Free and Equal: What Would a Fair Society Look Like?”. Co prawda nie znajdzie się ona raczej na liście 100 najważniejszych pozycji niebeletrystycznych XXI wieku (tak jak „Teoria sprawiedliwości” była jedną z setki najistotniejszych książek poprzedniego stulecia), ale przekłada przekonania Rawlsa o sprawiedliwości, wolności oraz równości na język współczesnych decyzji.

Chandler proponuje szereg postulatów bardziej progresywnych (a może prodemokratycznych lub proliberalnych?) niż większość marzeń lewicy. Aby zadośćuczynić nierównej reprezentacji i brakowi wpływu jednostek na procesy polityczne[21], wprowadził koncept vouchera obywatelskiego – określonej sumy pieniędzy, którą rokrocznie państwo przelewać będzie na konto każdego dorosłego obywatela, a ten przekaże pieniądze na wybrany przez siebie cel. Badacz pozostawił duże pole manewru: fundusze można by było wpłacić na konto popieranej partii, konkretnego kandydata, organizacji pozarządowej, fundacji, et cetera[22].

Na podobnej zasadzie domaga się rozszerzenia zakresu budżetów partycypacyjnych – w Polsce rozwijanych jako program budżetów obywatelskich. Każdy dorosły mieszkaniec gminy deklarującej stworzenie takiego projektu ma prawo zgłosić i zagłosować na konkretną inicjatywę samorządową. Możliwości są ogromne – od dotowania klubów sportowych, przez naprawę schodów na osiedlu, po montowanie domów dla pszczół. Demokratyczny charakter takich akcji jest doskonale widoczny. Po pierwsze, to mieszkańcy decydują, co ma zostać zbudowane. Po drugie, wiedzą dokładnie, jakie pieniądze zostaną na to przeznaczone. Po trzecie, angażują się w życie własnej dzielnicy lub miasta.

Według polskiego prawa, budżet obywatelski musi zorganizować każda gmina na prawach powiatu, a ilość funduszy na niego przeznaczona nie może być mniejsza niż 0,5% wydatków ośrodka w poprzednim roku[23]. W Polsce w roku 2022 taki budżet uruchomiło 320 gmin, przeznaczając na projekty ponad 630 milionów złotych[24]. Liczby te nie grają jednak szczególnie na korzyść naszego kraju, tym bardziej, że frekwencja jest niska. Według barometru z tego samego roku, w Krakowie głosy oddaje ledwie ok. 7% uprawnionych mieszkańców, a w Warszawie na 1,8 miliona zameldowanych zagłosowało poniżej 100 tys. W małych miastach jest lepiej, ale nieznacznie – czasem frekwencja wynosi powyżej 12%. A problemem jest nie tylko obojętność, ale również polityka magistratów. Łodzianie bardzo dobrze pamiętają, że samorząd często zapisywał w budżecie projekty, których konieczność realizacji wynikała wprost ze zobowiązań prawnych, i które powinny zostać opłacone z ogólnych środków miasta[25].

Ale na tym nie koniec – bo zmiany nie mogą dotyczyć jedynie życia codziennego, należy je wprowadzić także do życia zawodowego. Pracownicy, jak utrzymywał Chandler, potrzebują możności wywierania wpływu na kierunek działania przedsiębiorstwa. Z tej perspektywy ciekawy wydaje się model niemiecki, ufundowany na silnych regulacjach wspomagających zatrudnionych. Za naszą zachodnią granicą
w zakładach powyżej 500 osób pracownicy otrzymują jedną trzecią miejsc w zarządzie, zaś w firmach liczących więcej niż 2 tys. osób – połowę[26]. I potrafią oni walczyć o swoje, również wówczas, kiedy są zrzeszeni w związkach zawodowych. Kilka miesięcy temu głośno było o ustaleniu przez związkowców pracujących w Volkswagenie korzystniejszych dla nich warunków redukcji zatrudnienia[27].

