Chłopi na politycznych salonach – Polska z ludową koniczyną

Ilustracja: Mateusz Szostek
Artykuł ukazał się w 13. numerze kwartalnika „Młodzi o Polityce”

Dzisiejsza narracja polityczna w dobie wyborów do Sejmu RP X kadencji ogniskuje się wokół konfliktu dwóch głównych ugrupowań. Partii masowych, mających charakter wodzowski, zorientowanych na zdecydowaną i bezlitosną walkę ze sobą aż po wzajemne wyniszczenie. Starcie to ma oblicze walki szlachetnego dobra z degenerowanym złem w zależności od tego, jak obserwator ma ulokowane swoje sympatie polityczne. I choć mówi się, że wybory będą najważniejsze w całej historii III Rzeczpospolitej, to historia zna kilka przykładów elekcji, gdzie stawka była znacznie wyższa, a porażka, jaką przyszło zapłacić, była destrukcyjna dla wielu stawających wówczas w szranki partii. Do jednej z nich należało stronnictwo mające swój elektorat za rogatkami wielkich miast. Na kwitnącej życiem, ale też i problemami polskiej, tradycyjnej, katolickiej wsi. Będzie to historia o dziejach ruchu ludowego, niezwykle istotnej formacji, która towarzyszy nam od znacznie dłuższego czasu, niż większości ludzi może się zdawać. Co więcej, jej rola w budowaniu oraz obronie polskiej demokracji jest zdecydowanie niedoceniana.

Finis Poloniæ

Z czym kojarzy nam się I Rzeczpospolita? Z szkolnej pamięci potrafimy wyciągnąć nazwiska przesławnych dowódców, wśród których znajdziemy Jana Karola Chodkiewicza, Stanisława Żółkiewskiego, Jeremiego Wiśniowieckiego, Stanisława Koniecpolskiego czy Jana Zamoyskiego. Wymieniamy sławne pokazy oręża polskiego – Wiedeń, Kircholm, Kłuszyn czy Beresteczko. Gdzieniegdzie pamiętamy o żałosnych w rozpaczy trenach Jana Kochanowskiego, promującym polski język Mikołaju Reju i odkrywającemu zasady astronomii kanoniku warmińskim Mikołaju Koperniku. Obraz nasz tamtych czasów w znaczny sposób podsyca narracja naszego pierwszego literackiego noblisty, Henryka Sienkiewicza, który malował nam w wyobraźni obrazy, tak jak sam mistrz Matejko. Ale gdy dokonamy tego przeglądu, to rzuci nam się w oczy relacja jednego stanu społecznego. Szlachty. Czy sami szlachcice żyli w sławnej Rzeczpospolitej? Oczywiście, że nie. Choć i tak stanowili ewenement na skalę świata, bo prawie 10% populacji mającej przywileje, herby i prawo do noszenia oręża to znaczny wkład społeczny[1]. Na szlachty szczęście pracowali w lwiej większości stłamszeni politycznie mieszczanie (gdańszczanie pomyślnie wymknęli się z tej patowej okoliczności) oraz całkowicie pozbawieni inicjatywy chłopi. Zwłaszcza ci ostatni nie liczyli się w hierarchicznej układance, co tylko się pogarszało wraz ze wzrostem znaczenia latyfundyjnej magnaterii. Nawet klimaty oświeceniowe, które zaczęły przenikać na pańskie dwory w czasach Augusta III Sasa, a propagowane były przez ostatniego elekcyjnego monarchę, Stanisława Augusta Poniatowskiego nie doprowadziły do poprawy sytuacji. Do czasu. Polska się waliła wskutek zdrad wewnętrznych i zakusów zewnętrznych. Po II rozbiorze Rzeczpospolita była kadłubkowym protektoratem Rosji ograniczonym ledwie do Mazowsza, północnej Małopolski, starej Litwy wraz z lennym księstwem Kurlandii oraz partiami Wołynia. W takiej sytuacji pojawił się ktoś, kto w nędznej doli chłopa dojrzał potencjał na ratowanie Polski. A było to wówczas wizjonerstwo. Ten człowiek nazywał się Kościuszko.

Insurekcja kościuszkowska była pierwszą poważną sytuacją w dziejach I RP, w której chłopi zostali potraktowani podmiotowo. A to znaczyło wtedy tyle, co rewolucja. Zresztą nietrudno było wiązać znanego z hiper progresywnych poglądów bohatera amerykańskiej wojny o niepodległość, z francuską zawieruchą i jej ideami. Szlachta i magnateria sarkała na Kościuszkę, przekładając przywileje oraz wygodnictwo ponad ratowanie państwa. Próby ożywienia kadłubkowego państwa polskiego były ambitne. Armia została oparta na zaciągach chłopskich, wprowadzono nieznany wcześniej w Polsce pieniądz papierowy, dokonano znaczącej aktywizacji ludności miast i wsi[2]. To wszystko zwiastowało początek zmian. Nie dane było jednak Kościuszce pociągnąć reform do szczęśliwego końca. Prawdziwa insurekcja skończyła się wraz z pochwyceniem naczelnika powstania w niewolę pod Maciejowicami. 1795 rok skasował państwo polskie, chłopstwo zaś zapadło znów w głęboki sen świadomości klasowej i narodowej.

Z odmętów wolności…

Choć idea niepodległej Polski wracała wielokrotnie w XIX wieku, to dość długo zwlekano z jej prezentacją szerokim masom, czyli chłopom. Księstwo Warszawskie tworzyli przede wszystkim oficerowie napoleońscy, szlachta oraz mieszczaństwo z niezbyt dużych, jak na standardy europejskie, miast. Królestwo Polskie w unii z carską Rosją było pod kontrolą tych samych nobili. Gdy trwały walki powstania listopadowego, chłop co najwyżej mógł opuścić pana z dobytkiem ruchomym bez prawa do zachowania zysków ze zbytej nieruchomości. Nie mógł czuć się odpowiedzialny za los całej ojczyzny, gdy nie był panem nawet swojego losu. Oczywiście, pomysł Kościuszki musiał znaleźć swoich następców, i tak też się stało. W piątej oraz na początku szóstej dekady XIX wieku rywalizujące ze sobą stronnictwa białych i czerwonych szukały sposobów na odzyskanie przez Polskę możliwości decydowania samej o sobie. Czerwoni zamierzali sięgnąć po rezerwuar chłopski. Nie zdołali jednak swoją agitacją przekonać mas. Zaborca carski zdołał skutecznie odciąć wieś od powstania styczniowego, ogłaszając w 1864 roku ukaz o uwłaszczeniu chłopów[3]. Tym samym wpuszczono wiele setek tysięcy ludzi na scenę życia społeczno-politycznego Polski Kongresowej.

W zaborze pruskim sytuacja chłopa polskiego była jasna i klarowna. Wobec działań germanizacyjnych, będących rozplanowanymi oraz przewidywalnymi, można było podjąć walkę ekonomiczną z Niemcami. Tak czyniła szlachta, mieszczaństwo oraz chłopstwo. Dobre samoorganizowanie, wspierane przez lokalny Kościół i organizacje rolniczo-kredytowe, wzmacniały świadomość polską na wsi, skutecznie blokując tendencje germanizacyjne. Jednocześnie chłopi, ze względu na charakter biurokratyczny państwa pruskiego i wcześnie przeprowadzone reformy czynszowe, nie mieli antyfeudalnego pazura. Nie było w Poznańskiem obrazą, by szlachcic kumał się z sołtysem[4]. Ponadto, wobec parlamentarnego charakteru Prus, a potem Niemiec, istniała możliwość reprezentacji interesów wielkopolskiej czy pomorskiej wsi w Reichstagu. Czasem warto było rozważyć oddanie głosu na pruskiego junkra, który usiłował uzyskać korzyści dla swojego okręgu. Jednostek o charakterze leśno-rolnym nie brakowało, wystarczy spojrzeć na Kaszuby. 123 lata zaborów sprawiły, że Wielkopolska do dziś ma najbardziej wydajne rolnictwo w całej Polsce.

Galicja: to tam zaczątek miał zasadniczy punkt dla dzisiejszej historii ruchu ludowego. Co więcej, Polskie Stronnictwo Ludowe ma absolutne podstawy by twierdzić, że kontynuuje tradycje ówczesnych ugrupowań politycznych. Austriacy w pierwszej połowie XIX wieku wcale nie wydawali się fajniejszymi okupantami, niż dwaj pozostali. Społeczeństwo było trzymane żelazną ręką przez habsburskich nadzorców, którzy od czasu do czasu napuszczali na siebie skonfliktowane grupy. Krwawa rabacja galicyjska z 1846 należała do tego typu przedsięwzięć. Przez pierwsze dziesięciolecia istniała możliwość rozgrywania patriotycznie nastawionej polskiej szlachty przeciwko nierozbudzonej warstwie chłopskiej. Galicja miała niezwykle wysoką, w porównaniu z innymi polskimi ziemiami, gęstość zaludnienia. Ziemi rolnej było mało, działki niewielkie i rozrzucone między sąsiadami, rolnictwa niewydajne. Gniew na wsi był więc duży. Dopóki dogorywały resztki systemu feudalnego, nie mogło być mowy o wspólnym działaniu ludności polskojęzycznej. Zauważmy, że trauma rabacji utrzymywała się jeszcze wiele dziesięcioleci później, z czym mamy do czynienia czytając choćby wspaniałe w swej pomysłowości „Wesele” Wyspiańskiego.

Struktura państwa austriackiego nie dawała możliwości reformom na prowincjach. Do czasu. Wstrząs, jaki wywołała wiosna ludów w całym władztwie Habsburskim, jasno sygnalizował, że rządy nie będą łatwe, jeśli nie oddeleguje się części uprawnień w teren. Zanim doszło do przekształcenia Cesarstwa Austriackiego w Cesarsko-Królewską Monarchię Austro-Węgierską w 1867 roku, Franciszek Józef wydał dwa kluczowe dokumenty. Dyplom październikowy z 1860 roku, współtworzony przez polskiego hrabiego Agenora Gołuchowskiego, jako zbyt daleko idący z decentralizacją państwa został zastąpiony przez dyplom (patent) lutowy z 1861 roku autorstwa Antoniego Schmerlinga. Były to formalnie oktrojowane wersje konstytucji, które wprowadzały sejmy krajowe i ustalały zasady wyboru przedstawicieli do nich oraz naczelnego organu przedstawicielskiego, jakim stawał się wiedeński Reichsrat – Rada Państwa[5]. Choć sejmy krajowe miały ograniczone kompetencje ustawodawcze i podejmowały decyzje wpływające wyłącznie na swój obszar administracyjny, to pozwalały miejscowym działaczom na wpływanie poprzez nie na losy państwa. Wybory bezpośrednie do nich miały miejsce począwszy od roku 1873. System wyborczy oparty był na zasadzie kurii, czyli podziałce grupującej mężczyzn z prawem oddania głosu na klasy majątkowe, według statusu społecznego czy posiadanego wykształcenia. Oczywistym jest, że nie była to równa i pełna demokracja, jednak był to niesamowity przełom. Galicja otrzymała swoje ciało przedstawicielskie, jakim stał się Sejm Krajowy Królestwa Galicji i Lodomerii wraz z Wielkim Księstwem Krakowskim. Siedzibą parlamentu regionalnego był Lwów, zaś językiem obrad polski, (później w ramach zasady divide et impera Austriacy podnieśli do tego statusu także język ukraiński). Możliwym stało się decydowanie o sprawach lokalnego budżetu, obsady stanowisk urzędniczych, kwestiach edukacji, Kościoła, sądownictwa czy nawet wojska. Był jednak jeden haczyk. Każda ustawa krajowa musiała mieć zatwierdzenie cesarza. Z takimi zabawkami Polacy mogli zacząć pełnowymiarowo bawić się w politykę.

Żeby była jasność – w katolickiej i tradycyjnej C.K monarchii, nie można było dopuścić do zdobycia większości przez ruchy wywrotowe, rewolucyjne czy zwyczajnie progresywne. Ordynacja była ułożona tak, by władzę sprawowały koła arystokratyczne oraz szlacheckie. I faktycznie tak było. Dominującym obozem byli Stańczycy, konserwatywni działacze krakowscy, będący lojalni wobec Wiednia i nie bojący się krytyki rodaków, oraz Podolacy, także konserwatywni oraz niechętni tendencjom demokratycznym, patriotycznie nastawieni ziemianie, mający bojowe zamiary skierowane przeciw Ukraińcom oraz Żydom[6]. Parlament miał 150 miejsc. Najważniejsi byli wśród zasiadających w Sejmie wiryliści. Są to osoby mające zagwarantowane miejsca ze względu na pełniony urząd. Znajdowali się tam więc trzej arcybiskupi lwowscy (łaciński, grecki i ormiańsko-katolicki), dalszych czterech biskupów, rektorzy Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz Lwowskiego, Politechniki lwowskiej, Krakowskiej Akademii Umiejętności. Razem z resztą wybierani byli z puli czterech kurii, czyli specjalnych koszyków wyborczych. 44 miejsca dla ziemian, 31 dla miast, reszta zaś dla „gminu galicyjskiego”, i to właśnie z tej ostatniej kategorii, na scenę wychylili się ludowcy[7].

