Droga do agresji. Jak kryzys ukraiński przerodził się w wojnę

Ilustracja: Zuzanna Jacewicz
Artykuł ukazał się w 7. numerze kwartalnika „Młodzi o polityce”

Rankiem 22 lutego b.r. zrealizował się najczarniejszy z możliwych scenariuszy. Pod pretekstem operacji specjalnej, mającej na celu zatrzymanie ,,ludobójstwa” popełnianego rzekomo na ludności Donbasu, koncentrowane od kilku miesięcy przy granicy rosyjskie siły zbrojne rozpoczęły regularną inwazję na Ukrainę. Dotychczasowa wojna pozycyjna na wschodzie kraju przekształciła się w pełnoskalowy konflikt w samym środku Europy.

Część komentatorów przekonana jest o całkowicie nieracjonalnym charakterze dramatycznych wydarzeń rozgrywających się właśnie za wschodnią granicą Polski. W opinii wielu, Władimir Putin zatracił kontakt z rzeczywistością i przypisywane mu wcześniej przymioty intelektualne, a mówiąc dosadniej – oszalał.

Ciężko, jeśli w ogóle jest to możliwe, stwierdzić jednoznacznie, dlaczego Rosja napadła na Ukrainę. Analizując uważnie przebieg wydarzeń poprzedzających inwazję, można jednak wysunąć wnioski dotyczące motywacji włodarza Kremla, które będą bardziej satysfakcjonujące intelektualnie od nieweryfikowalnych w chwili obecnej spekulacji na temat stanu jego zdrowia psychicznego.

Widmo wojny

Na początku listopada ub.r. zachodnie media obiegły doniesienia o koncentracji liczącego sobie ponad sto tysięcy żołnierzy zgrupowania wojsk rosyjskich przy granicy z Ukrainą. Równolegle, pojawiły się spekulacje na temat rozpoczęcia przez nie pełnoskalowej inwazji, co byłoby jednoznaczne z wybuchem otwartej wojny w Europie. Ostrzeżenia o możliwej rosyjskiej agresji padały zarówno ze strony anonimowych źródeł, powołujących się na bliżej nieokreślone dane wywiadowcze, jak i z ust wysoko postawionych przedstawicieli państw Zachodu.

Koncentracji wojsk w pobliżu Ukrainy towarzyszyła bezprecedensowa w historii najnowszej Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej aktywność szkoleniowa. Na początku grudnia rozpoczęły się ogólnokrajowe ćwiczenia poligonowe w ramach zimowego okresu szkolenia (zazwyczaj startowały one dopiero w styczniu bądź lutym), w których udział brało co najmniej 50 tys. żołnierzy.

Strona rosyjska konsekwentnie zaprzeczała, jakoby zamierzała atakować. Kreml bagatelizował doniesienia o nadciągającej inwazji. Rzecznik prasowy prezydenta Putina Dmitrij Pieskow posunął się nawet do absurdalnego stwierdzenia, jakoby Rosja ,,nigdy nie napadła na nikogo pierwsza”[1]. Głośno artykułowane obawy co do zwiększonej obecności i aktywności militarnej w pobliżu ukraińskich granic zbywano komunałami o prawie Rosji do przemieszczania wojsk po swoim terytorium wedle własnego uznania. Jednocześnie Moskwa oskarżała stronę ukraińską o koncentrowanie swoich sił w pobliżu linii demarkacyjnej w Donbasie. Wedle narracji Kremla świadczyć miało to o politycznym awanturnictwie Kijowa, a także niechęci administracji prezydenta Wołodymyra Zełenskiego do respektowania tzw. porozumień mińskich i pokojowego rozwiązania konfliktu na wschodzie kraju.

Podobnie jak w kwietniu 2021 roku, kiedy to Rosja zgromadziła przy granicy z Ukrainą nawet 110 tys. żołnierzy[2] (obecność zgrupowania tłumaczona była wówczas niezapowiedzianym sprawdzianem gotowości bojowej Południowego i Zachodniego Okręgu Wojskowego), nową koncentrację sił analitycy postrzegali przede wszystkim nie jako preludium do inwazji, a instrument, za pomocą którego Kreml wymóc chce na świecie zachodnim konkretne polityczne koncesje. Kolejne działania Rosji tylko utwierdziły ekspertów w tym przekonaniu.

