Demonstracja zdecydowanej woli klasy robotniczej – o początkach polskiego ruchu robotniczego i Święta Pracy

Grafika: Karolina Jaworska

May Day

Co roku pierwszego maja (lub w pierwszy poniedziałek tego miesiąca) w większości państw na świecie obchodzony jest Międzynarodowy Dzień Solidarności Ludzi Pracy, zwany także po prostu Świętem Pracy. Najczęściej jest to wolne od pracy święto narodowe w trakcie którego odbywają się państwowe defilady albo publiczne wydarzenia i marsze. W europejskiej tradycji pierwszy maja zawsze miał szczególne znaczenie. Najwcześniejsze znane wczesnomajowe celebracje to Floralia, rzymskie obrzędy trwające od 28 kwietnia do 3 maja, których celem było uhonorowanie Flory, bogini kwiatów, natury i wiosny. Floralia celebrowano m.in. wystawianiem sztuk teatralnych, wszelkiego rodzaju zawodami oraz widowiskami w cyrku czy ceremonialnym wypuszczeniem zajęcy oraz kóz, zwierząt kojarzonych z płodnością[1]. Przenosząc się bliżej współczesności, od XVIII wieku wielu rzymskich katolików obchodzi święto majowe, uczęszczając na różne nabożeństwa skierowane do Najświętszej Maryi Panny. Nie jest to jednak jedyna święta Kościoła katolickiego, która tego dnia jest upamiętniana. W 1955 roku papież Pius XII ustanowił 1 maja dniem św. Józefa, który wedle nauczań Kościoła katolickiego jest patronem m.in ludzi pracujących. Wybór tego dnia nie był jednak przypadkowy – była to polityczna deklaracja Piusa XII i próba odpowiedzi na komunistyczne Święto Pracy[2].

Niepokój i rewolucyjne nastroje

Aby znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego komuniści celebrowali klasy pracujące akurat pierwszego dnia maja, należy sięgnąć do historii ruchów pracowniczych. W Stanach Zjednoczonych, bo to tam powstał jeden z najaktywniejszych ruchów robotniczych w tym okresie, od zakończenia Wojny Secesyjnej w 1865 r. do 1900 r. dokonał się olbrzymi postęp technologiczny. Para wodna oraz elektryczność wzięły prym nad siłą ludzkich mięśni, zaczęły pojawiać się pierwsze maszyny wytworzone ze stali, domy, miasta i fabryki zabłysnęły światłem lamp napędzanych ropą. Rozpowszechnił się transport koleją, a telefony i maszyny do pisania przyspieszyły pracę w wielu sektorach, szczególnie w biznesie. Mimo tych osiągnięć do obsługi wszystkich maszyn, budowy oraz funkcjonowania fabryk dalej potrzebni byli robotnicy. Chicago stało się jednym z głównych punktów na mapie rozpędzającej się amerykańskiej industrializacji, przez co do miasta przybywały tysiące migrantów m.in. z Niemiec. Sytuacja wielu z nich była dramatyczna i nierzadko żyli w skrajnej nędzy, zarabiając 1,50 dolara dziennie i pracując po 60 godzin tygodniowo[3]. Leonora Barry, migrantka z Irlandii, aktywistka na rzecz reformy praw pracowniczych i praw kobiet oraz samotna matka trójki dzieci, po tygodniu pracy w fabryce pończoch znajdującej się w północnej części stanu Nowy Jork zarobiła zaledwie 65 centów[4]. Tak sytuację klasy robotniczej opisał dziennikarz ekonomiczny Henry George, w książce „Postęp i nędza”:

Prawdą jest, że znacznie wzrósł stopień zamożności i że podniósł się przeciętny poziom wygód, rozrywek i udogodnień, lecz postęp ten nie jest powszechny. Klasy niższe w nim nie uczestniczą […]. Ten związek ubóstwa z postępem to wielka zagadka naszych czasów […]. Rozczarowanie, choć niewyrażane wprost, jest wszechobecne; wśród klas pracujących narasta gorycz, daje się odczuć powszechny niepokój i rewolucyjne nastroje[5].”

