Dialektyka warcholstwa i nekrokracji. Rozważania wokół zabójstwa Gabriela Narutowicza

Ilustracja: Zuzanna Jacewicz
Artykuł ukazał się w 10. numerze kwartalnika „Młodzi o polityce”

Zastrzeżenia wstępne

Im dłużej zaznajamiam się z tym skomplikowanym tematem, który opracowuję zresztą nie z własnej inicjatywy, ale ze zlecenia redakcji, tym wyraźniej majaczą mi w pamięci słowa mojego starożytnika z wydziału orientalistyki: Największą zasługą Tutanchamona było to, że umarł i został pochowany. Zamysł tego tekstu, choć autor nie próbuje w żadnym razie deprecjonować postaci Narutowicza – człowieka pod wieloma względami wybitnego – jest w gruncie rzeczy podobny. Analizować będziemy bowiem nie postać pierwszego prezydenta, ale wszystko to,
co powstawało wokół kontrowersyjnego zwycięstwa wyborczego, i co narosło na niewykończonym grobowcu głowy państwa. Przekora losu chciała, że Narutowicz jako prezydent nie zdążył wsławić się żadnymi politycznymi osiągnięciami, a co najwyżej dobrymi intencjami, odwagą i godnością najwyższego dostojnika państwowego. To jednak za mało, by mówić o jego świadomej roli. Narutowicz jest wobec tego zupełnie biernym elementem polskiego życia politycznego, wydobywającym na światło dzienne wszystkie te tendencje, z których wyczytać można ciągnące się przynajmniej od dekad słabostki polskiego charakteru narodowego. Co do podstawowej faktografii towarzyszącej komentowanym wydarzeniom – autor wychodzi
z założenia, że jest ona czytelnikowi znajoma i pomija ją celem skupienia się na sednie.

Wewnątrz warcholskiego kotła

Pierwsze lata odrodzonej Rzeczpospolitej przebiegały w atmosferze permanentnego chaosu, ubóstwa i rozhisteryzowania politycznego, którą łatwo skonfrontować z wygórowanymi oczekiwaniami od uprawnionej niepodległości. Oswobodzona spod obcego jarzma Polska została teraz postawiona wobec równie trudnego wyzwania uporządkowania spraw wewnętrznych, spośród których znaczenie może największe zajęły jątrzące się polityczne spory. Wobec nadchodzących wydarzeń miano przywrócić do życia wątpliwe tradycje parlamentaryzmu przedrozbiorowego, kiedy zamiast rozwiązań systemowych sięgano po delegitymizację władzy, a niekiedy i fizyczną siłę. Historyk Michał Pietrzak przytacza to porównanie przy użyciu przymiotnika „warcholski”[1]. Warcholstwem politycznym odznacza się ten, który dla osiągnięcia swoich politycznych celów prowokuje, sieje zamęt, wichrzy, najczęściej kosztem interesu publicznego i autorytetu instytucji państwowych. Ta postawa była aż nazbyt powszechna
w czasach największej słabości nowego państwa polskiego, co zaś znamienne, uaktywniła się wokół wydarzeń, które powinny legitymizować, nie zaś godzić w jego słabo ustabilizowany byt.

Napięcia powstały już na kanwie wyborów. Pierwszego prezydenta wyłoniono nie
w wyborach powszechnych, ale w głosowaniu parlamentu, w dużej mierze głosami posłów reprezentujących mniejszości, ku niezadowoleniu prawicy narodowej. Niezadowolenie miało się wkrótce przekształcić w udzielające się masom szaleństwo, oscylujące na granicy delegitymizacji instytucji państwowych. Prasa endecka sięgała po figury retoryczne takie jak dyktat mniejszości nad większością, rządy lewicowej spółki obcoplemieńców, czy lewicowo-żydowska dyktatura. Przewidywano histerycznie, że konsekwencją wyboru będzie panika w środowiskach rządowych, która poskutkować może aresztowaniami i politycznym terrorem, zaś cała sytuacja skończy się najpewniej rozbiorami lub krwawą wojną domową[2]. Napięcie społeczne kumulowało się
w zgromadzeniach rozjuszonego tłumu na ulicach Warszawy, demonstracjach o – jak przystało na ówczesne realia – odległym od pokojowego charakterze[3]. Sytuacja wymykała się spod kontroli do tego stopnia, że po wyborach a przed zaprzysiężeniem zaktywizowali się ci sami posłowie PSL „Piast”, których głosami Narutowicz wygrał w ostatniej turze z Zamoyskim. Wysłali oni do prezydenta-elekta swego przedstawiciela Wincentego Witosa, żeby przekonał Narutowicza do ustąpienia. Elekt ostatecznie odmówił[4]. Demonstranci próbowali nie dopuścić do zaprzysiężenia prezydenta na posiedzeniu Zgromadzenia Narodowego. Prezydencki orszak obrzucano kamieniami i błotem. Narutowiczowi i zmierzającym do sejmowego gmachu posłom odgradzano drogę, doszło wreszcie do walki z bojówkami kontrmanifestantów. Wewnątrz Sejmu tłukli się zaś posłowie[5].