Niedotrzymana ,,obietnica”

15 grudnia ub.r. przedstawiciele ministerstwa spraw zagranicznych Federacji Rosyjskiej złożyli na ręce delegacji amerykańskiej w Moskwie dwa dokumenty, będące projektami porozumień o gwarancjach bezpieczeństwa – między Rosją i USA oraz między Rosją i państwami członkowskimi Organizacji Traktatu Północnoatlantyckiego (NATO).

Rzeczone pisma, krótkie i utrzymane w kategorycznym tonie, precyzowały żądania Kremla w kwestii daleko sięgającej rewizji ładu bezpieczeństwa w Europie, de facto przywracającej stan sprzed roku 1997, kiedy to podpisano Akt stanowiący o podstawach wzajemnych stosunków, współpracy i bezpieczeństwa pomiędzy NATO a Federacją Rosyjską.

Strona rosyjska postulowała w projektach m.in. nierozszerzanie NATO (w szczególności na obszar postsowiecki), nietworzenie baz, nierozmieszczanie wojsk i nieprowadzenie aktywności militarnej na terytorium Ukrainy oraz innych państw poradzieckich, które nie należą do sojuszu, wyznaczenie strefy buforowej wokół granic Rosji i innych państw członkowskich Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (Armenia, Białoruś, Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan), w której niedozwolone byłyby ćwiczenia i inna aktywność wojskowa na poziomie związków taktycznych i operacyjnych (tj. od brygady wzwyż) czy wycofanie sił sojuszniczych rozmieszczonych na terytoriach państw, które do NATO wstąpiły już po podpisaniu Aktu stanowiącego.

Arbitralne sformułowania zawarte w projektach i asymetryczny (na korzyść Rosji) charakter zapisów, a także fakt, iż treść dokumentów podana została do wiadomości publicznej zaledwie dwa dni po wręczeniu ich Amerykanom, wskazywały na to, że Kreml bynajmniej nie oczekiwał akceptacji swoich postulatów ze strony zachodnich partnerów.

Niemniej jednak ww. żądania odzwierciedlały faktyczną wizję Moskwy na kwestię bezpieczeństwa w Europie, której zrozumienie może okazać się kluczowe w rozważaniach na temat przyczyn rosyjskiej napaści na Ukrainę. Mianowicie, chodzi o przekonanie włodarzy Kremla o konieczności uznania przez Zachód obszaru postsowieckiego za strefę wyłącznych interesów rosyjskich. W Rosji bowiem wciąż żywe i silne jest przeświadczenie, jakoby kolejne rozszerzenia NATO, do których doszło po zakończeniu zimnej wojny, były równoznaczne ze złamaniem obietnicy, dotyczącej powstrzymywania się sojuszu od ekspansji na wschód[3].

Szkopuł w tym, że obietnica taka nigdy nie została przez Zachód sformalizowana. Były to co najwyżej ustne deklaracje padające ze strony wysokich rangą przedstawicieli Stanów Zjednoczonych i Republiki Federalnej Niemiec wypowiadane w czasie tzw. Konferencji 2+4 dotyczącej zjednoczenia Niemiec.

9 lutego 1990 ówczesny sekretarz stanu USA James Baker powiedzieć miał prezydentowi Związku Sowieckiego Michaiłowi Gorbaczowowi, że jeśli zjednoczone Niemcy przystąpią do NATO, jurysdykcja sojuszu nie rozciągnie się ,,ani o cal na wschód”[4]. Do tego właśnie niefortunnego sformułowania nawiązał Władimir Putin w niesławnym przemówieniu z 21 lutego (o którym dalej), a także w orędziu wygłoszonym trzy dni później, kiedy to ogłosił rozpoczęcie tzw. wojskowej operacji specjalnej” obliczonej m.in. na „demilitaryzację i denazyfikację Ukrainy”[5].

O ile Rosja nie znalazła dość sił, aby skutecznie przeciwstawić się akcesji do NATO krajów wchodzących w przeszłości w skład bloku wschodniego (Czechy, Polska i Węgry – 1999, Bułgaria, Rumunia, Słowacja – 2004) bądź tradycyjnie zorientowanych na zachód państw bałtyckich (2004), to w przypadku obszarów postrzeganych w Moskwie jako strefa własnych uprzywilejowanych interesów, reakcja była zupełnie inna.

