Kobiecość to ciało; ciało to seks; seks to coś nieprzyzwoitego.[1]
Wymiar polskiej kobiecości politycznej jest niczym Rów Mariański: wiemy, że istnieje i mamy mgliste pojęcie, co może obejmować, ale wciąż to za mało zbadany obszar, żeby móc go wykorzystać. W tym celu prześledziłam różne przypadki performowania kobiecości i tworzenia tożsamości polityczek przez media, wykorzystując przykłady kobiet ze skrajnie innych punktów kompasu politycznego: Beaty Szydło, Izabeli Jarugi-Nowackiej i Magdaleny Ogórek.
„Polityczka” a „kobieta-polityk”
Agnieszka Graff w książce Świat bez kobiet. Płeć w polskim życiu społecznym[2] wspomina o liczbie kandydujących na jedno stanowisko polityczek, która jest potrzebna, by rozróżniać je na podstawie ich programu wyborczego, nie zaś wyglądu czy przypisywanych im przez media cech. Parafrazując: jedna polityczka w otoczeniu kilku mężczyzn-polityków w trakcie debaty jest od nich odróżniana jedynie poprzez swoją płeć — i w ten sposób właśnie przedstawiają ją media i prasa. Jest to kobieta, na którą się głosuje (lub nie), ponieważ jest kobietą — nie posiada innych cech szczególnych, nie posiada programu wyborczego, a jej wypowiedzi nie są brane pod uwagę. W prasie robi się przegląd jej strojów, na portalach społecznościowych głosuje na najbardziej stylową fryzurę czy torebkę. Nie jest społecznie odbierana jako polityczka, ale jako „maskotka” drużyny, swojej partii. Zostaje powołana do kampanii wyborczej jako polityk, ale z uwzględnieniem faktu, że jest kobietą, co — według jej ugrupowania — ma ocieplić wizerunek partii zarówno pod względem równości, jak i „wrodzonej sympatii” kobiet. Jest to typowa kobieta-polityk. Taką tendencję można zobaczyć w kampanii prezydenckiej z roku 2020, kiedy Platforma Obywatelska wystawiła Małgorzatę Kidawę-Błońską na swoją kandydatkę (po paru miesiącach niskich wyników sondażowych „wymieniono” ją na młodszego i bardziej charyzmatycznego Rafała Trzaskowskiego). W przypadku dwóch kobiet dynamika relacji w polityce się zmienia, ponieważ zostają ze sobą medialnie skonfrontowane: są ukazane jako rywalki, które stają do walki o uwagę, a ich współzawodnictwo ma ekscytować widzów (jest to „marketing” skierowany głównie do mężczyzn). O ile w tym przypadku bardziej zwraca się uwagę na ich program polityczny, to wciąż rozróżnia się je na zasadzie „kobieta 1” i „kobieta 2” — a ich różnice — wyglądu, zachowania, sposobu wypowiadania się — są w mediach mocno podkreślane, by naszkicować jeszcze ciekawszy obraz dwóch pań z „męskiego świata polityki”. Dopiero w przypadku trzech (i więcej) kobiet kandydujących na dane stanowisko, można mówić o faktycznej reprezentacji. W tym przypadku utarte stereotypy przestają funkcjonować; utrudnia się przedstawianie ich jako kobiet nastawionych przeciwko sobie, nie są już „skłóconymi koleżankami”, a zwykłymi kontrkandydatkami politycznymi.
Jeśli więc utworzyć spektrum, którego jednym końcem będzie „kobieta-polityk” a drugim „polityczka”, na pierwszym końcu można umieścić te kobiety, które w polityce postrzegane są tylko ze względu na swoją płeć, na drugim natomiast te, które postrzegane są głównie poprzez swoje działania polityczne, czyli między innymi to, jakie zmiany chcą wprowadzać i co — a nie jak — sobą reprezentują. Ich wygląd i wyobrażenia mediów na temat ich prywatnego życia schodzą na drugi plan, bo dla potencjalnych wyborców i wyborczyń nie to jest najistotniejsze.
