Zmiany to wielka szansa tego świata

Ilustracja: Zuzanna Jacewicz
Artykuł ukazał się w 7. numerze kwartalnika „Młodzi o poli

Ostatnie lata przynoszą niepokój i lęk, ale również konieczność przedefiniowania wielu priorytetów. Unia Europejska, która miała stać się podstawą dla nowego ładu politycznego i społecznego w Europie, przeżyła kilka wielkich kryzysów. Brexit, który ostatecznie dokonał się na początku 2020 roku, był wielkim szokiem. Niedawno minęły dwa lata, odkąd wirus COVID-19 oficjalnie pojawił się w Polsce. Pandemia i spowodowane nią lockdowny wstrząsnęły światem i sprawiły, że wiele rzeczy wywróciło się do góry nogami. Coraz głośniej mówi się o koniecznościach podejmowania działań w kierunku zatrzymania nadchodzącej katastrofy klimatycznej. W drugiej połowie 2021 roku na granicy z Białorusią pojawiły się setki uchodźców, których nie wpuszczono do Polski i UE. Obecnie trwa wojna w Ukrainie, spowodowana atakiem wojsk rosyjskich. Przez polsko-ukraińską granicę wpuszczono do Polski już ponad 2 miliony osób, a prognozuje się, że może być ich jeszcze kilka razy więcej[1]. Setki tysięcy osób starają się pomóc Ukrainie oraz ludziom, którzy z niej przybywają. Sytuacja jest bardzo ciężka, szczególnie, że coraz szerzej prowadzona jest akcja dezinformacyjna, mająca wywoływać panikę, lęk przed wojną oraz niechęć do uchodźców. Współczesność stawia przed nami wiele wyzwań. Kolejne pokazują, że może najwyższa pora zmienić podejście w stosunku do kryzysów i opracować inne metody radzenia sobie z nimi.

Globalizacja to nie jedna kultura

Rozwijający się, globalizujący się świat nie spowodował wcale ogólnej makdonaldyzacji, tak jak niektórzy to sobie wyobrażali. To prawda, że w wielu miejscach na całym świecie możemy zjeść w tym samym fastfoodzie i popić tym samym napojem gazowanym, ubrać się w te same ubrania co osoba zza oceanu. To jednak tylko powierzchniowy skutek globalizacji. Przede wszystkim jednak spowodowała ona silniejsze powiązanie ze sobą lokalnych problemów. Możemy dostrzegać teraz, jak połączone są ze sobą naczynia światowego porządku. Działa to na wszystkich płaszczyznach: kryzys wybuchający w jednym miejscu powoduje panikę na największych giełdach po drugiej stronie świata. Wirus rozpowszechnia się błyskawicznie, powodując globalną epidemię oraz setki tysięcy zgonów na całym świecie. Reklamy emitowane w Europie, nakłaniające do jedzenia słodyczy zawierających olej palmowy, przyczyniają się do wymierania populacji orangutanów.Decyzje konsumenckie odbijają się na warunkach pracowników lub mieszkańców w różnych miejscach na całym świecie. Dotyczy to branży spożywczej, w tym gigantów takich jak Nestle czy Coca-Cola Company, ale również firm odzieżowych, które promują nieustannie fast-fashion. Marka Shein zyskuje na popularności, chociaż jest firmą, która zupełnie nie dba o środowisko – każdego dnia wypuszcza na swoją platformę setki nowych produktów w bardzo niskich cenach, charakteryzujących się równie niską jakością[2]. Jest to nie tylko nieekologiczne, ale również nieetyczne, jeśli spojrzy się na to, w jakich warunkach pracują osoby produkujące te ubrania. Tymczasem co roku na chilijskiej pustyni Atakama ląduje ok. 39 ton nowej, nieużywanej i często ciągle ometkowanej odzieży, która nie sprzedała się na amerykańskim i europejskim rynku[3]. Coraz więcej mówi się o śladzie węglowym, ale z drugiej strony coraz bardziej popularne stają się sklepy online, które dostarczają nam produkty z drugiego końca globu. Również takie, które zupełnie nie przejmują się dbaniem o swoich pracowników, jak na przykład Amazon. Jego pracownicy to często osoby starsze lub renciści, których nie stać na ubezpieczenie lub spłatę długów. Pracują bez wytchnienia po kilkanaście godzin dziennie, bez odpowiednich przerw[4]. Ostatni przypadek śmierci w Polskim oddziale zakończył się umorzeniem śledztwa z powodu stwierdzenia braku nieprawidłowości. Tymczasem współpracownicy i żona zmarłego opowiadali, że skarżył się on na zmęczenie, zbyt ciężkie warunki pracy – nie miał nawet prawa usiąść, by odpocząć, bo krzesełka w Amazonie związane są łańcuchami[5]. Próby walki o lepsze warunki pracy są tłumione, w zakładach nie dopuszcza się do rozwoju związków zawodowych – a ze ścian dalej śmieje się hasło firmy: Work hard, have fun, make history – pracuj ciężko, baw się, twórz historię.

