Cyfrowe muzea – hit czy kit? Rozmowa z dr Moniką Stobiecką

Wywiad ukazał się w 19. numerze kwartalnika „Młodzi o Polityce”

Monika Stobiecka — historyczka sztuki i archeolożka, adiunktka na Wydziale „Artes Liberales” Uniwersytetu Warszawskiego, członkini Akademii Młodych Uczonych PAN. Laureatka „Diamentowego Grantu” MNiSW (2014) i „Miniatury” NCN (2021), stypendystka Fundacji z Brzezia Lanckorońskich (2016), Fundacji Kościuszkowskiej (2018) oraz Fundacji na Rzecz Nauki Polskiej (2019). Finalistka konkursu nagród naukowych tygodnika „Polityka” (2020). Współzałożycielka Central Eastern European Chapter w Association of Critical Heritage Studies. Autorka dwóch monografii dotyczących teoretyzowania muzeów archeologicznych, które ukazały się nakładem Wydawnictwa IBL PAN (2020) oraz Routledge (2023). Redagowała pierwszy w Polsce wstęp do krytycznych studiów nad dziedzictwem (Krytyczne studia nad dziedzictwem: pojęcia, metody, teorie i perspektywy, Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego 2023). Interesuje się studiami muzealnymi, krytycznymi studiami nad dziedzictwem oraz przecięciem sztuki współczesnej i teorii archeologii.

Paulina Kędzierska: Jesteśmy świadkami popularyzacji i zróżnicowania muzeów, jest ich także coraz więcej. To dobrze, czy źle?

Dr Monika Stobiecka: Dziękuję, to jest bardzo dobre pytanie. W zasadzie jest trudne w jednoznacznej odpowiedzi, bo odnosi się nawet nie do tego, ile muzeów powstaje, za to ile jakich muzeów powstaje. Odpowiedź na to pytanie pokazuje nam coś niepokojącego. W swoich badaniach skupiam się bardzo często na kwestiach związanych z nowymi technologiami, na multimediach w muzeach. Przykładem są wszechobecne w Polsce muzea narracyjne, które, gdy raz zostały wprowadzone – było to w 2004 roku wraz z otwarciem Muzeum Powstania Warszawskiego – tak na stałe zagościły w Polsce i zaczęły, w moim przekonaniu, skutecznie wypierać inne typy muzeów.

Czym są muzea narracyjne?

Muzea narracyjne to instytucje, które snują opowieść – o wątkach historii, ważnych postaciach przeszłości, innych zjawiskach – przy pomocy różnorakich multimediów. Idea stojąca za tym typem muzeum głosi, że zwiedzający ma się zanurzyć (immerse) w opowiadanej historii, stać się wręcz jej aktorem/aktorką. W tym momencie w Polsce funkcjonuje ponad 100 muzeów lub wystaw narracyjnych. Natomiast właśnie prowadzi to do sytuacji, w której niemal każda opowieść muzealna jest snuta przy pomocy tych samych środków. To oznacza, że niezależnie czy pójdziemy do Muzeum Śląskiego w Katowicach czy do Muzeum Podziemia Rynku w Krakowie – za każdym razem zobaczymy zbliżone cechy tej muzealnej narracji multimedialnej. Są tam wykorzystane bardzo podobne albo nawet takie same rozwiązania technologiczne, które w każdym muzeum zwyczajnie przebiera się w trochę inne tematyczne szaty.

Dlaczego jest to negatywne zjawisko?

Ponieważ doświadczenie muzealne w Polsce staje się doświadczaniem homogenicznym. Czyli doświadczeniem, które nie rozróżnia typów muzeów, i które też, siłą rzeczy, pokazuje bardzo komercjalny wymiar muzeów. To, że one wszystkie zaczęły się przeobrażać w stronę muzeów narracyjnych – jak wskazują liczni badacze oraz osoby, które w muzeach pracują i nimi zarządzają – wynika z tego, że Muzeum Powstania Warszawskiego jako pierwsze muzeum narracyjne w Polsce osiągnęło niebywały, nieporównywalny z niczym wcześniej sukces komercyjny. Teraz, żeby przyciągnąć zwiedzających, muzea wierzą w to, że muszą się uciec do tych samych  – multimedialnych – środków .

Czyli muzea skupiają się bardziej na przyciągnięciu zwiedzających, a nie na tym, co mają pokazać?

