Od kilku miesięcy Izraelem szargają wewnętrzne niepokoje, których skala nie była dotąd obserwowana w całej siedemdziesięciopięcioletniej historii tego państwa. Związane są z zaproponowaną przez rząd Benjamina Netanjahu reformą sądownictwa. Reforma ta ukazała jak w soczewce napięcia między poszczególnymi grupami (plemionami) społecznymi Izraela, których koegzystencja w jednym państwie staje się coraz mniej możliwa.
Izraelskie rządy nigdy nie były stabilne, a bez mała wszystkie Knesety nie były w stanie dotrwać do końca swojej ustawowej kadencji i kończyły się rozpisaniem wcześniejszych wyborów. Jednakże natężenie tego zjawiska od 2019 roku przybiera rozmiary dotąd nieznane. W ciągu czterech lat odbyło się tam pięć kampanii wyborczych i wszystkie wyłonione w nich Knesety trwały zaledwie kilka miesięcy, a najdłuższy nieco ponad rok[1].
Jedną z głównych osi, wokół których kręciły się kampanie wyborcze, była postać wieloletniego premiera – Benjamina Netanjahu. Ten z kolei ma bardzo silną motywację do pozostania przy władzy, a są nią zarzuty karne. Od 2016 roku ciążą na nim, m.in. oskarżenia o korupcję, których – jak można się łatwo domyśleć – Bibi bardzo chciałby uniknąć[2]. Perspektywa skazania go stała się jeszcze poważniejsza w połowie 2021 roku, kiedy to po dwunastu latach ciągłego premierostwa został on odsunięty od władzy przez koalicję partii centrowych, lewicowych i (po raz pierwszy w historii) jednej z partii arabskich, na czele z premierami Bennettem, a następnie Lapidem. Ostatecznie koalicji nie udało się doprowadzić do skazania Netanjahu. Był to jednak moment, w którym mierzący się z zarzutami karnymi polityk zrozumiał, być może, lepiej niż kiedykolwiek przedtem, że jedyną alternatywą dla spędzenia ostatnich lat życia w więzieniu jest ponowne zdobycie władzy.
Koalicja „anty-Netanjahu” zdołała utrzymać się przy władzy niespełna półtora roku, żeby potem oddać władzę w ręce swojego największego wroga. W grudniu 2022 roku zaprzysiężony został najbardziej prawicowy rząd w historii Izraela. W jego skład wchodzi Likud – partia premiera Netanjahu, dwie partie Żydów religijnych (Szas oraz Zjednoczony Judaizm Tory) oraz trzy partie narodowo-religijne (Religijny Syjonizm, Żydowska Siła i No’am). Przywódcy trzech ostatnich partii byli już wcześniej znani opinii publicznej ze swoich rasistowskich, ksenofobicznych, homofobicznych czy też antykobiecych poglądów. Jeden z nich – Itamar Ben-Gewir – był skazany za nawoływanie do przemocy przeciwko Arabom oraz za podżeganie do terroryzmu[3]. Jednakże było też coś, co połączyło wszystkie partie wchodzące w skład owej koalicji – chęć ograniczenia roli Sądu Najwyższego w krajowym systemie politycznym.
Rola Sądu Najwyższego w systemie politycznym Izraela
Żeby dobrze zrozumieć, dlaczego Netanjahu aż tak bardzo uparł się na forsowanie reformy powodującej tak silny sprzeciw społeczeństwa, należy przyjrzeć się roli, jaką w izraelskim systemie politycznym pełni Sąd Najwyższy. Na wstępie warto zauważyć, że Izrael nie posiada konstytucji. Na początku istnienia tego państwa pojawiały się postulaty ustanowienia Ustawy Zasadniczej – takie zadanie miało wykonać I Zgromadzenie Ustawodawcze, które z czasem zostało przekształcone w I Kneset. Jednakże plany te spełzły na niczym, głównie z powodu napięć na tym polu pomiędzy segmentem religijnym i świeckim. Zamiast jednego aktu konstytucji Izrael posiada szereg, tzw. ustaw zasadniczych. Zaliczają się do nich, np. Deklaracja Niepodległości, Ustawa o Knesecie czy też Ustawa o Państwie Narodowym.