A co mogliby zyskać ci poszukujący mieszkania? Zgodnie z myślą Rawlsa, odpowiedzią na ich kłopoty byłoby społeczne budownictwo. Spełnia ono wszak wszystkie kryteria sprawiedliwości w jego rozumieniu. Zakłada realizację wolności do znalezienia własnego lokum, zapewnia równość, oferując (w przypadku np. budownictwa samorządowego na wynajem) porównywalne stawki, jest ucieleśnieniem zasady bezstronnego rynku – gdyż mieszkania dostępne są dla zdecydowanej większości obywateli.

Rawls: neoliberał? Socjalista? Rewolucjonista?

Wszystkie powyżej wizje trącą oczywiście utopizmem. Podobnie jak pomysły ograniczenia finansowania partii politycznych, promowania rozwoju mediów państwowych, zwiększania dozy interwencjonizmu państwowego na rzecz redukcji emisji gazów cieplarnianych, i tym podobne[28]. Chandler próbowałby argumentować, że nie jest to wielki kłopot, wszak utopia to także forma drogowskazu, wyznaczająca metody polepszenia warunków życiowych społeczeństwa. Niemniej jest jasne, iż
w polskiej demokracji wdrożenie większości koncepcji byłoby utrudnione. Choć Lewica mogłaby się za ich pośrednictwem nieco ożywić, przy obecnej kulturze życia politycznego i krótkowzrocznych propozycjach rządu, vouchery demokratyczne byłyby wypełniane w niewielkiej liczbie, a przekazywanie części władzy w ręce pracowników spotkałoby się z opozycją przedsiębiorców. Z kolei społeczne budownictwo, jak można stwierdzić ex autopsia, nie musi nawet zostać wprowadzone, by każdy kolejny rząd je torpedował.

Zresztą sam plan Rawlsa też nie jest pozbawiony wad wewnętrznych. Filozof Robert Nozick argumentował, że wizja badacza, oparta na radykalnym egalitaryzmie, jest sprzeczna z doświadczeniami ludzkiej cywilizacji (wszak nikomu nie udało się zaprowadzić tak dalece sięgającej równości)[29]. Nozick posługiwał się też przykładem sportowca – jeśli bowiem fani Ferrari gremialnie oglądają wyścigi F1, to przecież nie przeszkadza im, że Lewis Hamilton otrzymuje w barwach tej stajni 40 milionów dolarów zwykłej pensji (a to tylko część jego potencjalnych przychodów)[30]. Rawls kontrował, mówiąc, że nie istnieje żadna bezpośrednia zależność łącząca zasługę dla społeczności z wysokim statusem materialnym – co, odnosząc się już do codziennej praktyki, widać doskonale np. po działaczach społecznych, aktywistach, opiekunach zwierząt.

Inna sprawa to odniesienie tez Amerykanina do konotacji neoliberalnych oraz socjalistycznych. Do tych pierwszych go przypisywano, o te drugie – oskarżano. Rawls uparcie odżegnywał się jednak od przypisania do któregokolwiek z nurtów
i wprost stwierdzał, że „dopuszczalne nierówności” zaistnieć mogą i w kapitalizmie,
i w socjalizmie. Koncepcja sprawiedliwości jako bezstronności pozostawia otwartą kwestię, czy jej zasadom najlepiej realizuje zadość jakaś forma demokracji właścicielskiej, czy też liberalny ustrój socjalistyczny – tłumaczył[31]. A przecież można by jeszcze kwestionować teorię sprawiedliwości, pytając o to, jak stwierdzić, kiedy nierówności osiągają „dopuszczalny” poziom? Albo skąd wiadomo, że ludzie umieszczeni w „sytuacji pierwotnej” naprawdę byliby skłonni do współpracy, i czy faktycznie byłby to dla nich najlepszy stan życiowy? Wszak nawet koncepcję „zasłony niewiedzy” poddano krytyce. Allan Bloom zauważał, że projekt utworzenia takiego społeczeństwa niesie za sobą ryzyko destrukcji tego, co już znamy, i sama w sobie jest egzemplifikacją myślenia absurdalnego oraz życzeniowego.