Kiedy w roku 2008, z inicjatywy Waszyngtonu, na forum Sojuszu Północnoatlantyckiego rozważano objęcie Gruzji i Ukrainy planem działań na rzecz członkostwa (MAP – Membership Action Plan), pomysł spotkał się ze zdecydowanym oporem strony rosyjskiej. Władimir Putin osobiście przybył na kwietniowy szczyt NATO w Bukareszcie, gdzie zagroził, iż przyjęcie do struktur paktu Gruzji i Ukrainy poskutkuje podziałem tychże państw[6]. Ostatecznie zrezygnowano z objęcia ww. MAP, proponując im w zamian wstąpienie do sojuszu w bliżej niesprecyzowanej przyszłości. Jak nietrudno się domyślić, dla żadnej z zainteresowanych stron nie było to rozwiązanie satysfakcjonujące.

Można więc z całą pewnością stwierdzić, że na Kremlu kolejne rozszerzenia sojuszu i jego ,,przybliżanie się” do granic Rosji interpretowane są jako śmiertelne niebezpieczeństwo i pełzająca agresja ze strony Okcydentu. Euroatlantycki kierunek obrany w ostatnich latach przez Ukrainę (zapis o dążeniu państwa do członkostwa w Unii Europejskiej i NATO figuruje w tamtejszej konstytucji od roku 2019) traktowany jest jako bezsporny dowód na prawdziwość zagrożenia.

Rozumujące w imperialnych, zimnowojennych kategoriach kremlowskie przywództwo (nie bez znaczenia jest tu przeszłość Władimira Putina i jego kariera w szeregach KGB) postrzega swojego zachodniego sąsiada w charakterze państwa buforowego między NATO a Rosją. Choćby z tego powodu związki Ukrainy z wrażym blokiem polityczno-militarnym są i zapewne będą dla rosyjskich elit politycznych nie do zaakceptowania.

Agresywna retoryka

Wiele wskazuje na to, iż Ukraina i związane z nią zagadnienia urosły na Kremlu do rangi swoistej obsesji „Ukraina – ogólnie ujmując – nie jest państwem. Część jej terytorium to Europa Wschodnia, a część – i to znacząca – to podarunek od nas. Jeśli Ukraina wejdzie do NATO, to bez Krymu i wschodniej części – po prostu się rozpadnie” – usłyszeć miał od Władimira Putina prezydent Stanów Zjednoczonych George W. Bush w roku 2008[7]. Od tamtej pory retoryka rosyjskiego przywódcy wobec ukraińskiej państwowości nie tylko nie złagodniała, co wręcz zaostrzyła się. Szczególnie zauważalne stało się to w miesiącach bezpośrednio poprzedzających inwazję.

12 lipca ub.r. opublikowany został artykuł autorstwa Putina, zatytułowany ,,O historycznej jedności Rosjan i Ukraińców”[8]. Przewodnią myślą pseudohistorycznego tekstu była wywodząca się z czasów carskich koncepcja, jakoby Ukraińcy mieli być odwieczną, nieodłączną częścią „trójjedynego narodu ruskiego” (wraz z Rosjanami i Białorusinami). W dalszej części artykułu zjadliwej krytyce zostały poddane m.in. ukraińskie władze, rzekomo prezentujące serwilistyczną postawę względem Zachodu, zamierzającego uczynić z Ukrainy ,,anty-Rosję” oraz ,,antyrosyjski poligon”. Autor przemycił również w tekście umyślnie nieudolnie zakamuflowane groźby podjęcia militarnych działań w przypadku kontynuowania przez Kijów dotychczasowego, euroatlantyckiego kursu. Niestety, jak okazało się później, słowa dotrzymał.

W ślady swojego pryncypała poszedł Dmitrij Miedwiediew – były prezydent i premier, a obecnie lider proputinowskiej partii władzy Jedna Rosja i zastępca przewodniczącego Rady Bezpieczeństwa FR. Artykuł jego autorstwa ukazał się w październiku w dzienniku ,,Kommiersant” pod wiele mówiącym tytułem ,,Dlaczego kontakty z obecnym ukraińskim kierownictwem są bez sensu”[9]. I tym razem nie obyło się bez krytyki administracji prezydenta Zełenskiego (któremu zarzucono m.in. wasalizm i niepoczytalność, a także uległość względem sił nacjonalistycznych na Ukrainie). Pasywno-agresywny charakter tekstu podkreśliła nieprzypadkowa wzmianka o żydowskim pochodzeniu ukraińskiego przywódcy.