Strajk, bomba i ośmiogodzinny dzień pracy

W tej sytuacji w wielu miastach zaczęto podejmować próby uzwiązkowienia, a na sztandary brano hasła o zwiększeniu zarobków i skracaniu dnia pracy do ośmiu godzin. Strajki i protesty stały się nową normą dla amerykańskiego społeczeństwa, jednak pracodawcy w obawie przed organizującymi się pracownikami zaczęli stosować antyzwiązkowe praktyki, takie jak m.in. zwalnianie pracowników należących do związków zawodowych, rekrutowanie łamistrajków, a nawet wynajmowanie szpiegów i prywatnych firm ochroniarskich do infiltracji środowisk robotniczych oraz tłumienia ewentualnych protestów. Punktem kulminacyjnym tych napięć były zamieszki zwane Haymarket Riot (od placu Haymarket w Chicago). 1 maja 1886 roku Amerykańska Federacja Pracy wezwała do strajku generalnego wszędzie tam, gdzie pracodawcy fabrykanci i inni kapitaliści nie zgodzili się skrócić dnia pracy. Do strajku przystąpiło 350 000 pracowników, z czego aż 40 000 w samym Chicago. W mieście stanęły wszystkie linie kolejowe, cały miejski przemysł został sparaliżowany[6]. Sytuacja była niezwykle napięta, do czego przyczyniali się fabrykanci i przedsiębiorcy wspierani przez gazety, które pisały o złowrogim anarchistycznym spisku[7]. 3 maja, gdy przed zakładami McCormic Harvester strajkujący ścierali się z łamistrajkami, policja chwilę po przybyciu na miejsce walk otworzyła do tłumu ogień, zostawiając na miejscu wielu rannych oraz cztery ofiary śmiertelne. Ta eskalacja rozwścieczyła robotników. Jeden z anarchistów, Albert Spies, wydrukował ulotkę wzywającą do zemsty i chwycenia przez strajkujących a broń, a przemoc policji stała się kolejnym tematem wieców. Do przesilenia doszło następnego dnia – w trakcie końcowych wystąpień na Haymarket Square wybuchła bomba pośrodku oddziału policjantów stojącego nieopodal trybuny, z której przemawiali uczestnicy. Funkcjonariusze ponownie otworzyli ogień do manifestujących. Zapanował olbrzymi chaos, a robotnicy zaczęli uciekać. W wyniku tych wydarzeń rannych zostało sześćdziesięciu sześciu policjantów, z czego siedmiu zmarło. Po stronie robotników zginęły cztery osoby. Szacunki dotyczące rannych protestujących wahają się między trzydziestoma a dwustoma osobami. Najprawdopodobniej rannych robotników było wielu, jednak nie zgłaszali oni swoich obrażeń z obawy przed aresztowaniem za udział w anarchistycznym spotkaniu na Haymarket Square[8].

Obawy uczestników strajku były uzasadnione, bowiem bezpośrednim następstwem Haymarket Riot było odebranie im wiele praw, które wywalczyli w ciągu ostatnich kilku lat. Ponadto doszło do głośnego procesu ośmiu przywódców anarchistów w Chicago. Zostali oni aresztowani na podstawie wątpliwych dowodów, takich jak fragmenty ich przemówień czy publikacji, mimo że 4 maja na Haymarket Square było tylko dwóch z nich. Po rocznym procesie czwórkę z nich stracono (był wśród nich wyżej wymieniony Albert Spies). Trzech z pozostałych anarchistów pozostało w więzieniu, a jeden z nich popełnił samobójstwo czekając w na wyrok w więziennej celi. Egzekucje spowodowały ogromne poruszenie po obu stronach Atlantyku. Silnie sprzeciwili im się m.in. dramaturdzy Oscar Wilde i George Bernard Shaw, pisarz William Dean Howells czy poeta William Morris[9]. Sam proces jest często przytaczany przez historyków jako przykład niesprawiedliwego i okupionego błędami postepowania sądowego[10].

