Hanna Janasik: Na początek. Od czego zaczęła się Twoja działalność społeczna?
Julia Kaffka: Od prospołecznego środowiska. Nie ma czegoś takiego jak „osobowość prospołeczna”. Niektórzy rodzą się ze słuchem absolutnym. Każdy z nas rodzi się z potencjałem do bycia prospołecznym, bo jest to wpisane w ludzką naturę. Będąc częścią społeczeństwa wartościującego życzliwość i wzmacniającego poczucie, że ludzie wzajemnie sobie pomagają, jesteśmy bardziej skłonni sami się tak zachowywać. Moi rodzice sprawili, że reagowanie na krzywdę innych istot było dla mnie tak oczywiste, jak zakładanie butów przed wyjściem z domu. Uczyli mnie tego nie tylko w teorii, ale też w praktyce np. zabierając do schronisk dla zwierząt, żeby wyprowadzać psy na spacery. Dosłownie przed rozmową z Tobą czytałam list, który napisałam jak miałam kilka lat. Proszę w nim Mikołaja i Panią Mikołajową o to, żeby „fszyscy ludzie byli szczęśliwi”. Chęć pomagania innym była ze mną od kiedy pamiętam. Pierwsze samodzielne działania społeczne… Tak na poważnie zaczęły się w liceum, kiedy zostałam samozwańczą liderką projektu społecznego.
Czy to był projekt w ramach zwolnionych z teorii?
Tak. Zobaczyłam reklamę sponsorowaną fundacji Zwolnieni z Teorii na Facebooku. Zachęcali w niej do zrobienia projektu społecznego, a tym samym „działania dla innych i uczenia się dla siebie”. Projekt społeczny z definicji ZWZT to każda, nawet najmniejsza inicjatywa, która przyczynia się do rozwiązywania problemów, z jakimi zmaga się współczesne społeczeństwo. Pracuje się w maksymalnie dziesięcioosobowych zespołach. Chciałabym móc powiedzieć, że zainspirowałam osoby do pracy ze mną, ale bardziej je zmusiłam – nie żartowałam z tą samozwańczą liderką.
Czyli chęć do działania masz tak naprawdę od dzieciaka i dalej się to utrzymuje…
Często słyszałam, że mam w sobie nieskończone pokłady dziecięcej naiwności. Dla mnie to była i jest nadzieja, dzięki której – za słowami Mahatmy Ghandiego – widząc niesprawiedliwość w świecie mogę być zmianą, którą chcę w nim zobaczyć. Warto zaczynać od nadziei. Trudne emocje, takie jak gniew, złość czy lęk mogą być solidnym starter-packiem motywacji do działania na rzecz zmiany. Jednak jeśli zaangażowanie ma utrzymać się przez dłuższy czas, konieczne są emocje bardziej pozytywne (Brown i Pickerill, 2009; Tausch i Becker, 2013). Idąc z myślą głośnej książki Aleksieja Jurczaka, o korupcji późno-radzieckiej kultury: wszystko wydaje się na zawsze, aż przestaje takie być. Musimy być w stanie wyobrazić sobie, że porządek społeczny może być inny. Wtedy nadzieja sprawi, że chętniej zaangażujemy się w działania mające go zmienić. Ja tej swojej „dziecięcej naiwności” aka nadziei nigdy nie zatraciłam.
Myślisz, że ta motywacja ma swój limit? Czy masz czasem momenty, w których chciałabyś to wszystko rzucić w kąt?
Natalia Sarata z RegenerAkcji powiedziała mi kiedyś, że mamy tzw. rękę dawcy i biorcy. One muszą żyć w symbiozie. Nie możemy dopuścić do sytuacji, w której będziemy wyłącznie dawać coś innym, nie biorąc nic dla siebie, bo to ścieżka prowadząca do wypalenia aktywistycznego. Żeby dzielić się zasobami z innymi, w pierwszej kolejności sami musimy te zasoby mieć. Sprawdza się tu też słynna „metafora samolotowa” – w razie niebezpieczeństwa maskę tlenową najpierw zakłada się sobie, a dopiero potem dziecku. Żeby mu pomóc, najpierw musimy pomóc sobie. Z działalnością społeczną jest dokładnie tak samo – chcąc być dla innych, powinniśmy też być dla siebie.