21 lutego b.r. Putin wygłosił orędzie, w którym zapowiedział uznanie niepodległości separatystycznych Donieckiej i Ługańskiej Republik Ludowych – parapaństwowych tworów powstałych w 2014 roku w wyniku siłowego oderwania od Ukrainy części Donbasu. I tym razem, rosyjski prezydent wyrażał się o Ukrainie jako o państwie sztucznym, istniejącym właściwie tylko dzięki dobrej woli bolszewików i opanowanym współcześnie przez siły otwarcie antyrosyjskie. Także 24 lutego, kiedy oświadczał o rozpoczęciu działań zbrojnych, mowa była o ukraińskich ,,nazistach” i rzekomym ludobójstwie dokonywanym przez nich na rosyjskojęzycznej ludności Donbasu.

Narracja taka nie powinna szczególnie dziwić, zważywszy na fakt, iż przeciętny obywatel do swoich zachodnich sąsiadów odnosi się pozytywnie – ponad połowa Rosjan uważa Ukraińców za ,,naród braterski”, natomiast 29% postrzega Ukrainę jako ,,kraj braterski” (26% jako ,,tylko sąsiada”, 12% – ,,przyjazne państwo”, kolejne 12 – ,,zagrożenie”)[10]. Innymi słowy, aby usprawiedliwić przed społeczeństwem agresywne poczynania wobec Ukrainy, władze sięgnęły po retorykę przywodząca na myśl syndrom oblężonej twierdzy oraz wypracowały fałszywą dychotomię ukraińskiej władzy i narodu, który trzeba od niej uwolnić (po rozpoczęciu działań wojennych Putin wezwał nawet ukraińską armię do obalenia politycznego kierownictwa i przejęcia władzy w kraju).

W tym szaleństwie jest metoda

Zaabsorbowany realizacją swoistej ,,historycznej misji” ponownego scalenia terytoriów należących dawniej do sowieckiego (w domyśle – rosyjskiego) imperium, Władimir Putin zdaje się nie dostrzegać, że kolejne jego ruchy przynoszą efekt odwrotny do zamierzonego. Uznając niepodległość samozwańczych republik ludowych i podpisując z nimi umowy, bezpowrotnie pozbawił Rosję istotnego instrumentu nacisku na Kijów, jakim były porozumienia mińskie, a tym samym przekreślił szanse na decentralizację państwa ukraińskiego i przyznanie Donbasowi szerokiej autonomii w jego ramach. Najeżdżając zbrojnie Ukrainę, tylko wzmocnił tamtejszą świadomość narodową, skonsolidował ukraińskie społeczeństwo wokół władz oraz ostatecznie utwierdził je, co do słuszności euroatlantyckiej orientacji, jaką przyjęło państwo.

Co jednak warte uwagi, podejmując (przynajmniej z pozoru) mało racjonalne, błędne decyzje, rosyjski prezydent jednocześnie zachowuje się wybitnie asekuracyjnie. Uznanie donbaskich republik nie było jego inicjatywą, przynajmniej oficjalnie. Z apelem w tej sprawie zwrócili się pod niego parlamentarzyści, a dokument przedstawiony głowie państwa opracowany został przez deputowanych nie proputinowskiej Jednej Rosji, a Komunistycznej Partii Federacji Rosyjskiej, nominalnie odgrywającej w Dumie Państwowej rolę opozycji. Również poświęcone uznaniu niepodległości DRL i ŁRL nadzwyczajne posiedzenie Rady Bezpieczeństwa FR bardziej przypominało starannie wyreżyserowany spektakl niż rzeczywistą dyskusję (wszyscy uczestnicy spotkania opowiedzieli się za aprobatą, a rzekoma transmisja wydarzenia ,,na żywo” okazała się być wyemitowanym później nagraniem, w dodatku edytowanym[11]).

O uznanie niepodległości separatystycznych tworów zwrócili się do Putina także ich przywódcy – Denis Puszylin (DRL) i Leonid Pasiecznik (ŁRL), deklarując chęć ,,uniknięcia ofiar wśród ludności cywilnej”. Niewiele wcześniej władze republik, powołując się na wzrost napięcia w regionie, ogłosiły ewakuację swoich mieszkańców do Rosji. W ciągu trzech dni Donbas opuściło ponad 60 tys. ludzi[12].