Mimo tych wszystkich niepowodzeń w 1889 roku prezydent American Federation of Labor, Samuel Gompers, napisał list skierowany do pierwszego kongresu Drugiej Międzynarodówki, który odbywał się w Paryżu. Gompers wyjawił, że amerykańscy socjaliści planują kolejny strajk w imię ośmiogodzinnego dnia pracy i zaproponował jego umiędzynarodowienie. Międzynarodówka w odpowiedzi na tę propozycję przyjęła rezolucję wzywającą do wielkiej międzynarodowej demonstracji, która miała odbyć się jednego dnia, tak aby robotnicy na całym świecie mogli wspólnie domagać się swoich praw. Zdaniem amerykańskiego historyka ruchu robotniczego, Phila Fonera, był to również sposób upamiętnienia tragedii na Haymarket, a skazani anarchiści dla wielu stali się męczennikami[11]. Jako datę tej demonstracji wybrano pierwszego maja. Okazała się ona międzynarodowym sukcesem. O demonstracji rozpisywały się media po obu stronach Atlantyku, a londyński Times wylistował ponad dwadzieścia europejskich miast, w których odbyły się demonstracje. W brytyjskiej gazecie odnotowano także, że pierwszomajowe wiece odbyły się na Kubie, w Peru oraz Chile[12].

Ruch robotniczy na ziemiach polskich

Wieść o Święcie Pracy trafiła również na ziemie polskie, gdzie podobnie jak w Stanach Zjednoczonych robotnicy zaczęli protestować przeciwko swoim warunkom pracy. Rewolucyjny nastrój trafił na podatny grunt szczególnie w Królestwie Polskim, chociaż aktywność robotnicza była widoczna również w zaborze pruskim (m.in. strajki w Królewskiej hucie) oraz austriackim (np. strajk budowlanych w Lwowie). Jedna z pierwszych prób uregulowania relacji między robotnikami a pracodawcami nastąpiła w 1846 roku na ziemiach Królestwa Polskiego. Do budowy kolei pomiędzy Skierniewicami a Łowiczem przedsiębiorcy sprowadzili 200 chłopów z guberni augustowskiej. Jak ustaliła Komisja Rządowa Spraw Wewnętrznych i Duchowych, doszło do nadużyć. Przedsiębiorca wywiózł robotników daleko poza ich obszar zamieszkania, nie zapewniając odpowiednich warunków bytowych, przez co byli oni wystawieni na cierpienia najdotkliwszego niedostatku[13]. Pracodawca brak odpowiedniego zakwaterowania, wyżywienia i opieki zdrowotnej traktował jako formę oszczędności. Komisja Rządowa Spraw Wewnętrznych i Duchowych w tym samym roku przedłożyła władzom carskim projekt ustawy, w ramach której przewidziane zostało m.in. wprowadzenie nadzoru nad umowami z robotnikami sprowadzonymi z innej części Królestwa Polskiego, ograniczał dzień pracy do 11 godzin oraz dawał możliwość interwencji urzędnikowi w razie obaw, że umowa między robotnikiem a pracodawcą nie daje gwarancji opieki zdrowotnej, wypłacenia wynagrodzenia oraz otrzymania wyżywienia. Projekt upadł, ponieważ Komisja Rządowa Przychodów i Skarbu oraz Komisja Sprawiedliwości uznały, że zapewnienie odpowiedniej opieki robotnikom przez przedsiębiorcę będzie dla niego zbyt uciążliwe, a koszty całego projektu zbyt duże dla rządu zlecającego w tym okresie coraz więcej robót[14]. Jedyne postanowienia, które weszły w życie to dozór urzędniczy polegający na donoszeniu władzy co 15 dni przez przypisanego do danego przypadku pracownika państwowego o wszelkich pokrzywdzeniach, których doznali robotnicy.