Zglobalizowany świat to również częstsze migracje, których kierunki zależą często od warunków oraz historii kraju czy regionu. Dlatego kierunkiem wybieranym przez migrantów i uchodźców tak często jest dawny kolonizator, Europa. Rodzi to wiele obaw Europejczyków oraz lęków, które przekładają się następnie na ksenofobiczne, rasistowskie i bardzo ekskluzywne postawy. Są one do tego stopnia wrogie, że granice Europy określa się mianem najbardziej śmiertelnych na świecie[6]. Zamknięcie granic jednak nie powoduje końca problemów, ale dalsze ich narastanie, szczególnie, że nierówności wewnątrz nawet bardzo jednorodnych społeczności pogłębiają się. Rośnie rozwarstwienie w poziomie dochodów, ochrony miejsca pracy (choćby przez takie miejsca jak Amazon), istnieją olbrzymie problemy z wykluczeniem komunikacyjnym.

Konserwatyści stoją na stanowisku, że należy dbać o własną kulturę – że globalizacja prowadzi do rozpadu dawnych wartości i tradycji. Obawiają się, że napływ migrantów spowoduje upadek cywilizacji [europejskiej], przez co dominować zacznie kultura przybyszy, lub że powstanie jedna multi-kulturowa społeczność charakteryzująca się brakiem poszanowania dla wartości kluczowych dla rodzimej kultury. Wydaje się jednak, że współczesny świat nie prowadzi obecnie wcale do tworzenia jednej kultury, ale właśnie współistnienia wielu różnych w obrębie tego samego terytorium. Społeczności rozbijają się na mniejsze grupy i funkcjonują obok siebie. Konieczne jest, by nauczyć się, że to różnica oraz różnorodność jest wyznacznikiem współczesności i musimy zacząć z nią żyć.

Poświęcenie na każdym kroku

Niepokój lub opór, który niesie za sobą możliwość zmiany, nie jest niczym niesamowitym. To naturalne, że ludzie odczuwają swoisty lęk przed tym, co nowe. Krok w nieznane może przynieść dużo niespodziewanego. Pojawia się strach przed stratą, zagrożeniem. Czasem jednak okazuje się, że nie możemy już dłużej tkwić w tej samej sytuacji. Status quo nie zawsze jest możliwy do utrzymania. Niekiedy jedyną opcją staje się ruszenie z miejsca – ponieważ tylko zmiana naszej pozycji daje nam szansę na przetrwanie. W takiej sytuacji znajdują się często uchodźcy, postawieni pod ścianą. Jednak ta ewentualność może mieć wiele innych wymiarów. Jesteśmy już niemal zmuszeni do zmiany wielu naszych nawyków, by powstrzymać katastrofę klimatyczną. Rezygnujemy z niektórych elementów naszej codzienności, by zaangażować się w inne działania – obecnie są to najczęściej formy pomocy Ukraińcom, którzy masowo przybywają do Polski. Zmiany towarzyszą nam bardzo często, ale są w różny sposób odbierane. Niektórzy widzą je jako szansę, nowe możliwości, dla innych to konieczność poświęcenia się, oddania czegoś własnego, rezygnacji z przywilejów albo praw. Takie osoby bronią się przed nimi za wszelką cenę. Nie widzą przy tym często, że swoją postawą szkodzą nie tylko innym, ale również sobie.