Jeszcze przed zamachem starzy piłsudczykowscy legioniści aranżowali odwet za działania prawicy wokół wyboru nowego prezydenta. Do spotkania organizacyjnego doszło wieczorem 16 grudnia w siedzibie Sztabu Głównego w Pałacu Saskim, świeżo po powzięciu wiadomości o tragicznych wydarzeniach z pobliskiej Zachęty. Zamach dodał tylko motywacji inicjatorom przedsięwzięcia, którego planowany przebieg obrósł legendami[6]. Planowano być może nadać najbliższym dniom charakter krwawej rozprawy, nakierowanej czy to na poszczególnych działaczy prawicy narodowej, czy nawet na szerokie masy ich przedstawicieli[7]. Każdy czytelnik zaznajomiony z realiami tamtego burzliwego okresu łatwo da się przekonać, że wobec skali planowanej akcji, jak i społecznych napięć, ofiarami samosądów mogliby stać się przypadkowi zwolennicy endecji, nawet jeśli nie było to intencją inicjatorów. Wszelkie bowiem rozruchy przeprowadzane w podobnych okolicznościach łatwo wymykają się spod kontroli. Wymiar akcji – wyciszany za sanacji, rozdmuchiwany za PRL-u, jest dzisiaj trudny do zrekonstruowania. Uczestnicy spotkania w latach późniejszych wypierali się swoich planów z powodów wizerunkowych[8], warcholstwo zaś wypominali im powołujący się na te wydarzenia przeciwnicy polityczni i powojenni historycy. Chodziło jednak z pewnością o jakąś formę odwetu
i destabilizacji, na tyle doniosłą, by wynieść Józefa Piłsudskiego z powrotem do władzy – jako wybawcę od (o ironio!) anarchii, element porządkujący i spajający państwo.

Na szczęście piłsudczycy nie mieli sami wystarczających sił na przeprowadzenie zamieszek o tej skali. Potrzebowali do tego licznych i dobrze zorganizowanych zwolenników PPS-u, z którego przedstawicielami zmuszeni byli konsultować sprawę. Na tym tle niezwykle pozytywnie odznacza się postać szefa PPS-u, Ignacego Daszyńskiego, który na spotkaniu obydwu środowisk położył kres tym planom, powołując się na interes narodowy i autorytet odrodzonego państwa polskiego[9].