Tak, te opowieści historyczne bardzo często nie są zniuansowane. Środki technologiczne, których się używa, są podobne i to do tego stopnia, że kiedy odwiedzimy kilka takich muzeów multimedialnych, tworzy to jakiś taki dziwny efekt bycia w nieco przestarzałym parku rozrywki. Dla porównania mogę odnieść się do mojej niedawnej wizyty w studio Warner Bros. Jest tam część planu filmowego, na którym kręcono Harry’ego Pottera. Zarówno aranżacja, sposób zwiedzania, jak i użyte tam środki natychmiast przypomniały mi wiele polskich muzeów. Otóż jest uliczka z miasteczka, do którego bardzo często wybierał się Harry z Ronem i Hermioną. W sposób niebywały wręcz przypominało to rozwiązania historycznych uliczek, które możemy znaleźć w Muzeum Fabryka Oskara Schindlera w Krakowie, w Muzeum Polin w Warszawie, w Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. Aranżacja była tak łudząco podobna, że w zasadzie gdyby zmienić szyldy, to by była ta sama uliczka z jednego z tych muzeów. Mój problem więc polega na tym, że widzimy brak oryginalności w stosowaniu technologii. Często ta technologia jest stosowana po prostu bez głębszej refleksji i w sposób daleki od kreatywnego.

Jaki jest główny problem muzeów używających multimediów?

Multimedia jest bardzo łatwo zmanipulować. Szczególnie było to widać w trakcie ośmiu lat rządów PiS i tego, co działo się w tym czasie w muzeach. Dla PiS-u dużym priorytetem było dziedzictwo, co zresztą bardzo mocno podkreślano w programie wyborczym w 2019 roku – termin ten padł w nim ponad 70 razy. Zwłaszcza w zapisach związanych z edukacją, gdzie była mowa o organizowaniu wycieczek dla młodzieży do wybranych polskich muzeów – było widać dokładnie, że partia preferuje muzea multimedialne.Stanowiły one miażdżący procent muzeów rekomendowanych do zwiedzania dla szkół. Te skrupulatnie wybrane instytucje miały opowiadać historię zgodną z polityką partii ówcześnie rządzącej.

Czy w Polsce mieliśmy przykład manipulacji muzeami narracyjnymi?

Dobrym przykładem może być słynna kontrowersja wokół zmiany wystawy stałej w Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, gdzie zespół profesora Machcewicza słusznie oskarżył nowego dyrektora Karola Nawrockiego o zmiany w wystawie, które wpływały na jej ogólny przekaz. Jest to bardzo ważny problem, który – w moim poczuciu – nie jest adresowany w wystarczający sposób. Mowa tutaj omożliwości manipulowania multimediami, wprowadzania szybkich zmian, wpływania na treści mniej oczywisty, bardziej podprogowy sposób. Można zmienić nawet przekaz całej wystawy, zastępując jeden film wizualizacją, która kończy wizytę – tak jak to stało się  właśnie w Muzeum II Wojny Światowej.

Czy wprowadzenie elementów cyfrowych to odpowiedź na potrzeby gen Z?

Ja jestem z generacji millenialsów, więc mam trochę inne podejście do technologii niż osoby boomerskie, a już szczególnie różne podejście od pokolenia boomerów będą mieli przedstawiciele generacji Z.  W momencie, kiedy każdy dyrektor czy dyrektorka obwieszcza modernizację muzeum słowami:“wprowadzimy technologie dla młodych ludzi”, to chciałabym zadać kontrpytanie i dowiedzieć się, które konkretnie grupy ludzi zostały przebadane? Kim byli ci młodzi, którzy się wypowiedzieli? Bo wszystkie badania prowadzone w muzeach pokazują jednoznacznie, że młode osoby nie są do końca zainteresowane multimediami w muzeach. Głównie ze względu na to, że te multimedia i sprzęty szybko się starzeją, nie są w prawidłowy sposób konserwowane. Nie musimy mieć nieprzyjemnego doświadczenia ze starą technologią w muzeum. To, co by było raczej ciekawsze, to właśnie doświadczenie analogowe, które faktycznie jest już skrajnie inne od tego, co mamy w codzienności. Występuje błędne przekonanie o tym, że młodzi ludzie muszą lubić technologie. Jasne, że lubią, ale może nie zawsze w muzeach.