Najbardziej oczywistym przykładem osób, które opierają się zmianom jako groźnym, są konserwatyści. W swoim przekazie często przedstawiają to, co nowe, jako niebezpieczne – stąd przekaz o zdemoralizowanym Zachodzie, który zatracił swoje wartości w wyniku modernizacji. Opierają się wielu elementom: zagrożeniem może być dla nich in vitro czy aborcja. Poświęceniem stają się nakładane normy środowiskowe, które mają służyć ekologii. Zagrożeniem dla tożsamości stają się prawa osób LGBTQIA. Dlatego prawo do zawierania małżeństw jednopłciowych jest atakiem na tradycyjny model rodziny. Zmiana, która nie wpływa bezpośrednio na wybrany przez siebie styl życia, i tak staje się poświęceniem. Są ku temu dwa powody: pierwszym z nich jest, że zmiana jest po prostu stresująca. Tym bardziej gdy posiada się dominującą pozycję społeczną. Pojawia się wtedy lęk przed utratą własnego statusu (szczególnie, gdy zyskujemy pewność, że posiadamy ekskluzywny dostęp do swego rodzaju dóbr luksusowych). Jest on tym silniejszy, gdy wewnętrznie dotyka nas wiele nierówności – podbudowuje się własny status poprzez świadomość, że inni nie mają tego, co my. Pojawia się myśl, że widocznie na to zasłużyliśmy, zapracowaliśmy sobie, że nam się coś po prostu należało. Drugim powodem jest celowa, błędna, polityczna perspektywa, która przedstawia prawa jako przywileje. Dotyczy to nie tylko praw osób LGBTQIA, ale wszystkich aspektów. Widzimy to w dyskusji dotyczącej praw człowieka, gdy nie chronimy uchodźców lub migrantów, którzy nie są biali, chrześcijańscy itd. Dochodzi do tego w momencie, gdy katastrofą klimatyczną są zagrożone w pierwszej kolejności tereny nieeuropejskie. Pojawia się, gdy chcemy kupić kolejny sprzęt czy kolekcję mody, a pracownicy korporacji są wyzyskiwani. W każdej z tych sytuacji ujawnia się partykularyzm, wybiórczość, z jaką traktuje się pozornie powszechne prawa – nie należą się one wszystkim, znajduje się kolejne wymówki, by pozbawić ich innych.

Zamiłowanie konserwatystów do tradycji często sięga wręcz irracjonalnie daleko i przejawia się w postaci fobii lub absurdalnych problemów. Zagrożeniem może być wszystko: korporacje, które wspierają mniejszości seksualne, kulturowe, lub rozpoczynają akcje ekologiczne (często na zasadzie pink lub greenwashingu), albo rysownicy filmów animowanych, którzy zmniejszyli piersi króliczki Loli, co oburzyło wielu fanów postaci, w tym posła Artura Dziambora. Okazało się, że wcześniejszy biust definiował (cytat!) zaj*biste dzieciństwo, natomiast obecny jest wynikiem politycznej dyktatury[7]. Poseł Konfederacji, który sprzeciwia się tęczowej propagandzie, polegającej na seksualizacji dzieci, tęskni za większymi piersiami animowanego zwierzęcia. W Stanach Zjednoczonych skandal wywołała z kolei firma produkująca czekoladowe drażetki. Korporacja Mars zapowiedziała, że zmienia wizerunek reklamowych postaci M&M’s, tak by dostosować je do zmieniającego się świata – miały być one bardziej gender inclusive. Postaci nie zmieniono jednak bardzo; dorysowano im nowe sportowe buty, zmniejszono wysokość obcasa – w zasadzie to tyle. Sama firma chyba lekko przesadziła z oświadczeniem o odświeżeniu czekoladowych wizerunków, ponieważ niewiele różnią się one od swoich starszych wersji. To jednak wystarczyło, by oburzyć prezentera Fox News oraz wiele profili na Twitterze. Nieszczęsny, niebinarny M&M’s to już wszystko na co zasługujemy, głosił nagłówek materiału emitowanego w prime time w amerykańskiej telewizji. Tucker Carlson, redaktor, narzekał, że zielony M&M’s nie nosi już szpilek tylko ohydne sneakersy. Co gorsze jednak, brązowy zupełnie przestał być seksowny i nikogo już nie podnieca[8]. Znów problemem okazała się zmiana, która nie powinna nikogo zajmować, ponieważ właściwie niewiele się zmieniło. Już na pewno jednak nie w takim stopniu, że pojawia się poczucie krzywdy oraz straty.