Ważnym czynnikiem w historii ruchu robotniczego na ziemiach polskich było uwłaszczenie chłopów. Podczas gdy możemy wskazać daty uwłaszczenia w zaborach austriackim – 1848 r. – oraz rosyjskim – 1861 r. na ziemiach zabranych i 1864 r. w Królestwie Polskim – uwłaszczenie chłopów w zaborze pruskim było raczej procesem niż pojedynczą decyzją. Trwał on mniej więcej od 1807 r. (zlikwidowania poddaństwa) do 1850 r., kiedy władze pruskie dopuściły do regulacji uwłaszczeniowych wszystkie gospodarstwa. Uwłaszczenie oznaczało oparcie rolnictwa o pracę najemną, a także zwiększenie ilości potencjalnych pracowników przemysłowych. Chałupnicy, którzy traktowali pracę w fabryce dorywczo, a na co dzień zajmowali się uprawianiem roli, byli postrzegani jako tańsza (chociaż gorzej wykwalifikowana) siła robocza niż pracownicy hut i fabryk. Uwłaszczenie chłopów jest jednym z powodów szybkiego wzrostu liczby robotników na ziemiach polskich. W samym Królestwie w 1845 r. było ich 46 tys., podczas gdy w 1913 r. robotników było już prawie pół miliona[15]. Szybki wzrost liczby pracowników wiązał się również ze znacznym wzrostem znaczenia regulacji między nimi a pracodawca. Tym razem następne nadużycia podobne do tych, które spotkały chłopów z guberni augustowskiej miały spotkać się ze zdecydowanym odzewem.

Nabojów nie szczędzić

W 1874 r. na ziemiach polskich doszło do symultanicznego strajku kilku fabryk, a protest, podobnie jak Ameryce, stał się częścią nowego języka klasy pracującej[16]. Wśród polskiej burżuazji zapanował niepokój. Wielu przedsiębiorców łudziło się, że wywrotowe idee nie przekroczą polskich granic. Łódzki przedsiębiorca Izrael Poznański uważał, że polscy robotnicy są zbyt mądrzy, aby popełniać takie same błędy jak ich pobratymcy z Zachodu.[17] Pisząc o błędach, Poznański miał na myśli dążenie do uzwiązkowienia oraz strajki. Na ziemiach polskich przesłanki podobne jak te kierujące amerykańskimi robotnicami i robotnikami przeplatały się z niechęcią wobec zwierzchnictwa zaborców. Gdy Druga Międzynarodówka ogłosiła w 1891 r., że po sukcesie celebracji z poprzedniego roku Święto Pracy stanie się corocznymi obchodami, łódzcy robotnicy szykowali się do strajków. 1 maja 1891 strajkujący zebrali się pod fabryką Poznańskiego, zablokowali do niej wejście i domagali się podwyżek płac. Doszło nawet do spoliczkowania syna fabrykanta, Ignacego. Ostatecznie zgromadzenie zostało rozpędzone przez uzbrojoną w kańczugi policję konną. W obawie przed rozprzestrzenieniem się strajków i rewolucyjnych nastrojów władze nakazały Poznańskiemu podnieść płace[18]. Rok później w łodzi doszło do czegoś, co można nazwać polskim zamieszaniem na Haymarket. Po roku agitacji socjaliści opublikowali odezwę, w której domagali się skrócenia dnia pracy do 8 godzin, większych zarobków oraz zwiększenia swobód. Strajki szybko objęły największe łódzkie fabryki, w tym największy z nich ośrodek Schieblera. Policja zaczęła bić strajkujących, z kolei ci próbowali atakować fabrykantów (ponownie udało im się pobić Ignacego Poznańskiego). Czwartego dnia strajku doszło do pogromu Żydów na Bałutach. Zdaniem polskich socjalistów, którzy odcięli się od tej części strajku, była to próba skierowania przez rządzących gniewu łódzkiego proletariatu przeciwko Żydom zamiast prawdziwemu wrogowi – caratowi i fabrykantom. W końcu władze rosyjskie wyprowadziły na łódzkie ulice wojsko, które rozpoczęło pacyfikacje strajkujących. Gubernator Josif Hurko otrzymał depesze z rozkazami, aby w konfrontacji z robotnikami nabojów nie szczędzić, a do jutrzejszego dnia porządek przywrócić[19]. Żołnierze gubernatora wzięli sobie tę część depeszy do serc, ponieważ w wyniku ich interwencji zginęło stu strajkujących, a trzystu zostało rannych. Kolejne setki protestujących zostały aresztowane[20]. Jakkolwiek wysoka nie byłaby to cena, zarówno władze, jak i przedsiębiorcy zrozumieli, że muszą coś zrobić, bo strajki podobne do buntu łódzkiego to tylko kwestia czasu. W związku z tym zarobki wzrosły o 10-15 proc., a czas pracy został skrócony.