Beata Szydło. Matka Polka, czyli o naszej Żelaznej Damie
Beata Szydło, prezeska Rady Ministrów w Polsce w latach 2015-2017, początkowo wspierała Andrzeja Dudę w wyborach prezydenckich w 2015 r., a po jego wygranej rozpoczęła własną kampanię do Sejmu, która okazała się skuteczna. Dzięki swojej wytrwałej pracy i organizowaniu kampanii wyborczej Dudy, zwróciła na siebie szczególną uwagę swojej partii i została powołana na stanowisko premierki. Wśród kobiet z otoczenia Andrzeja Dudy w trakcie kampanii wyborczej w 2015 roku, to właśnie o Szydło pisano w „Gazecie Wyborczej” najwięcej artykułów. W porównaniu do czternastu tekstów o żonie, matce i córce Andrzeja Dudy razem wziętych, na temat Szydło powstało 26 tekstów[3].
Beata Szydło nie jest postrzegana jak „typowa” kobieta w przestrzeni publicznej. Przedstawienie kobiet wiąże się zazwyczaj z fenomenem tzw. „męskiego spojrzenia” (ang. male-gaze), przekonania, że kobiety służą temu, by zaspokoić męskie oko (na różne sposoby; m.in. estetycznie czy seksualnie), więc prezentuje się je w sposób wystarczająco atrakcyjny. Jednak Szydło odbiega od takiej percepcji: zamiast być przedstawiana jako atrakcyjna dziewczyna, jest przedstawiana jako pocieszna kobieta — matka, która słusznie zadba o Polaków i Polki w przypadku wygrania wyborów. Jest postacią nieseksualną (czego nie należy mylić z „aseksualną”, ponieważ jej faktyczna tożsamość psychoseksualna nie powinna grać istotnej roli), dzięki czemu nie odbiera się jej jako potencjalnej partnerki seksualnej — nie doszukuje się w niej cech erotycznych. W swojej analizie kampanii parlamentarnej na Lubelszczyźnie w 2015 r. Agnieszka Łukasik-Turecka pisze: Jako żona, która wychowała dwóch synów (w tym jednego na księdza), prowadziła dom, pracowała w miejskim domu kultury i poznała zwyczajne życie, jest bardziej przekonująca w głoszeniu nowych haseł wyborczych PiS[4], zwracając uwagę na dominującą rolę Szydło jako matki również w życiu prywatnym. Wobec takiego wrażenia trudno jest ją postrzegać jako potencjalną kochankę czy żonę; automatycznie zestawia się ją więc z figurą matki. Dbając o mir domowy i swoich synów, symbolizowała troskę o całą Polskę, którą jej powierzono. Polski symbol Matki Polki, patriotycznej kobiety poświęcającej się dla rodziny, w szczególności dla swoich dzieci i zapewnienia im dobrej przyszłości w kraju, wpisuje się w wizję Beaty Szydło — czy bardziej tego, jaki wizerunek był przez nią i jej partię kreowany. Konserwatywne poglądy, umiłowanie tradycji, wychowanie jednego ze swoich synów na księdza, dbanie o „sprawę polską”, wyznanie katolickie i obiekcje do walki o równość płci zarysowują dokładny szkic Szydło jako alegorii zmęczonej i heroicznej kobiecej postaci mitycznej.
Jednak być kobietą to nie lubić władzy; mieć władzę — to zrezygnować z kobiecości, konkluduje Agnieszka Graff[5]. Gdy więc Beata Szydło przejęła władzę, niejako wyrzekła się swojej kobiecości. Nie weszła jednak całkowicie w rolę męską. Graff wspomina o idei „3M”: miłość, małżeństwo, macierzyństwo — zestaw wartości, który można przypisać Beacie Szydło w jej działalności politycznej. W trakcie jej rządów była przedstawiana jako osoba zdecydowana i staranna. Konserwatywno-prawicowe poglądy jej partii, prezydenta Dudy i jej samej wpływały na twarde i dyskryminujące poglądy odnośnie osób LGBTQ+ czy osób uchodźczych. Tak jak Margaret Thatcher za swoich czasów w Wielkiej Brytanii, tak również Beata Szydło została okrzyknięta nieugiętą, konserwatywną i jednocześnie matczyną „kobietą-polityk”. Jej zdanie o samej sobie odbiega jednak mocno od wrażenia, które starała się sprawiać. W swojej analizie obecności wizerunków kobiet w polskich wyborach prezydenckich w 2015 r. w artykułach „Gazety Wyborczej” Katarzyna Brzoza wspomina słowa Beaty Szydło: Wiem, mówią, że jestem nudna i nijaka. Ale wolę być taka, uczciwie pracować, niż budować karierę na fajerwerkach.[6]
Izabela Jaruga-Nowacka. Feministka, polityczka, działaczka
Druga z wybranych polityczek, Izabela Jaruga-Nowacka, jest przykładem osoby zaangażowanej politycznie, ale przede wszystkim działającej społecznie i oddolnie. Jako polityczka Unii Pracy, która później częściowo przekształciła się w Sojusz Lewicy Demokratycznej, była obecna w walce o prawa kobiet, o prawa mniejszości, o poprawienie sytuacji ekonomicznej wśród osób najbiedniejszych oraz o obecność polityków i polityczek w kwestiach najbardziej palących społeczeństwo — od samego początku swojej działalności[7]. Nie bała się używać słowa „feministka”, którym chętnie samą siebie określała, a w Manifach (demonstracjach o charakterze feministyczno-aktywistycznym) brała udział prawie od samego początku ich istnienia. W ten sposób przez wielu została zapamiętana jako osoba wychodząca z Sejmu, spotykająca się z ludźmi i wysłuchująca ich głosów, co pozytywnie wpłynęło na jej wizerunek.