Powyższe dwa przykłady są niemal śmieszne, jednak obrazują dobrze schemat, w którym istniejemy jako społeczeństwo. Media, politycy, wyprowadzili dyskusję na poziom dyskursywny, w którym nie dotykamy często prawdziwych problemów, lecz ich sedno sprowadzamy do przepychanki, w której główną stawką staje się właśnie poczucie krzywdy i straty, a z drugiej strony zysku. Działa to bardzo negatywnie na sferę publiczną, ponieważ blokuje zmiany, które mogłyby przysłużyć się całemu społeczeństwu. Tak na przykład niechętnie przyjmowane są przepisy oraz inicjatywy, które mają na celu walkę ze zmianami klimatu. Niejedzenie mięsa jest w tym wypadku rezygnacją z przyjemności, jeżdżenie zbiorkomem zamiast samochodem pozbawianiem komfortu itd.

Nie tylko konserwatyści stają się ostojami opierającymi się zmianie. Jej przeciwnikami mogą być całe społeczeństwa, grupy polityczne itd. Warto również przyjrzeć się z tej perspektywy Polsce, w której istnieje silna pamięć dotycząca szkody oraz krzywdy, a także powracające poczucie konieczności poświęcenia w wyniku zewnętrznych ataków. Spowodowane jest to przede wszystkim przeszłością i doświadczeniem zaborów. Krzywda pojawiała się, gdy państwa dookoła rozwijały się, a Polacy nie posiadali nawet własnych instytucji. Kolejna – gdy w czasie II Wojny Światowej niepodległa od dwóch dekad Polska została najechana z dwóch stron, a później trafiła za żelazną kurtynę. Przez tę przeszłość przebija również poczucie o konieczności opieraniu się zmianom – w końcu to właśnie poprzez trwanie w historii udało utrzymać się polskość i wytworzyć poczucie narodowej tożsamości w XIX i na początku XX wieku[9]. W końcu gdy dochodziło do zmian ustrojowych w Polsce, w wyniku transformacji ucierpiało ekonomicznie i społecznie bardzo wielu obywateli kraju, co doprowadziło do przekonania, że zmiany nie są niczym dobrym i, co bardzo ważne – trzeba korzystać z tego, co jest i co udało się dostać. Ponieważ jeśli nie my – to skorzysta z tego ktoś inny. W ogólnym rozliczeniu nic się nie zmieni, a jednostkowo tylko na tym stracimy.

Zmiana jako szansa, nie poświęcenie

Otworzenie społeczeństwa na zmiany jest możliwe. Nie oznacza to wcale, że zmiany nie będą same w sobie stresujące i nie będą powodowały napięć społecznych albo konfliktów. To naturalne, a co więcej – potrzebne. Nie należy dążyć do społeczeństwa biernego, które będzie przyjmowało bez komentarza kolejne projekty, ustawy, zmiany. Chodzi o to, by było gotowe do zmian i rozumiało, że są one dobrą koniecznością. By umiało w następnym kroku wspólnie ustalić, jaki kierunek jest najbardziej pożądany w danym momencie. Wyobraźmy sobie, jak bardzo mogłoby się różnić społeczne postrzeganie problemów, gdybyśmy byli otwarci na to, co nowe.

Zacznijmy od zmian klimatu. Obecnie w Polsce istnieje silny dyskurs szkody, krzywdy. Buduje się obraz, w którym od Polaków i Polek wymaga się “poświęcenia”. Budzi to opór i sprzeciw społeczny. Wszyscy mogli rozwijać gospodarkę, korzystając z własnych zasobów naturalnych, w tym węgla, ale teraz Polsce chce się zabrać tę możliwość. Pojawiają się wrogie głosy dotyczące nałożenia wyższego podatku na mięso, tak by ograniczyć jego spożycie. Jest to traktowane w kategoriach kary. Taką narrację podtrzymuje nie tylko ekipa rządząca, ale i media – nie tylko publiczne. Tymczasem do Polaków można byłoby wyjść z innym przekazem. Byłaby to linia mówiąca o szansie, możliwościach i nadziei. Powinna dotyczyć wartości ważnych dla Polaków, ale ciągle pozytywnych, a pozostawić z boku aspekt tak bardzo często wykorzystywanego w kraju zewnętrznego atakującego, tutaj pod postacią Brukseli bądź przywódców ze szczytów klimatycznych. W przypadku zmian klimatycznych warto może byłoby odwołać się do troski o zdrowie własne i rodziny poruszyć kwestie takie jak szansa na lepsze powietrze, zdrowsze nawyki żywieniowe, mniej zanieczyszczony klimat. Jeżeli takie korzyści nie przemawiają, dotrzeć do ekonomicznych: w długiej perspektywie tańsza energia (skoro już istnieje przekaz, że za 60% ceny energii elektrycznej odpowiada UE, może trzeba byłoby podjąć kroki, żeby ta cena spadła?), zachowanie rodzinnych, polskich krajobrazów, rozwój turystyki itd. Można nawet odwołać się do poświęcenia, jednak poświęcenia pozytywnego, które w Polsce ma bardzo silne konotacje. Oddać kawałek własnych korzyści dla dobra ojczyzny, kraju i państwa. Z perspektywy zabiera się nam należy przejść do my dajemy i my dostajemy.