Napięciom, ewidentnie eskalowanym po myśli Moskwy, towarzyszyła powszechna mobilizacja w samozwańczych republikach, a także szereg niewybrednych prowokacji. Federalna Służba Bezpieczeństwa (FSB) informowała na przykład, że po rosyjskiej stronie, w bezpośrednim pobliżu granicy z Ukrainą, eksplodowały dwa pociski rakietowe[13]. W Ługańskiej Republice Ludowej, natomiast, na trasie autobusów ewakuujących ludność do Rosji znaleźć miano rzekomo ładunek wybuchowy[14]. Logiczną konsekwencją uznania przez Kreml niepodległości dwóch parapaństw i podpisania z nimi porozumień dotyczących m.in. współpracy w dziedzinie obronności, było więc rychłe pojawienie się na ich terytorium rosyjskich sił w celu ,,wykonywania funkcji pokojowych”. Nie powinno szczególnie dziwić to, iż używały one przy tym nieoznakowanego sprzętu wojskowego, a sam rzecznik Kremla twierdził obłudnie, iż nie dysponuje informacjami na temat rosyjskiej obecności militarnej w Donbasie[15].

Co znamienne, uznawszy niepodległość DRL i ŁRL Moskwa podtrzymywała, iż akt ten ,,nie wpływa na gotowość do rozmów z USA” i niezmiennie deklarowała chęć rozwiązania kryzysu za pomocą środków dyplomatycznych. W tym samym czasie Rosja prowadziła celową akcję dezinformacyjną co do granic, w jakich w rzeczywistości uznała separatystyczne republiki.

Opisany powyżej modus operandi świadczyć może o tym, iż Putin bynajmniej nie oszalał, jak twierdzą niektórzy i zachował zdolność do chłodnej kalkulacji, aczkolwiek przyznać trzeba, iż logika jego postępowania jest wyjątkowo pokrętna.

Na Zachodzie bez zmian?

Ważnym elementem dociekań na temat przyczyn rosyjskiej agresji na Ukrainę jest z pewnością kwestia postawy, jaką wobec Moskwy prezentował kolektywny Zachód – główna siła, która była w stanie powstrzymać w porę imperialne dążenia Putina.

Analizując sytuację z perspektywy czasu, można dojść do wniosku, iż decyzja o inwazji zapadła na Kremlu m.in. właśnie pod wpływem przekonania o słabości zachodniego przywództwa i braku jego gotowości do stanowczej konfrontacji z Rosją.

Żądania udzielenia gwarancji bezpieczeństwa (patrz: Niedotrzymana ,,obietnica”) zaowocowały serią rozmów na linii Zachód – Moskwa. 10 stycznia b.r. delegacje amerykańska i rosyjska spotkały się w Genewie, natomiast w następnych dniach dialog prowadzony był na forum NATO w Brukseli (12 stycznia) oraz Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie w Wiedniu (13 stycznia). Tydzień później w Genewie spotkali się z kolei sekretarz stanu USA Antony Blinken i minister spraw zagranicznych Federacji Rosyjskiej Siergiej Ławrow.

Generalnie, Zachód poważnie potraktował koncentrację wojsk rosyjskich przy granicy z Ukrainą i, choć odrzucił możliwość udzielenia Moskwie prawnych gwarancji dalszego nierozszerzania NATO czy rezygnacji z militarnej obecności sojuszu na jego wschodniej flance (pisemne odpowiedzi wręczono stronie rosyjskiej 26 stycznia), wyraził chęć kontynuowania dialogu na temat bezpieczeństwa w Europie. Za przejaw koncyliacyjnego podejścia zachodnich przywódców względem rosyjskiego stanowiska posłużyć może wizyta Emmanuela Macrona w Moskwie 7 lutego, podczas której francuski prezydent zadeklarował swoje wsparcie dla ugodowej (i całkowicie nierealistycznej) koncepcji budowy nowego ładu bezpieczeństwa w Europie, który jednocześnie uwzględniałby interesy NATO, Rosji i państw Europy Wschodniej.