Do dużego przełomu doszło w 1905 r., kiedy w Rosji na fali niezadowolenia z sytuacji gospodarczej, warunków życia robotników i porażki w wojnie z Cesarstwem Japońskim wybuchła rewolucja. 22 stycznia 1905 r. Rosyjscy robotnicy udali się w marsz na Pałac Zimowy, aby wręczyć carowi petycje, na której znajdywało się 135 tys. podpisów. Ich postulatami to m.in. wprowadzenie ośmiogodzinnego dnia pracy z utrzymaniem wysokości obecnego wynagrodzenia oraz amnestia dla więźniów gospodarczych. Jednak zamiast wsłuchać się w głos ludu, car postanowił wyprowadzić uzbrojone wojsko na ulice i rozbić protest. Całkowita liczba ofiar tej pacyfikacji jest nieznana. Uśrednione statystyki mówią o tysiącu ofiar, zabitych i rannych[21]. Na wieść o „Krwawej Niedzieli”, jak przyjęło się w historiografii mówić o tym wydarzeniu, w Polsce również wybuchły strajki, którym przewodziły Polska Partia Socjalistyczna oraz Socjaldemokracja Królestwa Polskiego i Litwy. Jak pisze historyk Norman Davies od 1905 do 1906 r. w Kongresówce wybuchło prawie siedem tysięcy strajków, a liczba ich uczestników oscylowała wokół 1,3 miliona[22]. Rewolucja przyniosła szereg zwycięstw Królestwu Polskiemu. Do szkół powrócił język polski, Polacy mogli formować ruchy spółdzielcze i związki zawodowe oraz zelżała cenzura[23].

Wyzwania i nadzieja polskich pracowników

Sytuacja na ziemiach polskich na przełomie XIX i XX wieku na pierwszy rzut oka jest zupełnie inna niż teraźniejsza Polska. Przede wszystkim państwo odzyskało niepodległość po 123 latach zaborów, a następnie ponownie wróciło na mapę Europy po II wojnie światowej. Jednak pod względem prawa robotniczych też istnieje duża różnica. W końcu od 1918 roku pracujemy osiem godzin dziennie, a wolna sobota była 21 postulatem porozumienia sierpnia 1980, który był stopniowo wdrażany przez ostatnią dekadę istnienia Polskiej Republiki Ludowej. Mimo że często zmiany te były wprowadzane z dużym opóźnieniem względem Zachodu to ostatecznie się w Polsce przyjmowały[24]. Zmienił się również sam profil pracownika – w 1921 roku zdecydowana większość Polaków (77,1 proc) pracowała w sektorze rolniczym[25]. Obecnie najwięcej, bo 57,9 proc. pracuje w usługach[26]. Czy oznacza to zatem, że wiek wielkich protestów robotniczych (a może raczej pracowniczych) odszedł na dobre? Można tak pomyśleć tylko jeśli zakładamy, że współcześni pracownicy nie mają o co walczyć. A byłoby to założenie błędne.