Utrwala się destrukcyjny podział

Śmierć Narutowicza spotkała się z wielką, spontaniczną reakcją różnych środowisk pragnących uczcić jego pamięć. W celach koordynacyjnych powołano specjalny komitet,
w którego skład weszły rozmaite inicjatywy oddolne oraz przedstawiciele państwa, w tym zwłaszcza MSZ. Już w podpisanym przez znamienite ówcześnie osobistości liście komunikującym powstanie komitetu pisano o potrzebie uczczenia pamięci prezydenta przez tę zacniejszą część społeczeństwa[10]. W kontekście już ściśle politycznym fundowano jeszcze wcześniej popiersie Narutowicza w Pałacu Brühla, jak wskazywali niektórzy, w ramach sprzeciwu wobec jutrzejszych przełożonych, kiedy już szturm do władzy przypuszczała Narodowa Demokracja, moralny sprawca czynu Niewiadomskiego[11]. I we współczesnych podręcznikach historycznych widać na tym polu rzadko spotykane zaostrzenie narracji, przypisujące jednoznaczną odpowiedzialność za zabójstwo szeroko ujętym kręgom endecji. Dominują środki językowe nadające wypowiedzi emocjonalny i stronniczy charakter, publikacje posługują się niekiedy wypowiedziami postaci reprezentujących wyłącznie przeciwną stronę sporu politycznego, takich jak Maria Dąbrowska czy Józef Piłsudski. Tylko w nielicznych przypadkach opis wydarzenia nabiera formy stonowanej i prawdziwie podręcznikowej[12]. Na tej kanwie warto też odnotować, że dominująca po dziś dzień narracja skrzętnie pomija ten oto istotny szczegół, że ociekający istotnie obsesją
i zacietrzewieniem głos środowisk endeckich nie był w ówczesnej rzeczywistości ewenementem. W podobnie jaskrawych barwach świat przedstawiano w prasie lewicowej, zaś zwolennicy wszystkich większych środowisk politycznych bardzo chętnie sięgali po uliczną przemoc dla demonstrowania swoich racji[13]. Moim celem nie jest usprawiedliwianie prawicowych obsesji,

ale zwrócenie uwagi na ten wulgarny, rozhisteryzowany trans, w którym znajdować się zdawał cały naród. To rzuca trochę inne światło na zabójstwo Narutowicza, które oceniać należy, jak każde wydarzenie historyczne, stosownie do realiów epoki. Powiedzieć też trzeba jasno,
że nacjonalistyczne opiniotwórstwo wichrzyło, pchało ku szaleństwu, nawoływało do nienawiści, ale nie do zabójstwa.

Po zamachu próżno zresztą szukać w prasie endeckiej reakcji innych niż szok, szczere zupełnie oburzenie, oskarżenia zabójcy o szaleństwo, wreszcie zaprzeczanie wszelkim jego związkom z prawicą. Endecja odżegnywała się wprawdzie od najmniejszych oznak satysfakcji,
w oczywisty sposób przejawiając, obok postawy pozornie nienagannej, solidny udział hipokryzji, która ujawnia się, ilekroć przypomnieć sobie wcześniejsze anarchistyczne nawoływania przedstawicieli tej formacji. Publicystyka narodowa przedstawiała nieraz samą siebie jako przewyższającą w autentyzmie swej żałoby środowiska lewicowe[14]; może w ramach jakiejś autoterapii? Wyrzutów sumienia próżno jednak szukać w czasie procesu Niewiadomskiego, kiedy opiniotwórstwo prawicowe przeszło w fazę fascynacji postacią zbrodniarza. Nie pochwalając,
a częściej potępiając niezmiennie jego czyn, stawiano go paradoksalnie za wzór bohaterstwa
i poświęcenia dla ojczyzny; uwypuklano nieskazitelność jego postawy, przygotowywano tym samym grunt pod przyszłą mitologię męczeńską[15]. W rocznicę zamachu lwowska Młodzież Wszechpolska przygotowała odczyt akademicki pod tytułem Eugeniusz Niewiadomski jako postać tragiczna, wygłoszony na Uniwersytecie Jana Kazimierza za zgodą, a nawet aprobatą rektora.
W reakcji zorganizowano akademię żałobną ku pamięci zamordowanego prezydenta, podczas której ochoczo nawoływano do walki z przedstawicielami prawicy narodowej[16].

Prasa zagraniczna odebrała zbrodnię jako dowód na sezonowość państwa polskiego, zaś w samej Polsce pojawiały się głosy, że w obliczu tak skrajnej destabilizacji aparatu państwowego Rzeczpospolita zawdzięcza dalsze istnienie wyłącznie okresowej słabości swych sąsiadów.
Te nastroje udzielały się także przebywającym w Warszawie zagranicznym dyplomatom, którzy na wieść o zamachu chwytali pospiesznie za walizki[17].

Najtrwalszy i najbardziej płodny w konsekwencje wpływ wywarł czyn Niewiadomskiego na Piłsudskim. Wspomnienia jego najbliższych, działalność i wypowiedzi marszałka jasno wskazują na ostry przewrót psychiczny, jaki go spotkał w wyniku wydarzenia. Obrzydzenie do zbrodni odbiło się wkrótce wstrętem nie tylko do endecji, ale w ogóle partyjniactwa
i parlamentaryzmu. Maciej Nowak zauważa, że poglądy Piłsudskiego na temat demokracji zaczęły z czasem łudząco przypominać antydemokratyczne tyrady samego Niewiadomskiego[18]. Jak wiadomo, tendencja ta miała się wkrótce rozlać poza umysł marszałka i ukształtować polskie życie polityczne do 39 roku.