Budowa pomnika trwalszego niż pokolenie

Stronnictwo Ludowe zostało powołane do życia 28 lipca 1895 roku, jako narzędzie realizowania celów chłopskich, w chłopskim zaborze, jakim była Galicja. Pierwszym prezesem został mający bogatą przeszłość polityczną i powstańczą poseł z mandatu miejskiego, Karol Lewakowski. Jego rozpoznawalność, a także widoczna wśród wyborców chęć przełamania konserwatywnej polityki ziemian, broniących się przed ustępstwami na rzecz chłopów, pozwoliła Stronnictwu na mocne osadzenie się na prowincji. Co ciekawe, Kościół był bardzo podzielony co do odbioru ugrupowania. Głoszące się jako radykalne, Stronnictwo miało poparcie proboszczów i wikarych, klepiących galicyjską biedę, przeciwko biskupom z rodowodem często szlacheckim, krytycznie wypowiadającym się o politykach ugrupowania. Bywało, że co bardziej rewolucyjnych działaczy ekskomunikowano. Określana, jako sympatyzująca z celami Stronnictwa gazeta, jaką był „Przyjaciel Ludu” została dwukrotnie napiętnowana przez biskupa Leona Wałęgę i późniejszego świętego Józefa Sebastiana Pelczara[8]. Mimo tego, dla większości wyborców nie było problemem łączyć osobistej katolickości z głosowaniem na jawnie rywalizujące z episkopatem ugrupowanie.

Do roku 1918 Ludowcy wykreowali całkiem silną pozycję polityczną w Reichsratcie. W Kole Polskim, grupującym posłów galicyjskich, w XII kadencji (1911-1918) znalazło się aż 26 ludowców, co czyniło z nich pierwszą siłę w Wiedniu, reprezentującą sprawę polską. Chłopi mieli dobre relacje z narodowymi demokratami, demokratami czy postępowcami, z niechęcią odnosili się tylko do części reakcyjnych konserwatystów, dalej lojalnych wobec upadającej monarchii austro-węgierskiej[9]. W owym czasie Polskie Stronnictwo Ludowe, po zmianie nazwy w 1903 roku, ochłonęło z rewolucyjnymi postulatami, idąc na odprężenie relacji z Kościołem, co wzmocniło popularność ugrupowania. Była to zasługa trzeciego prezesa, Jana Stapińskiego, który sam nie będąc katolikiem, widział w tym zwrocie sensowny krok.

Popularnym posłem w Wiedniu był chłopski działacz z Wierzchosławic urodzony w 1874 roku, Wincenty Witos. Ambitny, charyzmatyczny i elokwentny szybko piął się w górę. Jego momentem wejścia w wielką politykę okazały się wybory w 1908 roku, gdy dostał się do Sejmu Krajowego. Trzy lata później, w otoczce skandalu przy urnie, został wybrany na członka Rady Państwa, w której zasiadał jako jeden z 26 ludowców. W 1914 roku doszło jednak do rozłamu w PSL-u, za który odpowiedzialny był właśnie Witos. Choć, będąc uczciwym, należy powiedzieć, że wobec ujawnionego skrajnego łapówkarstwa prezesa Stapińskiego, nie miał innego wyboru, a przynajmniej sam tak twierdził[10]. Założony PSL „Piast” miał okazać się ugrupowaniem wytrzymalszym niż łamiąca ludzkie szczęcie oraz narody I wojna światowa. Niepodległość Witos przywitał radośnie, stojąc na czele partii zdecydowanie rozbudzonej patriotycznie i liczącej na znaczący wpływ w przyszłym polskim sejmie.

Niepodległość nie jest łatwa

Już w listopadzie 1918 roku Naczelnik Państwa czyli Józef Piłsudski, ogłosił dekret o rozpisaniu wyborów do Sejmu Ustawodawczego. Elekcja bezpośrednia, w której po raz pierwszy w historii mogły wziąć udział także kobiety z prawem czynnym oraz biernym, odbyła się 26 stycznia 1919 roku. Sprawa przeprowadzenia głosowania nie była prosta. Polska toczyła bowiem walki o ustanowienie swoich granic i jasnym było, że niektóre obszary muszą zaczekać na wyłonienie prawdziwe demokratycznego przedstawicielstwa. Tak było chociażby na Kresach Wschodnich, gdzie już wkrótce miały zacząć się walki z bolszewikami, czy w Galicji Wschodniej, rozpalonej konfliktem polsko-ukraińskim. Dlatego pierwszy pozaborczy Sejm miał składać się z posłów obranych nie tylko metodą wyboru, lecz także mianowania, czy dokooptowania. Liczbę mandatów wyliczono na 513. 241 miejsc należało się dla Kongresówki i Białostocczyzny (będącej częścią Ziem Zabranych), 160 dla Galicji oraz 112 dla wchodzących w skład zaboru pruskiego.

Ludowcy mieli nie lada okazję do znalezienia się w gronie zwycięzców wyborów. Ich baza, czyli zabór austriacki, według spisu powszechnego z 1910 roku liczyła około 8 milionów ludzi. Poparcie tam było dla nich bardzo wysokie, tak więc perspektywa zgarnięcia sporego ułamka z liczby 160 jak najbardziej realna. Dodatkowo otwierała się perspektywa na nowego wyborcę z zaboru rosyjskiego, także słabo zurbanizowanego. Co do zaboru pruskiego, nie można było się spodziewać solidnych łowów, struktura populacji i jej charakter był zupełnie inny, można by rzec, że bardziej burżuazyjny. Chłop wielkopolski był znacznie bardziej zaradny i przedsiębiorczy, posiadał duże działki, toteż hasła reformy rolnej nie znajdowały tam posłuchu. Wincenty Witos jako lider największej partii chłopskiej, dość zręcznie przystąpił do kampanii wyborczej na czele swego stronnictwa, jakim było PSL „Piast”. Wachlarz postulatów okazał się być stanowczy, acz umiarkowany. Chłopi od Witosa głosili poglądy agrarne, chrześcijańsko-demokratyczne i konserwatywne. Opierali się podporządkowaniu Kościołowi rzymskokatolickiemu, co czynili niektórzy purpuraci, lecz głosili do niego swoje przywiązanie. Byli za wprowadzeniem pełnoprawnej demokracji parlamentarnej i otwarci na współpracę z endekami. Podkreślali konieczność szerzenia polskości, a także świadomą akcję oświatową na ziemiach II Rzeczypospolitej, co czyniło z nich ugrupowanie przychylające się koncepcji państwa narodowego. Doceniali znaczenie samoorganizowania się chłopów oraz ruchów współdzielczych. Marzeniem PSL „Piast” było przeprowadzenie całkowitej reformy rolnej, jednakże za odszkodowaniem dla właścicieli ziemskich. Tym samym planowano parcelację ziemi tak, by możliwym było tworzenie dużych gospodarstw wiejskich, co było przeciwieństwem stanu faktycznego w Galicji.

Program musimy powiedzieć, konkretny, realny do implementacji, a także mimo wszystko wystarczająco zachowawczy. I właśnie dlatego Witosowi nie udała się w 1919 roku sztuka zjednoczenia polskiej wsi przy urnie wyborczej. Dlaczego tak się stało? Polska u zarania swej odzyskanej niepodległości była krajem wybitnie wiejskim. Wskaźnik urbanizacji nie przekraczał 30%, co oznaczało, że elektorat stanowili ludzie związani z rolnictwem i małą wytwórczością. Spory odsetek stanowili analfabeci, bez wykształcenia przekraczającego poziomu szkoły powszechnej. Niekoniecznie widzieli możliwości awansu społecznego, dlatego, zwłaszcza w tak niespokojnych czasach, byli podatni na rewolucyjne hasła. I oto się właśnie rozbijały możliwości PSL „Piasta”. Na polskiej wsi, najprościej mówiąc, istniała zawzięta konkurencja. Oferta wyborcza była rozległa, było w czym wybierać. Nazwy innych ugrupowań były bardzo zbliżone, co mogło mylić bardziej niezorientowanych wyborców. Wymieńmy najważniejsze: PSL „Wyzwolenie”, PSL „Lewica”, Polskie Zjednoczenie Ludowe, Stronnictwo Katolicko-Ludowe, czy Związek Ludowo-Narodowy. Partie te celowały w elektorat rolny. SKL czy ZLN były ugrupowaniami z prawej strony sceny politycznej. Łatwo zauważyć mnogość nazw PSL wśród konkurencji. Zacznijmy od „Lewicy”. Kiedy Wincenty Witos doprowadził do słusznego rozłamu w starym PSL-u w grudniu 1913 roku, zwolennicy Stapińskiego utworzyli w kwietniu 1914 roku nową partię. Jej program nie zawierał otwarcia na współpracę z Kościołem czy właścicielami ziemskimi, wręcz przeciwnie. Ostrze jej było wymierzone właśnie w te cele. W mniemaniu władz partii należało wywłaszczyć te podmioty bez jakiegokolwiek odszkodowania, upaństwowić lasy, poddać sektor bankowy pod rygor dozoru państwowego, upaństwowić własność przemysłową i przeprowadzić radykalną reformę rolną[11]. Jako sojusznika w działaniu widziano socjalistów, z którymi współpracowano już podczas powstawania krótkotrwałych lokalnych rządów polskich, zanim z Magdeburga powrócił Piłsudski. „Lewica” stanowiła skrajne lewe skrzydło ruchu chłopskiego, zaś do losów niektórych jej członków jeszcze wrócimy. Kolejnym konkurentem Witosa było kongresowe PSL „Wyzwolenie” – ruch chłopski o charakterze lewicowym, powstały w grudniu 1915 roku. Nazwę przyjęło od wydawanego przez siebie tygodnika. Warto wspomnieć, że wcześniej swoje szlify zdobywała w nim pisarka Maria Dąbrowska. Postulatami PSL „Wyzwolenie” było ustanowienie Polski niepodległej, ludowej, samorządnej i demokratycznej; wprowadzenie mocnych kompetencji władzy ustawodawczej; zaprowadzenie równości płci; zniesienie przywilejów i tytułów arystokratycznych oraz honorowych; przemiany w strukturze rolnej; powszechna i bezpłatna edukacja. Bazą wyborczą była Kongresówka, gdzie ugrupowanie zarejestrowało swoje listy[12].

Prezes PSL „Piast” miał ciężki orzech do zgryzienia. Sprawa chłopska była najważniejszą kwestią dla jego partii, lecz nie uważał, że należy wchodzić w alianse z lewicą. Wizje były drastycznie różne, zaś on nie szukał porozumienia za wszelką cenę. Wobec takiego stanowiska, Witosowi udało się tylko wchłonąć klerykalne Zjednoczenie Ludowe, które jednak podzieliło się. Co bardziej konserwatywni działacze na czele z księdzem Blizińskim utworzyli Polskie Zjednoczenie Ludowe, mające więcej niż witosowcy do powiedzenia w zaborze rosyjskim. PSL „Lewica” i „Wyzwolenie” sympatyzowały ze sobą, lecz poszły oddzielnie do urn. Nadszedł w końcu dzień wyborów do Sejmu Ustawodawczego – 26 stycznia 1919 roku.

Wyniki były podawane w częściach. Walczono o pulę mandatów, przypadającą na konkretny zabór. Rezultat z Galicji dla partii chłopskich był następujący: 34,8% i 32 mandaty zdobyło PSL „Piast”, 19,3% i 12 mandatów obsadziło PSL „Lewica” Stapińskiego, Stronnictwo Katolicko-Ludowe kontrolowane przez biskupa Leona Wałęgę wzięło 4 mandaty i 6,9% poparcia. Do „Piasta” doszły jeszcze dwa mandaty z tzw. listy kompromisowej. To oznaczało, że ugrupowania agrarno-ludowe zdobyły 48 na 69 wybieralnych mandatów z Galicji. Ponad 2/3 miejsc z zaboru austriackiego stanowiło rewelacyjny wynik.

W Kongresówce faworyci byli zupełnie inni. PSL „Wyzwolenie” wygrało drugie miejsce z 22,6% głosów i 57 mandatami. Polskie Zjednoczenie Ludowe księdza Blizińskiego zgarnęło ledwo 4,4% głosów ale za to 25 mandatów. Witosowcy zadowolić się musieli wynikiem 2,1% i 8 fotelami poselskimi. Łącznie więc wieś zdobyła w zaborze rosyjskim 90 z 219 miejsc w Sejmie. Wynik gorszy, ale konkurencja była znacznejsza.