Dotyczyć to może wielu innych płaszczyzn, nie tylko ekologii. W taki sposób można byłoby podchodzić do ustawodawstwa dotyczącego mniejszości seksualnych, kulturowych czy religijnych. Społeczeństwo, które jest bardziej złożone, zyskuje. Dla każdego znajduje się w nim miejsce, posiada większe możliwości działania kolektywnego, a oficjalne struktury są lepiej kontrolowane prawnie. Warto również podkreślić, jak wiele przestrzeni w dyskusji politycznej zyskałoby społeczeństwo, gdyby doprowadzić do zmian, na które w Polsce traci się lata spędzone na konfliktach dzielących społeczeństwo. Zamiast poświęcać czas na ideologiczne spory, można byłoby przejść do praktycznych sposobów rozwiązania ich. Oczywiście taka sytuacja bierności i wewnętrznego skłócenia opłaca się politycznie – ponieważ zajęte społeczeństwo nie zwraca uwagi na inne problemy w kraju lub działania rządzących. Dlatego tym ważniejsze jest przebudzenie społeczne, edukacja obywatelska i pokazanie, że nie jest to jedyna możliwość. Realna zmiana jest możliwa i nie jest wcale tak trudna przeprowadzenia. Dowodem na to jest prędkość, z jaką zdecydowano o otwarciu granic dla uchodźców z Ukrainy.

Obecna sytuacja, spowodowana wybuchem wojny w Ukrainie, pokazała, że społeczeństwo jest gotowe do zmian. Nagły skok mobilizacji, by nieść pomoc potrzebującym, udowodnił, że społeczeństwo nie musi stać w miejscu i debatować miesiącami nad tym, co zrobić z ludźmi koczującymi na granicy. Trzeba to wykorzystać i rozciągnąć na życie społeczne w Polsce. Pokazać, że wierzymy w dobro wspólne, możemy pomagać – jednak trzeba to zrobić też instytucjonalnie, by działało również w przyszłości, gdy zwykłym obywatelom zacznie brakować sił i środków. By obowiązywało nie tylko w chwili najpoważniejszego kryzysu, ale obejmowało również dziesiątki uchodźców z innych państw, dalszych kulturowo, koczujących na wszystkich granicach. W końcu należy zobaczyć, że posiadamy możliwości działania na wszystkich frontach: politycznym, społecznym, artystycznym czy sportowym i możemy wykorzystywać je zawsze. Nie tylko wtedy, gdy sytuacja dotyczy Europy, białych i chrześcijańskich osób. Jest to dobry przykład na to, jaka przepaść panuje pomiędzy realnymi możliwościami politycznymi a stanem polskiej klasy politycznej. Decyzję o wpuszczeniu uchodźców podjęto szybko, a społeczeństwo jest do tego pozytywnie nastawione, organizuje się oddolnie, wyszukuje kolejne możliwości wsparcia. Natomiast, na co zwraca uwagę wiele NGOsów, rząd pozostaje bierny – ze strony państwowej nie pojawiają się skuteczne formy pomocy. Obecny entuzjazm należałoby spróbować przekuć w zorganizowanie stałych, wypracowanych metod, procedur i instytucjonalnych rozwiązań – w przeciwnym wypadku szybko wypali się, a w jego miejscu powstaną kolejne frustracje i pola do nieproduktywnych debat dzielących społeczeństwo.

Mamy dziś też szansę na lepszą integrację europejską – taką, która zjednoczy przede wszystkim ludzi, a nie instytucje; grupy i społeczeństwa, a nie partie i organizacje. W tym momencie pojawiła się szczelina, dzięki której możemy zobaczyć, że więcej nas łączy, niż dzieli. Świat różnorodny może być oparty na wspólnych wartościach wychodzących z praw człowieka, w którym dla każdego znajdzie się miejsce. Przed społeczeństwami europejskimi wiele wyzwań, ale też i wiele rozczarowań. Jeżeli zareagujemy odpowiednio, cierpliwie, pozwolimy sobie popełniać błędy, ale będziemy mieli jako cel stworzenie bardziej otwartego świata, to będzie krok w dobrym kierunku. Będzie często przerażająco, niepewnie. Potkniemy się zapewne wiele razy – bo nie ma jednej, dobrej drogi. Jednak odkrywanie kolejnych to już wiele. Zmiana i tak po nas przyjdzie – możemy się na nią przygotować i nie zostawiać nikogo poza pokładem, pozbawionego bezpieczeństwa, albo okopać się w tym, co było i być podzieleni i słabsi.