Też jestem zdania, że do muzeów idziemy po inne doświadczenia, niż te multimedialne. W takim razie czy są muzea w Polsce, które wykorzystują właśnie multimedia i robią to w dobry sposób?

Mimo wszystko powiedziałabym, że Muzeum II Wojny Światowej było takim miejscem. Oczywiście przed zmianą w narracji wystawy stałej, której dokonał zespół Karola Nawrockiego. To muzeum deleguje do multimediów, przede wszystkim do tabletów, dodatkowe informacje – mamy jedną narrację analogową i pogłębienie tej narracji w różnych tabletach, planszach, na różnych wyświetlaczach. Ten zabieg ma służyć poszerzeniu wiedzy, czyli jest bardzo wyraźnie zaznaczona funkcja edukacyjna tych multimedialnych pomocy. Co jest jeszcze istotne, to fakt, że można przejść muzeum bez sięgania do, tylko i wyłącznie,tabletów.

Jako inny przykład wskazałabym częściowo Centrum Interpretacji Dziedzictwa Brama Poznania – ta wystawa ma elementy multimedialne bardziej oparte o różne wizualizacje, połączone z muzyką, tworzeniem nastroju, który pomaga w immersji i działa na wyobraźnię, zwłaszcza, kiedy mowa jest o takich najdawniejszych epokach historii polskiej.

Dlaczego częściowo?

Z perspektywy czasu ciężko mówić teraz o którymś z tych muzeów w superlatywach i to też wynika z tego, że wystawy otwarte po 2004 – Muzeum Powstania Warszawskiego (2004), Muzeum Podziemi Rynku w Krakowie (2010), Muzeum Fabryka Oskara Schindlera (2010), Muzeum Chopina (2010), Muzeum Historii Żydów Polskich Polin (2014), od tego czasu się nie zmieniły. Wprawdzie pojawiły się nowe multimedia, ale wystawy stałe pozostały generalnie takie same. W studiach muzealnych podkreśla się, że wystawa stała powinna być zmieniana co jakiś czas. Widełki czasowe dla wystawy stałej są dość długie – mówimy tutaj o dekadzie czy dwóch, ale wskazuje się na to, że wystawy stałe, które są multimedialne, powinny trwać maksymalnie 10 lat. I to się nie wydarzyło na przykład w przypadku Muzeum PodziemiRynku w Krakowie, Muzeum Chopina czy Polin (choć w tym ostatnim przypadku mowa jest już o planach modernizacji). Brak zmian doprowadził do tego, że wystawy są po prostu przestarzałe i może coś, co mi się wydawało jeszcze ciekawe, świeże czy w jakiś sposób kreatywne 7 lat temu, już dzisiaj nie będzie takim się wydawać.

Jakie zmiany zachodzą w muzeach archeologicznych?

Jeśli chodzi o muzeum archeologiczne, to dzieje się dużo dobrych, ciekawych rzeczy. Przede wszystkim związanych z interdyscyplinarnością współczesnej archeologii – sięga się po takie eksponaty, które na przykład mówią o badaniach nad antycznym DNA, czy nad zwierzętami w przeszłości. Pojawiają się także interwencje artystyczne, czyli wprowadza się prace artystów i artystek w przestrzeń wystaw, nawet w dość tradycyjnych muzeach. Taki rodzaj „zaburzenia” narracji, prowokacja,często pozwala coś zakwestionować, podać pod wątpliwość, skomentować. Artystyczne interwencje są w bardzo wielu muzeach archeologicznych. Teraz Włochy otwierają się na takie zabiegi, nawet organizują rezydencje dla artystów, co jest bardzo ciekawe.

A jeżeli chodzi o elementy cyfrowe?

Mamy też mnóstwo ciekawych eksperymentów cyfrowych, w których użycie multimediów sprowadza się do tego, żeby pokazać coś, czego nie można odtworzyć, nie naruszając przy tym zabytków. Oryginalne elementy architektoniczne pozyskane z wykopalisk, czy nawet drobne przedmioty są trudne do zrozumienia bez specjalistycznej wiedzy – wtedy faktycznie wartościową pomocą jest tablet, który pozwala zrozumieć, w jakiej one całości funkcjonowały, na przykład jaką częścią budynku były, czy przez kogo były używane. Przykładem bardzo dobrego użycia multimediów w muzeum archeologicznym może być umieszczenie kilku rekonstrukcji na tablecie w Muzeum Ołtarza Pokoju w Rzymie. To fantastycznie pokazuje, że jeśli chodzi o archeologię, nie ma jednej „słusznej” interpretacji. Te interpretacje często mogą się różnić, rekonstrukcje nigdy nie są idealne. Ciężko dojść do tej jedynej prawdziwej wersji przeszłości, ale poprzez użycie tabletów – czy jak robią to właśnie w tym muzeum poprzez projekcję rozszerzonej i wirtualnej rzeczywistości w wybrane wieczory – można zobaczyć różne wizje tego ważnego zabytku.