Poznańskie, Śląsk i Pomorze dostawiły swoje rezultaty w terminie późniejszym. 1 czerwca 1919 Wielkopolska zdecydowała się zawierzyć liście Zjednoczenia Stronnictw Narodowych, które zgarnęło (sic!) 97% głosów i wszystkie 42 mandaty. Socjalistom pozostało przełknąć gorycz paskudnej porażki. Pomorze wysłało swoich 20 przedstawicieli w maju 1920 roku, 6 mandatów trafiło do mniejszości niemieckiej, skupionej na rożnych listach, Związek Ludowo-Narodowy wziął 4 mandaty, Narodowe Stronnictwo Robotników 9 miejsc, pozostały zaś zgarnął ludowiec z „Piasta”. Cieszyńskie nie przeprowadziło wyborów i 6 posłów dokooptowano do Sejmu, wobec konfliktu z Czechosłowacją.

Zatem w styczniu 1919 roku wyłoniono za pomocą wyborów bezpośrednich ledwo 291 posłów na zakładaną liczbę 513. Ostatecznie pod koniec kadencji w 1922 roku, Sejm Ustawodawczy posiadał 432 posłów. Powodem tego były zmiany wewnętrzne, inne niż optymistycznie zakładane ułożenie granic czy weryfikacja mandatów posłom mianowanym z zaborczych ciał ustawodawczych. No dobrze, a jak wyglądały prace tej kadencji sejmu?

Wincenty Witos nie dysponował największym klubem poselskim. Jego ugrupowanie na starcie zajmowało jednak trzecie miejsce, po endekach, którym 109 posłom przewodniczył późniejszy bohater powstań śląskich, Wojciech Korfanty, oraz po konkurencyjnym „Wyzwoleniu” Błażeja Stolarskiego i jego 58 krzesłach. Galicyjski lider z Wierzchosławic miał do dyspozycji 44 szable, co nie musiało oznaczać przegranej pozycji. Witos bowiem był popularny wśród centrum spektrum politycznego, mierzył się z sympatią lewicowych deputowanych i szacunkiem prawicy[13]. Mimo tego, nie zdobył upragnionego fotela Marszałka Sejmu. Blokował się wewnętrznie przed byciem wstawionym na to stanowisko jako kandydat lewicowy. Witos patrzył bowiem w stronę Endecji, z którą miał bardziej zbliżoną wizję Polski. Choć problemów, jakie Rzeczpospolita miała, było bez liku, do najważniejszych należało uznanie międzynarodowe Warszawy, zwyciężenie najazdu bolszewickiego i przygotowanie Konstytucji. Witos istotnie włączył się w działalność sejmową, zostając przewodniczącym komisji rolnej. Rozpoznawalność lidera PSL „Piasta” rosła, zaś posłowie wszystkich ugrupowań szanowali jego talent polityczny oraz zdolność do działań zakulisowych. Był bliski zdobycia fotela Premiera, który otrzymał jeszcze w 1920 roku, jednakże w katastrofalnych okolicznościach.

W połowie lipca 1920 roku Witos przebywał na swoim gospodarstwie rolnym w Wierzchosławicach, gdzie osobiście pracował na roli. Dwudziestego dnia tamtego miesiąca przybył po niego specjalny samochód wysłany przez Piłsudskiego. Wysłannik od Naczelnika wezwał szefa „Piasta” do objęcia stanowiska Prezesa Rady Ministrów[14]. Wincenty zgodził się i już 24 lipca uformował Rząd Obrony Narodowej. Polska była w krytycznym momencie. Sowiety zbliżały się do rzeki Bug i Białegostoku po załamaniu się frontu po wyprawie kijowskiej. Wezwania mobilizacyjne szły po grudzie, wyłapywano licznych dezerterów na wsi. Witos gorąco wzywał do zwarcia szeregów, wizytował polskie umocnienia na przedpolach Warszawy, wydał proklamację do Narodu. Obecność Premiera w miejscach niebezpiecznych, jego podejście do zwykłego człowieka, czy chłopski hart ducha, przyczyniły się do opanowania sytuacji i wydatnie zwiększyły szanse zwycięstwa, co okazało się faktem w sławnej Bitwie Warszawskiej. Po cudzie nad Wisłą pozycja Witosa zaczęła słabnąć, ze względu na podważanie jego znaczenia przez endecję. Rząd rozpadał się wobec oddalenia zagrożenia bolszewickiego, ale nie tylko: spory dotyczyły warunków przyszłego traktatu pokojowego, które delegacje polska i sowiecka negocjowały w Rydze, czy kształtu nowej konstytucji. Witos dwukrotnie podawał się do dymisji – w maju 1921 nieskutecznie, we wrześniu 1921 już skutecznie. W listopadzie 1922 roku PSL „Piast” był największym ugrupowaniem parlamentarnym grupującym już 96 posłów. Skąd wzrost z 44 mandatów? Powodem tego było zjednoczenie PSL „Piasta” i „Wyzwolenie” które zaszło 9 października 1919 roku, celem wzmocnienia pozycji ugrupowań agrarnych. PSL „Lewica” nie miała zamiaru przyłączać się do tego aliansu, pomimo osobistej aprobaty prezesa Stapińskiego. Później to „Lewica” oskarżała „Piasta” o sabotowanie pełnego zjednoczenia. Super chłopski klub przetrwał tylko kilkanaście tygodni, gdyż wobec dominacji witosowców we władzach wspólnego ugrupowania, w marcu 1920 roku wystąpiło z niego 24 posłów, którzy reaktywowali „Wyzwolenie”. W międzyczasie do „Piasta” dołączali kolejni deputowani z innych partii. W trakcie kadencji Sejmu Ustawodawczego i „Lewica” miała problemy z jednolitością partyjną. Jeszcze w 1919 roku wystąpił z niej znany działacz chłopski, rewolucjonista, trybun ludowy i jeden z przywódców efemerycznej Republiki Tarnobrzeskiej, ksiądz Eugeniusz Okoń[15]. Ten suspendowany (czyli zawieszony w prawach kapłańskich) działacz oryginalnie łączył zasady katolickiej nauki społecznej z radykalizmem lewicowym, co stale ściągało na niego gromy Episkopatu. Wraz z opuszczeniem „Lewicy” utworzył stronnictwo Chłopskie Stronnictwo Radykalne, w którym znalazł się wraz ze swoim znajomym z Tarnobrzega, komunizującym posłem Tomaszem Dąbalem. Dąbal działał w późniejszym czasie na szkodę państwa polskiego, po aresztowaniu i skazaniu wymieniony na polskich agentów i wysłany do Rosji Sowieckiej[16]. Ostatecznie skończył z kulą w głowie podczas wielkiego terroru w 1937.

Kadencja Sejmu Ustawodawczego kończyła się w listopadzie 1922 roku. Do tego momentu granice Polski zostały ustalone, ostatnim nabytkiem została Litwa Środkowa z Wilnem, opanowana w wyniku Buntu Żeligowskiego, a przyłączona do II RP w kwietniu 1922 roku. Prace kończącej się kadencji poskutkowały uchwaleniem Konstytucji marcowej, w swym brzmieniu raczej prawicowej, a to ze względu na przewagę w izbie niższej endecji i centroprawicy chłopskiej czyli „Piasta”. Tekst ustawy zasadniczej, a konkretnie mówiącego o zasadach własności i ziemi artykułu 99., wypaczył skutki ustawy o reformie rolnej z 15 lipca 1920 roku, co tylko rozpaliło lewicowe partie agrarne. Kampania wyborcza do nowego Sejmu i powołanego Senatu była bardzo aktywna. To właśnie ten parlament, który mógł działać w czasach pokoju, mógł ustanowić nowe zasady działania w praktyce państwa Polskiego. Wszystkie ugrupowania liczyły na zmianę sytuacji. Nie mogli się spodziewać, że będzie to pierwszy i jedyny w pełni demokratyczny Sejm II Rzeczypospolitej.

Konsekwencje 1922 roku

5 listopada miały rozstrzygnąć się losy partii w ich wyścigu sejmowym, tydzień później w senackim. Wybierano 444 posłów oraz 111 senatorów. Istniały listy okręgowe i państwowe, te drugie znaczniej mniej liczące miejsc. Frekwencja dopisała i wyniosła blisko 68,32%, co przełożyło się na 8 875 084 głosy. Zwycięzcą okazał się Chrześcijański Związek Jedności Narodowej, potocznie zwany Chjeną. Była to koalicja wyborcza ugrupowań endeckich, chadeckich i konserwatywnych z dominującą rolą Związku Ludowo-Narodowego. Największe poparcie zgromadzili w województwach pruskich i kongresowych. Wynik 29,12% przełożył się na 163 mandaty, zatem prawica musiała weryfikować wyniki innych ugrupowań, jeśli chciała współrządzić. Ku jej dość wyraźnemu niezadowoleniu, rewelacyjny wynik zgarnął Blok Mniejszości Narodowych RP, który grupował kandydatów ukraińskich, białoruskich, niemieckich i żydowskich. W Polsce mającej 1/3 mniejszości narodowych, było to połączenie właściwe, sprzyjające dobremu wynikowi wyborczemu. I tak faktycznie się stało. Blok zgarnął przy prawie 16% poparciu 66 mandatów. Czas na partie chłopskie. PSL „Piast” „Wyzwolenie” oraz „Lewica” wzięły udział w wyborach. „Piast” rozbił bank w województwach galicyjskich, zdobywając jednocześnie sporą bazę wyborczą w lubelskim, łódzkim, czy wileńskim. Ponad milion sto tysięcy oddanych głosów nagrodziło partię Witosa siedemdziesięcioma mandatami, co dało drugie miejsce w zdobytych fotelach sejmowych skali kraju, lecz trzecie pod względem ilości głosów. „Wyzwolenie” musiało uznać wyższość konserwatywnego skrzydła chłopskiego, zadowalając się prawie 11% głosów i 49 przyszłymi posłami. „Lewica” poniosła znaczącą klęskę. Ten PSL wprowadził ledwo 2 przedstawicieli, ustępując partii księdza Okonia, który mógł się pochwalić 4 fotelami. Z wartych do wymienienia ugrupowań, należy wspomnieć osobno idący od mniejszości narodowych Komitet Zjednoczonych Stronnictw Narodowo-Żydowskich, który przy 2% poparciu wziął 15 miejsc, o jeszcze do niedawna zapleczu politycznym Piłsudskiego, czyli Polskiej Partii Socjalistycznej, która osiągnęła 10,35% poparcia i wprowadziła 41 reprezentantów, a także lewicowo-narodowej liście Narodowej Partii Robotniczej, która przy prawie półmilionowym poparciu wytargała 18 deputowanych. Komuniści, skompromitowani po wojnie z bolszewikami wprowadzili 2 działaczy. Pozostałe partie obsadziły brakujące 15 miejsc.

Sejm 1922 roku był więc mocno rozwarstwiony, ale można było stworzyć w nim większość parlamentarną. Ludowcy z „Piasta” byli w dość komfortowej sytuacji, ponieważ byli naturalnym partnerem koalicyjnym dla reprezentacji sejmowej Chjeny. Już 1 grudnia 1922 roku zawarto układ między nimi o podziale stanowisk marszałkowskich. Marszałkiem Sejmu został wybrany Maciej Rataj z PSL „Piast”, zaś Marszałkiem Senatu doświadczony polityk z Wielkopolski, endek Wojciech Trąmpczyński. Współpraca zapowiadała się zatem ciekawie. Jednakże bardzo rychło miał nastąpić poważny kryzys, który nieomal nie doprowadził do wybuchu wojny domowej w Polsce. A swoje trzy grosze do niego wrzucili także Ludowcy.

Konstytucja marcowa utrąciła nadzieje na silną pozycję głowy państwa, czyli Prezydenta. Mający największy wpływ na prace nad ustawą zasadniczą endecy doskonale wiedzieli, że najprawdopodobniejszym kandydatem do tego stanowiska będzie żywa legenda narodowa czyli Józef Piłsudski. Dlatego maksymalnie ograniczono kompetencje Prezydenta, czyniąc z niego postać reprezentacyjną. Wobec takiego obrotu spraw Naczelnik Państwa nie zdecydował się na wystawienie swojej kandydatury[17]. A pierwszego Prezydenta Polski miało w myśl przepisów wybrać Zgromadzenie Narodowe, czyli połączone izby poselska i senacka. Elekcji dokonano 9 grudnia. Zebranym przedstawiono pięć kandydatur. Socjaliści wystawili Ignacego Daszyńskiego, byłego premiera; mniejszości narodowe skupiły się wokół osoby Jana Baudouina de Courtenaya, wybitnego językoznawcy[18]; prawica wystawiła hrabiego Maurycego Zamoyskiego; PSL „Piast” byłego ministra spraw wewnętrznych, bezpartyjnego Stanisława Wojciechowskiego, zaś PSL „Wyzwolenie” profesora inżyniera i aktualnego ministra spraw zagranicznych, Gabriela Narutowicza. Faworytem wydawał się być hrabia Zamoyski, jednak wraz z kolejnymi turami głosowań, gdy odpadali inni kandydaci, okazało się, że to nie jemu przyrasta zwolenników. Ostatecznie w piątej turze, stosunkiem 289 do 227 wygrał kandydat centrolewicy ludowej Gabriel Narutowicz.