Być może to właśnie przesadna chęć wyjścia przez Zachód naprzeciw rosyjskim postulatom (co nie oznaczało bynajmniej braku asertywności) przekonała włodarzy na Kremlu, iż mogą sobie oni pozwolić na dalsze eskalowanie sytuacji. Odpowiedź NATO i Stanów Zjednoczonych na żądania rewizji ładu bezpieczeństwa w Europie naturalnie w żadnym stopniu nie satysfakcjonowały Moskwy, jednak zaproponowane „racjonalne ziarna w kwestiach drugorzędnych”[16], jak ujął to Ławrow, w percepcji Putina i jego otoczenia mogły zostać odebrane jako sygnał gotowości Zachodu do dialogu, nawet w przypadku zaostrzenia napięć wokół Ukrainy.

Rosyjskiej pewności siebie sprzyjał na pewno brak jednolitego stanowiska na Zachodzie w kwestii ukraińskiej. Szczególnie jaskrawe rozbieżności dotyczyły poglądów na zaopatrywanie Ukrainy w broń, czemu przed inwazją sprzeciwiło się kilka państw NATO na czele z Niemcami, które dostawy sprzętu wojskowego postrzegały jako potencjalny punkt zapalny w relacjach z Moskwą.

Szczególnym ciosem wizerunkowym dla jedności sojuszu okazały się brytyjskie samoloty, które przewożąc uzbrojenie na Ukrainę, ominęły niemiecką przestrzeń powietrzną. Co prawda później wyklarowało się, iż nie doszło na tym tle do żadnego konfliktu na linii Berlin – Londyn, a strona brytyjska nie prosiła nawet o zgodę na przelot nad terytorium Niemiec[17], jednak negatywny wpływ na obraz NATO jako spójnego przymierza okazał się niebagatelny.

Kreml kalkulował wręcz, że nieporozumienia między sojusznikami w znacznym stopniu utrudnią wypracowanie konsekwentnej odpowiedzi Zachodu na jego coraz bardziej agresywne posunięcia względem Ukrainy. Szczególne nadzieje Moskwa wiązała pod tym względem z Niemcami, gdzie ukuto nawet neologizm określający człowieka prezentującego otwarcie prorosyjską bądź nazbyt ugodową wobec Rosji postawę – Putinversther (dosł.: putinowyrozumiały).

Choć sztandarowym przykładem Putinversthera stał się były kanclerz RFN Gerhard Schröder (na dzień dzisiejszy szef rady dyrektorów w rosyjskim państwowym koncernie paliwowym Rosnieft), to wielu prominentnych niemieckich polityków, reprezentujących niemal wszystkie liczące się partie, jeszcze do niedawna pozwalało sobie na publiczne wypowiedzi w tonie, który scharakteryzować można co najmniej jako wyrozumiały dla reżimu Władimira Putina[18].

Kiedy w grudniu ub.r. u władzy pojawił się kanclerz Olaf Scholz (SPD), komentatorów nie zdziwił przesadnie fakt, że niejasna strategia jego rządu wobec Rosji w zasadzie oznaczała reinkarnację Ostpolitik, prowadzonej przez niemieckich socjaldemokratów w latach siedemdziesiątych dwudziestego wieku, opartej na przekonaniu, iż partnera można zmieniać w pożądanym kierunku, dzięki zbliżeniu z nim. Poczucie komfortu Moskwy dodatkowo potęgował fakt, iż na scenie politycznej nad Renem panował w zasadzie konsensus, co do konieczności uruchomienia gazociągu Nord Stream 2, łączącego Niemcy z Rosją po dnie Morza Bałtyckiego.

Równie ważną rolę w rosyjskich kalkulacjach musiał odegrać czynnik amerykański. Zaryzykować można stwierdzenie, iż Władimir Putin stanowczo nie docenił determinacji administracji prezydenta Bidena. Być może ostrożność Kremla nazbyt przytępiły wypowiedzi przywódcy USA, w których ten stanowczo zaznaczał, iż nie zamierza wysyłać amerykańskich żołnierzy na Ukrainę w przypadku rosyjskiej agresji i ograniczy się do wyciągnięcia wobec Rosji poważnych konsekwencji gospodarczych.

Rozważając potencjalne ekonomiczne reperkusje inwazji, Moskwa mogła dokonać zatem nazbyt optymistycznej ekstrapolacji, sugerując się stosunkowo łagodnymi sankcjami gospodarczymi, jakie strona amerykańska zastosowała w kwietniu ub.r[19].