Z racji braku konstytucji, Izrael przez lata nie posiadał również trybunału, który badałby zgodność aktów prawnych niższego rzędu z ustawami zasadniczymi. Zmiany takiego stanu rzeczy dokonano w 1995 roku[4], kiedy to izraelski Sąd Najwyższy samodzielnie nadał sobie uprawnienia do takowej kontroli. Stało się tak z kilku powodów:
- otwarciu się na większą liczbę osób i podmiotów, które mogły zaskarżyć nową ustawę,
- doprowadzeniu do większej jawności decyzji rządu oraz organów państwa, co potem można było kwestionować,
- powstaniu doktryny „nieracjonalności”, mówiącej o tym, że Sąd może zawetować pewne decyzje rządu oraz innych organów państwa, jeśli te podczas ich podejmowania nie wezmą pod uwagę istotnych względów dla danej decyzji lub jeśli zrównoważą istotne względy w sposób ewidentnie nierozsądny[5].
Od samego początku takiej zmianie sprzeciwiały się partie religijne i prawicowe, argumentując, że odbiera to prerogatywy demokratycznie wybieranego Knesetu do pełnego realizowania woli narodu. Przychylni takiemu rozwiązaniu okazali się za to Arabowie i segment świecki, upatrujący w tym nadzieję na ograniczanie zapędów społeczności religijnej i narodowo-syjonistycznej, która w swoich postulatach stawała się coraz bardziej radykalna.
Przez lata Sąd Najwyższy zawetował kilkadziesiąt ustaw. Narodowym syjonistom i Żydom religijnym naraził się zwłaszcza decyzjami o konieczności likwidacji osiedli na terytoriach okupowanych na Zachodnim Brzegu Jordanu czy też służbie w armii ludności ultraortodoksyjnej. Środowiska te zarzucają mu stronniczość i ideologiczne zaangażowanie po stronie liberalno-lewicowej. Dlatego obecny stan rzeczy jest przez nich postrzegany jako uzurpacja i postulują one konieczność przeprowadzenia całościowej reformy jego działania.
Charakterystyka zmian
Zaproponowaną reformę można sprowadzić do dwóch głównych postulatów: zmiany sposobu wybierania sędziów Sądu Najwyższego oraz ograniczenie jego zakresu kompetencyjnego.
Dotychczas sędziów Sądu Najwyższego powoływało specjalnie do tego celu stworzone dziewięcioosobowe ciało. W jego skład wchodziło trzech obecnych sędziów Sądu Najwyższego (w tym jego przewodniczący), dwie osoby wybierane przez izraelską Naczelną Izbę Adwokacką, dwóch posłów do Knesetu (w tym zwyczajowo jeden opozycyjny) oraz dwóch członków Rady Ministrów. Zachodziła zatem proporcja 5:4 na korzyść środowisk prawniczych, co bardzo mocno drażniło środowiska prawicowe i religijne. Padały tutaj bardzo dobrze już znane z polskiego podwórka demagogiczne argumenty o kastowości środowiska, jego niedemokratyczności, elitaryzmowi, czy też braku kontroli i wpływu na niego ze strony obywateli oraz innych, demokratycznie wybieranych organów państwa. Sędziowie ci, w przeciwieństwie do posłów popierających reformę, mają nie rozumieć i nie reprezentować prawdziwych obywateli Izraela.
Z tego względu zaproponowany został nowy skład komisji wyboru sędziów, w której większość mieliby odgrywać politycy partii rządzącej. Ma się ona składać z jedenastu członków, na czele z Ministrem Sprawiedliwości, co już stanowi znaczącą zmianę. Ze starego składu pozostawiono przewodniczącego Sądu Najwyższego (ale już w asyście dowolnych dwóch innych sędziów, niekoniecznie będących członkami Sądu Najwyższego) oraz dwóch członków Rady Ministrów. Pozostałe osoby wchodzące w skład komisji to przewodniczący trzech komisji Knesetu (Komisji Konstytucji, Prawa i Sprawiedliwości Knesetu, Komisji Kontroli Państwowej Knesetu oraz jeszcze jednej z komisji Knesetu) oraz dwóch przedstawicieli społeczeństwa, wybieranych przez Ministra Sprawiedliwości, z których jeden musi być prawnikiem. Proporcja wynosiłaby zatem 8:3, co de facto wyklucza środowisko sędziów z wyboru składu Sądu Najwyższego i może prowadzić do jego pełnego upolitycznienia, podobnie jak ma to miejsce w Polsce w przypadku Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej. Konsekwencji takiego stanu rzeczy nie trzeba Polakom tłumaczyć.