Niespodziewany wybór Narutowicza był zbyt gorzką klęską dla prawicy, która nie mogła przeboleć wybrania emigranta, sympatyka mniejszości narodowych i agnostyka w jednym. Służbę na urzędzie zakończył tragicznie szóstego dnia od zaprzysiężenia tj. 16 grudnia 1922 roku. W galerii Zachęta dosięgła go kula zamachowca artysty – endeka Eligiusza Niewiadomskiego. Zabójca nie krył, że chciał zabić Piłsudskiego, lecz ten zszedł mu z drogi, nie chcąc być wybranym na stanowisko głowy państwa. Wobec tego zabił „przedstawiciela żydostwa, finansjery światowej, masona i ateisty” Narutowicza. Tak właśnie w II RP pojawiło się zabójstwo polityczne. Zadra z grudnia ’22 roku będzie siedziała w wielu ludziach, oczekujących zemsty za wniesienie w życie Polski przemocy politycznej.

Dlaczego Witos i jego posłowie, po odpadnięciu Wojciechowskiego, zdecydowali się poprzeć kandydata rozłamowców jedności wsi z „Wyzwolenia”, a nie koalicjanta z Chjeny? Odpowiedź jest prosta – wizerunkowo źle wyszłoby dać urząd bogatemu hrabiemu, jednemu z największych posiadaczy ziemskich, głosami chłopów dążących do przemian, których zaprzeczeniem był właśnie Zamoyski. „Piast” po wyborze Narutowicza w tym chaosie nie uczestniczył. Dlatego nikt ich nie obwiniał o tragiczny koniec pierwszego Prezydenta RP. Niemniej wolta przy elekcji, mogła nie zostać przez prawicę zapomniana. Następne wybory odbyły się nazajutrz po pogrzebie zamordowanego, czyli 20 grudnia. Sejm w żałobie wystawił tylko dwóch kandydatów. Wojciechowskiego z ramienia „Piasta” i Kazimierza Morawskiego, akademika i byłego rektora UJ z rekomendacji Chjeny. Wynikiem 298 do 221 głosów obrano Wojciechowskiego na urząd prezydencki. Jasno postawiono sprawę, że to nie endecja ma głos decydujący.

Wadliwa demokracja 1922-1926

Ludowcy z „Piasta” na początku roku 1923 prowadzili rozmowy z ugrupowaniami lewicowymi i mniejszości narodowych, co do powołania większości koalicyjnej. Jednak nie byli w stanie się z nimi porozumieć, co ostatecznie zniechęciło Zarząd Główny „Piasta”, który w marcu dał zielone światło do próby porozumienia się z prawicą. Negocjacje nie należały do łatwych. Endecy opierali się sprawie wznowienia prac nad parcelacją majątków ziemskich, co było kluczową materią dla ekipy Witosa. Opór trwał kilka tygodni, ale został przełamany. Ugoda zwana paktem lanckorońskim zawarta 17 maja zakładała budowę nowej Rzeczypospolitej, w której dominującą rolę mieli sprawować tylko Polacy. Nie było mowy o samorządach mniejszości narodowych, czy przedstawicieli tychże w Radzie Ministrów. Zgodzono się co do wspierania pozycji Kościoła katolickiego, jako instytucji wybitnie polskiej; postawiono na rozpoczęcie intensywnej akcji polonizacyjnej Kresów Wschodnich, a także zadeklarowano wprowadzenie numerus clausus w szkołach publicznych. Prawica ustąpiła w sprawie parcelacji ziemi rolnej. Taka oto koalicja doprowadziła do dymisji rządu Sikorskiego. Jego następcą został 28 maja 1923 roku Wincenty Witos, stając się po raz drugi Prezesem Rady Ministrów. Jednakże wkrótce potem głośną dezaprobatę wobec takiego obrotu spraw wyraził marszałek Piłsudski, głośno oznajmiając, że nie godzi się na rządy ludzi odpowiedzialnych za śmierć jego Prezydenta. Ziuk usunął się do Sulejówka. Myślano, że na zawsze.

Pakt lanckoroński gwarantował stabilną większość sejmową, lecz nie stabilne rządzenie. Polska była w naprawdę nieciekawej sytuacji gospodarczej. Szalała największa w dziejach kraju hiperinflacja, marka polska stawała się walutą niewymienialną w praktyce. Kłopoty dotykały także wieś i fabryki, rolnicy i robotnicy strajkowali, co zagrażało utrzymywaniu wydajności produkcji, co przekładało się na przychody państwa z podatków. Dodatkowo chaos na Kresach Wschodnich, powodowany dywersantami sowieckimi, wymagał utrzymania wysokich nakładów na armię. Skonfliktowanie się z marszałkiem Piłsudskim, który wyraźnie zaznaczył nieufność wobec rządu, także nie pomagała w opanowaniu sytuacji. Gabinet Witosa usiłował zasypać dziurę budżetową i przygotować grunt pod reformę walutową. Do tego jednak były potrzebne wolne środki. Musiało to oznaczać dwie rzeczy: cięcia wydatków oraz podwyżkę podatków. Działania te pogorszyły dotychczas bardzo pozytywną opinię większości Polaków o Witosie, ale czarę goryczy przelały zamieszki krakowskie z 6 listopada 1923 roku. Robotnicy wywołali wielką manifestację, która przerodziła się w krwawe starcie. Spora część żołnierzy i policji została przez protestujących rozbrojona, po czym uwięziona. Na pomoc ruszyła kawaleria, która zaczęła tratować manifestantów, ci zaś odpowiedzieli ogniem z karabinów pozyskanych od rozbrojonych funkcjonariuszy. Gdyby nie interwencja rządu centralnego, a zwłaszcza mającej posłuch wśród robotników PPS, wydarzenia mogłyby rozlać się po całym kraju. Mimo tego nie było czego świętować. 18 trumien cywili i 14 konduktów wojskowych przemierzających krakowskie ulice stworzyły ciemną legendę Premiera. Witos wybronił się podczas głosowania nad wotum zaufania, ale już w grudniu podał się do dymisji. Jego kariera została zszargana. W międzyczasie utracił 1/3 składu poselskiego, jednakże zdołał utrzymać stanowisko szefa „Piasta”. Koalicja rządowa także przetrwała. PSL wszedł w skład nowego rządu pod przewodnictwem Władysława Grabskiego, ten zaś skutecznie dokonał reform finansowej i walutowej. Jemu to zawdzięczamy wprowadzenie polskiej złotówki. A mógł być lech[19]!

Rząd specjalistów Grabskiego ustąpił 14 listopada 1925 roku. Jego sukcesorem został gabinet hrabiego Aleksandra Skrzyńskiego, zaledwie na pół roku. Sytuacja międzynarodowa Polski zaczynała być wówczas nieciekawa. Niemcy Weimarskie wchodziły w niebezpieczne dla Rzeczypospolitej porozumienia z państwami zachodnimi (Locarno) oraz z Rosją Sowiecką, które zwiastować mogły plany dominacji nad Europą Środkową (traktat berliński). Dodatkowo rząd niemiecki rozpoczął wojnę celną, której Polska wygrać nie mogła siłą swojej, w dalszym ciągu pokiereszowanej, gospodarki. Ponadto wewnątrz narastało niezadowolenie kręgów wojskowych i lewicowych. Rząd Skrzyńskiego upadł właśnie ze względu na wycofanie dla niego poparcia przez Polską Partię Socjalistyczną. W takiej sytuacji wielkiej niepewności i braku większości sejmowej, zwrócono się ponownie do człowieka, który umiałby taką koalicję zmontować dzięki swoim talentom.

Szef „Piasta” podjął się, już po raz trzeci w swym życiu, misji zbudowania stabilnego rządu. W jego skład weszły klasycznie Chjena, „Piast” i tym razem Narodowa Partia Robotnicza. 10 maja odbyło się zaprzysiężenie. Czy ktokolwiek mógł odgadnąć, że w tydzień później Polska będzie zupełnie innym krajem a kto inny będzie żelazną ręką dzierżył ster władzy?

Witos wiedział o wielkich ambicjach Piłsudskiego, które narastały w trakcie jego pobytu w Sulejówku. Jako jeden z nielicznych polityków, realnie oceniał zamiary piłsudczyków i proroczo przewidział wystąpienie zbrojne. W rozmowie z prezydentem Wojciechowskim przestrzegł go przed ryzykiem przewrotu, co jednak głowa państwa zlekceważyła[20].

Choć od 1923 roku sukcesywnie próbowano rugować weteranów Legionów ze stanowisk kierowniczych, to ci skutecznie się opierali całkowitemu wycięciu. 10 maja 1926 roku grupa zwolenników Marszałka wykorzystała zaplanowane przez poprzedniego ministra gen. Żeligowskiego (piłsudczyka) manewry w Rembertowie, by zebrać tam jego zwolenników. Zgromadzeni spiskowcy, którzy gotowali się do siłowego przejęcia władzy już od kilku miesięcy, rozpoczęli swoją akcję 11 maja, obsadzając drogi wylotowe z Warszawy na prawym brzegu Wisły. Witos zawezwał ze Spały Wojciechowskiego i postawił w stan gotowości garnizon warszawski.

Pierwotny plan Marszałka zakładał demonstrację siły w celu wymuszenia ustąpienia Witosa. W związku z nieobecnością Prezydenta RP w stolicy, Marszałek zdecydował się jednak wkroczyć z wiernym sobie wojskiem do Warszawy. Około godziny 14 z Rembertowa wyruszyły kolumny spiskowców, by obalić legalny rząd, który w tym samym czasie pilnie obradował w Pałacu Namiestnikowskim. Scena polityczna w kraju rozpłatała się na dwoje. Przewrót poparły partie centro-lewicowe i lewicowe (PPS, PSL „Wyzwolenie”, Stronnictwo Chłopskie) a także co zakrawa dzisiaj na zdumienie, komuniści![21] Poparcie zwłaszcza PPS-u umożliwiło sparaliżowanie przybycia oddziałów wiernych rządowi, które koleją miały zdążać do Warszawy, a wobec nagłego strajku, nie były w stanie tego uczynić. Efekt tego taki, że obrońcy legalnego ładu byli dwukrotnie mniej liczni niż puczyści. O godzinie 17 doszło do kulminacyjnego punktu: rozmowy Prezydenta z Marszałkiem. Wobec twardej postawy Wojciechowskiego, który zlekceważył dawną znajomość partyjną z Komendantem, piłsudczycy przeszli do ataku. Aplauz obywateli dla wkraczających wojsk Piłsudskiego nie zwiastował poparcia społecznego dla rządu. Marszałek zdecydował o powierzeniu Marszałkowi Sejmu Maciejowi Ratajowi z „Piasta” roli mediatora. 13 maja puczyści posunęli się aż do Alei Ujazdowskich, zagrażając Belwederowi, w którym zgromadziły się władze państwowe. Dołączenie do mediacji prymasa Kakowskiego również nie przyniosło przełomu. Po wycofaniu się do Wilanowa Witos zdecydował, że nie może doprowadzić do rozszerzenia się wojny domowej w Polsce. A trzeba podkreślić, że gdyby tego pragnął, to miałby środki, by przenieść się do endeckiego Poznania i stamtąd kontynuować opór. Wraz z Prezydentem 14 maja podali się więc do dymisji, którą złożyli na ręce marszałka Rataja. Zamach majowy się powiódł. Prezes „Piasta” nazajutrz wyjechał do rodzinnych Wierzchosławic, odprowadzony do rogatek Warszawy przez zwycięzców. Liczba zabitych w konflikcie polsko-polskim? 379 dusz. Weszliśmy w okres sanacji.