Oczywiście, nie oznacza to, że Kreml zakładał, iż wojna ofensywna nie spotka się z zachodnią reakcją. Wprost przeciwnie, w ostatnich latach Rosja wyraźnie przygotowywała się pod kątem niekorzystnego rozwoju sytuacji międzynarodowej. Powiększano rezerwy rządowe (pod koniec roku 2021 w Funduszu Dobrobytu Narodowego zgromadzono 185 mld USD – 12% PKB[20]) i prowadzono politykę uniezależniania gospodarki narodowej od światowej, m.in. substytuując import i ograniczając wykorzystanie zachodnich walut. Największe instytucje finansowe w kraju przeprowadzały ćwiczenia, podczas których testowano pracę w warunkach utraty wsparcia technicznego ze strony zachodnich dostawców[21], a w państwowych zakupach sprzętu teleinformatycznego i oprogramowania faworyzowano rodzimych producentów.

Tracący względem dolara rubel oraz finansowe straty oligarchów wywołane nerwową reakcją rynków na napięcia wokół Ukrainy, a także wypowiedzi padające z ust zachodnich polityków stanowiły dodatkowe ostrzeżenie.

Z drugiej strony, sankcje, jakie spadły na Rosję po uznaniu przez nią niepodległości separatystycznych republik Donbasu nie były szczególnie ostre, zwłaszcza w kontekście wszystkich rozważanych wówczas opcji. Mogło zaważyć to na podjęciu przez Kreml decyzji o dalszej eskalacji kryzysu i, w konsekwencji, napaści zbrojnej na Ukrainę.

Niestety, możemy się tylko domyślać, jak wyglądał proces oceny ryzyka przeprowadzony wówczas w Moskwie. Z pewnością (i nie bez złośliwej satysfakcji) można jednak stwierdzić, że rachunek zysków i strat w rzeczywistości okazał się całkowicie błędny.

Koniunkturalna mitomania

Zacięty opór, jaki rosyjskie siły napotykają na Ukrainie, a także straty najeźdźców i chaos organizacyjny w ich szeregach, szczególnie widoczny na początku inwazji (na niektórych kierunkach działań), rodzą kolejne pytania. Czyżby Kreml, rozważając wojnę, stanowczo nie docenił możliwości przeciwnika? A może padł ofiarą własnej propagandy i nazbyt uwierzył w potęgę rosyjskiej armii?

W ostatnich latach eksperci ds. Rosji ostrzegali, iż Władimir Putin stopniowo zamyka się w swoistej informacyjnej bańce, otoczony przez wąski krąg popleczników, którzy przekazują swemu mocodawcy dokładnie to, co chce usłyszeć. Przypuszczać można więc, że tendencja ta odcisnęła piętno również na przygotowaniach do inwazji. W rezultacie, plan hurraoptymistycznie zakładać mógł minimalny opór ze strony Ukraińców, błyskawiczne zajęcie Kijowa i sprawne zainstalowanie tam marionetkowego reżimu.

Preparowanie informacji celem zadowolenia kierownictwa nie jest w Rosji rzeczą nową – sprawozdania, analizy i raporty powszechnie ,,ulepszano” w czasach sowieckich. Tak mogło być i tym razem. Znawcy rosyjskich służb specjalnych sugerują, że proceder fałszowania danych wywiadowczych odbywać może się na wysokich szczeblach Federalnej Służby Bezpieczeństwa, kiedy to oficerowie, którzy nie chcą ryzykować kariery, naginają fakty do obowiązującej oficjalnie narracji i w swoich opracowaniach zamieszczają to, czego oczekuje „góra”.

Czy chęć przypodobania się przełożonym mogła przyczynić się do podjęcia tragicznej w skutkach decyzji o rozpoczęciu wojny? Na korzyść takiej tezy zdają się świadczyć doniesienia, według których, w związku z militarnymi niepowodzeniami na Ukrainie, na wysoko postawionych funkcjonariuszy FSB spadły represje[22].

Zamiast zakończenia

Pytanie, dlaczego Rosja dokonała inwazji na Ukrainę, dominuje obecnie w przestrzeni informacyjnej. Niestety, nic nie wskazuje na to, abyśmy w najbliższym czasie mieli uzyskać na nie wyczerpującą odpowiedź.