Reakcja nekrokratyczna

Śmierć prezydenta stała się istotnym orężem politycznym. Znaczącą rolę w świadomości części polskiego społeczeństwa odegrała pierwsza biografia Narutowicza pióra Tadeusza Hołówki. Napisana wyjątkowo jednostronnie, forsowała ona wizję Narutowicza jako ostatniej ofiary wieków ciemnych w historii Polski, który w walce Anarchii i Nienawiści z Prawem
i Demokracją rzucił na szalę swe życie, czyste i piękne
. Publikacja utrwalała narrację środowisk piłsudczykowskich o męczeńskiej śmierci, która stanęła u podstaw mitologii założycielskiej nowego państwa polskiego, a co najważniejsze, okryła hańbą przeciwników politycznych[19].
Od 1926 roku rocznice jego śmierci będą obchodzone przy solidnym wsparciu fiskusa,
z szeregiem uroczystości i udziałem oficjeli rządowych[20]. Daje się odczuć brak literatury opisującej kult Narutowicza bardziej szczegółowo, jako że większość opracowań skupia się na winowajcy endeckim i kulcie Niewiadomskiego. Brakuje również opracowań analizujących propagandę lewicową wokół samego zamachu[21]. A legenda pierwszego prezydenta przybrała przecież rozmiar znacznie okazalszy, była jednym z mitów założycielskich II Rzeczpospolitej
i przetrwała w jakimś stopniu po dziś dzień. Trudno powiedzieć to samo o gwałtownie wprawdzie celebrowanym w 1922 i 23 roku, ale dziś raczej zapomnianym i pozbawionym spadkobierców ideowych Niewiadomskim.

W nim z kolei prasa endecka dostrzegła nieskazitelnego, ideowego patriotę, który nie zawahał się przed najcięższą zbrodnią dla ratowania ojczyzny. Choć nie pochwalano wprost treści jego czynu, gloryfikowano jego formę, w jednym rzędzie z samą sylwetką zabójcy – niewątpliwie wyrafinowanego intelektualnie i sprawiającego wrażenie człowieka, który kieruje się czystym rozumem. Jak sam wspominał, nie zabijał z nienawiści do ofiary, do której osobiście zresztą nic nie miał; zabijał dla idei, dla uwolnienia narodu od koniunktury dlań niekorzystnej[22]. Stał się zatem ucieleśnieniem ideałów prawicy narodowej, nowym Kordianem, który działa nie targany romantycznym uniesieniem, ale w wyniku chłodnej kalkulacji; który nie rości sobie pretensji mesjańskich, ale wyłania się w swej skromności z pospolitej tkanki narodu. Prokurator Niewiadomskiego wspominał, że po egzekucji próbowano zdobyć i podzielić na drzazgi słupek, przy którym stał skazaniec. W czasie transportu zwłok z Cytadeli do miasta próbowano przechwycić trumnę z Niewiadomskim, by wykonać odlew jego prawej ręki[23]. Uroczystości pogrzebowe zamachowca przekształciły się w demonstrację, w której uczestniczyło 10 000 ludzi[24]. Jeden z manifestantów zdjął z własnej piersi swoją odznakę wojskową i wrzucił ją do grobu. Na jednej z szarf pogrzebowych dało się przeczytać Nieśmiertelnemu bohaterowi…[25].
W pierwszych miesiącach 1923 imię Eligiusz otrzymać miało 300 noworodków (wówczas również nie było to imię popularne)[26]. Tak oto nekrokracja znalazła swój wyraz po obu stronach politycznej barykady.