Sanatio, czyli wyczyszczenie konkurencji

Z tym zwycięstwem wiązano nadzieje na lepszą przyszłość, zwłaszcza że Piłsudski uchodził dotąd za wroga reakcji (…). Nadzieje te nie sprawdziły się. Piłsudski i jego zwolennicy (…) poszli (…) odrębną drogą i (…) wzięli rozbrat nie tylko z PPS i demokracją, ale i (…) z własną przeszłością polityczno-legionową ~ Kazimierz Pużak

Po przewrocie należało obsadzić nowe władze. Tekę Premiera otrzymał wcześniej związany z PSL „Wyzwolenie” stronnik Marszałka, Kazimierz Bartel. Teraz należało dokonać elekcji głowy państwa. Pomimo wybrania go na to stanowisko przez zastraszony organ, Józef Piłsudski odmówił objęcia urzędu Prezydenta RP i polecił wybranie Zgromadzeniu Narodowemu swojego przyjaciela z czasów przedwojennych, znanego chemika Ignacego Mościckiego. W drugim głosowaniu Mościcki wygrał w II turze, eliminując kandydaturę posła Zygmunta Marka z PPS-u i hrabiego Adolfa Bnińskiego, wystawionego przez endecję. Następnym krokiem podjętym przez obóz piłsudczykowski było złożenie projektu rozszerzenia kompetencji władzy wykonawczej, co poparły, ale poprzez złożenie swoich nowelizacji do Konstytucji, obalone w wyniku przewrotu partie koalicji Chjeno-Piasta. Z kolei lewica nie spodziewająca się takiego obrotu spraw, ostro protestowała przeciwko umniejszeniu roli Sejmu. Nowela sierpniowa przeszła głosami centrum i prawicy[22]. Zaczynał się nowy rozdział polityczny w II RP.

Obalony Premier poddał się weryfikacji swej oceny zwolenników partii, próbując ustąpić z funkcji szefa klubu poselskiego. Ci jednak nie zgodzili się na taki ruch Witosa, usilnie prosząc go o dalsze kierowanie ugrupowaniem na Wiejskiej, na co ten przystał. Ugrupowania demokratyczne miały spory mandat zaufania, którego obóz sanacyjny nie zamierzał jeszcze stłamsić ostatecznie. Sejm, zalegalizowawszy zamach majowy, mógł spokojnie działać. I faktycznie pracował, często poddając ostrej krytyce pełniącego od października 1926 roku funkcję Prezesa Rady Ministrów, Józefa Piłsudskiego, którego nawiasem mówiąc, krytyka pod swoim adresem coraz bardziej irytowała. Piłsudczycy chcąc wzmocnić swoją bazę poparcia, zwrócili się ku stronnictwu ziemiańskiemu oraz konserwatystom. Spotkania w Nieświeżu u księcia Radziwiłła czy zjazd dzikowski we wrześniu 1927 roku, pozwoliły na konsolidację zwolenników Marszałka w jedno ciało – Bezpartyjny Blok Współpracy z Rządem (BBWR). Naturalnie odpływ poparcia najbardziej odczuła endecja, co musiało szczególnie kontentować Ziuka. Jednocześnie głęboko rozczarowywało to PPS, partię z której Piłsudski wyrosnął. Okazało się bowiem, iż poglądy lidera kraju nie są takie, jak w przeszłości, co zresztą sam rzekomo miał podkreślać, mówiąc, że wysiadł z czerwonego pociągu o nazwie socjalizm na przystanku niepodległość[23]. Zbliżenie z ziemiaństwem zostało źle odebrane przez ugrupowania agrarne, które podejrzewały zakusy na odzyskanie ziemi rolnej z rąk chłopów. Ostro spotkania na szczycie atakowały wszystkie Polskie Stronnictwa Ludowe, co zaczęło je znów zbliżać do siebie. Obóz rządzący umocniwszy się, przystąpił do wyborów ogłoszonych na 4 i 11 marca 1928 roku.

Obywatele II RP wypełnili swój obowiązek wyborczy dość dobrze. Frekwencja dopisała, a wyniosła aż 78,3%. Jak prezentowały się wyniki?

Bezpartyjny Blok Współpracy z Rządem

2 miliony

399 tysięcy

32 głosów

21,0%

125 mandatów

Polska Partia Socjalistyczna

1 milion

481 tysięcy

279 głosów

13,0%

64 mandaty

Blok Mniejszości Narodowych w Polsce

1 milion

438 tysięcy

725 głosów

12,6%

55 mandatów

Związek Katolicko-Narodowy

925 tysięcy

744 głosów

8,1%

37 mandatów

PSL „Wyzwolenie”

834 tysięcy

448 głosów

7,3%

40 mandatów

Polski Blok Katolicki

770 tysięcy

891 głosów

6,7%

33 mandatów

Stronnictwo Chłopskie

618 tysięcy

503 głosy

5,1%

26 mandatów

Narodowa Partia Robotnicza

228 tysięcy

88 głosów

2,0%

14 mandatów

Pozostałe ugrupowania (16) zdobyły łącznie 47 mandatów.

Jaki wniosek płynie dla obserwatora z wyników wyborów do Sejmu II kadencji? BBWR zwyciężył, ale nie gwarantowało mu to stabilnych rządów, co musiało pchać sanację do bardziej ostrych działań. Wzmocniła się lewica robotnicza, która otwarcie krytykowała poczynania swoich starych towarzyszy. Endecja zaczynała karleć, co także ją zmuszało do podjęcia działań w swoim łonie. Na zielono zostały zaznaczone partie chłopskie. Pod nazwą Polskiego Bloku Katolickiego skryło się PSL „Piast” wraz z Polskim Stronnictwem Chrześcijańskiej Demokracji. Witosowcy stracili ponad połowę poprzedniego stanu posiadania. „Wyzwolenie” wskoczyło na pierwsze miejsce wśród partii agrarnych, lecz także nie uchyliło się od ubytków mandatów. Jednakże wraz ze Stronnictwem Chłopskim ugrupowania te trzymały 103 mandaty na 444 miejsca w Sejmie. W dalszym ciągu głos ludowców miał znaczenie. I świadomość wspólnego celu, jakim była obrona wsi, przed coraz bardziej idącym w stronę reakcji, łamiącym zasady demokracji obozem sanacyjnym, jednoczyła różne skrzydła ideowo ruchu ludowego.

Rozdrobnienie Sejmu oznaczało dalsze rządzenie Sanacji za pomocą wzmocnionego urzędu Prezydenta RP, w oparciu o wojsko i urzędników centralnych. Forma rządów w Polsce coraz bardziej charakteryzowała się autorytarnymi ciągotami marszałka Piłsudskiego, który w czerwcu 1928 roku oddał fotel Premiera ponownie w ręce Kazimierza Bartla. Stan izby niższej nie pozwalał na zgrabne rządzenie Radzie Ministrów, toteż Ziuk wolał oszczędzać sobie nerwów, kierując polityką z tylnego fotela (prawdziwy polski prekursor tego rozwiązania). W kraju zapanowało ożywienie gospodarcze, które jednak miało zostać zahamowane nagłym uderzeniem Wielkiego Kryzysu, będącego skutkiem gigantycznego krachu na nowojorskiej giełdzie 24 października 1929 roku.

Zanim jednak fala załamania ekonomicznego przybyła zza oceanu, ugrupowania demokratyczne, nie mogąc utrzymać poprzedniego ustroju samodzielnie, zdecydowały połączyć swoje siły w niezwykle egzotycznym sojuszu. Tak właśnie narodził się Centrolew. Związek Obrony Prawa i Wolności Ludu, bo taka była jego właściwa nazwa, zjednoczył we wspólnym działaniu PPS, PSL „Piast”, „Wyzwolenie”, NPR oraz Stronnictwo Chłopskie. Taka siła, skupiająca 218 mandatów, stanowiła potężne zagrożenie dla piłsudczyków. W Sejmie nastąpiło spektakularne wydarzenie: posłowie Centrolewu, wsparci przez deputowanych z mniejszości narodowych w wyrażonym 9 grudnia 1929 roku wotum nieufności obalili rząd Kazimierza Świtalskiego, zwany rządem pułkowników, gdyż aż 7 tek ministrów dzierżyło sanacyjnych wojskowych.

Józef Piłsudski był już wtedy przekonany przez swoje otoczenie do podjęcia decyzji o rozpoczęciu akcji przeciw Centrolewowi. Posłowie nie mieli zamiaru dać się nastraszyć, co pokazał chociażby marszałek Sejmu Ignacy Daszyński, gdy nie zgodził się na otwarcie posiedzenia izby na rozkaz Ziuka, pod bagnetami, rewolwerami i szablami[24]. Nowy Premier wskazany przez Mościckiego, przyjaciel Marszałka Walery Sławek, nie krył się z tym, że opozycja musi zostać poskromiona. Poskromiona siłą i aparatem represji. Od czerwca 1930 roku Centrolew zaaktywizował swoje wystąpienia publiczne, nie kryjąc się z wizją II RP bez Mościckiego i Piłsudskiego u steru rządu. W sierpniu nastąpiła zmiana Premiera. Za Sławka wkroczył przywódca sanacji. Piłsudskiemu w wywiadzie dla Gazety Polskiej z końca sierpnia wymsknęło się, że dla niego poseł nietykalny w rozumieniu Konstytucji Marcowej jest tylko sądowo: wszystko inne, panie pośle, jest tykalne[25]!

Wybory brzeskie

We wrześniu nadszedł cios szykowany już od wielu tygodni przez Belweder. W imieniu Marszałka rozkaz aresztowania czołowych opozycjonistów wydał minister spraw wewnętrznych Felicjan Sławoj (powiązania z arcybiskupem seniorem Gdańska zupełnie przypadkowe, natomiast ze słynnymi sławojkami już nie[26]) Składkowski. Te osoby zostały osobiście wskazane przez Marszałka jako jego wrogowie polityczni. Kto dostał się do „obozu odosobnienia” w Berezie Kartuskiej (dzisiaj Białoruś)? Przede wszystkim Wincenty Witos. Była to najbardziej utytułowana persona, która dostała się pod reżim sadystycznego legionisty, komendanta więzienia Wacława Kostki-Biernackiego. Oprócz niego uwięziony został bohater powstania śląskiego Wojciech Korfanty, oraz tacy ludzie jak Władysław Kiernik, Stanisław Dubois, Herman Liberman czy Józef Putek. Na jakiej podstawie zostali aresztowani, jeżeli byli posłami, a Marszałek zarzekał się, że respektuje nietykalność sądową posła? Wystarczyło rozwiązać Sejm. Stało się to faktem 29 sierpnia na mocy zarządzenia Prezydenta RP. Immunitety wygasły, proste. Jednocześnie ogłoszono kolejne wybory. Te miały przejść do historii jako brzeskie.

Opozycja została pokiereszowana uwięzieniem swych najbardziej wyrazistych liderów. Ci nie mieli w więzieniu łatwo. Nie obchodzono się z nimi w sposób godny człowieczeństwu[27]. Głodzenie, upadlanie było na porządku dziennym, do czego być może Kostkę-Biernackiego zachęcał swoimi wypowiedziami Piłsudski: Co do mnie to też przygotowałem część tej pracy, bo chcę, by byli karani. Nie mogę znieść by taka banda byłych posłów była niekaralna i psuła moralność Polski. Ta bezkarność tego bydła przeklętego psuje całe państwo. Zastrzelę ich jak psów, gdy sądy nie osądzą…[28] Niemniej sanacja nie posunęła się do wykluczenia kandydatur uwięzionych polityków, natomiast skutecznie sabotowała rejestrację list wyborczych w okręgach. Opozycja zorganizowała się w trzy koalicje: Stronnictwa Narodowego, idącego pod egidą Listy Narodowej (przekształcony Związek Katolicko-Ludowy (endencja)), Katolicki Blok Ludowy (samo Polskie Stronnictwo Chrześcijańskiej Demokracji (ludzie Korfantego)) oraz Centrolew. Ugrupowania te zostały jednak rozgromione 16 i 23 listopada 1930 roku.

Wyniki przy 75% frekwencji przedstawiły się następująco:

BBWR – 46,7% głosów = 249/444 mandaty

Centrolew – 17,3% głosów = 79/444 mandaty

Lista Narodowa – 12,7% głosów = 63/444 mandaty

Katolicki Blok Ludowy – 3,8% głosów = 14/444 mandaty

Reszta – 19,5% głosów = 39/444 mandaty

Sanacja ostatecznie więc ugruntowała swoją pozycję dominującej siły w Polsce. Sejm został spacyfikowany, większość sejmowa zabezpieczona. Wobec tego, pozwolono posłom, którzy uzyskali mandaty poselskie, a którzy byli zamknięci w Berezie Kartuskiej, na wyjście za kaucją na wolność. W taki oto sposób wydostał się m.in. Witos, który jednak już wkrótce miał odpowiedzieć przed sądem na zarzut… przygotowywania zamachu, którego celem było usunięcie przemocą członków sprawującego w Polsce władzę rządu i zastąpienia ich przez inne osoby, wszakże bez zmiany zasadniczego ustroju państwowego.