Za decyzją o rozpoczęciu militarnej agresji z pewnością stoi szereg czynników – od wybitnie jednostkowych i subiektywnych jak procesy myślowe zachodzące w głowie Władimira Putina, przez zawiłości współczesnej polityki międzynarodowej i kulisy funkcjonowania służb specjalnych, aż po historyczne tradycje imperialnej ekspansji państwa rosyjskiego.

Być może kremlowskie archiwa pewnego dnia zostaną otwarte, a ujawnione dokumenty rzucą na sprawę nowe światło, jednak do tego momentu zmuszeni jesteśmy poruszać się po niepewnym gruncie domysłów, przypuszczeń i nieweryfikowalnych teorii.

Jedno uznać możemy natomiast z całą pewnością – dotychczasowe wydarzenia nie potoczyły się po myśli strony atakującej. Miejmy nadzieję, że również finalny rezultat wojny nie będzie pozytywny dla ludzi odpowiedzialnych za jej rozpętanie.

  1. https://ria.ru/20211225/peskov-1765497553.html, dostęp: 07.03.2022.

  2. M. Klimecki, Krym, Donieck, Ługańsk 2014-2015, Warszawa 2021, s. 179.

  3. M. Kaszuba, W uścisku Moskwy. Obszar poradziecki, Warszawa 2017, s. 13.

  4. https://www.newyorker.com/news/news-desk/the-historical-dispute-behind-russias-threat-to-invade-ukraine, dostęp: 07.03.2022.

  5. https://eurasia.expert/putin-my-budem-stremitsya-k-demilitarizatsii-i-denatsifikatsii-ukrainy/?utm_source=google.com&utm_medium=organic&utm_campaign=google.com&utm_referrer=google.com

  6. M. Kaszuba, op. cit., s. 21.

  7. M. Zygar, Wsia kriemlewskaja ratʹ. Kratkaja istorija sowriemiennoj Rossii, Moskwa 2016, s. 208.

  8. http://kremlin.ru/events/president/news/66181, dostęp: 07.03.2022.

  9. https://www.kommersant.ru/doc/5028300, dostęp: 07.03.2022.

  10. https://iz.ru/1264179/2021-12-14/opros-pokazal-otnoshenie-rossiian-k-ukraintcam, dostęp: 07.03.2022.

  11. https://meduza.io/feature/2022/02/21/pohozhe-vneocherednoe-zasedanie-sovbeza-o-priznanii-dnr-i-lnr-nam-pokazali-v-zapisi-hotya-uveryali-chto-eto-pryamoy-efir, dostęp: 07.03.2022.

  12. https://www.dw.com/ru/jeto-spektakl-putina-rossijane-ob-jevakuacii-iz-donbassa/a-60863807, dostęp: 07.03.2022.

  13. https://tass.ru/proisshestviya/13767481, dostęp: 07.03.2022.

  14. https://ria.ru/20220219/lnr-1773800135.html, dostęp: 07.03.2022.

  15. https://tass.ru/politika/13803459?utm_source=google.com&utm_medium=organic&utm_campaign=google.com&utm_referrer=google.com, dostęp: 07.03.2022.

  16. https://www.osw.waw.pl/pl/publikacje/analizy/2022-01-28/odpowiedzi-usa-i-nato-na-zadania-kremla-reakcje-rosyjskie, dostęp: 07.03.2022.

  17. https://demagog.org.pl/fake_news/niemcy-nie-zgodzily-sie-na-przelot-samolotow-do-ukrainy-fake-news/, dostęp: 07.03.2022.

  18. https://meduza.io/feature/2022/01/26/v-germanii-tretya-volna-putinfershteerstva, dostęp: 07.03.2022.

  19. https://www.osw.waw.pl/pl/publikacje/analizy/2021-04-16/nowe-sankcje-usa-wobec-rosji, dostęp: 07.03.2022.

  20. https://www.osw.waw.pl/pl/publikacje/analizy/2021-12-15/rosja-budzet-rosnacych-rezerw, dostęp: 07.03.2022.

  21. https://meduza.io/news/2022/02/01/sberbank-protestiroval-otklyuchenie-ot-microsoft-i-oracle-na-sluchay-vvedeniya-sanktsiy-ssha, dostęp: 07.03.2022.

  22. https://www.euractiv.pl/section/polityka-zagraniczna-ue/news/the-times-fsb-areszt-domowy-putin-rosja-ukraina/, dostęp: 15.03.2022.