Jaruga-Nowacka była zaangażowana w działalność feministyczną od lat 80. Dopiero w 2001 roku powołano ją na stanowisko pełnomocniczki rządu ds. równego statusu mężczyzn i kobiet, gdzie pracowała przy trzy lata, by następnie zostać wicepremierką i ministrą polityki społecznej. Szczególnie mocno podkreślała wagę feminatywów, o które walczyła na każdym stanowisku, na którym urzędowała. Jarudze-Nowackiej zdarzało się nazywać samą siebie „pierwszą ministrą”, zwracając uwagę na rewolucyjność żeńskiej formy językowej i tego, do jakiego stanowiska mogą dotrzeć kobiety w polityce (i nie tylko). Jak pisze Beata Maciejewska: Mówiło się o »żeńskich końcówkach Jarugi«, bo to ona konsekwentnie wprowadzała w obieg język równościowy[8] i dalej: Rzeczywiście »ministra« na razie nie przyjęła się w języku. Ale na przykład »posłanka« — już tak — mówi Małgorzata Tkacz-Janik, działaczka polityczna i społeczna. – A przecież, gdy Izabela Jaruga-Nowacka w latach 90. weszła po raz pierwszy w skład polskiego parlamentu i zwracała uwagę, by nazywać ją posłanką, nazwa ta kojarzyła się głównie z posłaniem. A dziś jest ona w codziennym użyciu.[9]Dlatego tym bardziej przykro się czyta się na stronie Jarugi-Nowackiej na Wikipedii zwroty takie jak: „polska polityk”[10], „była pierwszym pełnomocnikiem”[11] czy „była ministrem”[12]. Jednak sama rewolucyjność tej kobiety została przez ludzi zapamiętana i dziś jest kojarzona z walką o istotne społecznie kwestie.
Osoby działające równolegle do Izabeli Jarugi-Nowackiej określały ją mianem kompetentnej, pięknej i feministycznej[13], podkreślając trudność pełnienia kilku ról społecznych na raz: dbającej matki, kochającej i ciepłej żony, silnej polityczki. Jej opisy, zwłaszcza te spisywane po śmierci, zdają się opowiadać o idealnej kobiecie, umiejącej łączyć wszystkie powierzone jej zadania. Warto przytoczyć chociażby fragment, który oddaje zachwyt Beaty Maciejewskiej nad posłanką: Piękna, mądra, wykształcona, wrażliwa, z wyrazistymi poglądami i wiedzą. Na dodatek spełniona żona i matka. Kobieta, która na sejmowej mównicy prezentowała merytoryczne argumenty przeciwko wysyłaniu wojsk do Afganistanu, wieczorami chodziła z mężem na spacery z psami, siadała z rodziną przy dużym stole, żeby porozmawiać o minionym dniu, a przed świętami lepiła pierogi. Kobieta, która w każdej przestrzeni swojego życia potrafiła się zrealizować.[14] Autorka tekstu śmiało zarysowuje swoje wyobrażenie życia Jarugi-Nowackiej, w którym wręcz szokuje zderzenie domowej gospodyni i polityczki podejmującej decyzje w najtrudniejszych kwestiach. Jest w tym pewne idealizowanie jej postaci, co jednak nie jest dziwne, biorąc pod uwagę typ publikacji, do której teksty zostały napisane (księgi pamięciowej po tragicznej śmierci Jarugi-Nowackiej w katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem). Jeśli Beata Szydło jest „Matką Polką”, to w tym przypadku Izabelę Jarugę-Nowacką można porównać do superwoman, żeńskiego odpowiednika supermana, który na co dzień incognito bohatersko ratował świat, prowadząc jednocześnie życie spokojnego, mało popularnego dziennikarza, którego nikt nie podejrzewałby o niesamowite zdolności. Jaruga-Nowacka, kobieta, którą pamięta się z jej rewolucyjnych działań, stała się super-człowiekiem i w ten sposób zapisała w zbiorowej pamięci.