Dla przeciwników reformy jest to o tyle niepokojące, że od blisko czterdziestu lat (oczywiście z pewnymi przerwami) władzę w Izraelu sprawuje prawica w koalicji z partiami Żydów ortodoksyjnych, co budziło i wciąż budzi obawę o narzucanie większości (czyli Żydom świeckim) praw w większym stopniu opartych na zasadach religii. Sprzeciw budzi również zapewnienie przez wspomniane koalicje prawicowo-religijne przywilejów dla wyborców ortodoksyjnych, między innymi wyłączenie z odbywania służby wojskowej, która jest obowiązkowa dla wszystkich kobiet i mężczyzn.
Inny zapis reformy, zakłada zwiększenie głosów koniecznych do obalenia ustawy przez Sąd Najwyższy. Obecnie wystarczy do tego zwykła większość z piętnastoosobowego składu Sądu, jednakże po reformie konieczna będzie już większość dwunastoosobowa. W sytuacji, gdy do Sądu dołączą osoby wybrane już przez nowy, polityczny skład komisji mianującej sędziów, będzie o wiele trudniej zablokować kontrowersyjne akty prawne.
Kolejną zmianą ma być możliwość odrzucenia przez Kneset zwykłą większością głosów weta Sądu Najwyższego wobec ustaw. Ostatnią zaś ma być odebranie Sądowi możliwości badania decyzji rządu i administracji państwowej pod kątem ich prawnej „zasadności”. Wszystko to może de facto doprowadzić do całkowitego zabetonowania Sądu i pozbawienia go jego obecnej roli w izraelskim systemie, jednocześnie eliminując jedyny istniejący bezpiecznik.
Jak już wcześniej wspomniano, Izrael nie posiada konstytucji. Dodatkowo system wzajemnej kontroli władz jest mocno wadliwy – Prezydent nie ma prawa weta a jego funkcja jest w zasadzie czysto reprezentacyjna. Kneset jest parlamentem jednoizbowym, co uniemożliwia kontrolę jednej izby przez drugą, jak np. w Polsce. Wreszcie, Izrael jest państwem w pełni unitarnym, bez rozwiniętych regionów czy samorządów, co wyklucza chociażby namiastkę decentralizacji i pluralizmu. Po wejściu w życie reformy Kneset i rząd staną się w pełni władne, a ich decyzji nikt nie będzie w stanie zakwestionować. Otwiera to więc drogę do pełnego narzucenia przez większość rządzącą (prawicowo-religijno-syjonistyczną) praw nieakceptowalnych czy wręcz uderzających w obywateli niepodzielających takiego systemu wartości. Należy przypomnieć tutaj rzecz fundamentalną – ponad dwadzieścia procent izraelskiego społeczeństwa stanowią Arabowie! W obecnym rządzie zasiada natomiast osoba skazana za nawoływanie do przemocy wobec ludności arabskiej oraz podżeganie do terroryzmu…
Reakcja
Nie powinno być niczym zaskakującym, że reforma ta spotkała się z ogromnym sprzeciwem społecznym. Już sama jej zapowiedź wyprowadziła ludzi na ulice – protestowały zarówno duże miasta, jak Tel Awiw czy Hajfa, ale również szereg mniejszych miejscowości. Szacuje się, że w protestach mogło uczestniczyć blisko pół miliona ludzi[6], co w dziesięciomilionowym Izraelu stanowi imponującą liczbę. Co ważne, protesty nie gasną i przez cały ten czas obywatele nadal wychodzą na ulice, aby zamanifestować swój sprzeciw wobec planowanych zmian. Należy jednak zaznaczyć, że protestują głównie świeccy Izraelczycy, zwolennicy opozycji.
Kluczowe jest jednak to, że izraelska gospodarka w dużej mierze bazuje na pracy tejże ludności. Dodatkowo, poza segmentem religijno-syjonistycznym, służą oni w izraelskiej armii, w przeciwieństwie do ludności ultraortodoksyjnej, stanowiącej zaplecze obecnego rządu odpowiedzialnego za omawianą reformę. Na przełomie marca i kwietnia przed Netanjahu stanęła groźba strajku generalnego. Strajkowały lub strajki zapowiedziały przedsiębiorstwa z branży high-tech, lotnisko Ben Guriona, port w Aszdodzie, związki zawodowe czy uczelnie. Ze względów bezpieczeństwa bardzo niepokojące wydawały się zapowiedzi rezerwistów o odmowie uczestnictwa w szkoleniach wojskowych. Znacząco wzrosła również skala przemocy pomiędzy obywatelami Izraela a Palestyńczykami.