Współczesne widmo gorącego grudnia 1922

Na kanwie rozpatrywanego przypadku rysuje się jakaś genetyczna słabość polskiego parlamentaryzmu, który niezmiennie od stu lat posługiwać się musi dość prymitywnymi instynktami. Od czasów dla autora niepamiętnych polityka jego kraju polega na demonizowaniu opozycji przez władzę i kompletnej delegitymizacji władzy przez opozycję. Nasza rzeczywistość polityczna zatraciła na całe szczęście przedwojenną brutalność – na manifestacjach politycznych raczej trudno stracić życie. Publicystyka, choć posługuje się bardziej prymitywnym językiem, nie jest nawet w połowie tak ostra i nienawistna, wreszcie politycy zdają się cały konflikt do jakiegoś stopnia reżyserować i trzymać w ryzach, czego dowodzą choćby impreza urodzinowa Roberta Mazurka czy obecny konsensus w sprawie wojny na Ukrainie. W tych mimo wszystko spokojniejszych i bardziej cywilizowanych warunkach tkwi jednak ten sam duch; duch,
który zgłasza niegasnące zapotrzebowanie na nowe mitologie założycielskie i martyrologie napędzające teatralną walkę dobra ze złem. Może to dlatego, że żyjemy dziś w rzeczywistości nieprzyzwoicie wręcz bezideowej? Najgorsze jednak, że ta walka dobra ze złem odbywa się, jak wtedy, na trupie autorytetu państwa, w myśl słynnej sceny z rozrywaniem flagi z Dnia Świra. Bo jak inaczej postrzegać sprawę smoleńską, która nabrała wręcz rozmiarów karykaturalnych
w polskiej przestrzeni publicznej? Po tylu latach, kiedy wydawało się, że sprawa przestała już porywać tłumy, powołał się na nią jeden z posłów, by zniszczyć konsensus wokół ustawy potępiającej działania Rosji na Ukrainie. Zapotrzebowanie na własne ofiary zgłasza i druga strona, wynosząca na piedestał tragicznie zmarłego prezydenta Gdańska. A być może jedyną prawdziwą ofiarą tej dwustronnej histerii był Piotr Szczęsny, tzw. Szary Człowiek, samobójca spod Pałacu Kultury ze zdiagnozowaną depresją, który dawszy się przekonać, że oto kończy się Polska, dokonał w 2017 roku desperackiego aktu samospalenia? Podobnie jak Niewiadomski,
w ferworze politycznej propagandy żachnął się na ludzkie życie, dla odmiany swoje własne[27]. Innego wyboru dokonali niestety zabójcy Marka Rosiaka i Pawła Adamowicza. Na spowodowane nagonką na mniejszości seksualne samobójstwa transseksualistów powołuje się z kolei lewica. Dlaczego ciągle ktoś musi tragicznie umierać, żeby przerwać tę cyniczną walkę na epitety? Zresztą to zupełnie nie działa, jest tylko gorzej.

W dialektyce warcholstwa i nekrokracji wykuwa się wstydliwa prawda o polskim życiu politycznym. Niedojrzałym, nienawykłym do demokracji, pozbawionym wreszcie pragmatycznego ducha właściwego społeczeństwom zachodnim. Tak długo, jak nie zostawimy Titanica z nieboszczykiem na pokładzie, tak długo, jak nie wyciągniemy z tych tragedii jakichś wniosków (case Piotra Szczęsnego), lub nie przestaniemy zbijać na nich politycznej piany (case smoleński), tak długo warcholstwo trwać będzie w najlepsze i podgryzać naszą Polskę od środka.

  1. M. Pietrzak, Morderstwo w Zachęcie, „Czasopismo prawno-historyczne”, t. LXV, z. 1, 2013, s. 343.

  2. M. Mazur, Media endeckie wobec wyboru i śmierci pierwszego prezydenta RP Gabriela Narutowicza, „Dzieje Najnowsze”, r. XLII, 2010, s. 57.

  3. M. Pietrzak, Morderstwo w Zachęcie…, op. cit., s. 344.

  4. M. J. Nowak, Narutowicz Niewiadomski. Biografie równoległe, Wydawnictwo ISKRY, Warszawa 2019, s. 111.

  5. M. Pietrzak, Morderstwo w Zachęcie…, op. cit., s. 345.

  6. M. Białokur, Bezpośrednie następstwa kryzysu społeczno-politycznego wywołanego zabójstwem prezydenta Gabriela Narutowicza w grudniu 1922 roku, [w:] red. M. Gruszczyk, L. Krzyżanowski, M. Skrzypek , Europa XX–XXI wieku. Społeczno-polityczne konsekwencje kryzysów, „Prace Naukowe Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach”, nr 3592, Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego, Katowice 2017, s. 45-46.