Magdalena Ogórek. Działaczka lewicy, ideolożka prawicy
Z ostatnią, trzecią polityczką, sprawa przedstawia się zdecydowanie trudniej. Wynika to między innymi ze zmieniającej się pozycji politycznej Magdaleny Ogórek. Jej kariera rozpoczęła się od działalności w Sojuszu Lewicy Demokratycznej, jednak po wyborach w 2015 r., w których zresztą Ogórek startowała jako przedstawicielka SLD, zaczęła publicznie popierać Andrzeja Dudę oraz jego partię, a niedługo później stała się czołową ideolożką prawicowych mediów. Tygodnik „Polityka” opisuje jej działalność jako jedną z najdziwniejszych karier dekady i poszukiwanie nowego sposobu na istnienie w polityce.[15] Jak więc doszło do tego, że Magdalena Ogórek przeskoczyła na drugą stronę barykady, nie tylko sympatyzując ze swoimi niedawnymi przeciwnikami, ale także zmieniając własne poglądy?
Analizując przypadek Ogórek, można sięgnąć po mitologiczną postać tzw. trickstera (z ang.: przechera, szachraj), która pojawia się w różnych kulturach, szczególnie u rdzennych ludów Ameryki. Trickster to niejednoznaczna i sprytna osoba, która zajmuje się łamaniem zasad, sprzeciwia się ustalonym normom i porządkom, funkcjonując na granicy — zazwyczaj mitologicznego dobra i zła. Przez swoją niejednoznaczność oraz zmienianie obozów politycznych (finalnie trafiając do Telewizji Publicznej), Magdalena Ogórek sprawia wrażenie osoby oderwanej od wszelakich partii i działającej raczej dla siebie — w ten sposób opisuje ją Agata Nowakowska z „Gazety Wyborczej”, pisząc: […] zachowuje się jak wolny elektron, samodzielny byt polityczny. Luźno – jeśli w ogóle – związany z SLD.[16] W trakcie kampanii prezydenckiej w 2015 r. Ogórek traktowano bardzo chłodno, nie wróżąc jej jakiegokolwiek prawdopodobieństwa zwycięstwa. Co więcej, krytykowano sposób prowadzenia jej kampanii, jej wystąpienia, program wyborczy, udział w debacie, a nawet widziano w niej powód problemów całej ówczesnej lewicy i rozpadu SLD[17].
Dosyć dziwnej obrony Magdaleny Ogórek podjęła się jedna z dziennikarek, Dominika Wielowieyska, w swoim tekście Dajmy Ogórek szansę. Tusk też był kiepski na starcie[18], pisząc: Jest powszechnie wyśmiewana i właśnie to może sprawić, że wiele osób zagłosuje na nią choćby z przekory. Łaska wyborców na pstrym koniu jeździ. (…) Wzbudza zazwyczaj negatywne emocje i jest powszechnie krytykowana: niepoważna, bez dorobku, jest instrumentem w ręku Leszka Millera i jego ludzi. Nie chce konfrontacji z mediami, bo niewiele ma do powiedzenia. (…) Może jednak w komentarzach publicystów jest ślad uprzedzeń, że blondynka ze sztucznie wydłużonymi rzęsami nie może mieć nic do powiedzenia i nigdy niczego się nie nauczy? (…) A fala niechęci i lekceważenia, jaka przewaliła się w mediach ogólnopolskich, szczególnie w tabloidach, może przynieść skutek odwrotny do zamierzonego. To może wzmocnić w ludziach poczucie, że ta dziewczyna jest niesłusznie niszczona za to, że jest młoda i ładna.[19]
W ten sposób dochodzimy do kwestii jednej z najważniejszych przy omawianiu obecności Magdaleny Ogórek w mediach, bowiem zwraca się uwagę głównie na jej wygląd. Przez perspektywę powierzchowności jej kariera polityczna jest niekiedy kompletnie skreślana (co Wielowieyska nazywa „falą niechęci i lekceważenia”), innym znów razem podkreślana i wyszczególniana. W ten sposób znów zawracamy do spoglądania nie na polityczkę, a na kobietę-polityka, która pojawia się na scenie politycznej z powodu faktu, że jest kobietą. W tym jednak przypadku trudno powiedzieć, czy taki był cel owej kampanii prezydenckiej z 2015 roku, czy był to zwyczajnie element kultury patriarchalnej spoglądającej „męskim