Stąd też Bibi zdecydował się na chwilową przerwę w procesowaniu nowych ustaw. Jednakże stał się on zakładnikiem swoich wcześniejszych decyzji o zawiązaniu koalicji z partiami skrajnie prawicowymi. Ich wyżej wspomniani liderzy, na czele z Ben Gewirem, zachęceni realizacją części swoich postulatów i uzyskaną władzą, ani myśleli o jakichkolwiek zmianach czy ustępstwach. Takie stanowisko wzmacniała również decyzja Sądu Najwyższego o czasowym zamrożeniu nowelizacji Ustawy o Policji, która zwiększała zakres kontroli na tą formacją Ministra Bezpieczeństwa Narodowego (obecnie funkcję tę sprawuje Ben Gewir). Lider partii Żydowska Siła zagroził zerwaniem koalicji, gdyby reforma została zamrożona, co skutkowałoby utratą większości w Knesecie i najprawdopodobniej koniecznością rozpisania nowych wyborów, w których przy skrajnie negatywnych sondażach dla Likudu, Netanjahu mógłby znów stracić władzę. To z kolei wiązałoby się z intensyfikacją procesów sądowych przeciwko niemu. Na tak postawione ultimatum Netanjahu miał tylko jedno wyjście – procedowanie ustawy zostało po kilku tygodniach wznowione.
Do końca sierpnia przyjęte zostały już ustawy dotyczące zasady rozsądności w aktach prawnych i decyzjach administracyjnych, które pozbawiają Sąd Najwyższy prawa do blokowania niektórych decyzji władzy ustawodawczej i wykonawczej. Uprzednio Sąd miał taką możliwość i skorzystał z niej np. w styczniu bieżącego roku, blokując nominacje Arie Deriego, lidera koalicyjnej dla Likudu partii Szas, na stanowisko Ministra Spraw Wewnętrznych i Ministra Zdrowia. Deri, lider partii Żydów sefardyjskich, był ongiś oskarżony o korupcję i oszustwa podatkowe. Wówczas zawarł ugodę z sądem, w której zobowiązał się, że nie będzie już pełnił funkcji publicznych, co według Sądu Najwyższego było argumentem wykluczającym jego kandydaturę do objęcia teki ministra[7]. Decyzja o nominacji została uznana przez Sąd za skrajnie nierozsądną i w związku z tym Deri musiał pożegnać się z urzędem, powodując pierwsze z tarć w świeżo uformowanej koalicji.
Ciągle toczy się również spór o skład komisji do spraw wyboru sędziów. Minister sprawiedliwości Lewin nie chce zwoływać jej posiedzeń w nadziei na przeforsowanie w Knesecie ustawy o zmianie składu komisji, o czym mowa była powyżej. Jest to o tyle istotne, gdyż Komisja wręcza nominację nie tylko sędziom Sądu Najwyższego, ale również sędziom sądów niższego szczebla oraz sądów religijnych. Dodatkowo w tym roku wygasa kadencja dwóch sędzi Sądu Najwyższego, w tym jego Prezeski – Estery Hajut.
Perspektywy na przyszłość i komentarze
Od kilku lat Izrael znajduje się na zakręcie swojej historii. Państwo i naród, który przez lata jawił się silnym, zjednoczonym i współdziałającym, coraz bardziej popada w dekompozycję na pomniejsze, wrogie sobie segmenty. Powiedzieć o Izraelczykach, że są podzieleni, byłoby stwierdzeniem bardzo trywialnym. Żydzi byli, są i najprawdopodobniej pozostaną podzieleni – religijnie, etnicznie, kulturowo, klanowo, językowo oraz na szereg innych sposobów. Szkopuł w tym, że przez ostatnie siedemdziesiąt lat byli oni zjednoczeni we wspólnym celu – początkowo przetrwaniu, a gdy to stało się pewne, skupiono się na rozwoju. Ostatnio jednak izraelska klasa polityczna zdaje się o tym zapominać i skupia się na partykularnych interesach, zarówno swoich własnych, jak również grup, z których się wywodzi. Jak pokazały opisane wydarzenia, stają się w tym coraz bardziej zuchwali i bezalternatywni, a także krótkowzroczni.