Proces brzeski i przegrana demokratycznej Drugiej Rzeczpospolitej

Sprawa politycznego motywu sądzenia liderów opozycji antysanacyjnej była dla większości obywateli Polski jasna. Przy czym nie było schizofrenicznym zachowaniem dla sporej części Polaków współczuć Witosowi i innym opozycjonistom z jednej strony, a popierać marszałka Piłsudskiego z drugiej. Działacze przygotowując się do procesu, jednocześnie konsolidowali swoje ugrupowania. Centrolew poniósł klęskę i musiał się rozpaść. Jednocześnie partie chłopskie doszły do konkluzji, że tylko zjednoczenie może pomóc w obronie interesu wsi. Tak więc 15 marca doszło do scalenia PSL „Piasta”, PSL „Wyzwolenia” oraz Stronnictwa Chłopskiego w jedno ciało. Nowa ugrupowanie otrzymało nazwę Stronnictwa Ludowego, zaś za swoje logo przyjęło koniczynkę. Władza składała się z trzech organów: Kongresu, Rady Naczelnej i Naczelnego Komitetu Wykonawczego. Szefami tych ciał zostali odpowiednio Maksymilian Malinowski („Wyzwolenie”), Wincenty Witos („Piast”), oraz Stanisław Wrona-Merski (Stronnictwo Chłopskie). Unifikacja w jedną partię ludowo-agrarną dotyczyła także programu. Od teraz deklarowano zdecydowanie walkę o powrót rządów demokratycznych, poskromienie dyktatury sanacyjnej, przywrócenie rządów prawa i niezależnego sądownictwa, odpolitycznienie wojska, uchowanie Kościoła od wpływów władzy, przeprowadzenie prawdziwej reformy rolnej, z częściowym tylko wywłaszczeniem bez odszkodowania, oraz zagwarantowano większy wpływ państwa na przemysł. Taka reforma ruchu ludowego miała mieć skutki o wiele trwalsze niż twórcy wówczas myśleli. Lecz nie przyspieszajmy faktów.

Sanacja nie odpuściła i przeprowadziła w Sądzie Okręgowym w Warszawie proces, który zakończył się 13 stycznia 1932 roku. Sędziowie nie poddali się naciskom władzy w aspekcie uznania oskarżenia o próbę przeprowadzenia zamachu stanu. Byłoby groteskowym, by skazać ofiary za czyny sprawców, co zresztą zauważył podczas zeznań sam Wincenty Witos: Wysoki Sądzie, ja byłem prezesem tego rządu, który został przez zamach majowy obalony. Nie ja więc knułem, nie ja robiłem spiski, ale ja wraz z rządem stałem się ofiarą spisku i zamachu (…) Kto inny robił zamach, kto innych robił spisek, a na ławie oskarżonych siedzę ja![29] Z tego tytułu oskarżenia zostali uniewinnieni. Ale proces był zbyt istotny, by puścić oskarżonych wolno. Jako, że jeszcze nie wszedł w życie będący prawie na ukończeniu nowy kodeks karny Makarewicza, oskarżonych sądzono na podstawie rosyjskiego kodeksu karnego z 1903 roku. A opierając się na nim można było uznać działania Centrolewu za działalność antypaństwową. Tak więc 10 z 11 podsądnych skazano na niskie wyroki od 1,5 do 3 lat więzienia. Mało? Może. Ale czy to było sprawiedliwe? Oczywiście, że nie. Dlatego nie powinno dziwić, że część opozycjonistów nie zamierzała poddać się wyrokowi. Wśród nich znalazł się Witos, który po niepowodzeniu apelacji i podtrzymaniu wyroku przez Sąd Najwyższy w 1933 roku zdecydował się na emigrację do Czechosłowacji. Państwo to stało się wówczas popularnym kierunkiem dla działaczy antysanacyjnych.

Sanacja uzyskała zatem to, czego chciała. Opozycja została spacyfikowana, jej liderzy czasowo zdjęci ze sceny politycznej, czy to z powodu uwięzienia czy emigracji. Następne wybory parlamentarne nie miały charakteru wolnych. Liczbę posłów zmniejszono odpowiednio do 208 w 1935 roku, zaś podwyższono do 216 w 1938 roku. Senatorów ograniczono do 96, przy czym Prezydent w myśl uchwalonej w kwietniu 1935 roku konstytucji kwietniowej nominował 1/3 ich składu nieskrępowanie. Opozycja z dawnego Centrolewu nie była reprezentowana w izbie niższej. Przywilej ten miały tylko mniejszości narodowe, które potrafiły przemycić w swym składzie nawet otwartych niemieckich nazistów. Mościcki po śmierci Piłsudskiego, która nastąpiła 12 maja 1935 roku, miał nie skrępowane ręce i umocnione kompetencje, toteż być może dla pewnej równowagi, po wyborach z 6 i 13 listopada 1938 roku, dorzucił ze swojej puli senackiej niegdysiejszych ludowców czy chadeków, pod warunkiem nie kontestowania sanacyjnego ustroju.

Stronnictwo Ludowe, niereprezentowane wprawdzie na Wiejskiej, miało jednak dużo do powiedzenia na prowincji. Po 1934 roku nastąpiło zintensyfikowanie strajków chłopskich, które były pompowane przez nieefektywną politykę zwalczania skutków Wielkiego Kryzysu, który okrutnie dotknął polską wieś. Działania władz często kończyły się pacyfikacją ze strony wojska. Czasem padały strzały, co skutkowało ofiarami śmiertelnymi. Zwłaszcza obfity w ofiary był rezultat Wielkiego Strajku Chłopskiego, zorganizowanego w dniach od 16 do 25 sierpnia 1937 roku. Zginęło 44 manifestantów, a kilka tysięcy zostało aresztowanych. Jednocześnie SL się radykalizowało i powoli przechodziło ku centrolewicowym pozycjom, głownie ze względu na to, że centroprawicowe kierownictwo było poza Polską lub uśmiechało się zza więziennych krat. Mimo tego, niekwestionowanym liderem i coraz częściej nazywanym królem polskiej wsi był Witos, utrzymujący nieprzerwaną łączność z krajem. Pomimo dolegliwości chorobowych, działał dość aktywnie, m.in. kontaktując się z tak zwanym Frontem Morges, w którym działały takie indywidualności, jak Ignacy Paderewski, generałowie Władysław Sikorski i Józef Haller czy nieskazany w procesie brzeskim Wojciech Korfanty. Jednakże pobyt w Czechosłowacji dobiegł końca. Państwo to zostało zlikwidowane przez coraz szerzej się rozpychającego Adolfa Hitlera. Trzeba było wracać do Ojczyzny. Czy Witos miał trafić za kratki?

Katastrofa narodowa

Witos miał osobiste porachunki z Piłsudskim, a ich nieufność można datować już na czasy I wojny światowej, gdy jako austro-węgierski poseł, musiał przeciwdziałać niektórym bezkarnym działaniom Legionów Piłsudskiego, które dotykały galicyjską wieś. To na jego ręce Naczelnik złożył akt dymisji, gdy pod Warszawę podciągnęli Sowieci. Witos nie przyjął tej dymisji, ale został powiernikiem tajemnicy załamania się Marszałka[30]. Takie chwile nie scementowały ich serdecznej zażyłości. Ale Ziuk już leżał na Wawelu ciałem, a sercem w Wilnie. O mózgu się nie wypowiem. Obóz sanacyjny nie musiał ścigać Witosa, toteż po trzydniowym uwięzieniu, wobec narastającego zagrożenia inwazją III Rzeszy przywódcę ludowców wypuszczono na wolność. Dawny szef „Piasta” otrzymał wotum zaufania od swoich zwolenników w postaci ponownego wyboru na prezesa Stronnictwa Ludowego. Jego aktywność pozostała jednak ograniczona. Miał już 65 lat i jego zdrowie wymagało kuracji. Działania coraz bardziej angażowały młodsze pokolenie ludowców. Jednym z nich był faktyczny organizator Strajku z 1937 roku, były poseł SL, Stanisław Mikołajczyk.

Wybuch wojny stał się faktem nieszczęśliwym piątkowym porankiem 1 września 1939 roku. Ludowcy podjęli się ofiarnej walki za Ojczyznę, co udowadniali już kilkanaście miesięcy przed, wyciszając napięcia społeczne i odsuwając swój główny postulat, jakim było zwalczanie sanacji. Wynik kampanii wrześniowej niestety wszyscy znamy. Polska upadła, rząd był zmuszony udać się do Rumunii. Tym samym jednak otworzyła się możliwość odsunięcia ekipy Piłsudskiego od władzy, a może nawet jej rozliczenia. Z poparciem Francji, Premierem szybko został jednej z najbardziej zajadłych wrogów sanacji, czyli generał Władysław Sikorski. Ze stanowiska Prezydenta ustąpił Ignacy Mościcki, zaś jego mianowany następca Bolesław Wieniawa-Długoszowski, bardzo czarująca swoim życiorysem postać, został zbojkotowany przez Aliantów i także zmuszony do ustąpienia. Nowy prezydent RP na uchodźstwie Władysław Raczkiewicz ugiął się przed działaczami byłego Frontu Morges. Umowa paryska pozwoliła na odjęcie kompetencji głowy państwa na rzecz prezesa Rady Ministrów. Nowy rząd miał charakter jednoczącego naród, ale bez najbardziej wyrazistych członków obozu piłsudczyków. Jakie ugrupowania się w nim znalazły? Stronnictwo Narodowe, Stronnictwo Ludowe oraz Polska Partia Socjalistyczna. Czyli opozycja. Oczywiście wpuszczono niektórych piłsudczyków, ale nie pozwolono im myśleć o powrocie do rządów autorytarnych, ani o podkopywaniu pozycji Sikorskiego. Ten zaś trzymał swoich oponentów twardą ręką. Co bardziej szkodzących polityków i wojskowych sanacyjnych potrafił zsyłać do niechlubnego więzienia Bute czy jeszcze gorszego Shinafoot w Szkocji. Zatem odcięto się drastycznie od tego, czym była Polska po 1926 roku.

Czy Witos znalazł się w tym rządzie? Niestety, nie udało mu się opuścić Polski. 16 września został aresztowany przez Gestapo. Jednak jego życiu nic nie zagrażało, w przeciwieństwie do nieszczęsnego byłego marszałka Sejmu Macieja Rataja, który skończył rozstrzelany w Palmirach w 1940 roku. Wincentego przewożono po Polsce, zawieziono go nawet do Berlina. Niemcy mieli dla niego pewną propozycję. Usilnie szukano jakiegokolwiek człowieka z wielkim autorytetem, który mógłby legitymizować działania okupacyjne. Być może przewidywano powołanie rządu kolaboracyjnego. Jeśli tak, to do najbardziej znaczących indywidualności będących w rękach nazistowskich był Witos. Ale ten odmówił ofercie współpracy, choć mógł otrzymać przysłowiową kulę w łeb. W 1941 roku osadzono go w rodzinnych Wierzchosławicach, oczywiście w areszcie domowym[31].

W okupowanej Polsce trwała walka podziemia z hitlerowcami. Prym wiódł Związek Walki Zbrojnej, przekształcony w lutym 1942 roku w Armię Krajową. Swoje siły tworzyły także ugrupowania partyjne, zwłaszcza po przyjęciu do wiadomości zwiększającej się sile decyzyjnej piłsudczyków w organach ZWZ. Nie inaczej postąpiło Stronnictwo Ludowe, które zdecydowało się na powołanie własnej formacji partyzanckiej. Od sierpnia 1940 możemy mówić o działalności Chłopskiej Straży, która jest jednak lepiej znana pod późniejszą nazwą Batalionów Chłopskich. Komendantem przez większość czasu wojny był Franciszek Kamiński, który w szczytowym momencie dowodził ponad 160 tysiącami partyzantów. Była to siła znacząca, dlatego nie dziwi fakt, iż bardzo mocno kierownictwo Armii Krajowej dążyło do zjednoczenia. Nic z tego ostatecznie jednak nie wyszło, pomimo zaangażowanej współpracy oddziałów i podpisania umowy scaleniowej, która nie została skutecznie zrealizowana. Bataliony miały zauważalny wkład w walkę podziemia, co zaczęło interesować trzecią siłę partyzancką – Gwardię Ludową, czyli późniejszą Armię Ludową. Komuniści bowiem zwiększali swoje wpływy dzięki funduszom i rozbudowującej się intensywnie od wybuchu wojny niemiecko-radzieckiej agenturze. Bataliony Chłopskie mogłyby być sojusznikiem w zdobyciu i utwierdzeniu władzy ludowej po wojnie. Przejęcie władzy stawało się ku przerażeniu rządu londyńskiego coraz bardziej prawdopodobne, zwłaszcza po śmierci w katastrofie gibraltarskiej generała Sikorskiego, które pozbawiało zdecydowanego przywództwa rząd emigracyjny. Kolejne zwycięstwa Armii Czerwonej pod Stalingradem i Kurskiem przybliżały Sowietów do ziem polskich. Warto nadmienić, że działające przedwojenne Stronnictwo Ludowe w warunkach konspiracji przybrało dodatkowy człon „Roch”.