         Rawls chce równości rozciągającej się poza samo życie, aż na wszystkie rzeczy społeczne, jakie są ważne dla człowieka. Wszyscy ludzie, niezależnie od jakości ich umysłów lub ciał, niezależnie od ich cnót oraz zasług, muszą mieć prawo roszczenia do wszelkich dóbr naturalnych i społecznych, a głównym zadaniem społeczeństwa jest uznawanie tego roszczenia. Dlatego Rawls musi abstrahować od wszelkich oczywistych nierówności w ludzkich zdolnościach i osiągnięciach, lecz nie jest w stanie znaleźć solidniejszego uzasadnienia dla tej abstrakcji niż argument, że tego właśnie chce, ponieważ tego wymaga działanie „sytuacji pierwotnej” – dostrzegał Bloom[32].

Ideał państwa Rawlsa w dzisiejszym świecie spełniać może – wedle kryteriów ustrojowych znanych nam obecnie – jedynie państwo opiekuńcze (na wzór szwedzki czy norweski). Ale cała teoria, jaką nakreślił, mimo wszystko nie kładzie nacisku na wybieranie systemu politycznego czy to metodą prób i błędów, czy za pomocą empirycznie sprawdzonych metod. Rawls odcinał się od konkretnych doktryn: rewolucyjnych, tradycjonalistycznych, wreszcie liberalnych. Wydaje się to słuszne – jakkolwiek by nie próbowano zreformować liberalizmu i opartej na nim demokracji, na część pytań nigdy nie uzyskamy satysfakcjonujących odpowiedzi. Amerykanin zakładał i wierzył, że nowe zasady bylibyśmy zdolni wytworzyć sami, od podstaw. Być może przyjdzie nam kiedyś spróbować.

[1] R. Woś, Nasza trauma, artykuł o psychologicznych, pokoleniowych obciążeniach związanych
z transformacją ustrojową, https://www.tygodnikpowszechny.pl/nasza-trauma-161533 [dostęp 20.03.2025].

[2] Punkty widzenia przeciwne do Balcerowicza dobrze podsumowuje tekst Mateusza Rolskiego. Patrz. M. Rolski, Krytyka planu Balcerowicza w ujęciu Grzegorza Kołodki oraz Tadeusza Kowalika, wyd. Uniwersytet Ekonomiczny w Katowicach.

[3] T. S. Markiewka, Wszyscy jesteśmy neoliberałami, Krytyka Polityczna, https://krytykapolityczna.pl/kraj/wszyscy-jestesmy-neoliberalami-markiewka/ [dostęp 19.03.2025].

[4] M. Chruścińska-Dragan, Ryszard Petru o składce zdrowotnej po nowemu: obniżka dla niektórych może być podwyżką, Rynek Zdrowia, https://www.rynekzdrowia.pl/Finanse-i-zarzadzanie/Ryszard-Petru-o-skladce-zdrowotnej-po-nowemu-obnizka-dla-niektorych-moze-byc-podwyzka,265333,1.html. [dostęp 20.03.2025].

[5] Ibidem [dostęp 20.03.2025].

[6] J. Szymczak, Składka zdrowotna. Projekt Petru to gigantyczne koszty i kompromitacja posła Polski 2050, OKO.Press, https://oko.press/skladka-zdrowotna-projekt-petru-to-gigantyczne-koszty-i-kompromitacja-posla-polski-2050 [dostęp 20.03.2025].

[7] TVN24 Biznes, Rafał Brzoska o deregulacji: chcemy zrobić jedną rzecz, https://tvn24.pl/biznes/z-kraju/rafal-brzoska-o-deregulacji-chcemy-zrobic-jedna-rzecz-st8319579 [dostęp 21.03.2025].

[8] P. Gądek, Podatki i domniemanie niewinności. Oto co planuje Rafał Brzoska, RMF FM, https://www.rmf24.pl/ekonomia/news-podatki-i-domniemanie-niewinnosci-oto-co-planuje-rafal-brzos,nId,7935449#crp_state=1 [dostęp 21.03.2025].