Być może trudno w to uwierzyć, ale jeszcze do 2016 r. w Polsce nie obowiązywała minimalna stawka godzinowa na umowie zleceniu lub umowy o świadczeniu usług. Prowadziło to momentami do ekstremalnych przypadków gdzie za godzinę pracownik otrzymywał wynagrodzenie wysokości 3,60 zł netto[27]. Podobne przypadki były szczególnie powszechne na obszarach, które zostały najbardziej dotknięte transformacją gospodarczą po 1989 r. Wysoce wykwalifikowani pracownicy tacy jak górnicy czy hutnicy z dnia na dzień tracili pracę, bez możliwości przekwalifikowania musieli podejmować się prac w firmach ochroniarskich lub na kasach w sklepach spożywczych[28]. Obecnie można nazwać tych pracowników prekariuszami[29]. Według brytyjskiego ekonomisty, Guya Standinga, prekariat cechuje m.in. brak pewności zatrudnienia, wykonywanie pracy poniżej poziomu wykształcenia, utrudniony dostęp do podstawowych świadczeń takich jak emerytura czy urlop chorobowy i postępująca utrata przywilejów politycznych[30]. Wraz z dalszym rozwojem technologii i postępująca automatyzacją klasa prekariuszy będzie się tylko pogłębiać, szczególnie w kontekście zastraszającego postępu rozwoju AI. Najbardziej narażonymi na automatyzację przez sztuczną inteligencję branżami są finanse i bankowość, media i marketing oraz usługi prawne. Z kolei najmniej zagrożeni są pracownicy przemysłowi i fabryczni, osoby pracujące w służbie zdrowia oraz rolnicy.

Przed pracownikami w Polsce i na świecie stoi wiele wyzwań, które nadchodzą szybciej niż mogliśmy się spodziewać. Nie oznacza, to że na horyzoncie nie jest widoczny również kolejny krok w stronę skrócenia czasu pracy. Ostatnimi czasy w mediach coraz głośniej słychać o czterodniowym tygodniu pracy. Na łamach Gazety Wyborczej Piotr Beniuszys pisał w tym kontekście, że Młoda lewica porzuca stary etos pracy oraz że z rzeczników ludzi pracy przeistacza się w ludzi czasu wolnego[31]. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że takie słowa to bardziej zarzut niż obserwacja. Jak pisze Tomasz Markiewka w polemice do wypowiedzi dziennikarza Gazety Wyborczej:

Nie ma żadnej różnicy między «etosem pracy» a «etosem odpoczynku». Bo dobra praca to między innymi taka, która nas nie wykańcza psychicznie i fizycznie. I tradycyjna lewica doskonale to rozumiała[32].

Gdyby w powyższym wywodzie historycznym zamienić walkę o skrócenie czasu pracy na walkę o więcej czasu dla rodziny, przyjaciół i na rozwijanie pasji to sens tekstu nie uległby zmianie. Wprowadzenie czterodniowego dnia pracy ma szansę pozytywnie wpłynąć na zdrowie pracowników, ich produktywność oraz zwiększenie satysfakcji z wykonywanej pracy[33]. Jednak jak pokazały zmagania ruchów robotniczych z pogranicza XIX i XX wieku, być może będzie to kolejny krok, który będziemy musieli wykonać razem i solidarnie.

  1. H. Scullard,Festivals and Ceremonies of the Roman Republic, Cornell Univ Print 1981, s. 110.

  2. Encyklopedia Brytannica, hasło „Mary, mother of Jesus”, https://www.britannica.com/biography/Mary-mother-of-Jesus [dostęp z dnia 24.04.2023].