Trochę zboczyłyśmy z torów. Spotkałyśmy się dzisiaj żeby porozmawiać o początkach Akcji Menstruacji, czyli fundacji która początkowo była projektem w ramach zwolnionych z teorii. Jak to się wszystko zaczęło i dlaczego akurat ubóstwo menstruacyjne?
Brałam udział w programie mentoringowym organizowanym przez Zwolnionych z Teorii. 20 dziewczyn podzielono na czteroosobowe zespoły i zadano nam pytanie: „Jaki problem społeczny chcecie rozwiązać?”. Nasz zespół wybrał ubóstwo menstruacyjne, chociaż podczas pierwszej burzy mózgów trzy głosy były na „tak”, a jeden na „nie”. Ja byłam tą czarną owcą, która chciała zająć się innym tematem.
Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw! Mimo wszystko chciałabym Cię jeszcze trochę podpytać o początki fundacji. Jestem ciekawa, czy były jakieś przeszkody z którymi się spotkałyście?
Na start odwrócę pytanie. Byłyśmy pierwszymi osobami, które zajęły się tym tematem na taką skalę w Polsce. W tym samym czasie za granicą – w tym w krajach europejskich – działało już wiele organizacji walczących z ubóstwem menstruacyjnym czy wdrażano różnego rodzaju legislacje rozwiązujących ten problem. Dlatego miałyśmy łatwość w dwóch rzeczach: zdobywaniu partnerstw i wzmianek medialnych. Producentom podpasek było na rękę współpracować z pierwszą polską organizacją zajmującą się ubóstwem menstruacyjnym. Temat był kontrowersyjny, a co za tym idzie „klikalny”, więc media też nas lubiły. Miałyśmy więc zasoby do tego, żeby działać. Pierwszy mur trudny do przeskoczenia został zbudowany przez internautów, którzy podważali istnienie problemu i sens naszych działań. Nasza misją było przekonywanie nieprzekonanych, więc starałyśmy się merytorycznie odpisywać na komentarze odsyłając zainteresowane osoby do raportów czy innych danych.
Od pierwszej zbiórki podpasek zorganizowanej w 2019 roku do marca 2023 wydarzyło się dużo – zarówno w mentalności Polek i Polaków, jak i w naszym sposobie działania, czy strukturze zespołu. Z czteroosobowego projektu społecznego, Akcja Menstruacja stała się kilkunastoosobową fundacją. Aktualnie prezeską jest Paula Wasiluk, która jest jedną z pierwszych osób, które dołączyły do naszego zespołu.
Kończąc naszą rozmowę. Jakie trzy rady dałabyś młodym osobom, które chcą działać społecznie ale nie wiedzą jak zacząć?
Warto szukać.
Szukać – offline i online. Pytać nauczycieli w szkole, czy pomogą nam znaleźć przestrzeń, w której moglibyśmy działać. Wpisywać w wyszukiwarkę interesujące nas frazy (np. „prawa człowieka”, „fundacja”, „Trójmiasto”) i przeglądać różne strony internetowe. Pisać do konkretnych osób zajmujących się danym tematem z prośbą o poradę… Informacje o możliwości zaangażowania nie spadną nam z nieba – musimy aktywnie ich poszukiwać.
Warto próbować.
Działać społecznie też trzeba się nauczyć, żeby robić to mądrze. A niepowodzenia są składową każdego procesu uczenia się. Jednak nawet doświadczonemu społecznikowi może nie udać się zebrać 100% potrzebnej kwoty na zrzutce. Nie każdy protest wywalczy zmiany systemowe. Czasem możemy się bardzo starać i robić wszystko co w naszej mocy, a to i tak może się nie udać i to normalne. Po prostu tak długo, jak będziemy mieć do tego zasoby, warto walczyć o ważne dla nas rzeczy i nie być obojętnym.
Warto doceniać własne starania.
Małe działanie może być o dużej zmianie. Możemy nie zmienić całego świata, ale możemy zmienić czyjś świat. Każde działanie jest ważne – bez względu na to, czy pomaga się globalnie, czy lokalnie i czy zapisuje się na okładkach New York Timesa, czy wyłącznie w cudzych sercach.
Super! Bardzo dziękuję Ci za tę rozmowę 🙂