Czyli w przypadku muzeów archeologicznych, wprowadzanie elementów cyfrowych jest koniecznością?

Nie powiedziałabym, że koniecznością. Jest jedna z możliwych dróg – można wprowadzać do muzeum sztukę, badania interdyscyplinarne, różne kolaboracje – na przykład z geologią czy z biologią, z naukami o środowisku, a można pokazywać coś cyfrowo, mając na uwagę kwestie, o których mówiłam wcześniej.

Czy zabytki cyfrowe są w jaki sposób chronione?

UNESCO przedstawiło już na początku XX wieku „Kartę w sprawie zachowaniadziedzictwa cyfrowego”. Dziedzictwo cyfrowe zostało tam zdefiniowane jako wszystkie dokumenty elektroniczne, wszelkie nośniki, na których te dokumenty są zapisane. Natomiast nie widać, żeby tworzyła się – jak w przypadku dziedzictwa niematerialnego czy materialnego – lista reprezentatywna dziedzictwa cyfrowego. Ja, ilekroć czytam tę kartę, to tak naprawdę nie mam do końca przekonania, o czym mowa. To znaczy jak chronić dziedzictwo cyfrowe? Są repozytoria, archiwa, bazy danych, to wszystko składa się na dziedzictwo cyfrowe. Można, w takim układzie, potraktować archiwa cyfrowe czy repozytoria danych jako rodzaj muzeów dziedzictwa cyfrowego. Ciężko mi sobie wyobrazić, jak w praktyce ta ochrona będzie wyglądała. To znaczy, poza tym, że funkcjonują duże przedsięwzięcia, np. bazy danych, jak Europeana – digitalizuje się bardzo dużo, praktycznie każde państwo ma swoje jakieś narodowe cyfrowe archiwum, to jednak ciężko mi sobie wyobrazić, jak to dziedzictwo cyfrowe jest i będzie chronione, na przykład, na poziomie UNESCO. Jak wybrać te cyfrowe typy dziedzictwa czy obiekty dziedzictwa, które będą w jakiś sposób specjalne?

Czy możemy spodziewać się powstania stanowiska konserwatora do zabytków cyfrowych?

Konserwator dziedzictwa cyfrowego to jest na pewno coś, o czym warto myśleć. Taka osoba na pewno musiałaby się zmierzyć z wielkimi wyzwaniami technicznymi i z kontrolą treści tego typu dziedzictwa. Nie chodzi tylko o nośnik tych zabytków, ale też np. o takie pytanie, jak to, czy zachować  stronę internetową z lat 90-tych jako przykład “wczesnego internetu”.

Czy w przyszłości będziemy chcieli oglądać na przykład te stare komputery, stare strony, czy wysypiska śmieci?

Myślę, że kierunek muzealizowania i eksponowania naszej codzienności będzie w przyszłości ważny. Co do innych kierunków, to wszystko zależy od tego, co będzie ważne dla ludzi. Potrafię sobie wyobrazić, że na przykład w związku z kryzysem klimatycznym takie miejsca, które świadczą właśnie o postępujących zmianach, staną się właśnie dziedzictwem i to już się w zasadzie zaczęło dziać na Islandii, gdzie – w miejsce stopionego lodowca – powstał pomnik upamiętniający ten lodowiec, opisujący, kiedy się stopił, jaka była wtedy temperatura, co się wydarzyło. Podejrzewam, że takich miejsc może być lada chwila całkiem sporo. Z kolei jeśli myślimy o rozwoju technologicznym, to panorama muzeów może wyglądać jeszcze inaczej. Może wszystkie będzie generowała sztuczna inteligencja? Tylko wtedy liczmy na to, że będzie trenowana na takich danych, które pozwolą na stworzenie czegoś ciekawszego, niż po prostu cyfrowej wersji standardowego muzeum narodowego.