By zmianę traktować jako szansę, a nie poświęcenie lub zagrożenie, należy popracować nad sposobami komunikacji, prowadzenia dyskusji, ale również i edukowania najmłodszych pokoleń. To często właśnie w szkole, w podręcznikach i lekturach, zaszyte są wzorce zachowań, pożądane postawy. Od tego najniższego szczebla należy zacząć. Jednak odpowiedzialność za ten ruch w kierunku zmiany spoczywa na wszystkich, którzy czują, że są jej podmiotem. Na wszystkich tych, którzy czują, że w obecnym świecie nie zawsze jest dla nich miejsce. Komunikować w inny sposób mogą wszyscy ci, którym przeszkadzają seksistowskie żarty (a bez nich będziemy czuli się wszyscy bezpieczniej), którzy chcieliby mieć większe prawo do bycia sobą, chcieliby żyć w bardziej różnorodnym lub zdrowszym i bardziej ekologicznym świecie. Wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za zmianę, ale musimy mieć też przy tym świadomość, że to wspólna podróż – dajmy sobie miejsce na błędy, niezgodę, poszukiwanie innych rozwiązań. Najważniejsze, to spróbować mówić o niej jako czymś dobrym, niosącym nową nadzieję. Pokonać bariery, które są w nas i otworzyć się na inne. Nie zostawiać w tyle tych, którzy zmiany się boją, lecz próbować przekonać ich do tego, że razem wszyscy na tym zyskamy.

  1. Straż Graniczna: Do Polski przybyło ponad 922 tys. uchodźców z Ukrainy, Dziennik Gazeta Prawna, 06.03.2022 r.

    https://www.gazetaprawna.pl/wiadomosci/kraj/artykuly/8372898,straz-graniczna-uchodzcy-z-ukrainy.html, dostęp: 07.03.2022 r.

  2. Łukasz Łachecki, “Diabeł ubiera się na Shein. Czy strona z ciuchami może zniszczuć świat?”, poptown.eu, 03.09.2021 r., https://poptown.eu/diabel-ubiera-sie-na-shein-czy-strona-z-ciuchami-moze-zniszczyc-swiat/, dostęp: 07.03.2022 r.

  3. “Pustynia Atakama zmieniona w toksyczne śmietnisko. Zdjęcia przerażają”, onet.pl, 12.11.2021 r., https://podroze.onet.pl/przyroda/chile-tony-niechcianych-ubran-na-pustyni-wstrzasajace-zdjecia/h2wq8tv, dostęp: 07.03.2022 r.

  4. Jessica Bruder, “Nomadland”, Wydawnictwo Czarne, Warszawa 2019 r.

  5. “Poznań. Śmierć pracownika magazynu Amazon.Wdowa składa zażalenie na umorzenie śledztwa.”, Polsatnews.pl, 16.12.2021 r., https://www.polsatnews.pl/wiadomosc/2021-12-16/poznan-smierc-pracownika-magazynu-amazon-wdowa-sklada-zazalenie-na-umorzenie-sledztwa/, dostęp: 10.03.2022 r.

  6. Reece Jones, “Violent borders. Refugees and the right to move”, Verso, London, 2016.

  7. Anna Dryjańska, natemat.pl, 06.03.2021 r., Poseł Konfederacji nie kryje oburzenia. Chodzi o mniejszy biust królika z kreskówki”, https://natemat.pl/342333,lola-z-kosmicznego-meczu-posel-artur-dziambor-oburzony-mniejszym-biustem, dostęp: 07.03.2022 r.

  8. Darragh Roche, Newsweek.com, 22.01.2022 r., https://www.newsweek.com/tucker-carlson-mocks-mms-gender-inclusive-rebrand-characters-fox-news-1671898, dostęp: 07.03.2022 r.

  9. Krzysztof Pomian “Europa i jej narody”, wydawnictwo słowo/obraz/terytoria, Gdańsk 2009, str. 267.