Fundamenty władzy ludowej

Józef Stalin, przywódca Związku Radzieckiego, po ujawnieniu zbrodni katyńskiej przez Niemców i oficjalnej prośbie Sikorskiego o międzynarodowe śledztwo, zdecydował się zerwać kontakty dyplomatyczne z polskim rządem emigracyjnym. Od 1943 roku miał już skrystalizowane plany na osadzenie swoich marionetek w Warszawie, z czym nie zgadzał się premier Wielkiej Brytanii Churchill[32], a co popierał prezydent Stanów Zjednoczonych Roosevelt. Po wyjściu z Rosji lojalnej wobec Londynu Armii Andersa, rozpoczęto formowanie zalążka przyszłej siły zbrojnej rządu komunistycznego. Tak oto w Sielcach nad Oką narodziła się, o zgrozo, 1 Polska Dywizja Piechoty im. Tadeusza Kościuszki. Patronat człowieka walczącego z Rosją, nie byłby taki trafny, gdyby nie skojarzenia z chłopstwem, które ten wielki patriota budził. Przyszła Polska miała być tą prawdziwie ludową. Polityczne zaplecze dla planów Stalina stanowił Związek Patriotów Polskich, de iure utworzony w czerwcu 1943 roku. Pod przewodnictwem Wandy Wasilewskiej, komunistycznej pisarki i domniemanej chrześniaczki Józefa Piłsudskiego, stworzono komitet, który miał legitymizować pozytywne zamiary Stalina wobec Polaków. Związek napakowano członkami Polskiej Partii Robotniczej, komunistycznego ugrupowania rosnącego w siłę z każdym kolejnym dniem wojny. Jednakże znaleziono miejsce dla niekomunistycznych działaczy. Takim oto zrządzeniem losu dokooptowano m. in. Andrzeja Witosa. Nazwisko słusznie podpowiada koligacje z Wincentym, gdyż byli to bracia. Witos reprezentował Stronnictwo Ludowe w Związku Patriotów Polskich, choć nie miał zbyt dużo do powiedzenia. Gdy usiłował się przeciwstawiać co bardziej lewicowym postulatom, Wasilewska miała rozmarzać się nad warunkami atmosferycznymi w Republice Komi, co brutalnie stawiało przebywającego wcześniej w łagrze Witosa do pionu[33]. Jak mówiłem, ZPP nabierał znaczenia z każdym kolejnym miesiącem wojny. W styczniu 1944 roku było już pewne, że to Sowieci wejdą pierwsi do Polski. Narastało przekonanie, że należy próbować dogadać się z komunistami za wszelką cenę. Pogląd ten reprezentował m. in. Stanisław Mikołajczyk, który objął po tragicznie zmarłym Sikorskim tekę Premiera. Sprzeciwiała się temu generalicja na czele z Andersem i Sosabowskim oraz działacze sanacyjni. Wiedzący o tym Sowieci tylko jątrzyli spory w rządzie londyńskim, wyraźnie dając do zrozumienia, że owszem, to Rosja będzie decydentem w sprawach Polski, ale ludowcy otrzymają szansę budowania nowego ustroju. Od 1 stycznia działała samozwańcza Krajowa Rada Narodowa, która rościła sobie prawo do bycia tymczasowym polskim parlamentem. Tworzona przez Władysława Gomułkę, miała wciągnąć przychylne współpracy z komunistami ugrupowania, które przybrałyby formę partii satelickich. I faktycznie rozpoczęto nawiązywanie współpracy z lewicowymi działaczami ludowymi oraz niektórymi centrystami. 16 lipca 1944 roku ZPP zdał swoje kompetencje Krajowej Radzie Narodowej, co ujednoliciło organy władzy polskich komunistów. 22 lipca Moskwa ogłosiła powstanie Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego, co zaskoczyło samych działaczy PPR. W skład tego organu, mającego być quasi-rządem, wszedł były spółdzielca w tym wypadku figurant Edward Osóbka-Morawski (PPS), Wanda Wasilewska i Andrzej Witos, reprezentujący rozłamowy SL „Wola Ludu”. Czy Komitet ten miał czym rządzić? Tak, Sowieci uznali jego kompetencje na terenach na zachód od linii Curzona. Co z Kresami Wschodnimi? Marionetki Stalina miały łaskawie oddać wielkiemu sojusznikowi ziemie zamieszkane przez setki tysięcy Polaków, co uczyniły formalnie jeszcze 27 lipca. Siedzibą tych władz miał być tymczasowo Chełm, następnie zaś Lublin.

Komuniści starali się scalić z rządem londyńskim, by uzyskać międzynarodowe uznanie, które wciąż trwało przy legalnych władzach emigracyjnych. Kuszono Mikołajczyka stanowiskiem Premiera i otrzymaniem kilku tek dla jego nominatów, lecz ten się wahał. Wciąż liczono na korzystne rozstrzygnięcie sprawy polskiej. Szef rządu nie wiedział jeszcze o postanowieniach teherańskich, a dowiedziawszy się o nich nabrał przekonania, że piłsudczycy stanowią zbędny balast w ratowaniu polskiej niepodległości[34].

Rząd lubelski nie zasypywał gruszek w popiele, lecz zaczął wprowadzać w życie istotne decyzje, które zmieniały charakter przyszłej Polski. Odrzucono konstytucję kwietniową, jako faszystowską, tym samym przywracając rządy konstytucji marcowej. Uderzało to w prezydenta Raczkiewicza i postanowienia umowy paryskiej, obniżając wiarygodność uprawnień Mikołajczyka jako premiera emigracyjnego. Lecz najbardziej radykalne działanie miało dopiero nadejść. Okazało się nim ogłoszenie reformy rolnej. Dekret z 6 września 1944 roku był niezwykle radyklany – oraz, jak na nasz współczesny szacunek do własności prywatnej, był barbarzyńskim ruchem[35]. Wywłaszczał on każdego, kto posiadał więcej niż 50 ha użytków rolnych, bez odszkodowania. Majątek ruchomy czy nieruchomy właścicieli przepadał na rzecz państwa. Wprowadzono dla najbardziej poszkodowanych, czyli de facto ziemiaństwa, urzędowy zakaz zamieszkania w powiecie, w którym znajdował się majątek. Przez pewien czas miano wypłacać rentę urzędniczą dla wywłaszczonych, jednak szybko zdecydowano się ograniczyć „tę hojność”. Oprócz nich ziemię odbierano zdrajcom ojczyzny, obywatelom III Rzeszy, a także dzielono grunty należące do Skarbu Państwa. W nowelizacji dekretu zrobiono jednak wyróżnienie dla przyszłych Ziem Odzyskanych oraz ziem zaboru pruskiego, gdzie areał ten podwyższono do co najmniej 100 ha. Z działania dekretu wyłączono dobra „martwej ręki”, czyli ziemie kościelne. Stalin osobiście rozkazał, by nie antagonizować Kościoła katolickiego. Słusznie spodziewał się, że będzie najcięższym przeciwnikiem we wprowadzania nowego ładu w nieujarzmionej Polsce. Na takie działanie nie mogły się zdecydować władze sanacyjne, co nie powinno dziwić. Ziemiaństwo miało istotne wpływy we władzach. To się miało skończyć drastycznie. I faktycznie. Koniec klasy ziemiańskiej możemy datować właśnie na 1944 rok.

Jednocześnie PKWN po powstaniu warszawskim zaczął zaostrzać swoją politykę wobec ugrupowań niekomunistycznych[36]. W październiku podziękowano za współpracę Andrzejowi Witosowi. Przydał się do uwiarygodnienia reformy rolnej, nie był więc dłużej potrzebny. Mimo niechęci Armii Krajowej, dostrzegano możliwości pozyskania do współpracy Bataliony Chłopskie, przekonywujące się do komunistów właśnie takimi reformami gospodarczymi. Zaczynała rosnąć baza wyborcza PPR-u wśród drobnych rolników i robotników. PKWN się umacniał.

Tysiąc dziewięćset czterdziesty piąty

Ambicje komunistów były już zbyt czytelne na początku 1945 roku. Jednocześnie cały czas szukano czynników legitymizujących objęcie władzy przez promoskiewskich działaczy. 17 stycznia przejęto Warszawę, 18 stycznia wzięto Kraków, 19 stycznia Niemcy opuścili Łódź. Do końca stycznia Armia Czerwona wyzwoliła od okupacji niemieckiej większość rdzennej Polski. Rozpoczęto ustanawianie władzy ludowej na tym obszarze. Tymczasem poszukiwano Wincentego Witosa. Polityk krył się w ostatnich miesiącach wojny i możliwym jest, że miał przedostać się do Londynu. Będącego w fatalnej kondycji zdrowotnej duchowego szefa Stronnictwa Ludowego przechwycili w marcu Sowieci. Aresztowany był przymuszany do wejścia w skład Krajowej Rady Narodowej, na co nie chciał się zgodzić. Zniknięcie z Wierzchosławic Witosa istotnie zainteresowało opinię publiczną. Rwetes z tego powodu był tak mocny, że poruszył nawet samego Churchilla, który zapytał Stalina gdzie przebywa były polski Premier. Wincentego uwolniono.

Wojna w Europie zakończyła się 8 maja 1945 roku. W Polsce stacjonowały setki tysięcy żołnierzy Armii Czerwonej, które nie wydawały się zbierać do drogi powrotnej. Rząd londyński tracił coraz mocniej na znaczeniu. Jasnym już było, że w Jałcie nie zagwarantowano powrotu prawowitej reprezentacji narodu do Warszawy. Gra toczyła się już tylko o korzystne ustalenie granic i zagwarantowaniu minimum praw ugrupowań demokratycznych. Zachód naciskał na Stalina tylko w kwestii dołączenia działaczy demokratycznych do władz w Polsce i w sprawie przeprowadzenia wolnych wyborów. Churchill uparcie radził Mikołajczykowi, by wziął sprawy w swoje ręce. Ten już od października 1944 roku nie pełnił funkcji Premiera, więc mógł zdecydować się na szalony krok. Czas naglił. Marionetki na polecenie swojego guru z Kremla utworzyły Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej (TRJN). Mikołajczyk pod koniec czerwca wszedł w jego skład, obejmując tekę Wicepremiera i Ministra Rolnictwa. Trzeba przyznać, że był witany w Ojczyźnie jak bohater. Z liczących się sił tylko Stronnictwo Ludowe mogło rzucić rękawicę komunistom i ich satelitom[37]. Były premier londyńskiego rządu odnalazł Witosa i doprowadził z nim do przekształcenia SL w Polskie Stronnictwo Ludowe, co nastąpiło 22 sierpnia 1945 roku. Prezes mógł być tylko jeden. Stary Witos był niesamowitą gwiazdą, która zdołała skupić miażdżący procent sympatyków ruchu ludowego, skutecznie podważając zasadność istnienia marionetkowe wobec PPR-u SL „Wola Ludu”. Jednakże nie na długo. Czasy okupacji nie zapewniły Witosowi należytej opieki medycznej. Gasł on w oczach. Śmierć nadeszła w wigilię uroczystości Wszystkich Świętych. Król polskiej wsi zmarł w wieku 71 lat. Jego pogrzeb był iście królewski. Kondukt żałoby szedł przez 4 dni z Krakowa do Wierzchosławic. Jego zgon osierocił PSL, ale także nadzieje na zachowanie ustroju demokratycznego w Polsce. Mikołajczyk bywał naiwny. Komuniści zaś nigdy nie darowali słabości.

Fałszerstwo pierwsze

Nowi polscy wielkorządcy mogli się czuć coraz pewniej. Przejście Mikołajczyka do TRJN wystarczyło Aliantom do cofnięcia uznania rządowi londyńskiemu[38]. Toteż od 5 lipca 1945 roku legalne władze przestały się liczyć na arenie międzynarodowej. Stronnictwo promoskiewskie nie musiało jednocześnie posunąć się zbyt bardzo. Przyjęcie Mikołajczyka i Stanisława Grabskiego, brata Władysława twórcy złotego, w skład TRJN ugasiło wyrzuty sumienia zachodnich decydentów. Sowieci pilnowali, by PPR nie utracił władzy w Polsce. Następowało masowe ujawnianie się byłych członków rozwiązanej Armii Krajowej. Mimo ogłoszonej amnestii, tysiące prawdziwych patriotów trafiało do więzień. Jednocześnie nowy szef PSL-u lawirował. Krytykował działaczy londyńskich za ich niechęć do nowych władz w Warszawie, co podchwytywały media prokomunistyczne. Wiedział jednocześnie, że komuniści władzy nie zamierzają oddać, toteż pozwalał skupiać się opozycji antykomunistycznej wokół PSL-u. A ten rósł jak na drożdżach. W połowie 1946 roku partia liczyła 800 tysięcy członków. Ta siła była odczuwalna. I usztywniła stanowisko Mikołajczyka. PPR starała się wciągnąć PSL w układ, który rządziłby Polską. Taka konstrukcja miała się nazywać Blokiem Demokratycznym. Mikołajczyk podjął rozmowy, ale zdecydowanie nie był usatysfakcjonowany ofertą. PPR przedstawił propozycję: podział mandatów w nowym Sejmie Ustawodawczym na pięć ugrupowań w relacji 20:20:20:20:20. Kto miałby w tym partycypować? PPR (komuniści), PPS (socjaliści rozpracowywani przez Moskwę), SL (rozłamowcy z ludowców), Stronnictwo Demokratyczne (centryści – inteligencja) oraz PSL. Mikołajczyk wyśmiał ofertę. Szybko przedstawił kontrofertę. 75% mandatów dla ugrupowań wiejskich bez definiowania podziału między PSL i SL. Komuniści zerwali negocjacje. Jednocześnie zdecydowano się opóźnić datę wyborów. Pewnym było, że komuniści przy takim poparciu dla ludowców wybory by przegrali. Należało dać sobie szansę na wyszkolenie specjalistów do sfałszowania tak wielkiego wydarzenia obywatelskiego. Jak to zrobić? Zorganizować referendum!