[9] TVN24 Biznes, Rafał Brzoska o deregulacji: chcemy zrobić jedną rzecz, https://tvn24.pl/biznes/z-kraju/rafal-brzoska-o-deregulacji-chcemy-zrobic-jedna-rzecz-st8319579 [dostęp 21.03.2025].

[10] Ibidem [dostęp 21.03.2025].

[11] J. Solska, Musk Tuska, „Polityka”, nr 8 (3503) 2025.

[12] T. S. Markiewka, op. cit.

[13] R. Fücks, How To Make Democracy Great Again, American Council on Germany, https://acgusa.org/how-to-make-liberal-democracy-great-again/ [dostęp 20.03.2025].

[14] Ibidem [dostęp 20.03.2025].

[15] Słynny imperatyw kategoryczny Immanuela Kanta najczęściej streszcza się właśnie słowami „niebo gwiaździste nade mną, prawo moralne we mnie”, H. Przybyła, John Rawls i kategoria sprawiedliwości, „Studia Ekonomiczne”, Akademia Ekonomiczna w Katowicach, nr 38, 2006, s. 13.

[16] J. Rawls, Teoria sprawiedliwości, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2009, s. 30.

[17] Ibidem, s. 208-209.

[18] N. French, Can John Rawls’s Philosophy Save Liberal Democracy, Catalyst Review, https://catalyst-journal.com/2023/07/john-rawls-free-and-equal-daniel-chandler-review [dostęp 19.03.2025].

[19] G. Jeż, Sprawiedliwe społeczeństwo – John Rawls i jego teoria, Obserwator Finansowy, https://www.obserwatorfinansowy.pl/bez-kategorii/rotator/sprawiedliwe-spoleczenstwo-john-rawls-i-jego-teoria/ [dostęp 20.03.2025].

[20] Ibidem [dostęp 20.03.2025].

[21] Chandler powoływał się tu na badania politologów Martina Gilensa i Benjamina Page’a, którzy przeanalizowali blisko 1800 propozycji politycznych w USA na przestrzeni dwóch dekad
i skonstatowali, że o ile elity ekonomiczne i grupy interesu nadawały polityce Stanów Zjednoczonych konkretny kierunek, o tyle przeciętny obywatel miał wpływ niewielki lub żaden. T. S. Markiewka, Mamo, czy możemy mieć liberalizm w domu?, Krytyka Polityczna, https://krytykapolityczna.pl/kraj/mamo-czy-mozemy-miec-liberalizm-w-domu/ [dostęp 20.03.2025].

[22] Ibidem [dostęp 20.03.2025].

[23] M. Fijak, Czy Budżety Obywatelskie w polskich miastach działają [RAPORT], Smoglab Portal Ekologiczny, https://smoglab.pl/budzet-obywatelski-polskie-miasta/ [dostęp 20.03.2025].

[24] Strona internetowa o budżetach obywatelskich w Polsce, https://www.budzetobywatelski.pl/ [dostęp 19.03.2025].

[25] M. Fijak, op. cit.

[26] T. S. Markiewka, Mamo, czy możemy mieć liberalizm w domu?, Krytyka Polityczna, https://krytykapolityczna.pl/kraj/mamo-czy-mozemy-miec-liberalizm-w-domu/ [dostęp 20.03.2025].

[27] Planowane przez koncern obcięcie etatów o 35 tys. miejsc pracy wraz z zamknięciem fabryki
w Niemczech po raz pierwszy w historii spółki w szczytowym momencie wyprowadziły na ulice 100 tys. protestujących. E. Giordano, Volkswagen deal cutting 35,000 German jobs is ‘good news’, CEO says, POLITICO, https://www.politico.eu/article/volkswagen-oliver-blume-germany-35000-job-cut-good-news/ [dostęp 21.03.2025].

[28] N. French, op. cit.

[29] G. Jeż, op. cit.

[30] K. Jackson, How Lewis Hamilton can be worth £100m to Ferrari with 2025 F1 success, The Independent, https://www.independent.co.uk/f1/lewis-hamilton-ferrari-f1-salary-2025-b2694238.html [dostęp 22.03.2025].

[31] J. Rawls, op. cit.

[32] G. Jeż, op. cit.