spojrzeniem” na kobietę ubiegającą się o stanowisko prezydentki. Widać jednak, że wątek zachodniego kanonu piękna i wpisywania się w niego przez Magdalenę Ogórek pozostawał bardzo żywy również po wyborach prezydenckich; jeszcze w 2017 roku pod artykułami na jej temat można było znaleźć nienawistne komentarze odnoszące się bezpośrednio do wyglądu Ogórek, co miało być próbą wyrażenia swojej niechęci do samej jej osoby: Ta pani Ogórek z cieniutkimi nóżkami i rączynami , z zapadnięta klatka piersiową , z fryzurą ala uczennica i ubierająca sie jak mała dziewczynka jest po prostu żałosna.[20] [pisownia oryginalna]. Wygląd Magdaleny Ogórek wykorzystywany jest do prób jej wykpienia i niezgodzenia się z jej polityką czy wartościami przez różne osoby, co jest wygodne, zwłaszcza gdy zamieszcza się tak nieprzyjemne rzeczy anonimowo w sieci: Typowa blondyna traktowałam ją kiedyś poważnie ale jak można tak nisko upadać i tak się sprzedać za parę srebrników[21] [pisownia oryginalna]. Na pierwszy komentarz „plusem” zareagowało 561 osób, na drugi 33.
Matka Polka, superwoman i trickster. Gdzie są te kobiety?
Wszystkie trzy przypadki, skrajne i zupełnie różne, zarysowują szerszą perspektywę przedstawiania kobiet w polityce polskiej. Środki masowego przekazu cały czas ulegają stereotypom i potrzebom przypisania jakiejś roli kandydatkom. Odbywa się to nagminnie — i to nie tylko w Polsce. Warto przypomnieć sobie chociażby lata 90. w Wielkiej Brytanii, czyli szczyt zainteresowania członkami i członkiniami brytyjskiej rodziny królewskiej. Księżna Diana, będąca swojego rodzaju polityczką (pełniącą rolę publiczną na rzecz państwa), pomimo wystąpień i działalności charytatywnej była rozpoznawana jedynie na skutek swoich ubrań, a jej „revenge dress”, którą założyła tuż po pojawieniu się w mediach informacji o zdradzie jej męża, urosła do ikonicznego wydarzenia popkultury. Jak bardzo byśmy nie chcieli odejść od przedmiotowego traktowania kobiet, wciąż jest do tego daleko — i w przypadku polityki nie ma wyjątku.
Można więc doszukiwać się cech wspólnych między prezentowaniem „kobiecości” u Beaty Szydło, Izabeli Jarugi-Nowackiej i Magdaleny Ogórek. Co jednak ciekawsze, to próba umieszczenia ich w spektrum „kobieta-polityk a polityczka”, ponieważ to na tej osi rozgrywa się główna różnica bohaterek. Można próbować obronić tezę, że każda z wyżej wymienionych kobiet była bardziej polityczką niż kobietą-politykiem, ponieważ stał za nią program wyborczy, decyzje polityczne, próba rywalizacji z innymi politykami i polityczkami; jednak w przypadku Magdaleny Ogórek trudno jest postawić ostateczną opinię. Każdej również można przypisać jedną z symbolik: czy będzie to miłująca tradycję, swój kraj i dzieci „Matka Polka”, czy będzie to silna i bohaterska superwoman, czy może samodzielna i luźno związana z jakimikolwiek grupami tricksterka — każda wyróżnia się szczególnym podejściem do swojej działalności i prowadzi polityczną aktywność w sposób typowy dla siebie. Należy natomiast zwrócić uwagę, by podejście do polityczek, jak i kobiet-polityków, było otwarte i pełne chęci zrozumienia, nie zaś było próbą ich uciszenia czy wykluczenia, co jeszcze bardziej by ograniczyło obecność kobiet w polityce — zarówno bierną, jak i aktywną. Już teraz, patrząc na statystyki reprezentacji kobiet w polskim Parlamencie, chciałoby się zawołać: gdzie są te kobiety? Bo chciałoby się, żeby były — konserwatywne lub nie, prawicowe lub lewicowe, stałe w swoich poglądach lub zmieniające partie, działaczki uliczne lub piszące sprawozdania, obecne lub nieobecne, demonstrujące lub nie — ale żeby były i reprezentowały nas wszystkie.