30 czerwca 1946 roku Polacy mieli zdecydować w sprawie trzech zagadnień:

Czy jesteś za zniesieniem Senatu?

Czy chcesz utrwalenia w przyszłej Konstytucji ustroju gospodarczego, zaprowadzonego przez reformę rolną i unarodowienie podstawowych gałęzi gospodarki krajowej, z zachowaniem ustawowych uprawnień inicjatywy prywatnej?

Czy chcesz utrwalenia zachodnich granic Państwa Polskiego na Bałtyku, Odrze i Nysie Łużyckiej?

PPR i satelity rekomendowały 3x tak. PSL przed wojną zrobiłby to samo. Ale sytuacja teraz była zupełnie inna. Należało się odróżnić od przystawek Moskwy. PSL nawoływał do glosowania 1x nie i 2x tak. Kampania referendalna była zacięta. Jakie były oficjalne wyniki?

 

TAK

NIE

Senat

7 844 522 głosów

68%

3 686 029

głosów

32%

Reformy rolna, nacjonalizacja przemysłu

8 896 105 głosów

77,2%

2 634 446

głosów

22,8%

Granica zachodnia

10 534 697 głosów

91,4%

995 854 głosów

8,6%

Oczywiście to nie były wyniki prawdziwe. Specjaliści z Moskwy pod dowództwem pułkownika Aarona Pałkina, fałszowali wyniki na potęgę. Wnioski z ich pracy były następujące: PPR zdobyło istotny posłuch w społeczeństwie, jednak nie na tyle, by w wolnych wyborach liczyć na zwycięstwo nad Polskim Stronnictwem Ludowym. Przez pomyłkę w Krakowie ogłoszono prawdziwe wyniki. Tam nie zlikwidowano by Senatu.

Koniec II Rzeczypospolitej

Wyniki były jasne. Opozycja demokratyczna nie miała co liczyć na zwycięstwo w wyborach do Sejmu Ustawodawczego, zaplanowane na 19 stycznia 1947 roku. Władze komunistyczne szykanowały działaczy ludowców, przeszkadzając w agitacji wyborczej, dewastując lokale czy nawet porywając i zabijając kandydatów na posłów. Jednocześnie rozkręcano działania propagandowe, w których oskarżano wicepremiera Mikołajczyka o działania na rzecz zachodnich imperialistów i współpracowanie z siłami faszystowskimi. W takim duchu i przy gromadzeniu informacji o rozprawianiu się z opozycjonistami z Węgier, Rumunii czy Bułgarii wiadomym było, że nowy Sejm nie odda faktycznych wyników. Efekt elekcji z 19 stycznia 1947 roku? Oto on:

Ugrupowanie

Procent głosów

Mandaty

Blok Demokratyczny (PPR+PPS+SD+SL)

80,1%

394

Polskie Stronnictwo Ludowe

10,3%

28

Stronnictwo Pracy

4,7%

12

Polskie Stronnictwo Ludowe „Nowe Wyzwolenie”

3,5%

7

 

Komuniści mniej krygowali się w dorzuceniu sobie mandatów niż sanacja. 394/444 mandaty oznaczało absolutną dominację sił promoskiewskich w Sejmie. PSL uzyskał ułamek tego, co powinien faktycznie zdobyć. Jaki był prawdziwy wynik? Tego też niestety nie wiemy. Specjaliści radzieccy raportowali Stalinowi, że Blok Demokratyczny, gdyby grał w wolne i demokratyczne wybory mógłby zdobyć maksymalnie 50% głosów. Niektórzy sugerują, że to z kolei PSL zdobył z lekką ręką minimum ½ wszystkich oddanych głosów. Nie miało to znaczenia. Wraz z wyborem 5 lutego Bolesława Bieruta na Prezydenta RP zamknął się okres formowania władzy w Polsce. Mikołajczyk został szeregowym posłem, zaś każde jego wystąpienie z mównicy sejmowej było zagłuszane przez parlamentarzystów z PPR-u. Partia komunistyczna pracowała już zresztą nad likwidacją jedynej realnej opozycji. Rozłamowcy czyhali za rogiem na przejęcie oraz rozwalenie od środka PSL-u. Mikołajczyk i prominentny członek władz ludowców, działacz Stefan Korboński, w czas ostrzeżeni o planowanym aresztowaniu bez odebrania im immunitetu poselskiego, osobno skutecznie uciekli w drugiej połowie października drogą morską z Polski[39]. Władzę w PSL-u objął zwolennik posłuszeństwa wobec PPR-u Józef Niećko. 27 listopada 1949 roku wypatroszone ugrupowanie złączono z satelickim Stronnictwem Ludowym, co dało efekt w postaci Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego. Partia ta miała stanowić wsparcie ludu wsi dla nowopowstałej Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej.

Chłop a wolna Polska

W Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej o władzy nie stanowili chłopi czy robotnicy, lecz niedemokratycznie wybierani I sekretarze. Odwołujący się do sojuszu robotniczo-chłopskiego dzierżyli ster rządów, aż do roku 1989. Nie umniejszam Solidarności, Kościołowi Prymasa Wyszyńskiego, Ojcu Świętemu czy bojowo nastawionym Rodakom w zdobyciu pełnej niepodległości od Związku Radzieckiego. Jednak pragnę zauważyć jedną rzecz. Gdy pomyślimy o pierwszym niekomunistycznym rządzie Tadeusza Mazowieckiego, należy przypomnieć sobie, ilu posłów NSZZ Solidarność znalazło się w Sejmie kontraktowym X kadencji. Było ich ledwo 161. Za mało by odebrać komunistom władzę. Tę potrzebną zmianę uczyniło Zjednoczone Stronnictwo Ludowe, przekierowując poparcie na rzecz opozycji w wysokości 76 szabel, a za nimi poszło Stronnictwo Demokratyczne i ich 27 przedstawicieli[40]. PZPR zostało pokonane i odsunięte od sprawczości. Opresja uległa pod chłopskim butem. Zresztą nie pierwszy raz w historii Polski.

Zakończenie

Dzieje III Rzeczypospolitej dotyczą już każdego z nas. Klasa polityczna, która obecnie funkcjonuje, jest ściśle związana z wydarzeniami po upadku Żelaznej Kurtyny. Decydenci największych ugrupowań rozwijali swoje polityczne talenty w burzliwych latach 90. W tamtym chaosie znalazło się miejsce dla reaktywowanego PSL-u. Jego historia najnowsza należy już do dorobku politologów, którzy słusznie lub nie mogą krytykować jego charakter partii „obrotowej”. Czy jednak ma to znaczenie w obliczu tak długiej historii? Każdy szuka swojego miejsca. A w polityce liczy się skuteczność. Choć ideowość nie powinna być ignorowana. Partie ludowe udowadniały, że faktycznie los Ojczyzny nie jest im obojętnym. A czy nam Obywatelom Rzeczypospolitej, Polska gra w serduszku? Odpowiecie na to pytanie sami. W swym sumieniu. Trzymając kartę do głosowania 15 października 2023 roku. Dobijmy wysoką frekwencję. Wstyd, że 100 lat temu 75% głosujących w lokalach było normą, a nie cudem. Czy jesteśmy mniej świadomi naszych praw niż nasi przodkowie? Czas wziąć sprawy kraju w swoje ręce! Idźmy na wybory!

  1. N. Davies, Boże Igrzysko, Wydawnictwo Znak, Kraków 2010, str. 211.

  2. W. Morawski, Banknoty polskie. Powstanie kościuszkowskie. Gazeta Wyborcza, Warszawa 6 VI 2006.

  3. Uwłaszczenie chłopów – trudne dziedzictwo powstania styczniowego, histmag.org [dostęp 2023-09-15].

  4. J. Wróbel, Historia Polski 2.0: Polak, Rusek i Niemiec…, czyli jak psuliśmy plany naszym sąsiadom, Wydawnictwo Znak, 2015.

  5. O. Balzer, Historya ustroju Austryi w zarysie, Lwów 1899.

  6. R. Sadaj, Kto był kim w Galicji, Kraków 1993.

  7. S. Grodziski, Sejm Krajowy galicyjski 1861-1914. Wydawnictwo Sejmowe, Warszawa 1993.

  8. S. Giza. Kalendarz wydarzeń historii ruchu ludowego 1895-1965. Warszawa 1967, s. 16,74.

  9. N. Davies, Boże Igrzysko, Wydawnictwo Znak, Kraków 2010, s. 858.

  10. W. Witos, Moje wspomnienia. Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1981.

  11. S. Lato, W. Stankiewicz, Programy stronnictw ludowych. Zbiór dokumentów, Warszawa 1969.

  12. J. Molenda, Polskie Stronnictwo Ludowe w Królestwie Polskim, Warszawa 1965

  13. A. Chojnowski, P. Wróbel, Prezydenci i premierzy Drugiej Rzeczypospolitej. Zakład Narodowy imienia Ossolińskich, Wrocław – Warszawa – Kraków, 1992.

  14. W. Witos, Moje wspomnienia. Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1981.

  15. N. Davies, Serce Europy, Wydawnictwo Znak, Kraków 2014, str. 156.

  16. W. Krywicki, Byłem agentem Stalina. Wydawnictwo Aramis, Kraków 1990.

  17. N. Davies, Serce Europy, Wydawnictwo Znak, Kraków 2014, str. 147.

  18. N. Davies, Boże Igrzysko, Wydawnictwo Znak, Kraków 2010, str. 560.

  19. W. Morawski, Banknoty Polskie. Kształtowanie się II Rzeczypospolitej. Gazeta Wyborcza, Warszawa 2006.

  20. W. Witos, Moje wspomnienia. Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1981.

  21. N. Davies, Serce Europy, Wydawnictwo Znak, Kraków 2014, str. 148.

  22. A. Ajnenkiel, Konstytucje Polski 1791-1997, Oficyna Wydawnicza RYTM, 2001.

  23. Gdzie Piłsudski wysiadł z tramwaju, czyli historie poprzekręcane. histmag.org, [data dostępu 2023-09-15].

  24. J. Piłsudski. Pisma zbiorowe. Instytut Józefa Piłsudskiego, T. IX. Warszawa 1937.

  25. J. Piłsudski: Pisma zbiorowe. Instytut Józefa Piłsudskiego, T. IX. Warszawa 1937.

  26. A. Leszczyński, Wychodek premiera Sławoja. Gazeta Wyborcza, [data dostępu: 15-09-2023].

  27. P. Siekanowicz, Obóz odosobnienia w Berezie Kartuskiej 1934–1939, Warszawa 1991.

  28. [Nieskończenie Niepodległa], Rok 1930: dwie pacyfikacje, histmag.org, [data dostępu: 15-09-2023].

  29. A. Garlicki, Piękne lata trzydzieste. Prószyński i S-ka, Warszawa 2008, s. 160–161

  30. W. Witos, Moje wspomnienia. Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1981.

  31. R. Skąpski, Witos, Mikołajczyk i bracia Skąpscy: rok 1944. Niepodległość i Pamięć, 2015. Nr 1.

  32. N. Davies, Mała Europa. Szkice Polskie. Znak Horyzont. Kraków 2022.

  33. M. Zoń, Ten drugi Witos. kurierhistoryczny.pl [data dostępu: 15-09-2023].

  34. N. Davies, Boże Igrzysko. Historia Polski. Wydawnictwo Znak. Kraków 2010.

  35. A. Czubiński. Historia Polski XX wieku. Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2005.

  36. N. Davies, Boże Igrzysko. Historia Polski. Znak, Kraków 2010.

  37. J. Eisler, Zarys dziejów politycznych Polski 1944-1989, Warszawa 1992.

  38. N. Davies, Boże Igrzysko. Historia Polski, Wydawnictwo Znak, Kraków 2010. s. 949.

  39. S. Korboński, W imieniu Kremla, Wydawnictwo IPN, Warszawa 2017.

  40. A. Dudek, Wybory czerwcowe 1989 – Dudek o Historii, www.youtube.com, [data dostępu 15-09-2023].