  3. M. Huberman, „Working Hours of the World Unite? New International Evidence on Worktime, 1870-1900” The Journal of Economic History. Wydanie 64 (4), s. 971.

  4. Ibidem.

  5. Tłumaczenie autorstwa Andrzeja Wojtasika zawarte w „Ludowej Historii Stanów Zjednoczonych”, s.347.

  6. Op.cit „Ludowa Historia…”, s.347.

  7. „RIOTING AND BLOODSHED IN THE STREETS OF CHICAGO.”, New York Times,1886, https://www.nytimes.com/1886/05/05/archives/rioting-and-bloodshed-in-the-streets-of-chicago-police-mowed-down.html, [dostęp z dnia 24.04.2023].

  8. Ibidem.

  9. John A. Farrell, “Clarence Darrow: Attorney for the Damned” , New York Doubleday, 2011, s. 5.

  10. C. Smith, „Introduction”,  The Dramas of Haymarket, https://www.chicagohistoryresources.org/dramas/overview/over.htm, [dostęp z dnia 24.04.2023].

  11. Ibidem.

  12. Ibidem.

  13. M.Meloch, „Z dziejów duchu robotniczego w połowie XIX w. w Królestwie Polskim, „Roczniki Dziejów Społecznych i Gospodarczych”, t. 8, 1939, s. 96-97.

  14. Ibidem.

  15. A.Leszczyński, „Ludowa historia Polski: historia wyzysku i oporu. Mitologia panowania”, Wydawnictwo W.A.B, Warszawa 2020, s. 347.

  16. Op. cit „Ludowa historia Polski…”, s. 354.

  17. M. Meloch, „Ruch strajkowy w Królestwie Polskim w latach 1870-1886, Warszawa 1907, s.68.

  18. Op. cit „Ludowa historia Polski…”, s. 356.

  19. A. Próchnik, „Bunt łódzki w roku 1922”, Łódź 1932, s. 30.

  20. Op. cit „Ludowa historia Polski…”, s. 359.

  21. H. E. Salisbury, „Black Night White Snow”, Da Capo Press 1981. s. 125,

  22. Norman Davies, Boże Igrzyska, Znak, Kraków, str. 839–840.

  23. Ibidem, s. 842..

  24. M. Madejski, „Krótka historia polskich wolnych sobót. «Byliśmy spóźnieni o 100 lat», Business Insider, [dostęp z dnia 24.04.2023], https://businessinsider.com.pl/wiadomosci/od-kiedy-mamy-wolne-soboty-bylismy-spoznieni-o-100-lat/21pw75t.

  25. Polska 1918 – 1978, GUS, Warszawa 1978, s. 16.

  26. E-podręcznik na Zintegrowanej Platformie Edukacyjnej, „Struktura i problem bezrobocia w Polsce”, [dostęp z dnia 24.04.2023], https://zpe.gov.pl/a/struktura-zatrudnienia-i-problem-bezrobocia-w-polsce/DKBnp9pW8.

  27. K. Duda, „Kiedyś tu było życie teraz jest tylko bieda”, Instytut Wydawniczy Ksiązka i Prasa 2019, s.78.

  28. Ibidem.

  29. Słowo „prekariat” powstało jako zbitka słów „precarious”(ang. Niepewny) oraz proletariat.

  30. Guy Standing, „Prekariat: Nowa niebezpieczna klasa”, Wydawnictwo Naukowe PWN, 2014.

  31. P. Beniuszys, „Walka lewicy o prawo pracowników do niepracowania”, Gazeta Wyborcza, [dostęp z dnia 24.04.2023] https://wyborcza.pl/7,75968,25483863,o-prawo-pracownikow-do-niepracowania.html.

  32. M. Markiewka, „Lewica dla opornych”, Wydawnictwo RM, Warszawa 2022, s.172.

  33. Ibidem. 172-180.