  7. Ibidem, s. 48.

  8. Ibidem, op. cit., s. 47.

  9. Ibidem, op. cit., s. 57.

  10. M. Białokur, Pierwsze lata batalii o miejsce Gabriela Narutowicza w pamięci historycznej, „Polish Biographical Studies”, 1:33-59, s. 38.

  11. Tamże, op. cit., s. 37.

  12. D. Mider, A. Gańska, Interpretacje przemocy politycznej w podręcznikach historii. Analiza fragmentów opisujących zabójstwo polityczne Prezydenta Gabriela Narutowicza i zamach majowy, [w:] Jan Zimny (red), Otwarte usta. Wolność słowa i człowieka, Katolicki Uniwersytet Lubelski, Stalowa Wola 2016, http://pedkat.pl/images/ksiazki/

    Otwarte_usta_-_wolność_słowa_i_człowieka.pdf#page=648 [dostęp: 25.11.2022], s. 662-663.

  13. M. Mazur, Media endeckie wobec…, op. cit. ,s. 68.

  14. Ibidem, s. 61.

  15. Ibidem, s. 63-65.

  16. M. Białokur, Pierwsze lata batalii…, op. cit., s. 46.

  17. M. Białokur, Bezpośrednie następstwa…, op. cit., s. 56-57.

  18. M. J. Nowak, Narutowicz Niewiadomski…, op. cit., s. 195.

  19. M. Białokur, Pierwsze lata batalii…, op. cit., s. 51-52.

  20. Ibidem, s. 55.

  21. M. Mazur, Media endeckie wobec…, op. cit., s. 68.

  22. Ibidem, s. 67.

  23. M. J. Nowak, Narutowicz Niewiadomski…, op. cit., s. 186.

  24. P. Pleskot, Niewiadomski. Zabić prezydenta, Demart, Warszawa 2012, s. 398.

  25. M. J. Nowak, Narutowicz Niewiadomski…, op. cit., s. 187.

  26. P. Pleskot, Niewiadomski…,op. cit., s. 402.

  27. Czytelnik może oburzyć się, że oto zrównuję samobójcę z zabójcą. Nie mam oczywiście wątpliwości, że moralny ciężar czynu Niewiadomskiego jest nieporównywalny, ale chciałbym na chwilę odłożyć na bok kwestię tego, kto życie stracił, zaś skupić się na tym, kto je odbierał. Moim zdaniem na tej płaszczyźnie daje się znaleźć między Szarym Człowiekiem a Niewiadomskim wiele cech wspólnych. Obaj podjęli się czynu, który był niewątpliwie przejawem skrajnej desperacji. Obaj czuli, że poświęcają się dla ojczyzny, obaj działali pod wpływem odurzenia nakręcaną przez media histerią. Obaj wreszcie, pomimo wykazywania cech niestabilności psychicznej, kierowali się paradoksalnie dość logiczną i zgrabnie ujętą językowo argumentacją, byli niewątpliwie bardzo inteligentni. Niewiadomski szczegółowo opisał motywy swojej zbrodni podczas rozprawy sądowej, której przebieg dość obszernie relacjonuje wyżej cytowany Mariusz Mazur. Zob. M. Mazur, Media endeckie wobec…, op. cit. Z argumentacją Piotra Szczęsnego można zaś zapoznać się w jego opublikowanym przez OKO.press liście-manifeście, który rozdawał przechodniom przed samospaleniem. Zob. Piotr S., Szary Człowiek nie żyje. Cześć jego pamięci!, “OKO.press”, 2017, https://oko.press/piotr-s-szary-czlowiek-zyje-czesc-pa

    mieci [dostęp 11.12.2022]. Wreszcie obie postacie spotkały się z sezonowym, ale dość doniosłym upamiętnieniem. W przypadku Szczęsnego organizowano między innymi demonstracje uliczne, a nawet zorganizowano minutę ciszy podczas posiedzenia Sejmu. Piotr Szczęsny, “Wikipedia”, https://pl.wikipedia.org/wiki/Piotr_Szczęsny [dostęp 11.12.2022].