Izraelskie społeczeństwo jest obecnie podzielone na cztery główne grupy: świeckich Żydów, Żydów ortodoksyjnych, Żydów religijno-syjonistycznych oraz Arabów. Ci ostatni tradycyjnie byli trzymani na dystans, z kolei Żydzi ortodoksyjni sami tego się domagali. Siłą napędową państwa był zatem segment świecki i religijno-syjonistyczny. Problem w tym, że demograficznie segment świecki od lat słabnie, z kolei na znaczeniu zyskuje segment ortodoksyjny, z całym jego sceptycyzmem, czy wręcz wrogością do państwa. Całość podlana jest również dużą dawką populizmu.
Wszystko to powoduje od kilku lat ciągły, polityczny kryzys i coraz to mniejsze możliwości współpracy między grupami. Brak też ku temu płaszczyzny, gdyż jak opisano w tekście, w Izraelu brakuje sztywno określonych zasad dotyczących tego, kto co może i kto będzie to weryfikował. Dlatego dochodzi do tak dużych nadużyć i zwycięstwa partykularnych interesów, czego przykrą egzemplifikacją stał się konflikt wokół Sądu Najwyższego – jedynego jak dotąd rozjemcy pomiędzy grupami.
Izrael potrzebuje konstytucji, na którą zgodzić muszą się wszystkie zwaśnione ze sobą strony. Potrzeba jest znalezienia wspólnego minimum, bazy pozwalającej na dalsze współistnienie wszystkich ze wszystkimi. Jednakże izraelska klasa polityczna wydaje się nie zauważać takiej konieczności i podsyca trwający konflikt. Może się to okazać bardzo brzemienne w skutki.
Izrael w swojej historii miał już okresy rozbicia na dwanaście plemion czy też dwa królestwa. Brak zjednoczenia doprowadzał zawsze naród do upadku, z którego w bólach musiał się odbudowywać. Dlatego obecnie widoczny podział na „cztery plemiona” również wydaje się niezwykle niepokojący i powinien uzmysłowić rządzącym, że w dalszym ciągu państwo to pozostaje we wrogim sobie położeniu geopolitycznym. Kolejny upadek państwowości nie jest wcale aż tak nieprawdopodobny. Dlatego snując plany budowy trzeciej „Świątyni”, powinna ona pamiętać, że z jakiegoś powodu będzie właśnie już trzecią z kolei, gdyż poprzednie dwie tragicznie upadły.
-
M. Wojnarowicz, Izrael przed kolejnymi wyborami do Knesetu. „Polski Instytut Spraw Międzynarodowych”, https://www.pism.pl/publikacje/izrael-przed-kolejnymi-wyborami-do-knesetu, [dostęp: 20.08.2023]. ↑
-
M. Matusiak, Netanjahu po raz szósty: nowy rząd Izraela, „Ośrodek Studiów Wschodnich”, https://www.osw.waw.pl/pl/publikacje/komentarze-osw/2023-01-18/netanjahu-po-raz-szosty-nowy-rzad-izraela, [dostęp: 27.08.2023]. ↑
-
H. Chazar, Israeli far-right’s Ben-Gvir to be national security minister under coalition deal, „Reuters”, https://www.reuters.com/world/middle-east/netanyahus-party-signs-first-coalition-deal-with-israeli-far-right-2022-11-25/, [dostęp: 27.08.2023]. ↑
-
M. Matusiak, Przerwa taktyczna: Netanjahu zawiesza reformę sądownictwa, „OSW”, https://www.osw.waw.pl/pl/publikacje/analizy/2023-03-28/przerwa-taktyczna-netanjahu-zawiesza-reforme-sadownictwa, [dostęp: 27.08.2023]. ↑
-
A. Cohen, Y. Shany, The New Israeli Government’s ‘Constitutional Law Reforms’: Why now? What do they mean? And what will happen next? ,,Lawfare”, https://www.lawfaremedia.org/article/the-new-israeli-government-s-constitutional-law-reforms-why-now-what-do-they-mean-and-what-will-happen-next, [dostęp: 27.08.2023]. ↑
-
A.D. Miller, D. Miller, What Israel Can Teach the U.S. About Confronting a Constitutional Crisis. ,,Foreign Policy Magazine”, https://foreignpolicy.com/2023/05/18/israel-judicial-reform-protests-us-constitutional-crisis-democracy-lessons/#cookie_message_anchor, [dostęp: 28.08.2023]. ↑
-
https://raportostanieswiata.pl/odcinki/raport-o-stanie-swiata-29-lipca-2023/ [dostęp: 27.08.2023]. ↑