[1] Agnieszka Graff, Świat bez kobiet. Płeć w polskim życiu publicznym, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2001, s. 44.
[2] Ibidem.
[3] Katarzyna Brzoza, Kobiety w polskich wyborach prezydenckich 2015 na przykładzie publikacji „Gazety Wyborczej”, w: Polskie wybory 2014-2015: kontekst krajowy i międzynarodowy — przebieg rywalizacji — konsekwencje polityczne, red. M. Kolczyński, t. 1 (S. 352-369), Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego, Katowice 2017, s. 362.
[4] Agnieszka Łukasik-Turecka, Beata Szydło vs Ewa Kopacz, Elżbieta Kruk vs Joanna Mucha: kampania kobiet w: Oblicza wyborów: Studia wyborcze i analizy kampanii parlamentarnej w 2015 roku na Lubelszczyźnie, Wydawnictwo KUL, Lublin 2016.
[5] Agnieszka Graff, Świat bez kobiet…, s. 50.
[6] Katarzyna Brzoza, Kobiety w polskich wyborach prezydenckich 2015 na przykładzie publikacji „Gazety Wyborczej”, w: Polskie wybory 2014-2015: kontekst krajowy i międzynarodowy — przebieg rywalizacji — konsekwencje polityczne, red. M. Kolczyński, t. 1 (S. 352-369), Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego, Katowice 2017.
[7] Beata Maciejewska, Katarzyna Kądziela, Zuzanna Dąbrowska (red.), Drogi równości: Izabela Jaruga-Nowacka — polityczka, feministka, działaczka lewicy, Fundacja Przestrzenie Dialogu, Gdańsk 2011.
[8] Ibidem, s. 29.
[9] Ibidem.
[10] Izabela Jaruga-Nowacka, pl.wikipedia.org, https://pl.wikipedia.org/wiki/Izabela_Jaruga-Nowacka#cite_note-9, dostęp z 11 czerwca 2023.
[11] Ibidem.
[12] Ibidem.
[13] Drogi równości: Izabela Jaruga-Nowacka…, s. 21.
[14] Ibidem, s. 22.
[15] Malwina Dziedzic, Magdalena Ogórek: teraz lwica prawicy?, „Polityka” z 21 czerwca 2016, s. 22.
[16] Agata Nowakowska, Ogórek wyślizgnęła się Sojuszowi, „Gazeta Wyborcza”, 17 kwietnia 2015, za: Katarzyna Brzoza, Kobiety w polskich wyborach prezydenckich 2015 na przykładzie publikacji „Gazety Wyborczej”, w: Polskie wybory 2014-2015: kontekst krajowy i międzynarodowy — przebieg rywalizacji — konsekwencje polityczne, red. M. Kolczyński, t. 1 (S. 352-369), Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego, Katowice 2017.
[17] Katarzyna Brzoza, Kobiety w polskich wyborach prezydenckich 2015 na przykładzie publikacji „Gazety Wyborczej”, w: Polskie wybory 2014-2015: kontekst krajowy i międzynarodowy — przebieg rywalizacji — konsekwencje polityczne, red. M. Kolczyński, t. 1 (S. 352-369), Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego, Katowice 2017, s. 361.
[18] Dominika Wielowieyska, Dajmy szansę Ogórek. Tusk też był kiepski na starcie, „Gazeta Wyborcza”, z 20 marca 2015.
[19] Ibidem, za: Katarzyna Brzoza, Kobiety w polskich wyborach prezydenckich 2015 na przykładzie publikacji „Gazety Wyborczej”, w: Polskie wybory 2014-2015: kontekst krajowy i międzynarodowy — przebieg rywalizacji — konsekwencje polityczne, red. M. Kolczyński, t. 1 (S. 352-369), Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego, Katowice 2017, s. 361.
[20] Komentarz użytkownika „bogu” z 27 grudnia 2017 pod artykułem Kamila SIkory, Katoliczka, feministka, hipokrytka. Magdalena Ogórek promuje w TVP bohatera skandalicznego nagrania, „Wirtualna Polska. Opinie” z 27 grudnia 2017, https://opinie.wp.pl/katoliczka-feministka-hipokrytka-magdalena-ogorek-promuje-w-tvp-bohatera-skandalicznego-nagrania-6202851755616385a, dostęp z 24 marca 2023.
[21] Ibidem, komentarz użytkownika „Krybo” z 6 stycznia 2018.